Piękny
sen skończył się w momencie, w którym otworzyła oczy. Błogość, radość i
euforia, wszystko to przeminęło na rzecz bólu i strachu. Gwałtownie nabrała
powietrza unosząc się do pozycji siedzącej. Zamazane wspomnienia zeszłej nocy
powracały w małych kawałkach. Ścisnęło ją w żołądku jakby miała zaraz
zwymiotować. Nie jadła już od kilku dni, a w jej żyłach płynął alkohol. Głowa
niemiłosiernie jej pulsowała jakby ktoś od środka walił młotem o ściany jej
czaszki. Złapała się za skronie i przetarła twarz. Znajdowała się w jakimś
małym, ciemnym pokoiku. Po podłodze walały się nieokreślonego kształtu graty i
ubrania. Ona natomiast spoczywała na grubym, obszarpanym materacu, przykryta
cienkim kocem. Jako, że nie znała tego miejsca w normalnych okolicznościach
zaczęłaby panikować, ale strach wdarł się do jej serca z innego powodu. To co
wczoraj się wydarzyło… To co ona zrobiła…
- O Boże. – szepnęła nabierając
powietrza
Zdecydowanie nie była sobą.
Stawała się jakąś inną, nieprzewidywalną istotą. Nie panowała już nad sobą.
Była pewna, że jej czyny i myśli nie wypływały jedynie z odurzenia, nie
całkowicie. Mroczna część jej jestestwa przejęła inicjatywę, sprawiając, że
obojętność stawała się dla niej zabawna. Jak mogła normalnie funkcjonować skoro
nie miała nad sobą kontroli?
Miała wrażenie, jakby obudziła
się ze snu. Spoglądała wstecz na samą siebie z odrazą i przerażeniem. Zupełnie
jakby oglądała film, w którym musiała odgrywać jakieś chore role. Problemem nie
było jedynie szaleństwo w klubie, ale ogół.
Tym co przerażało ją najbardziej
były jej własne odczucia. Miłość, współczucie, czy choćby czułość zdawały się
odległe niczym gwiazdy na nocnym niebie. Zupełnie jakby znajdowały się poza jej
zasięgiem. Myślała o Kevinie, Chrisie lub Drake’u i nie czuła nic. Jakby w
ogóle nie była z nimi związana. Nic pozytywnego nie pojawiało się w jej sercu,
ani umyśle oprócz smutku i złości na samą siebie. Jak ona mogła tak ich
traktować? Dlaczego już dłużej jej na nich nie zależało? Chciałaby wraz z
widokiem przyjaciela na jej twarzy pojawiał się uśmiech, tak jak dawniej. To
było niewykonalne i za to zaczynała się nienawidzić. Nie zasługiwali na taką
obojętność z jej strony.
Nagle drzwi się otworzyły. Alison
odskoczyła w kąt, nie wiedząc kogo właściwie powinna się spodziewać. Do środka
wkroczył Jake i niepewnie na nią spojrzał.
- Alison? – zaczął
Ręce jej się trzęsły, a oczy
piekły od nieprzelanych łez. Nawet tego nie potrafiła. Demoniczny jad niszczył
ją całkowicie, pozbawiając wszystkiego co czyniło ją człowiekiem. Objęła się
ramionami i osunęła na podłogę, chowając twarz.
Była niezdolnym do uczuć
potworem. Tak desperacko pragnęła jakoś temu zapobiec, ale nie wiedziała jak.
Bała się, że ta część, która teraz jakby dała jej odpocząć i pozwoliła wpuścić
odrobinę światła do jej wnętrza, niedługo znowu się wybudzi, sprawiając, że
stanie się okrutną, nieokiełznaną bestią.
Pamiętała radość jaką sprawiało
jej manipulowanie wampira, niepowstrzymywaną euforię i poczucie siły jakie
napędzało ją do ataku na tamtego mężczyznę. Płomienie. Ogień, który spowił jej
ciało.
- Dobra… Widzę, że jesteś
rozdarta. Co takiego się stało?
Nagle na niego spojrzała.
Zacisnęła dłonie w pięści, starając się zapanować nad ich drżeniem. Ponownie
głęboko nabrała powietrza, które nieco oczyściło jej umysł. Zdawała sobie
sprawę z powoli przesiąkającej się do jej wnętrza złości. Wbrew rozsądkowi
pozwalała jej działać.
- Gdzie jest Rain? – spytała
twardo, powoli wstając.
- Yyy… Jest w piwnicy… Trochę
zajęty. – dokończył kiedy minęła go w
wejściu.
Nie miała pojęcia, w którym
kierunku powinna była zmierzać. Metaliczny zapach wdarł się do jej nozdrzy.
Krew. Postanowiła zaufać zmysłom i wkrótce po kilku skrętach, odnalazła drzwi,
za którymi znajdowały się schody prowadzące w dół. Usłyszała brzęk metalu.
Zbiegła po stopniach i z impetem rzuciła się na kolejne drzwi. Ustąpiły od
razu, a ona wparowała do zaciemnionego pomieszczenia. Jasne światło nagiej
żarówki oświetlało przeciwległą ścianę, przy której z rękami wysoko w górze zwisał
znajomy wampir. Był nagi od pasa w górę, a z środka jego klatki piersiowej
wystała zardzewiała i pokrzywiona, metalowa rura. W środku nie było nic więcej
poza bujanym krzesłem, na którym siedział Rain, Alison jednak nie zwróciła na
niego uwagi. Zszokowana wpatrywała się w krew spływającą po bladej skórze mężczyzny,
którego tak umiejętnie wczoraj zwiodła. Jego głowa była spuszczona, a włosy
ubrudzone i wilgotne. Alison nie była pewna czy jeszcze żył.
- Co…? Co tutaj się dzieje? –
odparła na bezdechu
Rain spojrzał na nią przelotnie,
po czym z powrotem powrócił do spokojnego bujania się na krześle.
- Jesteście nienormalni. –
pokręciła głową
Cokolwiek planowali,
jakichkolwiek informacji potrzebowali, miała to gdzieś. To ona wpakowała w to
tego wampira i nie zamierzała stać bezczynnie kiedy go torturowano. Zacisnęła zęby
i podbiegła do jak się okazało ledwo przytomnego więźnia. Sięgnęła do jego
kajdan i już miała je zerwać, kiedy Rain gwałtownie ją odciągnął.
- Co ty robisz? – warknął
- A na co to wygląda. – syknęła
Chciała go wyminąć, ale ponownie
jej przeszkodził.
- Nie zrobisz tego.
- Chcesz się przekonać?
Nie odpowiedział. Jego
kryształowe oczy z uporem się w nią wpatrywały. Tym razem i ona nie miała
zamiaru ustąpić. Niezbyt delikatnie odepchnęła go na bok, pozostawiając sobie
wolną drogę do więźnia. Nim zdążyła choćby dotknąć łańcuchów, mocne szarpniecie
powaliło ją na podłogę po drugiej stronie pomieszczenia.
- Wracaj na górę! – rozkazał
Odgarnęła włosy i jednym skokiem
uniosła się na nogi. Złość zamieniała się w gniew dodając jej siły i pewności
siebie.
- Zejdź mi z drogi!
Napiął mięśnie tym samym dając
znak, że nigdzie się nie wybiera. Ruszyła w jego stronę i z impetem uderzyła w
niego całym ciałem. Oboje upadli na ziemię, ale to Rain pierwszy się pozbierał.
Skoczył na nią unieruchamiając jej ręce i nogi.
- Radzę się uspokoić. – odparł
- Chrzań się. – splunęła mu w
twarz
Wytarł policzek o ramię zupełnie
nieprzejęty jej wybuchem. Zaczęła się wyrywać, ale okazał się dla niej za
silny. Mimo jego poleceń nie zamierzała się uspokajać. Jego blokujący uchwyt
jeszcze bardziej ją denerwował. Niedługo musiała czekać kiedy jej skóra stanęła
w ogniu. Z początku się przestraszyła, ale i tym razem płomienie nie robiły jej
krzywdy. Rain lekko się odsunął chcąc ich uniknąć, ale jego uścisk, ani na
chwilę się nie rozluźnił.
- Widzę, że spodobała ci się nowa
umiejętność. Mnie też spalisz żywcem? – warknął
Nagle do niej dotarło, co w ogóle
robi. Szeroko otworzyła oczy ze strachu, starając się jakoś zapanować nad
ogniem, który spowił jej ciało. Rain zauważył w niej zmianę i niemal od razu ją
puścił. Skoczyła na równe nogi z przerażeniem patrząc na własne ręce. Ogień
powoli wygasał.
Atak drgawek ponownie ogarnął jej
ciało. Trzęsła się jak galareta, zżerana przez poczucie winy. Spojrzała na
stojącego naprzeciwko Raina. Jego skóra była zaczerwieniona i pokryta pęcherzami.
- Ja… - brakowało jej powietrza,
a serce ponownie przyspieszyło
- Posłuchaj… - zaczął spokojnym
głosem, powolnym krokiem zmierzając w jej stronę
- Nie zbliżaj się. – odskoczyła
pod ścianę – Ja … Nie…
Oddech jej się rwał. Kręciła
głową spanikowana. Spojrzała na własne dłonie. Wyglądały tak zwyczajnie i
niegroźnie, podczas gdy potrafiły stanąć w ogniu, raniąc bliskie jej osoby.
Wiedziała, że jest obserwowana i to nie tylko przez Raina. Przypięty łańcuchami
wampir również patrzył na nią lekko zszokowany.
Nie wytrzymała presji. Rzuciła
się biegiem z powrotem na górę. Otworzyła pierwsze drzwi jakie napotkała i
wbiegając do środka natychmiast je za sobą zamknęła. Słysząc za sobą
przyspieszone kroki przekręciła zamek, wiedząc że zapewne i tak by ich nie
powstrzymał. Zarówno Rain jak i Jake byli obdarowani nadnaturalną siłą. Drewniane
wrota długo nie stawiałyby oporu.
Małe pomieszczenie okazało się
łazienką, w nie lepszym stanie niż reszta domu. Zagracona i brudna. Alison bez
wahania weszła do wąskiej wanny i odkręciła zimną wodę. Lekki strumień kropli
spływał na nią z góry z słuchawki prysznica. Poczuła przyjemny chłód, który
studził jej rozpaloną skórę. Nikogo nie
spali jeśli będzie siedzieć w wodzie. Już nikogo nie zrani.
- Alison otwórz drzwi. –
usłyszała stanowczy głos Raina – Nie ma co panikować.
Histerycznie się zaśmiała. To
jego skóra była poparzona, a to ją próbował uspokoić. Nie zamierzała wychodzić.
Zakryła twarz dłońmi, załamana. Dlaczego to było takie trudne? Nie radziła
sobie pod żadnym względem. Ani fizycznie, ani psychicznie. Była do niczego. Nie
mogła ryzykować, na siłę starając się coś zmienić. To i tak nie miało sensu, bo
na końcu i tak ktoś cierpiał. Chociaż ona nie czuła miłości, ani współczucia, to
jednak fakt, że kogoś skrzywdziła wypalał dziurę w jej sercu. Jeszcze nigdy
czegoś takiego nie doświadczyła, nawet w najgorszych momentach swojego życia,
nigdy nie czuła tak fizycznego bólu, spowodowanego przez żal i złość na samą
siebie.
Wanna powoli napełniała się zimna
wodą. Zakręciła kran i zanurzyła się pod jej taflę. Przyjemny chłód rozchodził
się po jej ciele docierając do każdego miejsca. Kontury łazienki były zamazane
i zniekształcone przez wciąż poruszającą się wodę.
Piekący ból w jej wnętrzu nie
złagodniał, a wręcz przeciwnie nasilił się, z czasem jednak zaczęła go
ignorować. Nie wiedziała jak i kiedy, ale nagle wszystko zanurzyło się w
ciemności.
*
* *
Gwałtownie
nabrała powietrza wynurzając się z lodowatej wody. Oddech miała przyspieszony,
a serce niemiłosiernie tłukło się o jej żebra. Wyskoczyła z wanny jak oparzona
i drżąc z zimna oparła się o umywalkę. Coś ciemnego mignęło jej w lusterku.
Spojrzała na własne odbicie. Oczy i kark miała pokryte w czarnych liniach i
plamach, jakby ktoś pomalował ją farbą. Zaczęła żywiołowo przemywać twarz, ale
dziwne malowidła nie schodziły. Były niczym tatuaże, niemożliwe do starcia. Po
kilku bezowocnych minutach zwyczajnie się poddała.
Odczekała
trochę nasłuchując odgłosów z domu i jednocześnie wyrównując oddech. Dookoła
panowała podejrzana cisza. Mimo obaw, odważyła się nacisnąć na klamkę i wyjść z
łazienki. Korytarz pozostał ciemny i pusty. Nie tracąc czasu na niepożądane
obawy i zwariowane myśli ruszyła ponownie do piwnicy. W drodze na dół postanowiła
jedno, nie będzie tracić czasu na przemyślenia, które tylko rujnują jej
psychikę. Będzie działać i żyć, skoro i tak nic innego jej nie pozostało.
Tym
razem pomieszczenie na dole było niestrzeżone. Rain gdzieś zniknął zostawiając
przypiętego więźnia samego. Wampir wyglądał jeszcze gorzej niż ostatnio.
Bardziej blady i zmizerniały. Do nastroju dokładał się również sterczący z jego
piersi krzywy, zardzewiały pręt. Podeszła bliżej i uniosła jego głowę. Oczy
miał przymknięte ze zmęczenia, ale był świadomy.
- Trzymaj się. – szepnęła –
Wyciągnę cię stąd.
Sięgnęła wyżej do jego kajdan i
zaczęła się z nimi mocować. Z jego gardła wydobył się słaby pomruk.
- Co mówiłeś?
- Wyjmij to. – nakazał słabo.
Niepewnie spojrzała na groźnie wyglądający pręt. – Musisz… mocno… pociągnąć.
Rana dookoła stalowej nawierzchni
powoli zaczynała się goić przez co wszystko wyglądało jeszcze paskudniej.
Zupełnie jakby metal wrósł się w jego ciało. Wyciągnięcie tego nie mogło być
łatwe, a tym bardziej przyjemne. Alison nie myśląc dłużej oderwała kawałek
własnej koszulki i włożyła mu do ust.
- Staraj się nie krzyczeć. –
poleciła tak cicho jak tylko potrafiła
Lekko kiwnął głową i zacisnął
powieki przygotowując się na ból. Zacisnęła dłonie wokół pręta i głęboko
odetchnęła. Musiała go wyciągnąć za pierwszym razem. Szybko i gwałtownie.
Zaparła się stopami i napięła mięśnie, ciągnąć z całej siły. Wampir gwałtownie
odchylił głowę do tyłu, ale nie wydał żadnego dźwięku. Alison niemal nie upadła
na ziemię, kiedy zobaczyła co trzyma w dłoniach. Brudny pręt nie tyle był
powykręcany, co rozchodził się na trzy części, niemal zakleszczając w ciele
więźnia. Nie musiała patrzeć na jego klatkę piersiową by wiedzieć jak jest źle.
Nie czekając dłużej zerwała kajdany. Wampir bezwładnie upadł w jej ramiona.
- Niestety, ale nie mam krwi.
Będziesz musiał jakoś to przetrwać. Tylko nie trać przytomności, proszę.
Zarzuciła sobie jego rękę przez
ramie i na wpół pociągnęła go w stronę schodów.
- Co ty robisz? – spytał
zachrypniętym głosem
- Ratuję cię. Zamilcz i ładuj się
po schodach na górę.
Gramolenie się po stopniach było
tak trudne jak przewidziała. Wampir niemal w ogóle nie trzymał się na nogach.
Alison prawie musiała go wnosić. Kiedy udało im się dotrzeć do drzwi, Alison
była zlana potem. Czuła się coraz słabiej, nawet nie pytała jak było z jej
towarzyszem. Wzrok mu się rozjeżdżał mimo, że na siłę próbował zachować
przytomność.
Zatrzymała się w korytarzu by
złapać oddech. Kiedy była w stanie znowu normalnie oddychać, z zarzuconym na
ramię wampirem skierowała się do drzwi. Znalezienie wyjścia nie trwało długo,
bo rozkład mieszkania był w miarę prosty, chociaż przedzieranie się przez
porozrzucane wszędzie graty było trudniejsze i nie tak dyskretne jakby chciała.
Nie zdążyła dotrzeć do wyjścia kiedy rozległ się głos Raina.
- Zdaje mi się, że nasz więzień
nie potrzebuje dodatkowych spacerów.
Gwałtownie się odwróciła, napinając
wszystkie mięśnie. Była gotowa ponownie go zaatakować, ale wolałaby tego nie
robić. Rain stał po drugiej stronie ciemnego pomieszczenia i bacznie ich
obserwował.
- Odpuść. – poprosiła – Nie mogę go
tutaj zostawić. Nie kiedy widzę jak go traktujecie.
- Nie chcę ci przypominać, ale to
ty go zwabiłaś w pułapkę. Jesteś współwinna.
- Wiem. – odparła twardo – I teraz
to naprawiam.
- Chyba nie sądziłaś, że będziemy
mu usługiwać i wtedy szlachetnie powie nam wszystko co wie. To oczywiste, że
musieliśmy go przetrzymać. Gdyby oczywiście zdradził nam to co chcemy wiedzieć,
obyło by się bez tych cierpień.
- Jasne. – splunął wampir –
Zabilibyście mnie od razu jak tylko bym wam powiedział. Znam was bezduszne
potwory. Może i moje serce już dłużej nie bije, ale ja przynajmniej nadal je
mam.
Mimo, że jego słowa były
skierowane do Raina, to Alison zabolały bardziej. Zdawała sobie sprawę, że są
całkowicie prawdziwe.
- Nie obchodzisz mnie mały
krwiopijco. Mam gdzieś, czy umrzesz z mojej ręki, czy jakiegoś innego stwora. Nie
musisz mi wierzyć, ale zamierzaliśmy cię wypuścić i w sumie to nadal
zamierzamy, o ile twoja pseudo wybawicielka nie zabije cię wcześniej.
- Co ty pleciesz? – zdenerwowała się
- Jest środek dnia, geniuszu. Jak
tylko przekroczysz próg tego domu, twój pupilek usmaży się na dużym ogniu.
Alison odruchowo zaczęła się
rozglądać. W środku nie było żadnych okien. Było tak ciemno, że z góry
założyła, że jest noc. Jak zwykle niczego nie przemyślała.
Ramiona powoli zaczynały jej już
sztywnieć. Ostrożnie usadowiła wampira na zaśmieconym fotelu i odwróciła się z
powrotem do Raina.
- Nie pozwolę mu tutaj zostać.
Jak tylko się ściemni, wychodzę czy ci się to podoba, czy nie.
Zaczął powoli iść w jej stronę.
- Rób sobie z nim co chcesz, ale
po tym jak powie nam gdzie miała miejsce pierwsza masakra.
Nachylił się do wampira, który
patrzył na niego spod podpuchniętych powiek.
Alison na chwilę zapomniała o
wampirze i skupiła się na tym, dlaczego był im potrzebny. Nawet przez moment się
nad tym nie zastanawiała, a chyba powinna.
- O jakiej masakrze mówisz?
- To nieistotne.
- Istotne. – uparła się, wchodząc
między niego a wampira.
- Wyjaśnię wszystko jak już
otrzymam to czego chcę.
Bezprecedensowo odepchnął ją na
bok i skierował wzrok na rannego.
- To jak? Zmądrzałeś na tyle, by
otworzyć usta?
- Nic nie wiem. Już ci mówiłem. –
wychrypiał
- Ale? – nie ustępował Rain
Wampir wyglądał na zmęczonego i
było oczywiste, że miał już dosyć tych gierek. Przez kilka minut patrzył
bezczynnie na Raina, jakby rozważał, czy powinien cokolwiek mówić. W końcu
jednak ustąpił.
- Znam kogoś, kto może ci pomóc.