wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 14



Alison zmieszana zerknęła na ciemną fiolkę. Nawet nie próbowała się domyślać co jest w środku chociaż niezmiernie ją to ciekawiło.
- No dobra, ale co teraz? – spytała
- Idziemy do Harpuna. – stwierdził jakby to było oczywiste
- A co z wampirami? Jest noc, dorwą nas w trymiga.
- Dlatego lepiej się pośpieszmy.
Nic więcej nie mówiąc, zwyczajnie się odwrócił i pobiegł wzdłuż ulicy. Najwyraźniej czekała ich dłuższa przebieżka. Nowa zdolność, dzięki której Alison nie męczyła się tak szybko okazała się niezwykle przydatna. Nie zapominała jednak, że to przez demoniczną krew, która płynie w jej organizmie. Nadal była zdania, że nie powinna tego akceptować, ale miało to też swoje plusy, dzięki którym życie było łatwiejsze. Szala mimo wszystko jednoznacznie nie przechylała się na pozytywy, a wręcz przeciwnie. To wad było więcej, ale te obawy Alison już jakiś czas temu zamiotła w najciemniejszy zakamarek umysłu.
Tak jak wcześniej, do klubu weszli tylnym wejściem, tym razem bez większych problemów, ani potrzeby ogłuszania kogokolwiek. Imprezowania była nieco mniej zatłoczona niż zeszłej nocy, co nie oznaczało, że brakowało ludzi. Parkiet był całkowicie zajęty, natomiast znalazło się więcej pustych stolików i lóż. W drodze do jednego z nich Rain chyba trzy razy do kogoś dzwonił, jednak nieskutecznie, co widocznie wzbudzało w nim irytacje. Usiadł na krześle i zaczął nerwowo stukać w drewniany, pozalewany alkoholem blat.
- Widzisz go gdzieś? - Usiadła obok niego wypatrując w tłumie znajomego wampira. – Może nie przyjdzie?
- Przyjdzie. – stwierdził pewny swego.
Minuty mijały, a niezręczna cisza się przedłużała. Oczywiście było słychać mocne bity z głośników, ale zdawały się one być stłumione dla uszu Alison.
- A więc.. – zaczęła, próbując zebrać myśli – Zamierzasz mi powiedzieć, co właściwie się stało i co to za fiolka?
Spojrzał na nią wzrokiem mówiącym, że nie zamierza nic wyjaśniać. Tym razem Alison nie pozwoliła się zbyć. Już za długo nie wie co jest grane.
- Skoro razem z tobą pałętam się nocami po mieście, chyba zasługuję na trochę światła na tą sprawę. Nie każ mi się wszystkiego domyślać.
- W wisiorku jest krew wampirzycy, zanim jeszcze stała się nieśmiertelna. Można z niej wyczytać każde wspomnienie. Jednak do tego potrzebny jest inny wampir.
- I myślisz, że on się na to zgodzi?
- Nie odważy się sprzeciwić. Łatwo może się wydać, że pił ludzką krew, a z jakiegoś powodu ich pani im tego zabroniła. Kary za nieposłuszeństwo bywają okrutne, czasami nawet śmiertelne. Jeśli życie mu miłe zrobi wszystko, by utrzymać to w tajemnicy.
- To podłe. – powiedziała, chociaż krótkie uczucie pogardy minęło zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć. – A czego takiego chcesz się dowiedzieć? Była mowa o jakiejś masakrze? O co z tym chodzi?
Nagle ożywiony uniósł się na krześle. Alison nie zdążyła się obrócić na co patrzy, kiedy pociągnął ja za rękę w stronę tylnego wyjścia.
- Cholera szybcy są. – warknął pod nosem tak cicho, że ledwo go usłyszała.
Jakaś ciemna postać zastawiła im drogę. Dopiero kiedy się odezwała, Alison zdołała go rozpoznać.
- Chodźcie tędy. Otoczyli cały budynek.
Znajomy wampir wyglądał już lepiej niż kilka godzin temu. Już prawie nie kulał, a siniaki zniknęły z jego twarzy. Najwyraźniej ludzka krew zdziałała cuda.
Alison nadal ciągnięta przez Raina, na ślepo biegła przez korytarz. W końcu wpadli do mniejszego pomieszczenia i nagle się zatrzymali. Przed nimi stała sama Hulietta Valdorf, patrząc na nich rozbawionym wzrokiem. Nim którekolwiek zdążyło zareagować, mocne uderzenie w tył głowy pozbawiło ich przytomności. Oboje jak muchy padli nieprzytomni na podłogę.

* * *

               Wybudzenie było tak samo nieprzyjemne jak za każdym razem. Mocny ból głowy, jakby coś szurało o ściany jej czaszki. Do tego zamglony wzrok, który powoli zaczął się klarować. Co im strzeliło do głowy by nie domyśleć się, że to pułapka. Przestraszony, czy nie, wampir zawsze stanie po stronie swoich. Przewidywalnie ich zdradzono, a oni na tyle głupio myśleli, że wszystko pójdzie jak po maśle.
               Kiedy Alison całkowicie wróciła do rzeczywistości, zorientowała się, że jest zamknięta w małej, śmierdzącej wilgocią celi. Rain leżał obok niej, jeszcze pogrążony w stanie nieświadomości. Powoli gramoląc się na równe nogi, starała się dotrzeć do krat. Chwyciła za pręty i poczuła nieprzyjemne pieczenie, jakby włożyła dłonie do rozżarzonego węgla. Gwałtownie się cofnęła i potykając o leżącego Raina runęła z powrotem na twardą ziemię. To przynajmniej wybudziło go ze snu. Skrzywił się, łapiąc za głowę, jakby miał migrenę. Dobrze wiedziała jak się czuł. Dosłownie sekundy temu przeżywała to samo. Chociaż regenerowała się szybko, wspomnienia nie znikały.
- Wstajemy geniuszu. – rzuciła, podsuwając się pod ścianę, jak najdalej od parzących krat. – Śniadanie podano do stołu.
Spojrzał na nią jak na stwora, którego nigdy wcześniej nie widział. Jednak z każdą sekundą docierało do niego, co właściwie się zdarzyło.
- O wy sukinsyny. – syknął, przecierając twarz. – Wypuść nas ty łaknąca krwi, starożytna zołzo! – krzyknął zachrypniętym głosem
- Już ją udobruchałeś? – spytała kąśliwie. Nie odpowiedział. – Naprawdę jestem ciekawa. W końcu na pewno masz jakiś cudowny plan, dzięki któremu się stąd wydostaniemy. Zapewne to, że tutaj jesteśmy też było z góry ustalone w głowie super inteligentnego Raina!
- Zawsze tak skrzeczysz? Mózg mi zaraz wycieknie nosem.
- Tylko w sytuacjach kryzysowych. – odpowiedziała z nieuprzejmym uśmiechem.
- Nie jest źle. – stwierdził oceniając klatkę, jakby analizował drogę ucieczki. Dłużej przyglądał się kratom, aż Alison zaczynała myśleć, że popadł w jakiś trans.
- Parzą, radzę nie dotykać.
Spojrzała na własne dłonie, których czerwień szybko bladła, przywracając skórę do pierwotnego, zdrowego stanu.
- To widać z daleka.  – parsknął – Wiesz dlaczego wampiry to gatunek, którego boję się najmniej? – zapytał wcale nie oczekując jej reakcji.
- Bo masz za mało rozumu pod tą czarną czupryną?
- Są podobne do nas, tylko słabsze. To co szkodzi nam, może zabić również ich. Tak jak w tym przypadku magicznie skonstruowane kraty, które jakimś sposobem transportują oraz przechowują światło słoneczne. To nie łatwa sprawa i całkowicie niewykonalna dla takich pół-mózgów jakimi są wampiry.
- Niewiarygodne jak nisko oceniasz nasz gatunek. – gdzieś blisko rozbrzmiał echem głos Hulietty. Po jakimś czasie Alison była w stanie dostrzec ją w cieniu po drugiej stronie celi, swobodnie opartą o ścianę. – Przeliczyłeś się jednak licząc na to, że nasz Rudolf zdradzi swoją królową. My w przypadku do was znamy swoje miejsce w hierarchii.
- Łatwo to powiedzieć osobie, która stoi na jej szczycie. – skwitował Rain
- Jestem ich królową bo zasłużyłam na ich szacunek. Wy szumowiny, pewnie nawet nie wiecie co to jest. Demony to paskudztwo, które trzeba wyplewić z tego świata. Tak jak zdążyłeś zauważyć nie tylko my tak sądzimy.
- Wybijając dziesiątki waszych?
- To było wieki temu. Gra jest warta świeczki, zwłaszcza, że już tak niewiele zostało. – Spojrzała gdzieś ponad nimi jakby zobaczyła coś na ścianie. – Niedługo będzie świtać. Muszę was pożegnać, ale nie martwcie się. Wkrótce ktoś was odwiedzi.
Chwilę potem zniknęła gdzieś w ciemnościach, pozostawiając po sobie głuchy stukot kroków odbijających się od ścian budynku. Minuty, które trwały zanim zapadła całkowita cisza tylko ukazywały w jak wielkiej budowli są uwięzieni, co jednak nie było pomocne nawet w najmniejszym stopniu.
- Teraz jest ten moment, w którym raczysz mi wszystko wyjaśnić? – zagadała. Nie była już nawet zła tym, że została wykluczona z gry. Niewiedza zaczynała ją męczyć, zupełnie jakby kręciła się w kółko szukając wyjścia, które nie istniało.
Rain usiadł przy ścianie obok i zaczął grzebać po kieszeniach.
- Przynajmniej to mi zostawili. Mogłabyś?
Wyciągnął w jej stronę dłoń, w której trzymał papierosa.
- Nie palę.
- Za to stajesz w ogniu, a tak się składa, że obrabowali mnie z zapalniczki.
- Wybacz, ale to się nie dzieje na zawołanie.
Westchnął głęboko, po czym schował papierosa z powrotem do opakowania.
- Niech będzie. W końcu jesteś w tym wszystkim nowa. – Miała ochotę zacząć się spierać, ale powstrzymała się, widząc, że Rain zbiera siły by w końcu wszystko wyjaśnić. – Nie byłem co do tego pewny, ale po tym co stało się w Jacksonville sprawa zaczynała się naświetlać. Nie potrzebuję znać szczegółów, by złożyć co trzeba do kupy i wysunąć jeden wniosek.
- Nadal nic nie rozumiem. – wtrąciła
- Jesteśmy zamknięci w celi, zdaje się, że będziesz miała mnóstwo czasu. – przerwał na moment - Byłem młody kiedy przywieźli mnie pod skrzydła do Rognera. Przez te lata zdążyłem zauważyć, że jest chorym fanatykiem, ale gdzieś w tej całej obsesji chowały się słuszne badania i obawy. Zainteresował się on demonami nie bez przyczyny. Jest stary jak świat i zdążył zauważyć, że przyrostek nagłych zniknięć demono-podobnych zacząć wzrastać. Ktoś próbuje się ich pozbyć, ktoś kto nie jest byle kim. Niektórzy twierdzą, że to czarownik, inni, że czysta ciemność. Trzy tysiące lat temu na terenie dzisiejszego Aberdeen, kto wie co wtedy tutaj było, o ile w ogóle był tutaj ląd, doszło do pierwszej masakry, w której zginęła jedna trzecia żyjących wtedy czarowników. Rogner podobno był tym, który ledwie uszedł z życiem. Jak dla mnie to ściema, nie może być starszy niż tysiąc lat, ale niech mu tam będzie. Tysiąc lat później to samo stało się z wampirami, a kilka dni temu z wilkołakami w Jacksonville. Podejrzewam, że wampiry wybito gdzieś przy zachodnim wybrzeżu południowej Afryki. Jeśli tak jest, trzy masakry tworzą wzorcowy trójkąt, na tak wielką skalę, że zgromadzona w ten sposób energia, byłaby w stanie zniszczyć całą planetę.
- I myślisz, że ktoś zrobił to wszystko by się was pozbyć, to znaczy nas?
Kiwnął głową.
- Czegoś mu jednak brakuje, ale sam nie mam pojęcia czego. Rogner uważa, że potrzebuje czegoś lub kogoś na tyle potężnego, kto by tą energię skumulował.
Jak Alison przenalizowała to sobie wszystko na szybko, doszła do wniosku, że ktoś musiał zadać sobie wiele trudu i skoro jeszcze nic większego się nie wydarzyło, zdobycie tej odpowiedniej „soczewki” musi być niezwykle trudne.
- Ale skoro nie wiemy kto za tym stoi, to tym bardziej jak mamy go powstrzymać?
- Nie zdołamy. Możemy jedynie znaleźć czego potrzebuje i zniszczyć to, o ile w ogóle uważamy, że jest o co walczyć.
-W sensie?
- Jak myślisz dlaczego świat nadprzyrodzony nie panikuje, dlaczego się o tym nie mówi. Ktoś chce wykończyć demoniczne istoty, dlaczego miałoby być to coś złego. Pozbędzie się plugastwa za nich, a że ileś osób musiało za to zginąć… To niewielka cena.
- Niewiarygodne, że tak lekko o tym mówisz.
- Jestem realistą. Wkurzonym realistą, któremu odebrali zapalniczkę! – krzyknął
- Mówisz o końcu swojej rasy, a przeszkadza ci jedynie głód nikotynowy? To absurdalne. – zaśmiała się
- To jest poważny problem. – odpowiedział bez cienia uśmiechu

środa, 1 lipca 2015

Rozdział 13




               Pilnowała wampira jak dziecko swojej ulubionej zabawki. Zarówno przed tym by nie uciekł, ale przede wszystkim przed ciągle go obserwującym Rain’em. Niby spoglądał na niego obojętnie, ale Alison miała nieprzyjemne przeczucie, że jeszcze z nim nie skończył. Póki zębaty przyjaciel chciał współpracować nie było konieczności dobitnego przekonywania, ale nie wiadomo co stanie się po tym jak jego przydatność się skończy. Alison podejrzewała, że czeka go rychła śmierć, a do tego nie chciała dopuścić. Czuła potrzebę oddania tego co mu zrobiła.  Musiała mu pomóc.
               Nikt nie odezwał się słowem, aż do zachodu słońca, kiedy mogli już bezpiecznie wyjść na zewnątrz. W między czasie Jake cały zaspany wszedł do salonu. Rain wyjaśnił mu w skrócie co zamierzają i co się wydarzyło.
- W porządku. Ja zaczekam tutaj.
Przez moment patrzyli na siebie, jakby pogrążeni w bezdźwięcznej rozmowie. Rain skinął głową i szarpiąc wampira za ramię wyszedł z mieszkania. Alison lekko uśmiechnęła się ma pożegnanie i ruszyła za nimi.
               Wieczór był chłodny i wilgotny. Ulica opustoszała, bez najcichszego dźwięku. Zupełnie jakby ta część miasta wymarła. Co ludzie robią o tej porze? Rozmyślanie na ten temat było zdecydowanie lepsze niż zasiewanie paniki we własnym umyśle, o tym co się działo. Alison postanowiła, o tym nie myśleć, ale było to wielce utrudnione. Myśli same nachodziły jej do głowy. Jak miała przetrwać kolejny dzień, torturując się obawami? A jednak zaakceptowanie własnej obojętności było jeszcze gorszym scenariuszem. Może stała się demonem i może nie miała już duszy, ale jej ciało i umysł będą walczyć, o to by jakoś, przynajmniej w najmniejszym stopniu przywrócić namiastkę człowieczeństwa.
Minęło kilka minut, kiedy Rain nagle się zatrzymał pociągając za sobą wampira.
- Poznaje to miejsce. Prowadzisz nas do opuszczonego hotelu. – warknął
- Mówiłem, że znam kogoś kto wam pomoże.
- A ta osobą jest?
- Hulietta Valdorf.
Na twarzy Raina pojawiło się napięcie i złość. Pchnął wampira na ścianę i mocno go przycisnął, jakby chciał przebić nim ceglany mur.
- Nie sądziłeś, że warto by było podzielić się z nami ta informacją?!
- Nie pytałeś, to nie mówiłem. – syknął w obronie
Alison uznała, że trzeba interweniować. Jednak siłowanie się z demonem nie miało sensu, bo już nie raz się przekonała, że jest od niej silniejszy.
- W porządku, ale kim jest ta Hulietta?
Nie sądziła, że jej pytanie zadziała, ale Rain puścił wampira, nadal mierząc go nienawistnym spojrzeniem.
- To ich przywódczyni. Cholernie stara wywłoka. Nie zdziwiłbym się jakby to ona była odpowiedzialna za wymarcie dinozaurów.
- Nie waż się tak o niej mówić. – uniósł się wampir
- Nie sądź, że obchodzą mnie twoje wywody. Mam gdzieś jak głęboko włazisz jej w tyłek.
Nie wyglądał na zadowolonego z tej obelgi, ale rozsądnie postanowił nie reagować. Nadal był w złym stanie. Jego rany goiły się w mozolnym tempie, nie mówiąc już o prawdopodobnym głodzie. Alison nie zamierzała nawet myśleć, o tym jak rozszarpane wnętrzności powoli się odbudowują i jak wielki ból temu towarzyszy.
- To co teraz robimy? – spytała chcąc szybko zasłonić się przed własną wyobraźnią
- Nic, wchodzimy do gniazda pijawek. – wzruszył ramionami, jakby to nie miało znaczenia.
Alison już raz głupio wkroczyła w sam środek klanu. Ujście z tego cało nie było łatwe, a ilość wampirów w Jacksonville jest naprawdę niewielka. Co innego tutaj, gdzie słońce rzadko kiedy świeciło, a temperatura nie często przekraczała dwadzieścia pięć stopni. Klimat idealny dla bojących się dnia istot. Skoro demonów było tutaj od groma, to wampirów tym bardziej.
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł?
- Nie musisz iść. – westchnął pchając przed sobą wampira i wracając do marszu – Lepiej współpracuj, bo wyrwę ci serce, zanim zdążysz zobaczyć swoją królową. – skierował się do rannego.
Alison nie odpowiedziała, tylko potulnie ruszyła za nim. Nie zamierzała go zostawiać, chociaż nie była przekonana, co do planu, a raczej jego braku. Jeśli ujdą z tego w jednym kawałku to będzie naprawdę zdziwiona.
- Więc… - odezwał się po dłuższej ciszy Rain – Słyszałem, że wasza pożal się królowa, stworzyła wam wytrzeźwiałkę. To tłumaczy, dlaczego jesteście tak beznadziejnie osłabieni. Zaleźliście jej za skórę, czy co?
- To nie potrwa długo. – wychrypiał wampir. Alison dokładnie mu się przyglądała. Ledwo poruszał się do przodu, ale Rain najwyraźniej nie zamierzał mu pomagać. – Niedługo pozwoli nam…
Nie dokończył zdania, łapiąc się za brzuch. Zgiął się w pół i zwymiotował. Plama gęstej krwi rozbryzgała się na chodniku.
- No pięknie. – stwierdził lekko rozbawiony Rain
Alison usłyszała odgłos szybko zbliżających się kroków. Wychyliła się zza pleców Raina. W ich stronę truchtał jakiś mężczyzna. Sądząc po sportowym ubraniu, wybrał się na przebieżkę.
- Ktoś idzie, musimy go stąd zabrać. - Rain ani drgnął, nadal patrząc jak wampir wypluwa coraz większe porcje krwi. – Słyszysz? – syknęła, kiedy biegacz był już prawie przy nich.
Spojrzała na niego ostatni raz, jednak było już za późno. Mężczyzna w dresie nagle się zatrzymał widząc rannego wampira.
- Co mu się stało?
Pochylił się nad nim i od razu zaczął go oglądać, jakby znał się na tym od dziecka. Wampir zapatrzył się na jego szyję tak wygłodniałym wzrokiem, że Alison zmroziło krew w żyłach. Jednak kiedy już myślała, że rzuci się na przechodnia, odwrócił głowę w przeciwnym kierunku.
- Nic mi nie będzie. – szepnął
- Jasne. – mężczyzna nie dał się zwieść. – Wyglądasz okropnie, musimy zadzwonić po karetkę.
Wstał przeszywając wzrokiem najpierw Alison, a potem Raina.
- Już to zrobiliśmy. – powiedział niezwykle miłym głosem Rain. Jednak nim Alison zdążyła roziskrzyć podejrzenia, mężczyzna upadł na chodnik ze skręconym karkiem.
- Coś ty zrobił? – krzyknęła, wybałuszając oczy.
- Och, zamknij się. – rzucił, kucając przed wampirem. – To mój mały prezent dla ciebie. Zjesz grzecznie i pozbierasz się do kupy. Będziesz mi jeszcze potrzebny, jasne?
- Nie mogę. – zaczął słabo kręcić głową, jednak jego wzrok nie odrywał się od szyi zamordowanego biegacza. – Królowa…
- Będzie na tyle zajęta, że się nie zorientuje. Uwierz mi na słowo. Spotkamy się później w Harpunie. Lepiej dla ciebie żebyś tam był.
- Czego jeszcze ode mnie chcesz? – spytał łamiącym się głosem
- Dowiesz się w swoim czasie. A teraz idziemy.
Skinął na Alison i ruszył dalej. Nadal była w szoku po tym co zaszło, ale na razie postanowiła zostawić to w spokoju. Na razie. Zdecydowanie nie zamierzała o tym zapominać. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, jednak bardziej przerażał ją fakt z jaką łatwością przyszło mu zamordowanie mężczyzny. Nawet nie mrugnął, nie żałował. Był demonem, którym i ona mogła się stać. Czy ludzkie życie będzie dla niej również tak mało znaczyć?
Nie odzywali się ani słowem przez resztę drogi. W końcu Rain zatrzymał się w ciemnym zaułku, przed obdrapanymi, starymi drzwiami, nad którymi widniał wyblakły szyld „Hotel Rox”.
- Wejdziemy głównym wejściem? – zdziwiła się
- Przynajmniej będzie czerwony dywan.
- Chyba z krwi.
Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
- O boże, to miałeś na myśli, nie?
Nie odpowiedział, tylko wszedł do środka. Drzwi zaskrzypiały, ale poza tym w środku panowała cisza i ciemność. Przeszli przez korytarz, aż dotarli do większej sali, która ku zaskoczeniu Alison nie miała dachu. Czy nie powinien on być niezbędny w dzień, by chronić przed słońcem?
Rain stanął na środku, obracając się dookoła, jak turysta z lekko skrzywionym wyrazem twarzy podziwiający mankamenty budynku.
- Może ich nie ma. – powiedziała z nadzieją, chociaż sama wiedziała, że to niemożliwe. W gnieździe zawsze ktoś zostaje, by bronić terenu przed nieproszonymi gośćmi. Kryli się gdzieś w ciemnościach i czekali.
Pomieszczenie było ogromne, oświetlone przez blask księżyca. Stojąc na środku Alison była otoczona ze wszystkich stron. Miała widok na lekko zaciemnione barierki widniejące na drugim piętrze. Po podłodze walały się drewniane elementy. Deski, fragmenty mebli, boazeria i inne nierozpoznawalne śmieci. Rain sięgnął po jeden z nich, który przypominał połamany wieszak. Podrzucił go lekko, po czym zamachnął się wypuszczając go niczym strzałę. I nagle wszystko się ruszyło. Z barierek na górze, zaczęły zeskakiwać wampiry, dziesiątki, a może setki, a wszystkie z wysuniętymi kłami, gotowe do ataku. Rain szybko wyciągnął telefon i coś w nim stukał. Pisał sms-a o pomoc? Jeśli miał jakiś plan, to mógł się chociaż nim podzielić. Może jej serce nie galopowałoby tak jakby miałoby wyskoczyć z piersi.
- Świetnie, wykurzyłeś ich i co teraz? – szepnęła stając obok niego.
- Zaczynamy zabawę. – odpowiedział
Wyszedł im naprzeciw.
- Chcę rozmawiać z waszą królową. - Przynajmniej powstrzymał się od niepotrzebnych epitetów, stwierdziła z ulgą Alison. – Jedna drobnostka i już mnie nie ma.
Mówił to tak jakby naprawdę spodziewał się, że go wypuszczą. Byli w centrum ich terenu, otoczeni przez wampiry z każdej strony. Nie było szans, by uszli z tego żywi, dzięki ich uprzejmości. Alison zdążyła się już przekonać, że to zaborczy i dumny gatunek, który nie puszcza takich zniewag płazem.
Jednak po jego słowach tłum powoli zaczął się rozsuwać, a z pomiędzy nich wyszła niewysoka dziewczynka. Nie wyglądała na starszą niż trzynaście lat, a jednak wyraz jej twarzy mówił co innego. Powaga i przekonanie o własnej sile, niemal kontrastowało z jej dziecięcymi rysami. Długie i ciemne proste włosy opadały wzdłuż jej ciała dodając wzrostu, a otoczka w postaci gotyckiej sukni wzbudzała respekt.
- Wtargnąłeś na nasz teren bez zaproszenia i śmiesz jeszcze o coś prosić? – zaśmiała się szyderczo, co wyglądało i brzmiało niemal niesmacznie.
- Wcale nie prosiłem.
Usta wampirzycy wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
- Słyszałam, że te demonowate mają za długie języki, ale nie sądziłam, że nie grzeszą inteligencją.
- O, my grzeszymy! W takich sprawach, że sam Lucyfer jest pełen podziwu, ale nie jestem tutaj by o tym gawędzić. Potrzebuję od ciebie informacji i zdobędę je w ten sposób lub inny. Radzę pójść na ugodę.
- Wiesz, wiele osób, które odważyły się mi grozić już dawno gryzie ziemię. Twoje puste słowa nie robią na mnie wrażenia. Jesteś na moim terenie i wyjdziesz stąd na moich warunkach lub wyniosą cię w wielu… - przekrzywiła głowę jakby go oceniała - … kawałkach, z których nie zdołasz się już pozbierać.
- Nie zamierzam ci grozić. Szkoda mi na to czasu. Myślę, że musisz się po prostu sama o tym przekonać.
Rozbrzmiał piskliwy, krótki dźwięk komórki. Rain lekko schylił w jej stronę głowę, a na jego twarzy pojawił się uśmiech pełen pewności i satysfakcji.
- To było szybkie. – przyznał cicho
Wampirzyca patrzyła na niego z zainteresowaniem, czekając co powie. Jeśli przez moment straciła grunt pod nogami, to nie było po niej nic widać. Alison natomiast umierała ze strachu, chociaż pewność Raina działała na nią uspokajająco. Musiał mieć jakiegoś asa w rękawie. Niemożliwe, by przyszedł tutaj bez żadnej przewagi.
- Wampiry, takie przewidywalnie. Wejdziesz do ich speluny i wszystkie nagle się tym interesują. Zero bocznych straży. Nierozważnie. – pokiwał głową – Nie pozostawia się cennych rzeczy bez ochrony, żądna krwi wywłoko.
- Nie wiem, o czym mówisz.
Ruszył w jej kierunku, a ona nie pozostawała mu dłużna. Wyszli naprzeciw siebie niczym władcy przeciwnych stron. Z tym, że Rain miał jedynie Alison, a wampirzyca cały klan.
- Potrzebuję od ciebie informacji i potrafię je zdobyć bez twojej współpracy.
Wampirzyca cicho się roześmiała.
-O tym mówisz? - Sięgnęła ręką do wiszącego na szyi łańcuszka, na którego końcu znajdowała się niewielka fiolka.  – Po to tutaj przybyłeś?
Alison nie widziała wyrazu twarzy Raina, ale zauważyła napięcie jego ramion. Jeśli to był jego as, przechylający szalę, to właśnie polegli na całej linii.
Rain działał szybko, ale za wolno na królową wampirów. Jego ręka wystrzeliła w jej stronę, ale zdążyła skutecznie go zablokować. Chwyciła go za szyję i uniosła do góry niczym piórko.
- Zmiażdżę ci krtań, parszywcu.
- Puść go! – krzyknęła Alison
Wampirzyca zdawała się dopiero teraz ją zobaczyć. Odwróciła głowę, na moment spuszczając z oku dyndającego nad nią Raina i to mu wystarczyło. Uniósł nadgarstek do ust i rozerwał zębami własną skórę. Zanim królowa zorientowała się co zamierza, ten splunął krwią prosto na jej twarz. Puściła go odsuwając się przed palącą substancją.
- Brać go! – warknęła wycierając twarz
Rain wykonał skok do tylu w sekundę znajdując się tuż obok Alison.
- Chwyć mnie za szyję.
Nie zamierzała pytać, instynktownie wykonując jego polecenie. Rain ugiął kolana i wyskoczył w górę. Alison zacisnęła powieki chowając twarz w jego szyję. Czuła na sobie podmuch wiatru i za długi brak gruntu pod nogami. Odważyła się otworzyć oczy. Widziała w dole zniszczony dach hotelu i gnieżdżące się w środku wampiry. Czyżby lecieli? Unosili się nad ziemią tak długo. To nie mógł być skok. Ale jak to możliwe? Jej przekonania jednak szybko się rozwiały, kiedy ziemia zaczynała się zbliżać, a oni nie zwalniali.
- Rain!
- Trzymaj się.
Wtuliła się w niego gotowa na przywitanie twardego asfaltu. Poczuła gwałtowne uderzenie, które wyrwało ją z uścisku. Potoczyła się po asfalcie i zatrzymała dopiero przy krawężniku.  Odkaszlnęła próbując złapać oddech, po czym zerknęła przed siebie. Kilka metrów dalej na środku ulicy leżał Rain. Podbiegła do niego kiedy nie zarejestrowała żadnego ruchu w jego wykonaniu. Oczy miał otwarte, wyglądał jakby podziwiał niebo.
Nie do końca wiedziała, co ma właściwie powiedzieć, jak zareagować na jego postawę. Skórę na rękach miał zdartą, do żywego mięsa. Nawet nie próbowała myśleć o jego plecach. Przyjął całe uderzenie na siebie, a teraz leżał jakby odpoczywał. W końcu jednak odetchnął i powoli wstał, sycząc z bólu. Rozchylił zaciśniętą pięść. Na zakrwawionej dłoni leżał zwinięty łańcuszek z ciemną fiolką.
- Co to jest?
- Źródło informacji.