środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 27


               Zanim zdołała otworzyć oczy poczuła paraliżujący chłód przeszywający całe jej ciało. Potem przybył ból i odrętwienie. Z trudem rozchyliła powieki w miarę jak docierały do niej wspomnienia. Dała się zaskoczyć i teraz płaciła za to cenę. Łapiąc się za głowę starała się ocenić sytuacje. Leżała na lodowatej, kamiennej podłodze. Jej nadgarstki były zakute w ciężkie, żelazne kajdany i umocowane gdzieś w ścianie za nią. Resztkami sił zmusiła się by usiąść. To była ta sama cela, w której znajdowali się ostatnio, ale jak to było możliwe? Potworne zamczysko zawaliło się od razu jak tylko z niego wybiegli. Widziała jak ruiny spadają z klifu do oceanu. Niemożliwe, że znów była w tym samym miejscu.
W celi było prawie całkowicie ciemno. Niewielka smuga słonecznego światła wpadała przez zakratowaną wnękę znajdującą się pod sufitem. Alison była pewna, że nie było jej tutaj kiedy wtedy ich porwano.
Jak ostatnio stała na nogach było już po zmroku, co oznaczało, że straciła przytomność na całą noc. Ktokolwiek ją uderzył, wymierzył solidny cios. Jego skutki odczuwała nawet teraz, kiedy choćby na milimetr przekręcała głowę.
Nadgarstki piekły ją od za mocno zaciśniętego żelaza. Odruchowo szarpnęła łańcuchem sprawdzając jego wytrzymałość. Niestety był dosyć solidnie przymocowany, a jego ciężar sam w sobie stanowił przeszkodę. Alison wiedziała, że to było coś więcej. Nie miała w sobie tyle sił ile powinna, jakby ją czymś odurzyli, czego w cale nie wykluczała.
Gdzieś w górze usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, a następnie ciężkie kroki. Ktoś schodził do piwnicy. Starała się wytężyć wzrok by cokolwiek dostrzec. Odgłosy stały się coraz bliższe, aż w końcu ujrzała wampira, który przekręcając zamek otworzył drzwi od celi. Tuż za nim stał kolejny, który coś za sobą ciągnął. Dopiero po chwili Alison zorientowała się, że prowadzi ledwie przytomnego Raina, który podobnie jak Alison był zakuty w łańcuchy. Popchnęli go w stronę przeciwnej ściany z taką siłą, że bezradnie opadł na podłogę. Nie miał na sobie koszulki, a w momencie, w którym ujrzała jego plecy wiedziała dlaczego. Blizny na jego ciele, które już wcześniej wyglądały paskudnie teraz były jakby na nowo otwarte. Skórę wokół nich miał mocno zaczerwienioną i pokrytą pęcherzami, z których ciekła zarówno krew jak i ropa.
Wampir niezbyt delikatnie przymocował jego łańcuch do kamiennego muru celi, po czym nawet nie patrząc na Alison wyszedł na zewnątrz. Coś szepnął do towarzysza, po czym oboje zniknęli w korytarzu.
- Co oni ci zrobili? – spytała zszokowana, widząc jak Rain z trudem podnosi się by oprzeć plecy o ścianę.
Odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy. Jego klatka piersiowa nierównomiernie oddychała jakby właśnie przebiegł maraton. Włosy miał mokre i posklejane od potu, a twarz posiniaczoną i zapadniętą. Jego brzuch również znaczyły fioletowe sińce, tak wielkie, że nie mogła na nie patrzeć.
Po kilku minutach ponownie usłyszała zbliżające się kroki. Wampir, który wcześniej wprowadził tutaj Raina, tym razem skierował się w stronę Alison. W dłoni trzymał strzykawkę o wielkości jakiej Alison jeszcze wcześniej  nie widziała. Cała była pomalowana na czarno w taki sposób, że nie było widać jej zawartości. Alison odruchowo cofnęła się pod ścianę na tyle daleko na ile pozwalały jej łańcuchy.
- Będzie łatwiej jak nie będziesz się wiercić. – stwierdził obojętnie wampir
- Co to jest? – spytała przerażona
Nie odpowiedział sięgając po jej rękę. Wyrwała się mu przytulając do ściany. Podszedł bliżej i szarpnął ją za ramię. Nie myśląc za wiele podkuliła nogi i wymierzyła mu solidnego kopniaka w brzuch. Odsunął się zaskoczony i wściekły.
- Powiedziałem żebyś się nie wierciła. – warknął po czym zawołał towarzysza – Ramirez!
Po chwili w celi pojawił się ciemnoskóry wampir, który wcześniej otwierał celę. Podszedł do Alison i chwytając ją za ramiona podniósł do pionu. Uwięził ją w stalowym uścisku unieruchamiając jej ręce. Nie zdołała się uwolnić pomimo licznych prób. Towarzysz Ramireza pochylił się do niej, po czym poczuła nieprzyjemne ukłucie w przedramieniu, które było niczym w porównaniu z pieczeniem, które poczuła potem. Jakby wstrzykiwali do jej żył lawę. Starała się uwolnić, ale wampir dobrze ją trzymał. Z gardła wyrwał jej się krzyk. Cokolwiek to było wypalało ją od środka, tak, że kiedy w końcu wyciągnął strzykawkę była zlana potem i odrętwiała, a żar, który nadal wypełniał jej żyły torturował ją od wewnątrz, jednak nie potrafiła już na niego zareagować. Była jak sparaliżowana, mimo że nie pragnęła nic innego niż wydrapać sobie wnętrzności. Rzucili nią o kamienną posadzkę, przyprawiając o jeszcze mocniejszy ból głowy.
- Co to jest? – wydyszała słabo w miarę jak wzrok jej się zamglił.
Widziała zamazane postury wampirów, które powoli znikały w ciemności.

* * *

               Już nie pamiętał kiedy ostatnio był tak wściekły i przerażony. Zawsze starał się trzymać w ryzach, pokazać innym, że żadna sytuacja nie jest bez wyjścia, a spokój i opanowanie to najlepszy sposób by jakoś wybrnąć z nawet najgłębszego bagna. Jednak kiedy przybył do baru z torbami jedzenia, zastając jedynie Drake’a i Rusty’iego ledwie przytomnych na podłodze poczuł ukłucie strachu, które z czasem zaczęło narastać. Starał się być opanowany, kiedy słuchał co się stało, nawet podsunął im, żeby wrócili z powrotem do Rognera, dla którego małe zaklęcie lokalizujące na pewno nie będzie problemem. Kiedy wrócili czarownik oświadczył, że najłatwiej będzie jeśli mieliby jej krew, albo chociaż osoby spokrewnionej. Drake od razu wykonał telefon do Chrisa, a następnie do  Darrena, ale żadne z nich nie odbierało. Nie mieli czasu do stracenia, zaczęli więc przeszukiwać  pokój Alison licząc, że znajdą chociażby jej włos, gdzieś na poduszce. Stracili na to ponad godzinę, a drugie tyle zajęło wykonanie zaklęcia. Wtedy właśnie Kevin stracił nad sobą kontrolę. Ręce trzęsły mu się ze strachu, kiedy czarownik oświadczył, że nie jest w stanie jej zlokalizować. Ponieważ Rogner był starym i potężnym czarownikiem nikt nie zamierzał kwestionować jego umiejętności posługiwania się magią. Mimo, że nikt nie powiedział tego na głos, wszyscy wiedzieli, co może to oznaczać. Nie da się zlokalizować osoby, która już nie żyje.
Ten fakt spadł na Kevina niczym pięciotonowy blok. Zrównał go z ziemią i zostawił by umarł w męczarniach. Panika spowodowana faktem, że zawiódł Alison, że stracił ją na zawsze nie pozwalała mu oddychać. Drżąc ze strachu wyszedł do własnego pokoju, by tam dać ujście emocjom. Na początku myślał, że da radę, że wytrzyma i się uspokoi, ale wszędzie widział jej twarz. Jej pozbawione życia ciało leżące gdzieś w ciemnym zaułku, nieruchome i pozbawione blasku oczy, pełen rozczarowania wyraz twarzy. Jak mógł ją zostawić? Gdyby nie wyszedł po jedzenie, może wszystko potoczyłoby się inaczej. Poczucie winy zżerało go od środka. Musiał coś zrobić by wyrzucić to z własnej głowy. Przesycona furią destrukcja pokoju pomogła jedynie na kilka sekund. Nie pamiętał już nawet co robił do czasu, aż Rusty znalazł go stojącego pod prysznicem. Lodowata woda ściekała po jego ciele i ubraniach, nie pozostawiając na nim suchej nitki. Chłopak bez słowa zakręcił kurek i wyprowadził go z kabiny. Kevin pozwolił się pokierować do pokoju, bezwiednie szurając bosymi stopami po podłodze.
- Wiesz, jeszcze nikt nie zdołał utopić się pod prysznicem. – Rusty silił się na żarty.
Posadził Kevina na odłamkach, które jeszcze niedawno były łóżkiem, a następnie zaczął przeszukiwać podłogę, licząc że ostały się jakieś ubrania.
- Widzę, że podobnie do Alison radzisz sobie ze stresem.
Kevin wzdrygnął się na wzmiankę o niej. Za każdym razem gdy o niej myślał, czuł jakby prąd przechodził przez jego ciało.
- Shilla zadzwoniła dzisiaj do Rognera. Będzie tutaj za kilkanaście minut. Wiesz, że od początku waszego pobytu tutaj była na obrzeżach Aberdeen w poszukiwaniu przejścia do krainy elfów? To brzmi jak jakaś misja w grze. Serio? Elfy? To już lekka przesada. Mój umysł nigdy nie był przesadnie ograniczony, ale nigdy nie myślałem, że spotkam elfa. Te istoty podobno żyją w innym wymiarze. W świecie, w którym czas płynie zupełnie inaczej. Jeszcze niedawno pamiętałem jak się to miejsce nazywa…
Kevin całkowicie się wyłączył. Nie słyszał słów Rusty’iego i nie zwracał uwagi na jego krzątanie się po pokoju. Siedział sparaliżowany na pozostałościach materaca w głowie mając tylko jedno. Alison. Wspomnienia jej rozradowanej twarzy, kiedy udało mu się ją rozśmieszyć, jej determinacji kiedy razem bawili się jako dzieci, a ona nigdy nie należała do tych co łatwo się poddają, spojrzenia jej szarych oczu, kiedy bez słów dawała mu znać, że potrzebuje jego pomocy. Alison była w jego życiu odkąd pamiętał, jak mógł teraz bez niej funkcjonować.
Po raz pierwszy od bardzo dawna obudził w sobie głód, głód którego już nigdy nie chciałby poczuć. Pragnienie, które odpychał od siebie właśnie dla niej, wiedząc, że było jedynym co go od niej oddalało. Zrobiłby wszystko by odpłynąć w błogi stan, w którym nie istniały problemy, w którym zapomniałby o bólu i poczuciu winy.
- …także istnieje spora szansa, że ona nadal żyje.
Wyłapanie tych słów nie było dla niego łatwe, ale natychmiast sprawiło, że powrócił do rzeczywistości.
- O czym ty mówisz? – zapytał zachrypniętym głosem
Rusty zatrzymał się i spojrzał na niego przekrzywiając głowę. W ręku trzymał koszulkę w kolorze wyblakłej zieleni. Kevin przypomniał sobie, jak Alison odradzała mu jej kupno, a kiedy ją nałożył uznała, że będzie idealnie komponował się w zgniłej trawie. Nie wiedział dlaczego, ale na przekór nosił ją bardzo często. Z biegiem czasu straciła swój kolor wyglądając jeszcze gorzej, a powstałych w niej dziur przestał liczyć dawno temu.
- Wcale mnie nie słuchałeś, prawda? – westchnął rzucając w jego stronę koszulką – Mówiłem, że Shilla przyprowadzi ze sobą elfa, a elfy z tego co twierdzi Rogner stworzyły Łowców.
Kevin zrzucił z siebie mokre ubranie i przebrał się w suche rzeczy.
- Co to ma wspólnego z… - urwał. Nie był w stanie tego powiedzieć.
- To, że dowiemy się więcej o tym, kto planuje to zaklęcie, do którego potrzebna mu jest Alison. Gdyby Łowca już je wykonał Rogner byłby w stanie to wyczuć, bo jak wiesz potrzebne do niego były aż trzy nietuzinkowe masakry. Takie coś jest dla czarownika jak bomba nuklearna. Nie da się tego przeoczyć.
- To o niczym nie świadczy. – stwierdził całkowicie pozbawiony nadziei – Łowca mógł jeszcze nie wykonać zaklęcia, ale spełnić warunek, który wymaga śmierci Alison.
Przełknął ogromną gulę w gardle. Głowa go bolała, a ciało przechodziły dreszcze. Suche i ciepłe ubranie nieco mu pomogło. Fizycznie czuł się nieco lepiej, ale jego psychika leżała w kawałkach na podłodze jak reszta zawartości pokoju.
- Przestań być pesymistą. Alison żyje. Gdybyś zachowywał się normalnie też byś to wiedział.
- Tak jak ty i Drake zachowujecie się normalnie. To, że nie obchodzi was los Alison nie świadczy o normalnym zachowaniu. – warknął
- Teraz to już dramatyzujesz. Oczywiście, że obchodzi nas los Alison, ale potrafimy odstawić strach na bok i działać.
- I co takiego zrobiliście? Drake nie robi nic, tylko wydzwania do Chrisa. To o niego teraz się najbardziej martwi, a ty… Cóż, tobie nigdy na nikim nie zależało. Nawet nie wiem, co ty tutaj w ogóle robisz.
- Słyszałem gorsze słowa skierowane w moją stronę by mnie urazić. – stwierdził neutralnie – Jak ma ci to jakoś pomóc i sprawi, że się ogarniesz, proszę bardzo. Zwyzywaj mnie i resztę świata.
Kevin spojrzał na niego spode łba. Dlaczego z pośród wszystkich ludzi na świecie ma za towarzysza chłopaka, którego nawet nie da się obrazić. Rusty może i bywał denerwujący, a jego życie nie było pokryte złotem, ale Kevin nie jeden raz zazdrościł mu podejścia do życia. Gościu mógłby stać na czele ludzi, którzy twierdzą, że mają wszystko gdzieś. Był tego czystą definicją. Możesz go obrażać, pluć w twarz, krzywdzić w każdy możliwy sposób, ale on nadal będzie tam gdzie chce i w takim nastroju w jakim mu się podoba. Ciężko było to zrozumieć, ale taki już był Rusty. Zależnie od nastroju,  był dla ciebie najlepszym kumplem, albo traktował cię jak powietrze którego nawet nie warto wdychać.
Kevin głęboko odetchnął, wiedząc że kłótnie nie są konieczne. Rusty miał rację, musiał się ogarnąć. Może faktycznie trzeba łapać się każdej możliwej nadziei by całkowicie nie zatonąć. Jeśli istniała chociażby niewielka szansa, że Alison żyje nie powinien stać bezczynnie i machać jej na do widzenia. Nie było czasu by opłakiwać najważniejszą osobę w życiu, jeśli naprawdę mogła jeszcze żyć. Nie potrafił w to uwierzyć, mimo że bardzo tego pragnął. Cała ta sytuacja jawiła się mu w czarnych barwach, a zmęczenie dodawało do tego swoje trzy grosze. Ignorując sen, który niemal się do niego uśmiechał, włożył buty i wskazując drzwi podążył za Rusty’im do salonu.
Rogner siedział już przy stole, trzymając w dłoniach kubek parującej herbaty. Wyglądał na zdenerwowanego, co jak na czarownika, który nie jedno widział było dosyć nietypowe.
- Shilla powinna tutaj być lada moment. – powiedział nerwowo stukając palcami
Rusty zajął swoje miejsce na fotelu w samym rogu, jak najdalej od drzwi wejściowych.
- Skąd to wiszące w powietrzu napięcie? – spytał obojętnie Kevin opierając się o jedną ze ścian.
Rozejrzał się szukając wzrokiem po pomieszczeniu. Drake’a oczywiście nie było. Nawet w salonie słyszał jak maltretuje telefon w swoim pokoju. Zaczynał nie na żarty się denerwować. Jedno z nich mogło nie odbierać telefonu, ale oboje to już nie był przypadek. Coś było nie w porządku. Póki jednak nie odnajdą Alison, Kevin nie zamierzał nawet myśleć o tym, co mogło dziać się z Chrisem lub  Darrenem.
- Nie wiadomo kogo przyprowadzi ze sobą. – burknął Rogner. W jego głosie dało się usłyszeć nutę niechęci – Elfy to bardzo dumne i stare stworzenia. Potrafią wywołać wojnę przez krzywe spojrzenie. Poznanie ich etykiety zajmuje lata. Lepiej nie czyńmy niczego pochopnie i nie odzywajmy się jeśli to nie będzie konieczne.
- Shilla zna ich etykietę? – zainteresował się Rusty
- Na pewno lepiej niż ktokolwiek z nas. – stwierdził Rogner chyląc głowę ku herbacie, jakby szukał w niej ratunku.
Żadne z nich nie odezwało się przez następne kilkanaście minut. Pogrążeni we własnych myślach czekali w spokoju na gościa z odległej krainy. W końcu do ich uszu dobiegł ledwie słyszalny szelest. Jakby wiatr zerwał liście z drzew, tylko, że bardziej szorstki i nieprzyjemny. Chwilę później drzwi wejściowe otworzyły się, a do salonu dumnym krokiem weszła wysoka dziewczyna. Elfka, co można było stwierdzić od razu. Wyglądała jakby wyrwała się z jakiegoś zlotu maniaków fantasy, po drodze zaliczając Amazonię. Przy czym jej wygląd przyprawiał o dreszcze, a Kevin niemal od razu zrozumiał co miał na myśli Rogner i dlaczego tak się stresował. Otaczającą ją prastarą energię można było niemal dostrzec w powietrzu. Jej ciemne włosy były splecione w cienkie warkocze i spięte gdzieś wysoko z tyłu głowy. Skórę natomiast pokrywały ciemne, wojenne malunki. Ubrana głównie w skórę bardzo przypominającą strój bojowy z czymś co wyglądało jak kunsztowna maczeta włożona za pas. Nie można było odmówić jej przy tym piękna. Wyglądała jak wojownicza bogini śmierci jadąca by stoczyć z tobą ostateczną walkę. Dzikość jej złotych oczu i równie jarzącej się skóry onieśmielała i sprawiała, że rwał się oddech.
Rogner wstał od stołu w momencie, w którym przekroczyła próg. Chwilę mu zajęło by jakoś zebrać się w sobie i cokolwiek powiedzieć. Kevin natomiast dostrzegł pewien brak, który nie pozwolił mu milczeć.
- Gdzie jest Shilla?
Usłyszał jak czarownik nerwowo nabiera powietrza za jego plecami. Prawie słyszał jego niemy krzyk „Uważaj! Nie możesz jej znieważyć!”.
Elfka spojrzała na Kevina wzrokiem mówiącym, że nie powinien się odzywać, ale mimo dumy, odpowiedziała.
- Wasza przyjaciółka zostanie w Alatriz do mojego powrotu, w ten sposób zapewniając mi bezpieczeństwo. Nazywam się Nessa i na prośbę niejakiej Shilli mam udzielić niezbędnych informacji, których pod przysięgą nie można nikomu wyjawić.
- A co się stanie jak powiemy? – spytał Rusty
Rogner jednak wyrwał się na przód i stanął przed Nessą chcąc zasłonić siedzącego za nim Rusty’iego.
- Jestem Rogner, a to Kevin. Oczywiście złożymy przysięgę.
Nessa przejechała po nim oceniającym spojrzeniem, analizując w nim każdy szczegół. Jej złote oczy przypominały Kevinowi dzikie zwierzę, które za długo było trzymane w klatce.
- Przysięga obowiązuje tylko jedną osobę i tylko ta jedna dostanie potrzebne odpowiedzi.
Odwróciła głowę znacząco patrząc na Kevina. Ciężar jej spojrzenia, sprawił, że nagle zabrakło mu powietrza. Nie wierzył w to jak mały się przy niej czuł. Miał wrażenie, że jest nędznym robakiem, który w każdej chwili może zostać zgnieciony. Nessa nie musiała nic udowadniać, ani pokazywać własnej siły. Otaczająca ją energia mówiła sama za siebie.
- Czy aby na pewno, tylko Kevin…
- Tak zostało postanowione. – przerwała mu surowym tonem – Nie masz prawa podważać tej decyzji.
Czarownik niemal od razu odsunął się w cień na poważnie traktując jej słowa. Wysunął ręce do przodu dając znak Kevinowi. Ten zrobił niepewny krok w jej stronę. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć sięgnęła po jego rękę i czymś co wyglądało jak pióro ze świecącą stalówką wypaliła niewielki znak na jego skórze. Ból był mniejszy niż się spodziewał, ale niemal od razu zakręciło mu się w głowie. Już myślał, że zaraz zemdleje, kiedy obraz przed nim jakby został wsiąknięty i została tylko stojąca przed nim Nessa, która skończywszy wypalać znak, ręką szarpnęła za jego koszulkę rozrywając ją przy szyi. Już chciał na nią krzyknąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał i w milczeniu obserwował co robi. Uniosła dłoń, w której trzymała dziwne pióro i zaczęła wypalać kolejny znak tym razem tuż pod obojczykiem.
- Ten symbol zwiąże cię przysięgą milczenia. Jeśli kiedykolwiek powiesz komuś to co ci przekazałam znak się otworzy i wypali twoje wnętrzności.
Powaga z jaką to powiedziała upewniła go, że to wcale nie jest żart. Dlaczego elfy miałyby żartować? Istoty, które spojrzeniem sprawiały, że miało się ochotę uciekać jak najdalej to możliwe.
- Wy elfy zawsze wchodzicie i rozstawiacie wszystkich po kątach? – wymsknęło mu się zanim zdążył ugryźć się w język
Ku jego zdziwieniu usta Nessy lekko się wygięły. Nie wyglądało to na uśmiech, ale zdecydowanie coś się w niej ruszyło, dając znak, że nie jest aż tak straszna jak się wydaje.
- Przysięga obowiązuje tak samo ciebie jak i mnie. – wyjaśniła chowając pióro do kieszeni
Jej ruchy były tak pewne siebie, a jednocześnie pełne gracji, że Kevin mógłby patrzeć się na nią godzinami. Jednak dobrze wiedział, że wcale nie ma tyle czasu. Rozejrzał się dookoła. Salon, w którym jeszcze niedawno stał gdzieś zniknął zastąpiony bezkresną ciemnością. Jedynym punktem zaczepienia była stojąca przed nim elfka.
- Jesteśmy w jakimś innym wymiarze?
Nessa spojrzała najpierw w lewo, a potem w prawo, jakby nie wiedziała o co mu chodzi. Najwyraźniej dla niej odpowiedź była oczywista.
- Podobno macie jakiś problem z Łowcą? – nasunęła go na ścieżkę, którą powinien się kierować ze swoimi pytaniami
- Właściwie nie bardzo rozumiemy pewną przepowiednię. „Zrodzeni z jedności. Połączeni kontrastem. Równi wobec życia i śmierci. Przepadną poróżnieni, by wznowić chwałę upadłych.” Podejrzewamy, że moja przyjaciółka może być jednym ze składników.
- Praktycznie każdy może nim być. – odpowiedziała wprost – To zaklęcie zostało stworzone razem z pierwszymi Łowcami. To chyba najbardziej elastyczny rytuał jaki kiedykolwiek powstał.
Ponieważ Kevin nie wiele zyskał z tej odpowiedzi, postarał się nie odrywać od niej wzroku dając znać by mówiła dalej. Jej złote oczy przyprawiały go o ciarki, dlatego potrzebował całej swojej determinacji, by nie odwrócić się i uciec.
- Pierwsi Łowcy zostali stworzeni przez rasę elfów, które miały dbać o wasz wymiar, który nieustannie był niszczony przez demony. Jak zapewne wiesz elfy są stworzeniami, które żyją zgodnie z naturą, a każde wynaturzenie jest dla nich zagrożeniem, dlatego też sami Łowcy musieli pozostać tak naturalni jak to tylko możliwe. Są śmiertelni, a każde obrażenie jest dla nich tak samo niebezpieczne jak dla ludzi. Jedyną ich przewagą są wzmocnione cechy fizyczne, takie jak siła, czy szybkość, ale nawet w tym nie górują nad żadną istotą nadprzyrodzoną. Ponieważ są wojownikami stworzonymi do walki, zawsze pozostają młodzi, by móc walczyć aż do kresu swych dni. Ich umiejętności są przekazywane z pokolenia na pokolenie, ale każdy nowy Łowca, który się narodzi jest słabszy od poprzednika, ponieważ jest jedynie dzieckiem, które musi dorosnąć. Zaklęcie, które mylnie nazywasz przepowiednią zostało stworzone, by w czasach, w których szeregi Łowców osłabną, można było je odbudować.
To brzmiało dość sensownie. Z tego co mówiła Nessa, Łowcy nie mieli łatwo. Całe życie mierzyć się z istotami silniejszymi od siebie wiedząc, że pewnego dnia napotkają na przeciwnika, który zakończy ich walkę.
- Co jest potrzebne by powstał nowy Łowca?
- Najprostszym sposobem na to by powstał jeden Łowca jest znalezienie ludzkiego rodzeństwa i przemiana jednego z nich w istotę nadprzyrodzoną. Jednak najprostszy sposób zawsze jest najmniej efektowny. Powstały w ten sposób wojownik będzie słaby i raczej nie na długo przyda się w walce. Zaklęcie jest bardzo elastyczne, a chodzi w nim o to, by związane ze sobą w jakikolwiek istoty, czy to gatunkowo, czy po przez więzy krwi przemienić w coś zupełnie innego. Kiedy wykonywano to zaklęcie po raz pierwszy wykorzystano dwa demony czystej krwi i jednego z nich próbowano oczyścić. Niestety zakończyło się to jego śmiercią, co za tym idzie porażką.
- Oczyścić? – zdziwił się Kevin.
W dosłownym wyobrażeniu nie brzmiało to zbyt strasznie, ale skoro zakończyło się tak tragicznie, na pewno nie należało tego traktować dosłownie.
- Wiesz jak powstają czarownicy? – zapytała, na co skinął głową w odpowiedzi
- Z dobrej, albo złej energii.
- Zła energia wywodzi się od demonów, a jej przeciwwagą jest ta dobra. Wy ludzie nazywacie je aniołami.
- Aniołami?! – Kevin wybałuszył oczy, jakby ktoś przed chwilą dał mu porządny cios w twarz – Nie mówisz poważnie.
Nessa przekręciła oczami, co było chyba najbardziej ludzkim gestem, jaki w niej dostrzegł.
- Wcale nie wyglądają tak jak je sobie wyobrażasz. To po prostu dobre duchy, które nie występują w tym wymiarze, a ich głównym zadaniem jest tworzenie. Są nudne i naprawdę ciężko się z nimi dogadać. W każdym razie, próbowano oczyścić demona i zmienić jego złą energię w dobrą, ponieważ się to nie powiodło znaleziono inny sposób i wykorzystano dwa demony nieczystej krwi. Po długich męczarniach udało się oczyścić jednego z nich i w ten sposób powstała setka Łowców. To największa liczba, która jak dotąd powstała przy jednorazowym zaklęciu.
- Czyli to samo czeka Alison i Raina. – myślał na głos Kevin – Alison została ugryziona przez Potępionego, więc nie jest demonem czystej krwi, a Rain, kto tak naprawdę wie kim on jest? Nie można zaprzeczyć, że jakiś demon przy nim majstrował. Skoro zaklęcie ma na celu przeistoczenie, to żadne z nich nie zginie, tak?
- Jeśli rytuał zostanie odpowiednio przeprowadzony, to nie. Jednak przemienione istoty po wypełnieniu zaklęcia nie muszą pozostać żywe. Jest to potrzebne jedynie w trakcie. Jeśli Łowca uwięził dwa z demonów to jest pewne, że jak już będzie po wszystkim zabije tego, który nim pozostał. Takie jest jego zadanie.
- To zależy kogo wybierze. – szepnął Kevin.
Jeśli przez moment łudził się, że Alison faktycznie może jeszcze żyć, to teraz całkowicie oprzytomniał. Raina nie próbowali odnaleźć, a z Alison nie było to możliwe. To może oznaczać tylko jedno.
- Czy jesteś w stanie mi powiedzieć, czy ten rytuał się już odbył? Jesteś w stanie to jakoś wyczuć?
- Wiem tyle o Łowcach, bo należę do jednostki elfów, która ma je kontrolować. Lista aktywnych w tym czasie wojowników jest krótka. Jeśli rytuał się odbył to bez efektu.
Kevin właściwie nie wiedział, czy to dobra, czy zła wiadomość.
- A czy jesteś w stanie namierzyć danego Łowcę?
Spojrzał na nią jednocześnie szukając w sobie sił by się nie poddawać. Ile by dał, by mieć obok siebie kogoś, kto mógłby go wesprzeć. Niestety jedyną do tego zdolną osobą, była dziewczyna, którą znał od dziecka, i która potrzebowała ratunku.
Odpowiedź Nessy decydowała być może o życiu i śmierci, dlatego byłby w stanie nawet przejść przez piekło, byle tylko ją usłyszeć. 

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 26


               Gdyby tylko znała słowa jakimi powinna z nim rozmawiać byłoby o wiele łatwiej. W jaki sposób miała cokolwiek wyjaśniać, skoro sama żyła pośród niepewności. Nawet nie wiedziała czego chce dla siebie. Jej serce zrobiło sobie wakacje zostawiając ją samotną i bezradną. Umysł podpowiadał, że powinna zmierzyć się z problemem Łowcy, a następnie uciekać gdzie pieprz rośnie. Tak byłoby najprościej. Zostawić wszystkich w tyle i zacząć od nowa. Wiedziała jednak, że łatwiej powiedzieć niż zrobić. Nie zdołałaby tak po prostu o nich zapomnieć. Byli dla niej jak rodzina, a rodziny się nie zostawia, nawet jeśli jest się bezduszną istotą. Mogła wypierać się ile chciała, ale nadal zależało jej na każdym z nich. Może jeszcze w pełni nie stała się tym, kim powinna. Może wszystkie emocje i przywiązane wygaśnie z czasem. Teraz jednak byli dla niej wszystkim i mimo, że ich raniła, to wcale nie chciała by cierpieli. To było tak trudne by postąpić właściwie jeśli wewnątrz nie czuło się już empatii, ani miłości w stosunku do nikogo. Była tak pewna pustki w miejscu, gdzie powinno być jej serce, jak tego, że stoi tu teraz przed Drake’iem.
- Nie sądzę byśmy mieli, o czym… - zaczęła cicho
- Kochasz go? – zapytał wprost
- Co?
Pytanie tak zbiło ją z tropu, że potrzebowała chwili by dokładnie je przeanalizować. Drake wydawał się zmotywowany by uzyskać odpowiedź. Nie spuszczał z niej wzroku, jakby nie chciał przeoczyć żadnej oznaki kłamstwa. Wyglądał neutralnie, ale dostrzegała ledwie widoczne napięcie w jego postawie. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, a klatka piersiowa nierównomiernie unosiła się i opadała.
- Słyszałaś. Zasługuję na szczerą odpowiedź.
- Nie. – odparła twardo
Nie kochała Raina, ale nie mogła zaprzeczyć tego, że coś ich łączyło, niezależnie od tego, czy on tego chciał, czy nie. Może dla niego było to bez znaczenia, ale Alison czuła w stosunku do niego coś dziwnego. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale w pewien dziwny sposób ją fascynował. Jego wygląd, postawa, a nawet dźwięk jego głosu. Każda jego cząstka sprawiała, że rwał jej się oddech. Kiedy znikał wydawała się bardziej samotna niż zwykle. Owszem irytował ją w każdy możliwy sposób, ale mimo to pragnęła go. Nie wiedziała, czy jedynie w czysto fizyczny sposób.
Drake wyglądał jakby ktoś ściągnął ciężar z jego pleców. Nie do końca się rozluźnił, ale z pewnością uszło z niego nieco powietrza.
- W takim razie, co czujesz do mnie? – odparł już mniej pewnym głosem, jakby samo wypowiedzenie tych słów sprawiało mu ból
Tutaj miała większy problem. Tak, była zdruzgotana, kiedy myślała, że nie żyje, a jednak jego powrót nie sprawił, że skakała z radości. Wiedziała, że zanim tutaj przyjechała kochała go całym sercem, teraz miała wrażenie, że ktoś pozbawił jej tej miłości. Nie nienawidziła go, nie był też jej obojętny, ale nie potrafiła odnaleźć ciepła, które odczuwała w jego obecności. To było tak jakby znajdował się za szkłem. Widziała go wyraźnie, ale nie potrafiła wyczuć jego obecności.
Zdezorientowana oparła się o ścianę i bezradnie spojrzała na sufit. Tak bardzo chciała by jego biała powierzchnia w jakikolwiek sposób podpowiedziała jej, co powinna powiedzieć.
Drake wyczuł, że Alison nie potrafi mu odpowiedzieć na to pytanie. W jakiś sposób było to lepsze niż przyznanie do tego, że już go nie kocha. Zbliżył się o kilka kroków, jakby sama jego obecność miała jej pomóc. Nie pomogła.
Spuściła wzrok mierząc go smutnym wzrokiem. Sytuacja była beznadziejna. Może powinna skłamać i pozwolić mu zapomnieć o niej. Nie mogła trzymać go w niepewności. Nie zasługiwał na takie cierpienie. Dla niej również nie byłoby to łatwe, ale z czasem wyszłoby to im obojgu na dobre. Nie mógł przecież czekać na nią w nieskończoność, której w przeciwieństwie do niej nie posiadał. Nawet jeśli potrafiłaby mu powiedzieć, co czuje, a czego nie, czas nadal był dla nich przeszkodą. Ona już zawsze pozostanie taka. Była zamrożona nie reagując na upływający czas. Ich przyszłość nie istniała, im szybciej pozbawi go złudzeń tym lepiej.
- Miałeś rację, że daleko mi do Alison, którą kochałeś, a która kochała ciebie. – powiedziała starając się by zabrzmiało to przekonująco – Ona już nigdy nie wróci, tak samo jak moja miłość do ciebie.
Cofnął się do tyłu zszokowany. Jeśli istniała w nim choćby iskra nadziei, teraz została brutalnie zgaszona. Szeroko otworzył oczy nabierając powietrza. Szybko jednak wyraz jego twarzy się zmienił zastąpiony lodowatym obliczem. Zupełnie jakby wszystko co czuł wyparowało w przeciągu sekundy.
- Dobrze, że sobie to wyjaśniliśmy. – odparł twardo
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z zaplecza pozostawiając jej przed oczami własne, chłodne spojrzenie. Ciężko odetchnęła i przełknęła gulę w gardle. To było trudniejsze niż się spodziewała. Wydawało się, że nie potrafi być empatyczna, że nic nie czuje, jednak w momencie, w którym ją zostawił żołądek ścisnął jej się z żalu. Dlaczego to wszystko było tak męczące? Dlaczego nie potrafiła się określić? Nie kochała go, ale nie potrafiła też pogodzić się z jego stratą. Pozostało jej się z tym zmierzyć i jak najszybciej pozwolić mu na szczęście, nawet jeśli sama nie będzie mogła z tym żyć. Drake zasługiwał na wszystko co najlepsze, a ona już dłużej nie należała do tej grupy.
Wyprostowała się próbując nabrać pewności siebie, po czym dołączyła do wszystkich w barze. Jak tylko przekroczyła prób sali zszokowana natychmiast się zatrzymała. Napięcie niczym fala prądu przebrnęło przez jej ciało pozbawiając tchu.
Cały bar wypełniony był wampirami i tym razem nie tylko tymi, którzy jak to określił Rain „nie mogą już dłużej chodzić”. Alison nie potrafiła ich zliczyć, ale było ich równie wielu, jak wtedy kiedy wdarli się do ich gniazda, a po środku nich stała Hulietta w bufiastej, gotyckiej sukni ze swoim oziębłym obliczem.
Alison pośpiesznie rozejrzała się po pubie. Rusty oraz Drake zostali pojmani przez dwójkę wampirów, stojąc z przyłożonymi do gardła sztyletami. Nie wyglądali na przerażonych, ale zdecydowanie przepełniała ich złość. Nie mieli szans przeciwko tylu wampirom. Cokolwiek planowały cała czwórka była zdana na ich łaskę.
- Proszę, proszę. Na ciebie również czekaliśmy. – odpowiedziała z uśmiechem Hulietta – Dołącz proszę do swojego przyjaciela. – wyciągnęła dłoń wskazując sam środek sali, w którym stał niepojmany Rain.
Alison nie widziała wyrazu jego twarzy. Plecy miał wyprostowane, a głowę skierowaną wprost na przywódczynię wampirów.
- Nie każ siłą się zaciągać. – ponagliła ją wampirzyca
Alison spełniła jej prośbę przez moment zastanawiając się jaką była dziewczynką kiedy jeszcze jej organizm nie został skażony wampiryzmem. Czy była równie podła i oziębła, czy może taka wykształtowała się na przestrzeni lat. Stanowisko jakie obejmowała wymagało twardej ręki i bezwzględności. Jak inaczej mogłaby uzyskać posłuszeństwo tylu wampirów, skoro wyglądała jak dziecko.
- Czego od nas chcesz? – spytała Alison obserwując wygłodniałe spojrzenia
Nie wątpiła, że każda z pijawek chciała ich śmierci, zwłaszcza, że w całym pomieszczeniu walały się ciała ich pobratymców. Sytuacja wyglądała na przegraną, mimo wszystko byli zmuszeni czekać na rozwój wydarzeń.
- Ostatni raz jak sprawdzałam oboje byliście uwięzieni w celi. To nie powinno ulec zmianie. Jesteście nam bardzo potrzebni.
- Chciałaś chyba powiedzieć Łowcy, a nie wam. – warknęła Alison
Wampirzyca wygięła usta w podłym, pełnym satysfakcji uśmiechu.
- Nie jestem zdziwiona, że o nim wiecie.
- Ostatni raz jak sprawdzałem wampiry nie biegały jak wytresowane psy dla jakiegoś nawiedzonego łajdaka. – powiedział jakby do siebie Rain
No tak, nie było mowy by w jakikolwiek sposób udobruchać ich oprawców skoro mieli po swojej stronie kogoś kto całkiem niedawno powybijał ich dziesiątki w akcie czystego szaleństwa i zemsty.
- Dosyć słów demonie. – warknął, któryś z wampirów. - Zasłużyłeś na wszystko, co cię spotka.
- Wystarczy Alexandrze. – upomniała go królowa. Następnie skierowała się do Alison – Współpracujemy z Łowcą czerpiąc z tego nie lada korzyści. Muszę przyznać, że nieźle go rozjuszyliście. Przez waszą ucieczkę sporo straciliśmy, ale tym razem nie zlekceważymy waszych zdolności. Natomiast jeśli chodzi o was… - spojrzała w stronę Drake’a i Rusty’iego
- Pójdę z wami po dobroci, tylko zostawcie ich w spokoju. Nie mają z tym nic wspólnego. – uprzedziła ją Alison
Usłyszała jak jedno z nich szarpnęło się w uścisku wampira. Nie mieli jednak żadnych szans w walce. Alison nie mogła ryzykować ich życia, wiedząc jakie byłoby zakończenie.
- I tak pójdziesz z nami. Nieważne, czy po dobroci, czy też nie. 
Oczy Hulietty w dziwny sposób się zaiskrzyły. Ten widok całkowicie sparaliżował Alison. Za późno usłyszała cichy szelest za swoimi plecami. Nim zdążyła się choćby odwrócić, któryś z wampirów wymierzył jej silny cios w głowę, po którym natychmiast straciła przytomność.  

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 25


               Obraz chorego Azaziza szybko się rozmył odsyłając Alison z powrotem do rzeczywistości. Potrzebowała kilku sekund by opanować zawroty głowy oraz mdłości. Czuła w ustach nieprzyjemny, miedziany smak krwi, od którego skręcał jej się żołądek. Odetchnęła głęboko i otworzyła oczy. Siedziała okrakiem na kolanach Raina z czołem opartym o jego bark. Odchyliła się gwałtownie patrząc prosto w jego oczy. Srebrzyste krążki iskrzyły się niczym gwiazdy, ale twarz pozostawała bez wyrazu. Alison nie miała pojęcia co właściwie powinna powiedzieć, więc tylko wpatrywała się w niego bez końca. Pochylił się w jej stronę szepcząc.
- Zdaje się, że kiedyś powinienem się za to odwdzięczyć.
Jego ciepły oddech owiał jej kark przyprawiając o dreszcze. Miała wrażenie, że nadal jest w jednym z wspomnień, unieruchomiona i pozbawiona woli.
- Alison?
Usłyszała za plecami zdumiony głos i szybko zdała sobie sprawę do kogo należy. Jak oparzona zeskoczyła z Raina upadając tyłkiem na podłogę. W progu pokoju stał Drake oszołomiony i wściekły jednocześnie. Odruchowo wytarła usta wiedząc, że są pokryte krwią. Czuła się paskudnie, a do tego została przyłapana przez Drake’a. Dała mu kolejny powód by jej nienawidził. Może tak byłoby łatwiej mu się z nią pożegnać, gdyby zaczął nią gardzić. Mimo braku miłości we własnym sercu, wcale nie chciała by odchodził. Może i była samolubna, ale to co ją z nim łączyło nie było bez znaczenia. Nadal był dla niej ważny i chciałaby ograniczyć mu cierpienia, które mu zadawała, ale jedyny sposób w jaki mogłaby to zrobić łączył się z rozstaniem. Nie chciała zostać sama. Może i Rain lubił prowadzić takie życie, odseparowany od wszystkich, ale Alison jeszcze nie była na to gotowa.
- Co tak stoisz? – odezwał się Rusty wychodząc zza pleców Drake’a. Krótkim spojrzeniem zmierzył pomieszczenie, a na jego twarzy powoli pojawiał się lekki uśmiech, jakby coś sobie przypominał. – To jest dopiero miejscówka. – zagwizdał z podziwem
- Speluna, nic więcej. – syknął Drake znacząco zerkając na Raina – Nawet szczurów nie brakuje.
Nie chcąc siedzieć na podłodze jak ofiara losu, powoli wstała. Z każdym ruchem coraz bardziej kręciło jej się w głowie. Miała wrażenie, że żołądek podchodzi jej do gardła. Nim stało się najgorsze wybiegła na zaplecze. Pochyliła się nad zlewem i natychmiast zwymiotowała. Strach zakłuł ją w pierś kiedy wszystko oblało się krwią. Jej organizm pozbywał się nadmiaru w najprostszy i najszybszy sposób, przyprawiając Alison o jeszcze większe mdłości.
- Moja impreza nie kończyła się tak nawet po najmocniejszych groszkach. – stwierdził Rusty nieco zaniepokojony jej widokiem – Nie jestem ekspertem, ale nawet w świecie nadprzyrodzonym jak ktoś rzyga krwią to nie jest dobrze.
Alison nadal pochylona nad zlewem odkręciła kran by przepłukać buzię. Nadal jednak nie potrafiła przestać wypluwać krwi. Oparła się o blat kiedy pojawiły jej się mroczki przed oczami.
- Jeśli zemdleję, nie pozwól tej dwójce tam się zabić, ok? – wydyszała
Rusty spojrzał w stronę drzwi prowadzących do pokoju.
- Na razie są dosyć grzeczni.

* * *

               Starał się zachować spokój, ale przebywanie w jednym pokoju z tym demonem nie należało do łatwych dla jego nerwów. Widział jak wyluzowany spoczywa na kanapie i miał ochotę rzucić się na niego z pięściami. Był pewien, że gdyby Alison wcale go nie poznała, sprawa wyglądałaby teraz zupełnie inaczej. Ten czarnowłosy bydlak musiał być współwinny jej przemianie. Drake nie wierzył, że to jedynie sprawka jadu. Alison była silną osobą, która nigdy tak łatwo nie uległaby klątwie. Gdyby tylko byłby w stanie z nią być w tamtym czasie. Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem Kevin pozwolił na taki rozwój wydarzeń. Kiedy opowiadał mu o tym co się działo w Aberdeen od momentu ich przybycia, o tym, że Alison wychodziła z domu nikomu nic nie mówiąc, a wracała dopiero po kilku dniach, jak nie chciała z nikim rozmawiać i jak łatwo popadała w skrajności. Jednak dopiero kiedy ją zobaczył przekonał się jak wiele zostało niedopowiedziane. Będąc tuż przy niej wcale nie czuł jej obecności. Wyglądała prawie tak samo, ale nie potrafił odgadnąć kim naprawdę była. Wydawała się pusta, jej oczy niegdyś pełne emocji, teraz wyblakły pozostawiając po sobie jedynie ciemność. Nie słowa, ani nie czyny, tylko widok tych oczu sprawiał mu największy ból. Ból, którego nie potrafił znieść, tęsknotę, która zżerała go od środka. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze on. Wysoki, chudy i przepełniony mrokiem demon, który pojawiał się na każdym kroku. Patrząc na niego Drake bał się jedynie jeszcze bardziej o Alison. Ona mogła stać się taka sama jak on, a ten proces rozpoczął się z chwilą gdy go poznała. Zastanawiał się, co tak naprawdę ich łączyło, co Alison do niego czuła, co o nim myślała. Mógłby pogodzić się z jej odejściem, nawet zaakceptować fakt, że wybrała kogoś innego, o ile byłby pewien, że będzie z nim bezpieczna i szczęśliwa. Rain nie mógł jej tego zagwarantować. Był wiatrem, który roznieca ogień w jej duszy. Niszczył szansę na jej powrót.
Wiele się wydarzyło, kiedy on leżał cierpiąc nieskończenie w Jacksonville. Stracił szansę na jej ratunek, a teraz było już za późno. Niewiele mógł na to poradzić. Co jednak miał zrobić z palącym żarem zazdrości i nienawiści, który parzył go przy każdym kroku, torturował z każdym spojrzeniem na Alison?
Usłyszał szelest materiału, kiedy Rain wygodniej rozłożył się na kanapie. Stłumione prychnięcie rozbawienia wydarło się z jego płuc, a usta wygięły się w ironicznym uśmiechu. Wyraz jego twarzy niemal mówił jak bardzo czuł się zwycięzcą.
- Niemal się cieszę, że chociaż jedna osoba wydaje się zadowolona, że tonie w szambie. – stwierdził z oporem Drake. Nie było mowy by dał cokolwiek po sobie poznać. Był jednak pewien, że wszystko jest na nim wypisane i czytelne dla wszystkich. Wcześniej nie musiał się przejmować takimi błahostkami, ukrywał wszystko za ciętym językiem. Teraz sytuacja była inna, za bardzo mu zależało, by potrafił jakkolwiek to zamaskować.
- Mogę i tonąć w szambie, ale to ty jesteś tym, który potrzebuje koła ratunkowego. – westchnął wstając z sofy.
Zrobił kilka pewnych kroków w stronę Drake’a patrząc na niego jak na nikłe zagrożenie, niczym wilk na lisa. Oboje byli drapieżnikami, ale w ostatecznej konfrontacji było jasne, kto wygra. To tylko jeszcze bardziej sprawiało, że Drake miał ochotę doskoczyć do niego i zdzielić go pięścią w twarz.
- W co ty grasz? – syknął przez zaciśnięte zęby – Cokolwiek planujesz, nie pozwolę ci jej skrzywdzić.
- Naprawdę sądzisz, że cokolwiek mnie obchodzi? Nie dbam, ani o nią, ani o wasze miłosne problemy.
O, naprawdę chciał mu przyrżnąć. Rozprasować go na ścianie i zedrzeć ten zuchwały wyraz z jego twarzy. Coś jednak sobie uświadomił. Rain mógł być wcieleniem wszystkiego co najgorsze, ale nie kłamał. Nie miał powodu by to robić. Drake nie znał się na demonach, ale wiedział już jedno. One nie dbają o nic, ani o nikogo. Żyją pomiędzy światami spełniając własne zachcianki, nie przejmując się czy kogokolwiek to zrani. Byli odseparowani od uczuć, czy empatii, a może nawet od zdrowego rozsądku. Nie mieli kręgosłupa moralnego, czyniąc to co im się podoba, a nie to co jest słuszne.
- Więc dlaczego włazisz z buciorami tam gdzie cię nie chcą? – drążył dalej Drake, licząc na jakiekolwiek potknięcie z jego strony
Rain z zainteresowaniem przekrzywił głowę, jakby oceniał Drake’a. Może czytał mu w myślach. Czy demony mogą posiadać takie umiejętności?
- Ty naprawdę sądzisz, że to moja wina, co? Nie zrobiłem niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób wpłynąć na jej zachowanie. Prawda jest bolesna, ale jest prawdą, Romeo. – pokonał odległość jaka ich rozdzielała stając tuż przed nim. – Twoja Julia uczepiła się mnie jak zdruzgotany alkoholik ostatniej butelki whisky. – jego ton nagle z obojętnego przeszedł we wrogi szept – Powiedziałem jej, że cię zabiję i zrobię to jeśli w końcu nie wydorośleje. Nie zamierzam trzymać jej za rączkę, podczas gdy jej świat spala się na popiół. Gdybyś był mądry, również byś uciekał jak najdalej, bo w krótce wszystko co pojawi się w jej zasięgu zostanie zmiażdżone na miazgę i pochowane pod ziemią. Tak, spaliśmy ze sobą, a wiesz dlaczego? Bo tym właśnie jesteśmy. Jedyne czego pragniemy to seks zakrapiany śmiercią. Skoro jedno mamy już za sobą, najwyższy czas na akt drugi.
Po tych słowach przepchnął się obok niego kierując się do wyjścia. Drake stał w bezruchu. Nie był pewien, czy słowa Raina go bardziej rozzłościły, czy też sparaliżowały ze strachu. Było coś takiego w jego głosie, że Drake był w stanie mu uwierzyć. Cokolwiek myślała Alison, ten facet był niebezpieczny, nieprzewidywalny i naprawdę nie dbał o życie innych. Drake nie wątpił, że mógłby skręcić kark pechowcowi, który jedynie krzywo na niego spojrzał, a wszystko dlatego by przez moment się zabawić.

* * *

               Czuła się jak wrak człowieka. Żołądek i gardło płonęło jej żywym ogniem, a do tego dochodziły jeszcze przebłyski ciemności. Starała się ze wszystkich sił utrzymać świadomość. Chłodna woda powoli cieknąca z brudnego kranu pozwoliła jej utrzymać jasność myślenia. Opłukała twarz oraz lekko spryskała kark, by nieco się orzeźwić.
- Gdzie właściwie jest Kevin? – spytała, odsuwając się od blatu, ale nadal przytrzymując się na nim dla pewności
- Poszedł kupić coś do jedzenia. Powinien zaraz wrócić. – odpowiedział Rusty
Alison już miała coś powiedzieć, kiedy Rain z rozmachem otworzył drzwi od sekretnego pokoju i pewnym krokiem przeszedł przez zaplecze. Zapominając o zawrotach głowy odbiła się od kuchennych blatów i zastąpiła mu drogę.
- Gdzie właściwie się wybierasz? - Do zachodu słońca pozostało niewiele ponad godzinę. Nie było mowy by po upływie tego czasu pozwoliła mu tak po prostu wyjść. – Mamy Łowcę, który być może siedzi nam na karku, a ty zamierzasz tak po prostu dać się złapać?
Drake również wyłonił się z pokoju. Posępnie zmierzył ich wzrokiem, po czym stanął obok Rusty’iego, nie chcąc mieć z nimi nic wspólnego.
- Posłuchaj wojownicza księżniczko… – warknął Rain mierząc ją ostrym spojrzeniem. Niemal tak upiornym jak w nocy, kiedy rzucił nożem w Drake’a. Mimo, że wydawał się teraz równie niebezpieczny, Alison wiedziała, że pozostaje sobą. Nie do końca orientowała się w jaki sposób potrafi to stwierdzić. Po prostu wiedziała. - … Nie wiem jakie chore wizje kryją się w twojej głowie, ale nie będę w nich uczestniczył. Wynoszę się stąd na dobre.
- Niestety dopóki słońce nie schowa się za horyzontem jesteś tutaj uwięziony. Naprawdę bardzo mi przykro. – rzuciła bez cienia smutku
- Wiecie co? – odezwał się Rusty – Skoro i tak mamy czas do zabicia, mam pewien pomysł. Widziałem to na filmach i sądzę, że może to pomóc rozwiązać tą chorą sytuację. Pomieszczenie jest – rozejrzał się dookoła – względnie kwadratowe, niech każdy z was zajmie jedną ze ścian.
Alison patrzyła się na niego z lekkim niedowierzaniem i podejrzliwością. Coś jej podpowiadało, że cokolwiek planował Rusty, nie może się to dobrze skończyć. Ku jej zdziwieniu Rain odsunął się od drzwi i zajął miejsce przy obdartej zasłonie prysznica tuż naprzeciw Alison. Oparł się niedbale o ścianę i zaczął grzebać w kieszeniach. Rusty zerknął na niego z zadowoloną miną. Każde z nich stało tam gdzie zaplanował, patrząc po sobie wyczekująco.
- Dobrze, jestem prawie dumny. – odparł klaszcząc w dłonie – Nie trzeba być psychologiem by stwierdzić, że istnieje miedzy nami napięcie. – ściszył głos do szeptu - Mówiąc nami mam raczej na myśli was, ale żeby było łatwiej uznam siebie za współwinnego. – mrugnął znacząco w stronę Alison, która nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
Nagle sytuacja wydała jej się komiczna, ale powstrzymała się od komentarza, by nie zepsuć tego cokolwiek planował Rusty. Może i był lekko zwariowany i zazwyczaj wydawał się nie obierać żadnej ze stron pokazując siebie jako kogoś kto stoi ponad tym wszystkim, dobrze wiedziała, że pomimo wrażenia zależy mu na przyjaciołach. Jako osoba, która nie mogła liczyć na wsparcie rodziny, obcy ludzie stali się dla niego wszystkim co miał. Musiał nauczyć się dbać o każdą z relacji.
- Teraz, by nieco oczyścić atmosferę każdy z nas powie to co mu siedzi głęboko na sercu, a co jest związane, z którąkolwiek z osób tutaj zebranych. Ja na przykład chciałbym się do czegoś przyznać. – spojrzał w stronę Drake’a, którego oczy natychmiast rozszerzyły się ukazując niepokój
- Nie mów tylko, że mnie kochasz i zamierzasz spędzić ze mną resztę swojego życia. – burknął
Rain zdusił prychnięcie odpalając jednego ze swoich wygniecionych papierosów. Powietrze wokół niego szybko zagęściło się od dymu.
- Złamałem obietnicę, do której złożenia zmusiłeś mnie w Aberdeen pod groźbą wyrwania wszystkich kończyn oraz wielu innych nieprzyjemnych tortur i podałem Alison ponownie tabletki szczęścia.
Alison przypomniała się zostawiona przez niego na parapecie koperta z pastylkami. Nadal nie miała pojęcia co to było, ale ponownie pozwoliła się ponieść. Pamiętała, że tamtej nocy w klubie była szczęśliwa. Mimo ataku na nieznajomego i odkrycia swojej nowej umiejętności była zadowolona tańcząc i zapominając o wszystkim, co się działo. Tej nocy też pierwszy raz pocałowała Raina. Był to jedynie niewinny pocałunek w podzięce, ale nie potrafiła się pozbyć uczucia, że już wtedy zrobiła pierwszy krok w stronę ścieżki, na której końcu było złamane serce Drake’a. Dobrze wiedziała, że Rain również to pamięta, chociaż wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet odrobinę. Dla niego nie było to nic nadzwyczajnego, dla niej natomiast skok w przepaść.
Drake natomiast ukrył twarz w dłoniach przecierając ją ze znużenia.
- Nawet przez sekundę nie sądziłem, że da się oswoić wszy, ale jednak są ludzie, którzy dalej się starają.
-To tyle? – zdziwił się Rusty – Jeśli wiedziałbym, że skończy się na słabej obeldze rozpowiedziałbym to przed całym światem. – zaśmiał się. Widząc,  że tylko jego to rozbawiło, szybko odchrząknął i rozłożył ręce. – Teraz wasza kolej.
Alison zerknęła na Drake’a, który przez moment odwzajemnił się tym samym. Oboje szybko spuścili głowy. Żadne z nich nie było gotowe na otwarte wyznania, zwłaszcza mając przy sobie widownie. Cisza się przedłużała, a Rusty co chwilę na nich zerkał wzrokiem zachęcając do rozpoczęcia monologu.
Po dłuższym czasie do ich uszu dobiegło długie westchnięcie ze strony Raina, który uniósł brwi w taki sposób jakby mówił, że ma do czynienia z grupą małych, głupich dzieci. Podpalił kolejnego papierosa i wskazał na Alison i Drake’a dłonią.
- Jesteście żałośni. Oboje. Nawet gdyby nie doszło do ingerencji żadnego z demonów wasz chory związek nie przetrwałby długo. Cokolwiek myśleliście, że tworzycie było sporym nieporozumieniem. Nie zamierzam tracić ani sekundy dłużej na ten słaby obraz.
Gniewnym ruchem wyrzucił papierosa i odpychając się od ściany skierował się w stronę wyjścia. Tym razem nikt go nie powstrzymał. Wyminął Alison i wyszedł przez drzwi. Rusty podążył za nim wzrokiem, po czym spojrzał na Drake’a.
- Do zachodu zostało jeszcze kilkanaście minut. – zaczął – Popilnuję go zanim postanowi spalić się żywcem.
Po tych słowach znacząco zerknął na nich po raz ostatni dając do zrozumienia by w końcu wszystko sobie wyjaśnili, po czym po cichu podążył za Rainem.


piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 24


               Alison mimo uporu by nie zasypiać co jakiś czas złapała się na krótkiej drzemce. Przysypiała na kilka minut, by potem nagle oprzytomnieć niepewna, czy są bezpieczni. Kevin również był zmęczony i raz udało mu się nawet zasnąć na kilka godzin, ale zauważyła, że też czuje się tutaj nieswojo. Sama nie miała czasu by myśleć o tym co czeka ich jak zajdzie słońce. Jej myśli uciekały w stronę Raina, a raczej jego przeszłości. Była bardziej niż ciekawa, co takiego wydarzyło się w jego życiu zanim stał się demonem. Pragnęła całą sobą odkryć ukryte przez niego karty, by w ten sposób jakoś go zrozumieć. Mała jej część bała się jednak, że nie istnieje dla niego usprawiedliwienie. Mógł stać się taki przez zatrucie wywołane przez demona, ale jednak kiedy przypominała sobie jego pełne bólu krzyki nie potrafiła myśleć, że jest on bezduszny. Kogoś takiego nie prześladowałyby koszmary. Rain zwyczajnie odseparował się od innych chowając w ten sposób zakorzeniony w nim ból. Tak było po prostu łatwiej. Domyślanie się jednak nic jej nie dawało poza bólem głowy. Musiała znaleźć sposób by jakoś rozwiązać jego zagadkę.
Ciszę przerwał dzwonek komórki. Kevin zerwał się z podłogi jednocześnie odbierając.
- Tak? … Jasne, już wychodzę. – po krótkiej rozmowie rozłączył się i skierował do Alison – Rusty jest zaledwie ulicę stąd. Wyjdę po niego by nie krążył po mieście, w porządku?
Krótko kiwnęła głową dając mu znak, że może w spokoju zostawić ją samą z nieprzytomnymi ciałami. Wyczuwała, że słońce jeszcze nie zaszło, więc póki co była względnie bezpieczna. Minęło już kilka godzin odkąd oboje popadali jak muchy, ale żaden jeszcze nie dawał znaku życia. Nie wiedziała co stało się z Rainem, ale Jake’owi dawała jeszcze co najmniej dwa razy tyle. W końcu pozbieranie się po śmierci nie mogło trwać kilka sekund, a zwłaszcza po takiej jak skręcenie karku.
Nie mogąc znieść dłużej bezczynnego siedzenia wyszła z pokoju by przemyć twarz i jakoś się rozbudzić. Oczywiście brudny zlew nie wyglądał zachęcająco, ale woda na szczęście była czysta. Przetarła nią twarz i ręce nieco się orzeźwiając. Zerknęła na plamę krwi, którą wczoraj zwrócił Rain i nagle coś przyszło jej do głowy. Nie była pewna, czy to szaleństwo, czy głupota, a może jedno i drugie, ale przynajmniej znalazła sposób jak może dotrzeć do Rain’a jeśli sam nie chce się przed nią otworzyć. W pośpiechu przeszukała wszystkie szuflady, aż znalazła niezbyt ostry nóż. Wróciła do pokoju i zerknęła na leżącego Raina. Twarz miał spokojną, jakby spał, a jego klatka piersiowa w spokoju unosiła się i opadała. Nadal nie do końca przekonana chwyciła jego rękę. Nie czuła się z tym dobrze, ale starała się usprawiedliwiać, że nie ma innego wyjścia. Prawda była taka, że ciekawość aż zżerała ją od środka. Bez wahania rozcięła jego bladą skórę na nadgarstku. Rana szybko wypełniła się krwią. Nieco ją zemdliło, ale zdeterminowana przyciągnęła jego rękę do ust powoli przełykając krew. Niemal od razu zakręciło jej się w głowie. Nie spodziewała się tak szybkiej reakcji na krew. Do końca nie wierzyła, że ona naprawdę zawiera wspomnienia, dopóki w jej umyśle nie pojawił się obraz. Zaledwie przebłysk twarzy młodego chłopca, który szeroko się do niej uśmiechał. Wzięła kolejny łyk chcąc przywrócić wspomnienie. Krew spływała do jej żołądka, a obrazy stawały się coraz bardziej klarowne. Ujrzała tego samego chłopca, ale teraz jego rysy mimo młodego wieku wydały jej się znajome. Gdzieś już widziała te bursztynowe oczy i brązowe potargane włosy, nie potrafiła sobie jednak przypomnieć gdzie i kiedy.
- Jestem gotowy Kyrian. – powiedział z uporem. Nie mógł mieć więcej niż siedem lat, ale mimo tak młodego wieku w jego spojrzeniu widziała determinację i odwagę, jakiej pozazdrościłby nie jeden dorosły mężczyzna – Oddam wszystko byle byś był wolny.
Tak szybko jak wspomnienie się pojawiło, tak też zniknęło. Obraz chłopca stawał się zamazany, aż w końcu całkowicie zniknął. Alison mrugnęła kilka razy zdając sobie sprawę, że z powrotem siedzi w pokoju przed kanapą Raina. Różnica polegała na tym, że tym razem był już przytomny. Siedział obok i mierzył ją pustym spojrzeniem. Jego nadgarstek nadal krwawił, ale on wydawał się tego nie zauważać. Nagle zrobiło jej się głupio. Nie spodziewała się, że nagle oprzytomnieje i zastanie przed sobą pijąca z niego Alison.
- Tak dla jasności, musiałabyś wypić z szyi by dokładnie zbadać wspomnienie.
Wyciągnął nóż z jej dłoni i powoli przeciągnął nim wzdłuż własnego karku, pozostawiając po sobie długą, krwawą linię, której strumień szybko się powiększał.
- Żartujesz? – uniosła brew.
To co zrobił było ostatnie czego się spodziewała, ale powinna się już przecież do tego przyzwyczaić. Nie mógł po prostu odpowiedzieć na jej pytania. Nie, on musiał znaleźć na to jakiś chory sposób. Coś było nie tak. Na pewno był w tym jakiś haczyk. Nie mogła tak po prostu ulec własnej ciekawości. Jednak nie potrafiła się oprzeć. Krew, która spływała po jego skórze obrzydzała ją, a miedziany smak w jej ustach przyprawiaj o mdłości, ale obrazy które mogłaby ujrzeć przyciągały ją, były niczym narkotyk. Nie myśląc o tym dłużej pochyliła się do niego i wbiła zęby w jego szyję, powiększając ranę. Wyciągnął się, jakby jeszcze bardziej ją zachęcał. Przeszedł go dreszcz, jakby wcale nie sprawiała mu tym bólu. Czuła, że jego dłonie zmierzają niebezpiecznie nisko po jej plecach, ale nim zdążyła zareagować zalały ją fale jego wspomnień.

* * *

               Przez chwilę było tak ciemno, że Alison myślała, że zemdlała. Jednak mimo wszystko była świadoma tego, że nic ją nie otacza. Wkrótce usłyszała stłumione głosy jakiejś kobiety. Czuła jak jej ręka coś chwyta i lekko ciągnie w dół. Nie miała kontroli nad własnym ciałem. Jedynie obserwowała co się dzieje. Uchyliła jak się okazało drzwi wpuszczając smugę żółtego światła. Chowała się w jakimś pomieszczeniu bacznie obserwując słabo oświetlony korytarz. Głosy dochodzące z drugiego końca stawały się coraz bardziej wyraźne.
- Nie możemy dalej ryzykować. – odezwała się jakaś kobieta
Wkrótce była w stanie ich dostrzec, kobietę i mężczyznę wychodzących zza progu. Pomimo, że obserwowała ich z kilku metrowej odległości coś było nie tak. Wydawali się strasznie wysocy, albo to ona była taka niska.
- Kyrian też jest naszym synem, Amelio. – odezwał się mężczyzna delikatnie chwytając ją za dłoń
Oboje wyglądali młodo, ale ich zmęczone twarze i lekko przygarbione postury świadczyły, że pomimo wieku wiele razem przeszli. Alison domyślała się, że nie często były to dobre chwile.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda. – odpowiedziała mu cicho – Możemy go tak traktować, ale nigdy nie będzie naszym dzieckiem.
W chwili kiedy poczuła skurcz bólu w żołądku domyśliła się co jest grane. Alison nie była sobą. Znajdowała się w ciele Raina, obserwując wszystko z jego perspektywy, czując to samo co on.
- Jak możesz tak mówić?
- Nie bądź głupi Robercie. Przygarnęliśmy go bo nie mieliśmy wyboru, a teraz płacimy za to cenę. Nasz syn umiera, a ty przekładasz życie Kyriana ponad jego. Musimy się go pozbyć. Nawet nie wiemy czym on jest. To potwór.
Twarz mężczyzny posmutniała. Nie miał żadnych argumentów, które mogłyby stawić czoła słowom Amelii. Wiedział, że miała rację, a jednak miłość jaką czuł do chłopca nie pozwalała mu go tak po prostu wyrzucić. On nie był niczemu winny, potrzebował pomocy by móc zrozumieć co się z nim dzieje. W dziwny sposób Alison potrafiła to wszystko wyczytać z twarzy Roberta, jakby miał to wypisane gdzieś przed sobą.
- Daj mi jeszcze jeden dzień. Skontaktuje się z czarownikiem, który mógłby się nim zaopiekować. – powiedział tonem, który nie znosił sprzeciwu
Amelia była w stanie mu to dać. Jeden dzień nie robił jej różnicy. Nie była zadowolona, że Robert poświęci go dla Kyriana, mimo że ich syn może nawet nie doczekać świtu, ale rozumiała uczucie jakim darzył dziecko, które przygarnęli. Sama czuła do niego przywiązanie i mimo wszystko nie miałaby serca by go tak po prostu wygnać.
Rain szybko, ale po cichu zamknął drzwi i oparł się plecami o chłodną ścianę. Oddech mu się rwał, a czoło zalewało potem. Alison wyczuwała jak jego serce bije w przyśpieszonym tempie. Panika i zdenerwowanie przepełniało każdą komórkę w jego ciele. Starał się opanować, ale przychodziło mu to z trudem. Przystawił głowę do drzwi starając się wsłuchać w odgłosy na korytarzu. Amelia z Robertem już poszli, droga była wolna. Wymknął się z pokoju i najciszej jak potrafił podkradł się do pokoju na końcu holu. Pomieszczenie słabo oświetlała nocna lampka stojąca przy niedużym łóżku. Rain z lekkim wahaniem podszedł bliżej. Ktoś skulony i zwinięty w grubą kołdrę leżał na materacu lekko drżąc. Słysząc, że ktoś wszedł do pokoju wychylił głowę spod przykrycia. Widziała go już we wcześniejszym wspomnieniu, ale tym razem jego twarz była bledsza i zapadnięta, a oczy przepełnione wyczerpaniem.
- Kyrian. – słabo szepnął wymuszając uśmiech – Czy… - nie dokończył napadnięty przez atak kaszlu.
Rain usiadł obok niego delikatnie kładąc dłoń na plecach chłopaka. Alison czuła jak bardzo mu jest przykro z powodu losu przyjaciela. Poczucie winy zżerało go od środka.
- Nie powinieneś płacić takiej ceny. – powiedział chowając twarz w ramionach. Nie płakał chociaż bardzo tego chciał. – Jak mogłem się na to zgodzić? Twoi rodzice mają rację, że mnie odsyłają. Jestem niebezpieczny.
Oczy chłopaka nagle się rozszerzyły.
- Jak to cię odsyłają? – zapytał charcząc
Rain nie odpowiedział. Położył się obok chłopca twarzą do niego. Mimo grubej kołdry, która go zakrywała czuł jak wyziębione jest jego ciało, jakby uciekało z niego życie.
- Przepraszam cię Azaziz. – powiedział cicho
Alison przez chwilę miała wrażenie, że z powrotem jest sobą wracając do własnych wspomnień. Skąd ona znała tego chłopca? Azaziz. Wiedziała, że nie jest jej obcy, a może to tylko złudzenie spowodowane faktem, że znajduje się w ciele Raina?
- Czy ja umrę? – zapytał. Mimo choroby ton z jakim to powiedział był twardy i pewny jakby nagle przybyło mu zdrowia. – Mama płacze jakbym już nie żył, a tata… Tata w ogóle się nie odzywa. Oni muszą wiedzieć, że to nie twoja wina.
- Ale to jest moja wina. Gdyby nie ja to byś nie zachorował.
Azaziz przecząco pokiwał głową. Mokre włosy opadły mu na spocone czoło.
- Chciałem ci pomóc Kyrianie. Pomogłem, prawda?
Rain przez chwilę milczał wahając się, czy powinien powiedzieć prawdę. Azaziz umierał, nie powinien odchodzić wiedząc, że jego ofiara poszła na marne. Rain nie mógł mu tego zrobić. Musiał skłamać.
- Pomogłeś bracie, jestem wolny.
Chłopak szczerze się uśmiechnął, a jego powieki się zamknęły. Głowa opadła mu na poduszkę, a oddech nieco się uspokoił.
- To dobrze. - wyszeptał - To dobrze.

wtorek, 5 kwietnia 2016

Rozdział 23


               Zaplecze przypominało niewielki składzik na alkohole połączony z łazienko-kuchnią. Poza licznymi półkami z trunkiem wszelkiego rodzaju i koloru, przy ścianie znajdywały się kuchenne blaty, których czystość pozostawiała wiele do życzenia. W rogu za obszarpaną i brudną kotarą znajdował się prowizoryczny prysznic. Niewiarygodne, że ktoś w ogóle chciałby się tutaj wykąpać. Miejsce potrzebowało dobrze zmotywowanej ekipy sprzątającej. Pomieszczenie nieźle kontrastowało z pubem, w którym wszystko wydawało się czyste. Przynajmniej zanim Rain zamienił je w pole bitwy.
- Zdaje się, że dzień spędzimy tutaj. – stwierdził Kevin zaglądając do pomieszczenia, które przed chwilą otworzyli. – Nie jest tak źle. Da się przekimać.
Alison minęła go w progu by spojrzeć na ukryty pokój. Nie był jakoś specjalnie duży, ale spokojnie ich pomieści, zwłaszcza, że miał dwie duże, skórzane sofy. Niby salon nie posiadał okien, więc był idealnym miejscem dla demonów. Alison podejrzewała, że był zrobiony na wzór dark roomu, ale starała się o tym nie myśleć, jeśli faktycznie będzie musiała spać na jednej z tych kanap.
- Zadzwonię do Rusty’iego. – powiedział cicho Kevin pochylając się do niej – Może nam się przydać pomoc.
Znacząco spojrzał na wałęsającego się po zapleczu Raina. Przeszukiwał półki rozglądając się za jakimś alkoholem, który mógłby poprawić mu humor. Alison dyskretnie kiwnęła głową zgadzając się na wezwanie wsparcia. Teraz utknęli tutaj razem, ale kiedy zajdzie słońce, kto wie jak bardzo Rain będzie chciał współpracować. Znając jego zachowanie, zapewne nie będzie w ogóle.
- Serio zamierzasz jeszcze się dobić? – spytała znacząco kierując wzrok na butelkę tequili trzymaną przez Raina.
Nieprzejęty jej komentarzem zalał połowę szklanki przezroczystym alkoholem. Zanim jednak uniósł ją do ust, jego ciało dziwnie się zachwiało jakby zakręciło mu się w głowie. Zmrużył oczy i potrząsnął głową, chcąc wyklarować obraz.
- To chyba dowód na to, że nie powinieneś już pić.
- To działa. – mruknął zaskoczony
Zaśmiał się jak głupi i gwałtownie zgiął się wpół wymiotując na podłogę. Alison aż odrzuciło widząc, że wypluwał skrzepniętą krew. Co się do cholery z nim działo? Otarł niechlujnie buzie i ruszył w stronę pubu cały czas powtarzając, że to działa.
- Zwariowałeś? – krzyknęła za nim. Nie zatrzymał się jednak, więc dla pewności podążyła za nim – Przed chwilą dosłownie zwróciłeś całą krew, która wypiłeś i chcesz to zrobić ponownie?
Umyślnie ją ignorował rozglądając się po sali. Znajdując wampira, którego chciał pozbawić krwi sięgnął po rozbitą butelkę i bez namysłu skierował się w jego stronę. Alison rozpoznała zwłoki wiszące na ścianie, brutalnie przebite czymś, co wyglądało jak noga od stołu. To był wampir, który kilka nocy temu zaprowadził ich do klanu wampirów, a potem zdradził wydając królowej Huliett’cie. Alison miała go wtedy ocalić przed torturami, jak widać na długo nie skorzystał z jej ratunku.
- Rain, nie możesz tego zrobić. – warknęła, kiedy rozcinał szyje wampira
Odwrócił się do niej z gniewnym wzrokiem, jakiego jeszcze u niego nie widziała. Nawet jak wydawał się zły, to jego oczy pozostawały spokojne i opanowane, jakby wszystko miał pod kontrolą. Teraz jednak wszystkie negatywne emocje wychodziły na wierzch.
- Idź lepiej do swojego loczka blond i sprawdź, czy nie potrzebuje twoich natrętnych uwag.
Po tych słowach pochylił się w stronę wampira zanurzając zęby w jego skórze. Alison nie potrafiła na to patrzeć, ale widząc jak jego gardło się porusza w miarę jak przełykał nie potrafiła odwrócić wzroku. Stała jak sparaliżowana w zdumieniu obserwując jego poczynania. Usłyszała za sobą kroki Kevina i to jak nagle się zatrzymał widząc co się dzieje.
- Co on robi? – zapytał neutralnym tonem jakby go to nie dziwiło.
- On kompletnie oszalał, Kevin. – westchnęła – Powinniśmy zostawić go tutaj na śmierć, żeby zgnił razem z tymi trupami.
- Znając wampiry nie pozostawią tego bez pamięci. Na pewno pojawią się tutaj jak tylko zajdzie słońce, dlatego musimy jak najszybciej się stąd wydostać. Rusty powinien pojawić się za kilka godzin. Do tego czasu pilnujmy, żeby nikt tutaj przez przypadek nie wtargnął.
Dobrze, że chociaż jedno z nich myślało całkowicie trzeźwo, ale taki już był Kevin. Zazwyczaj szybko wpasowywał się w sytuacje, nie zważając na konwenanse, myślał po swojemu. Co najczęściej wychodziło wszystkim na dobre.
Stanął przy drzwiach głównych i obserwował ulicę. Jak on mógł tak po prostu zignorować Raina? Czy to nie było wystarczająco chore? Może i Alison powinna to olać. Niech robi co chce. Powoli traciła siły, by jakoś do niego dotrzeć, a nadzieja na to, że jest to w ogóle możliwe coraz bardziej okazywała się złudna.
Rain w końcu oderwał się od szyi wampira. Ilość jaką wypił była tak wielka, że resztek nie zdołał już nawet przełknąć. Strugi krwi spływały z jego ust kapiąc na ubranie i podłogę. Tym razem obrazy wspomnień powaliły go na podłogę. Złapał się za głowę i zaczął krzyczeć przygnieciony ich siłą.
- Ribad bibip. – warknął głosem, który wydawał się obcy. Bardziej głęboki i upiorny.
- Ktoś tutaj idzie. – szepnął Kevin
Alison podskoczyło serce. Podbiegła do uchylonych drzwi, przy których stał by zerknąć na postać. Na początku go nie poznała, ale tak szybko jak ujrzała kowbojski kapelusz i okulary wiedziała kto idzie.
- Jake! – zawołała
Podszedł do nich żwawym krokiem i skinął głową na przywitanie. Miał na sobie długi, skórzany płaszcz i bardzo podobne do niego spodnie.
- Witaj piękna. Znowu na siebie trafiamy. Co tutaj robicie i czemu pachnie tam jak w rzeźni?
Przelotnie zerknął na stojącego za nią Kevina i ponownie wrócił do Alison.
- Potrzebujemy twojej pomocy. Coś się dzieje z Rainem. Wymordował z pół klanu wampirów, wypił ich krew a teraz krzyczy w obcym języku.
- Nie jestem pewien by to był jakikolwiek język. – zauważył Kevin
Jake wystarczająco zdumiony ich słowami przepchnął się obok i wszedł do środka. Szybko obleciał wzrokiem pub i skierował się na Raina, który nadal zgięty w pół klęczał na podłodze i trzymając się za głowę krzyczał.
- Mbyzubry rif Varlas.
Jake zmarszczył brwi i odwrócił się w stronę Alison.
- Czy Varlas to jakiś super bohater z kreskówek, które śmiertelnicy tak uwielbiają oglądać?
Spojrzeli po sobie nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Tak też myślałem. – westchnął widząc ich reakcję – W takim razie niewiele możemy począć.
Alison podbiegła do niego domagając się jakichkolwiek wyjaśnień. Domyślając się, że jest mocno zdeterminowana by je z niego wydobyć, po prostu jej powiedział.
- Opętał go demon.
Kevin prychnął śmiechem, za ich plecami.
- Jak demona może opętać demon?
Jake odwrócił się w jego kierunku, przypominając sobie o jego obecności.
- Nie jesteśmy demonami. Zostaliśmy jedynie przez nie zarażeni. Nasze dusze są nadszarpnięte i poturbowane przez co jesteśmy podatni na opętania istot, które nas stworzyły, bo mamy w sobie ich cząstkę. To się rzadko zdarza, bo raczej się nami nie przejmują. Ten tutaj najwyraźniej wiąże z Rainem jakieś plany, albo po prostu jest bardzo znudzony i lubi dręczyć już udręczone dusze.
Czy sytuacja mogła być jeszcze bardziej porąbana? Alison dziwiła się jakim cudem jej mózg jeszcze nie eksplodował. Przed dalszymi rozmyślaniami i najpewniej gorączką uwolnił ją nagle uspokajający się Rain. Jego krzyki ustały, a on podniósł się jak gdyby nigdy nic. Poczuła powiew zimna na karku, zastanawiając się czy przypadkiem nie stoi przed nimi wspomniany demon. Kiedy jednak uniósł głowę po oczach poznała, że jest sobą. Chorym, upartym i nieczułym sobą.
Jake też to zauważył. Z wyrafinowaniem odwrócił się na pięcie i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu.
- Zostawiłem tutaj gdzieś swoje rękawiczki. Jak tylko je znajdę to stąd spadam.
- Nie tak szybko. – odezwał się Rain
- Naprawdę nie mam ochoty się z tobą znowu kłócić. Nie odreagowałeś zabijając te wszystkie wampiry?
- Zasłużyły sobie na to zamykając mnie w tym zamczysku. Ty natomiast okazałeś się całkowicie bezużyteczny i nie trzymając się planu wpakowałeś nas w to bagno.
Nagle się odwrócił i wściekły wskazał na niego palcem.
- Nie Rain! To ty wlazłeś do ich gniazda. Twój plan był głupi i samobójczy. To było do przewidzenia, że tak to się skończy.
Alison nie wiedziała o jaki plan się sprzeczali, ale domyślała się, że chodziło o sprawę z wampirami. Ledwo wtedy zdołali przed nimi uciec, co i tak źle się dla nich skończyło. Jaką rolę w tym wszystkim grał Jake? Nawet nie chciała tego wiedzieć. Wszystko było już wystarczająco skomplikowane.
- Nie ma co tego roztrząsać. – zauważyła Alison starając się zapobiec ich kłótni. Jak zresztą się domyślała to wcale nie pomogło.
- Wszystko byłoby idealnie gdybyś nauczył się obsługiwać cholerny telefon! Jakiej części w zdaniu „daj znać jak już znajdziesz naszyjnik” nie zrozumiałeś? Czasownik był tutaj kluczowy, ale najwyraźniej okazał się za trudny. – warknął Rain
- Krzycz sobie na mnie ile chcesz. Wydostaliście się z budynku, a to się liczy. Plan legł na panewce, bo twój wampirzy przyjaciel okazał się zdradzieckim sukinsynem.
Rain nie wytrzymał i z rykiem rzucił się na Jake’a. Ten odskoczył na bok starając się zablokować liczne ciosy, które zostały w niego skierowane. Alison musiała przyznać, że oboje poruszali się imponująco zwinnie i szybko. Lata praktyki na arenie zrobiły swoje. Ich ciała wydawały się stworzone do walki. Jake był lepiej zbudowany od Raina, ale mimo to okazał się gorszym wojownikiem. Rain poruszał się z gracją, jednocześnie wymierzając silne uderzenia. Przeskakiwał nad przeciwnikiem i zaskakiwał go atakując z drugiej strony. Po raz pierwszy widziała go w takiej akcji i stała onieśmielona przez jego ruchy. Może i nie miał mięśni rozsadzających koszulkę, ale i niczego mu nie brakowało. Był smukły, ale przy tym dobrze zbudowany i jak się okazało silny. Po kilku minutach walki odepchnął się od baru i wykonał przeskok nad ciałem Jake’a jednocześnie obejmując rękami jego kark. Mocno zacisnął ramiona, aż rozległ się nieprzyjemny chrzęst. Jake padł jak dętka na podłogę ze złamanym karkiem. Oczywiście przez swoje demoniczne skażenie nie mogło go to zabić na stałe. Wkrótce będzie w stanie się obudzić, chociaż nie będzie to przyjemne. Alison umarła z powodu wyziębienia i nie było to cudowne uczucie, ale pozbieranie się po złamanym karku musiało być o wiele gorsze.
- Jeśli tak traktujesz swoich przyjaciół, to co dopiero mają powiedzieć wrogowie? –wymsknęło się Kevinowi.
Pomimo nuty podziwu w jego głosie, Rain nie wyglądał na dumnego ze swojego występku. Nie należał do tych, którzy przechwalają się swoimi możliwościami. Nie potrzebował uznania, ani chwały. Działał po swojemu, nie zawsze słusznie i miał gdzieś co inni o tym myślą. Dlatego też odpuściła sobie pogadankę na temat jego niepohamowanego zachowania, wiedząc że i tak by ją całkowicie olał. Musiała jakoś go ugłaskać by zgodził się wrócić do domu. Tym razem lepiej nie zdawać się na siłę lecz  rozum. Musiała jakoś sprytnie go podejść.
- Świetnie? I co teraz planujesz? Może kolejny solidny łyk z żyły? – parsknęła ironicznie
Nawet na nią nie spojrzał kierując się w stronę zaplecza. Kiedy mijał bezwładne ciało Jake’a zachwiał się jakby nagle stracił wszelkie siły i runął na parkiet pozbawiony przytomności. Alison spojrzała na Kevina, który wyglądał na równie zaskoczonego.
- Może zdecydował się na drzemkę? - zaczął
- Na podłodze?
Przyznał racje, że to głupie stwierdzenie i nic więcej nie komentując pochylił się nad obydwoma demonami. Długo westchnął najwyraźniej niezadowolony z sytuacji, po czym przerzucił Rain’a przez bark i zaniósł do ukrytego pokoju za zapleczem. Alison podążyła za nim obserwując jak kładzie go niezbyt delikatnie na jednej z kanap. Następnie wrócił po Jake’a i umieścił go na drugiej z nich.
- Ty też powinnaś się przespać. – zaproponował widząc w jakim jest stanie
- Nie jestem zmęczona – skłamała siadając na podłodze. I tak nie było już wolnej kanapy, na której mogłaby się zdrzemnąć
- Gdzie w ogóle są właściciele tego lokalu?
- Zapewne leżą gdzieś tam martwi
Kevin nieco się wzdrygnął słysząc z jaką obojętnością o tym mówiła. Wiedział, że Alison nie była już w pełni sobą, ale też nie zamierzał jej za to potępiać. Zwyczajnie potrzebował więcej czasu by się do niej  przyzwyczaić. 

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 22


Wbiegli do sypialni Rognera nie przejmując się faktem, że powinni najpierw zapukać. Czarownik nie spał stojąc przy oknie i patrząc na nocne niebo. Alison przez moment zapomniała po co w ogóle przybiegli zdekoncentrowana faktem, że nawet nie ma tutaj łóżka. Tak naprawdę to wewnątrz nie było żadnych mebli oprócz masywnego, drewnianego biurka, na którym walały się setki zżółkłych kartek. Podobne oklejały też ściany. Wszystko wyglądało jak pokój jakiegoś detektywa, który nie może rozwiązać kolejnej sprawy.
- Jest jakiś konkretny powód, dla którego wbiegacie tutaj jak jacyś napaleni nastolatkowie.
- Musisz nam powiedzieć wszystko co wiesz, o Rainie. – powiedziała bez owijania w bawełnę Alison, nadal wodząc oczami po pomieszczeniu.
- Zaczynając od tego, kim był zanim stał się upiornym sobą.  – dokończył Kevin
- A interesuje was to ponieważ?
- Piszemy biografie, a jak myślisz? – syknęła nadal nie będąc w stanie przekonać się do czarownika
- Alison miała na myśli to, że możemy wiedzieć kto będzie ofiarą Łowcy, jeśli chodzi o tą głupią przepowiednie.
- Doprawdy? – odparł Rogner bez cienia zaskoczenia
- Najpierw jednak musisz nam powiedzieć o Rainie. Wszystko.
Nie odwracając się w ich stronę, ze skupionym spojrzeniem i nie oczekując wyjaśnień zaczął mówić.
- Może powinienem zacząć od tego, że tak naprawdę nazywa się Kyrian Rain. Został podrzucony jako niemowlę jednemu z wilkołaków w Jacksonville. W wieku, o ile dobrze pamiętam dziesięciu lat trafił do mnie z powodów braku kontroli nad własną mocą. Podobno był jakiś wypadek z jego przyrodnim bratem. Dlatego też zrobiłem mu pierścień, który powinien nosić, by utrzymać swoją moc w ryzach. Nie mam pojęcia kim był zanim do mnie trafił, ale wiem, że jak na skażonego demoniczną krwią był bardzo potężny. Najpotężniejszy demon jakiego kiedykolwiek spotkałem na Ziemi.
- A co z tymi mocami, o których wcześniej wspomniałeś? Że wyczuwa demony i tak dalej. – spytał Kevin
Czarownik przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Już myśleli, że zapomniał o ich obecności.
- Jak się skupi, Rain potrafi zanalizować demona z jakim przebywa. Jego słabe punkty, moce, klauzule wyjścia.
- Klauzule wyjścia? – zdziwiła się Alison
- Czy możecie powiedzieć, o co wam chodzi? – zniecierpliwił się
Kevin nic nie powiedział, dając Alison wolną rękę. Ta miała jednak wrażenie, że czarownik nadal nie mówi im wszystkiego.
- A co z bliznami, które ma na plecach?
- Miał je już jak do mnie trafił.
- Nie powiedział po czym są? – dociekała nie wierząc w jego niewiedzę
Takie szramy jakie nosił musiały zostawić poważny ślad również w jego psychice. Niemożliwe by nigdy nie dał po sobie nic poznać, nie wspomniał choćby słówka.
- Jak już pewnie zauważyłaś Rain nie jest raczej otwartą osobą. Miałem z nim większe problemy niż z jakimkolwiek innym demonem.
To akurat była prawda, o której i ona przekonała się nie raz. Rain, a raczej Kyrian nie był rozmowny. Często zbywał jej pytania milczeniem, a jego odpowiedzi należały do krótkich i konkretnych.
- Mówiłeś wcześniej, że ataki, które miał wcześniej nie kończyły się dobrze. – zauważył Kevin
Alison zupełnie o tym zapomniała. Być może właśnie one są kluczem do rozwiązania tej zagadki. Musieli wycisnąć z Rognera najwięcej ile się da.
W końcu czarownik odwrócił się w ich stronę, jakby nagle temat stał się poważniejszy i wymagał kontaktu wzrokowego.
- Rain był dzieckiem kiedy trafił pod moje skrzydła. Chciałem by miał normalne życie na tyle, ile było to możliwe. Zapisałam go do szkoły, myśląc że kontakt z normalnymi ludźmi może mu jakoś pomóc. Starałem się jakoś do niego dotrzeć, dowiedzieć się w czym leży problem. Nigdy wiele nie mówił, starał się ode mnie izolować i radzić sobie po swojemu. Mijały lata, a on nadal był tak samo nieprzyjemny jak zwykle. W krótce jednak zauważyłem jakąś zmianę. Starał się tego nie okazywać, ale widziałem w nim jakąś iskrę, jakby dobrze ukrytą radość. Na początku o nic nie pytałem, by tego nie zniszczyć. Pewnego wieczoru wygadał się, że w szkole był organizowany jakiś bal, a on nie idzie na niego sam. Ucieszyłem się, że podłapuje kawałki normalnego życia. Czekałem całą noc na jego powrót. Wrócił cały w skowronkach, przynajmniej na tyle ile było stać wiecznie niezadowolonego dzieciaka. Wtedy pierwszy raz spotkałem się z nocnymi krzykami. Powtarzało się to co noc.
- Co noc? Skoro chodził do szkoły, to znaczy, że nie reagował na słońce? – zauważyła Alison
- Wtedy jeszcze nie. Nie potrafiłem wyjaśnić jego nocnych ataków, a one cały czas się nasilały.
Alison spojrzała na Kevina. Ten skinął jej głową, potwierdzając niezadane w ten sposób pytanie. Z Rainem działo się to samo co z nią.
- I co było dalej?
- Pewnego ranka obudził się z większą mocą i ze swoją nadwrażliwością na słońce. Wtedy wiedziałem, że z jakimkolwiek demonem się mierzyłem rósł on w siłę i zmieniał Raina z dnia na dzień. Tej nocy dowiedzieliśmy się również, że dziewczyna, z którą wyszedł Rain nie żyje. Została brutalnie zamordowana.
- Rain jej to zrobił? – spytał rzeczowo Kevin
Alison domyślała się, że dla niego odpowiedź była już jasna. Kevin nigdy nie skreślał ludzi z powodu podejrzeń. Jedynie oddzielał ich grubą linią do momentu, w którym nabierał pewności.
- Był tym faktem równie zaskoczony co ja, a nawet zdruzgotany. Nigdy go o to nie oskarżyłem.
- Ale to ona miała związek z jego zmianą, prawda? – drążył dalej
- Tak zawsze sądziłem, ale nigdy nie miałem pewności. Taki atak miał miejsce ponownie kilka lat później, ale wtedy nie była w to zaangażowana żadna dziewczyna. Przynajmniej ja nic o tym nie wiem. Jednak zawsze w dniu, w którym ataki ustawały wyczuwałem demoniczną energię bardziej skumulowaną niż zwykle.
- Co to oznacza? – tym razem to Alison zapytała, zanim Kevin zdążył wypowiedzieć kolejne słowo
- Każdy z demonów takich jak ty, czy też tych prawdziwych posiada energię, którą jestem w stanie wyczuć.  Im więcej demonów jest w okolicy, tym jest ona bardziej skumulowana. Wątpię by przez jeden dzień przybyło w jednym miejscu tak wiele demonów. To musiał być prawdziwy z nich.
- Że co? – Kevin rozszerzył oczy jakby niedowierzał słowom, które usłyszał – Jak to w ogóle możliwe, że demon pojawia się od tak na ziemi i nikt nie jest w stanie tego zauważyć. Nie powinien siać spustoszenia na wielką skalę, czy coś?
- Wbrew pozorom zniszczenie życia to nie jest ich cel. Przynajmniej nie tych mądrzejszych. Większość demonów karmi się cierpieniem, smutkiem, kłótniami, a nie byłoby ich bez istot żywych. Niektóre z nich pojawiają się czasami na ziemi ciesząc się przyziemnymi sprawami, nawet tak zwykłymi jak imprezy i alkohol.
- Serio? W jakim świecie my żyjemy?
- Mi to mówisz, ja niedawno widziałam smoka, który wyglądał jak zwykły człowiek. – mruknęła Alison również nieco przygnieciona przez nowe informacje.
- Smoki to rzadki, ale w miarę normalny widok. – zauważył czarownik
- Smoki? Co następne orkowie i krasnoludy? – zaśmiał się kwaśno Kevin
- Cokolwiek jesteś sobie w stanie wyobrazić, to zapewne istnieje, albo istniało kiedyś. No może poza Godzillą. To już jest przesada. – stwierdził Rogner – A film to totalna porażka.
- Porażka? Przesada? Nie no trzymajcie mnie, bo wyjdę z siebie. – wzburzył się odsuwając nieco by spokojnie odetchnąć.
- Czy możliwe by koszmary Rain’a zwiastowały nadejście jednego z demonów? Skoro jest w stanie wyczuć inne demony, to dlaczego nie takiego prawdziwego?
- To prawdopodobne. – zgodził się czarownik
Alison złapała się za głowę i kilkakrotnie na spokojnie odetchnęła. Czy czegoś nie pominęli? Czy aby na pewno wszystko układa się w jedną całość? Nadal nie mieli pewności, do tego kim był Rain wcześniej, ale nawet bez tego mogą go podpasować do przepowiedni, co oznaczało, że gdziekolwiek teraz był groziło mu niebezpieczeństwo.
- Ataki nie wyjaśniają tylko jeszcze jednego. – zauważył Kevin wracając by stanąć przy Alison – Dlaczego zachowanie Raina tak się zmieniło ostatniej nocy. Mówiłaś, że nie był sobą, tak?
- To prawda. – potwierdziła
To faktycznie pozostawało niewyjaśnione. Nadal brakowało im kilku elementów układanki i tylko jedna osoba mogła je im ukazać.
- Musimy go znaleźć Kevin.

* * *

               Zanim na oślep wybiegli w miasto by znaleźć Raina, Alison szybko przeszukała jego pokój licząc, że znajdzie coś co pomogłoby im go znaleźć. Jak przewidziała niczego takiego nie było, oprócz telefonu, który zostawił. Spróbowała kilkakrotnie dodzwonić się do Jake’a licząc, że on wie gdzie się podział Rain. Ten jednak nie odbierał. Nie tracąc dłużej czasu wyszli na zewnątrz kierując się najpierw w stronę Hali. To było najbardziej prawdopodobne miejsce, w którym mógł teraz być. Szybki marsz zajął im kilkanaście minut. Wewnątrz jak zwykle pełno było demonów, którzy z ekscytacją obserwowali walki. Kevin wyglądał nieswojo widząc to wszystko. Nagle pobladł, a na jego twarzy malowało się zdumienie.
- Ciężko będzie go tutaj znaleźć, ale musimy spróbować. Rozdzielamy się?
Szturchnęła go bo wciąż słabo reagował.
- Nie ma mowy. – zaprzeczył panicznie kiwając głową – To jest jakaś mordownia, nie będę tutaj chodził sam. Wiem, że powinienem powiedzieć, że nie puszczę cię tutaj samej, ale zapewne i tak już tutaj byłaś bez opieki, co? Nie odpowiadaj, nie chcę nawet wiedzieć.
Wygięła usta w uśmiechu, widząc jak czuje się obco w takim miejscu. Chwyciła go za rękę i ruszyła przebijając się przez tłum. Zdecydowała, że najpierw sprawdzą bary, a potem zagłębią się by sprawdzić obszar bliżej ringu. Potem ewentualnie zajrzą do dyrekcji. Cicho liczyła jednak, że nie będą musieli tego robić. Cały ten dyrektor na pewno nie ucieszy się z ich wizyty.
- Więc, o co w tym wszystkim chodzi? Chcą się powybijać, czy jak?
- Demonów nie da się zabić. – wyjaśniła – Tak jedynie odreagowują. Poza tym nie mają co robić w wolnym czasie.
- Śmierdzi tu jak na siłowni, tylko level wyżej.
Obeszli wszystkie bary, ale nie było śladu, ani Raina, ani Jake’a. Alison już miała kierować się w głąb tłumu, kiedy przy wejściu mignęła jej znajoma twarz.
- Nathaniel? Co on tutaj robi do cholery?
- Świetnie, kolejny demoniczny przyjaciel?
- Nie do końca. Chodź, zobaczymy czego chce.
Przepchnęła się pomiędzy demonami, aż w końcu dotarła do mizernie wyglądającego Nathaniela. Na nosie jak zwykle miał przyciemniane okulary zasłaniające jego nic nie widzące oczy.
- Nathaniel? Mówi Alison, chcesz się zabić, czy co, że tutaj przychodzisz?
- Obiecaliście mi pomoc, ale ponieważ żadne z was nie dotrzymało umowy, szukam jej na własną rękę.
Alison całkowicie zapomniała o sprawie z Elen. Tyle rzeczy wydarzyło się po drodze, że wypadło jej to z głowy.
- Przepraszam, że cię zawiedliśmy, ale to naprawdę nie jest odpowiednie miejsce dla ciebie.
- Oszczędź sobie. – burknął
- O co chodzi? – spytał Kevin
Już miała odpowiedzieć kiedy telefon Raina zaczął wibrować w jej kieszeni. Na ekranie wyświetlił się numer Jake’a. Odebrała połączenie wychodząc na zewnątrz by lepiej go słyszeć.
- I tak ci nie wybaczę, więc nawet nie próbuj mnie przekonywać.– zaczął z udawaną urazą
- Jake? Tutaj Alison.
- Alison? – nastała krótka cisza – A! Alison. No witaj szalona, co tam u ciebie? Jeśli chcesz to naprawdę mogę dać ci mój numer, nie musisz ciągle wydzwaniać do mnie od Raina.
- Dzięki, ale nie o to chodzi. Widziałeś go może tej nocy?
- Tak, dosłownie kilka minut temu.
- Naprawdę?
Spojrzała na Kevina, który już zdążył wyjść z Hali i stanąć przy niej by przysłuchiwać się rozmowie.
- Mieliśmy burzliwą konwersacje. Wiesz jak to jest w związku. – zażartował
- Gdzie to było? – zignorowała dowcip i przeszła do rzeczy
- Tam gdzie ostatnio balowaliśmy skarbie, ale naprawdę nie sądzę że powinnaś tutaj …
- Dzięki wielkie, Jake. Do usłyszenia. - Szybko się rozłączyła, kierując się do Kevina. – Wiem gdzie on jest. Pośpieszmy się.
- A co z tamtym chłopakiem? – wskazał na drzwi do Hali
-Później się tym zajmiemy.
Ochoczo pchnęła jego ramię i ruszyła sprintem przez miasto. Nadal słabo je znała, ale mniej więcej kojarzyła, w którym miejscu leży bar. Jednak dotarcie tam zajęło im więcej czasu, mimo że biegli tak szybko jak tylko potrafili. Wkrótce jednak zza budynku dotarł do nich dźwięk muzyki. Ciszej niż zapamiętała to ostatnio, ale mimo wszystko miejsce się zgadzało.
- Czekaj. – zatrzymał ją Kevin zanim zdążyli wbić się przez główne wejście – Czujesz to?
Spojrzała na niego. Mięśnie twarzy miał napięte, a oczami wodził jakby czegoś szukał. Chcąc dowiedzieć się, co go tak zaniepokoiło, wciągnęła powietrze, starając się rozróżnić zapachy. Jeden z nich był mocniejszy niż zwykle i przesiąkał ściany budynku.
- Krew. – szepnęła
Mniej ochoczo, ale jednak weszli do środka. Bar był całkowicie pusty z wyjątkiem dziesiątek martwych ciał walających się dosłownie wszędzie. Na podłodze, parkiecie, stołach, a kilka z nich przybito do ścian. Kolorowe reflektory oświetlały błyszczącą się krew, pokrywającą prawie każdy centymetr podłogi. Scena wyglądała niczym z najgorszego horroru. Alison czuła zapach chłodnych ciał i rozpoznała, że większość z nich nie było ludźmi, a wampirami. Ich zwłoki leżały z oderwanymi głowami albo z wielką dziurą w piersi. Mimo, że nie przepadała za tymi istotami, ten widok nią wstrząsnął.
- Alison. – Kevin szturchnął ją ramieniem wskazując głową w stronę baru.
Skierowała swój wzrok w odpowiednim kierunku, widząc zgarbioną postać siedzącą na jednym ze stołków z wdziękiem sącząc coś ze szklanki.
- Rain.
Zacisnęła dłonie w pięści i starając się ominąć poniewierających się na podłodze martwych ruszyła w jego kierunku. Kevin był tuż za nią nadal nieco przerażony widokiem, który rozpościerał się przed jego oczami.
- Coś ty zrobił? – szarpnęła go za ramię jak tylko dotarła do baru. Nawet nie przekrzywił w jej stronę głowy. Wyszarpnął rękę biorąc kolejny łyk whisky, jak można było wyczuć po zapachu.
Cały był pokryty krwią. Nie było więc sensu pytać, czy on to zrobił. Alison była zszokowana. Wiedziała, że potrafił zabijać i w ogóle się tym nie przejmował, ale to była już przesada. W grę wchodziła masakra, a nie pojedyncze zabójstwo.
- Rain? Co się z tobą dzieje? – nie ustępowała – Dlaczego ich zabiłeś?
Zrobił pełny obrót na barowym stołku patrząc na własne dzieło. Wymachiwał przy tym rękoma, jakby chciał to wszystko ogarnąć.
- Oni wszyscy już dawno nie żyli. – wyjaśnił słabym głosem – To przecież wampiry. Teraz po prostu nie mogą już dłużej chodzić.
- On jest pijany. – stwierdził Kevin
- Miło, że nas odwiedziłeś blond główko. – pstryknął w jego stronę palcami i wrócił do swojego drinka.
- To właściwie może nawet lepiej. – powiedział cicho Alison w stronę przyjaciela
- Każdy po alkoholu jest bardziej wygadany. – zauważył Kevin
- Słyszę was idioci. – mruknął Rain sięgając za bar po kolejną whisky. Podarował sobie szklankę i upił solidnego łyka prosto z butelki.
- Wiesz czemu ludzie piją, Rain? Żeby zabić emocje, albo wyrzuty sumienia. – zaśmiała się ironicznie Alison
- Wpiszę to sobie do zeszytu. Dzięki. – skwitował
- Bycie sarkastycznym też jest pewnym rodzajem obrony. – dołączył się Kevin.
Razem z Alison stanęli po drugiej stronie baru, by lepiej widzieć styranego Raina. Spojrzał na nich jakby nie wierzył, że naprawdę chcą z nim o czymś porozmawiać.
- Co? Zrobimy sobie trójkącik? – zaciekawił się –To będzie niezapomniane. Brakuje jeszcze tego twojego wilko-goryla, czarownika i będziemy mieli kółko wzajemnej adoracji. Niezainteresowani? I dobrze, bo nie zamierzam dłużej tutaj zostawać. Atmosfera nagle upadła.
Odwrócił się na swoim obrotowym krześle i zebrał do odejścia, ale oboje chwycili go za ramiona i przeciągnęli przez ladę na podłogę za barem. Alison domyślała się, że gdyby chciał mógłby ich oboje powalić, ale w tym stanie nie wyglądał żeby w ogóle mu na czymkolwiek zależało. Ukucnęli nad nim dokładnie mu się przyglądając. Nie przejęty faktem, że leży na ziemi sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów i wyciągając jednego w stronę Alison zapytał:
- Możesz? Chyba zgubiłem zapalniczkę.
Alison doskonale rozumiejąc aluzję poczuła kłującą potrzebę, żeby walnąć mu w twarz. Na szczęście Kevin uznał ten bełkot za całkowicie nie związany z sytuacją. Rain widząc reakcję Alison sięgnął drugą ręką do kieszeni wyciągając swoje źródło ognia, mogąc cieszyć się swoim nikotynowym darem.
- Skoro czarnowłosa przyszła z przyzwoitką zapewne nici z łóżkowych zabaw. Bez obrazy, ale mimo wszystko nie jestem z tych co lubią trójkąty. Więc po co was tutaj przywiało? – odparł już mniej przyjemnym głosem
Alison podłamana przetarła oczy i usiadła na podłogę opierając się o bar.
- Nic z tego nie będzie. - westchnęła ciężko – On i tak nam nie powie.
- Musisz nam powiedzieć kim byłeś przed tym jak stałeś się demonem. – spytał wprost Kevin
Wyraz twarzy Raina stał się bardziej chłodny niż zwykle. Uniósł się na łokciach, by na nich spojrzeć.
-P-I-E-P-R-Z-C-I-E  S-I-Ę. – dokładnie wypowiedział każda głoskę.
- To ważne Rain. – warknęła – Możliwe, że grozi nam niebezpieczeństwo. Musimy coś z tym zrobić. Nawet jeśli nie chcesz to musisz nam powiedzieć. Możliwe, że pasujemy do przepowiedni, która nawet nie wiadomo czemu służy. Ktoś chce nas wykorzystać, albo może nawet zabić.
- Nawet jeśli nie da się was zabić, to i tak ten obraz nie wydaje się przyjemny. – dołączył się Kevin
Rain jednak nawet ich nie słuchał. Wyłożył się na podłodze delektując papierosem. Jego wzrok błądził gdzieś po suficie.
- Musimy go stąd zabrać. Pogadam z nim jak dojdzie do siebie. – powiedziała Alison pochylając się w stronę Kevina.
- Do Rognera daleko, a za niecałą godzinę wzejdzie słońce. Rozejrzę się, czy nie ma tutaj jakiegoś pokoju.
Klepiąc ją po ramieniu wstał i ruszył w stronę korytarza, którym niegdyś przedostała się do tego klubu. Kiedy zniknął w jednym z pomieszczeń pochyliła się w stronę Raina, patrząc mu prosto w oczy.
- Czy możesz proszę potraktować sprawę poważnie. Bądź sobie skrytym, udającym drania demonem, ale tutaj nie chodzi tylko o ciebie, czy mnie.
Spojrzał na nią i wypuścił kłęby dymu wprost na jej twarz. Drażniący zapach, sprawił, że miała ochotę odkaszlnąć, ale zignorowała drapanie w gardle, starając się mu pokazać, że wcale nie żartuje. Jego lekko przymrużone, kryształowe oczy wpatrywały się w nią, jakby chciały dostrzec coś w jej głębi.
- Zamierzam go zabić. – powiedział – Nawet jeśli staniesz mi na drodze. Może i udało mu się mnie ogłuszyć, ale obiecuję ci, że następnym razem nie będzie miał tyle szczęścia.
Alison domyśliła się, że chodziło mu o Drake’a. Nie wiedziała jednak, czy mówił poważnie, czy odgrażał się by dała mu spokój. Mogła się łudzić, ale tak naprawdę w ogóle go nie znała. Spędziła z nim zaledwie kilka dni. Rain był demonem i może wcale nie udawał chłodnego. Może taki był, tylko, że ona na siłę starała się zrobić z niego normalną istotę. Odsunęła się pod bar, nie wiedząc czego może się po nim spodziewać.
- Dlaczego taki jesteś? – szepnęła – Co chcesz w ten sposób udowodnić?
Pozostawił pytania bez odpowiedzi, najwyraźniej uznając sufit za bardziej interesujący. Spoczywali tak w ciszy przez dłuższy czas czekając aż wróci Kevin. W końcu Rain uniósł się na łokciach i spojrzał na swoje zakrwawione dłonie.
- Wiesz, że w krwi zawarte są wspomnienia? Na każdym z tych palców mam historię tych wampirów. Każdy z nich włożył swoje trzy grosze w porwanie nas i zamknięcie w tym podłym zamku, a jednak analizując to wszystko nie potrafiłem odnaleźć jego lokalizacji. To naprawdę interesujące. - Podniósł się i przysiadł na stopach tuż przed Alison. Wzrok nadal miał skierowany na własną dłoń. Starała się nie patrzeć na krew oblepiającą jego skórę, a jedynym sposobem na to było skierowanie oczu na jego twarz. Jakby wiedząc, że na niego patrzy podniósł wzrok. – Może i ty powinnaś spróbować.
Przejechał kciukiem po jej ustach zostawiając na nich krwawą ścieżkę.
- Przestań! – słabo odepchnęła jego rękę – To nie jest zabawne.
- Może nie potrafię znaleźć tego miejsca, bo mam za małe źródło informacji?
Ignorując jej uwagę sięgnął ponad nią ręką po coś co znajdowało się na blacie baru. Mocno szarpnął zwalając blade zwłoki jednego z wampirów na podłogę. Następnie szybkim ruchem zbił butelkę z której pił swoją whisky i ostrym odłamkiem przejechał po nadgarstku umarlaka. Alison wstrząśnięta widokiem odwróciła wzrok akurat w momencie, w którym pochylał się do ciała. Nie mogła uwierzyć w to co się działo. Dlaczego on był taki trudny do rozpracowania? Usłyszała jak odrzuca zwłoki dalej. Przekonana, że skończył wróciła do niego wzrokiem.
- Nadal nic. –uśmiechnął się szeroko otwierając buzie. Gęsta krew spływała po jego ustach i brodzie, sprawiając, że Alison wywrócił się żołądek. –Nie patrz tak na mnie. Może sama powinnaś spróbować.
Nim zdążyła zareagować przybliżył się do niej i przeciągnął językiem po jej wargach, oblepiając jej skórę jak się okazało nadal ciepłą krwią. Mimo woli po jej kręgosłupie przeszedł dreszcz. Nie była pewna, czy z obrzydzenia, czy może z powodu, którym nie powinna się szczycić.
- Mówiłam przestań! – warknęła odpychając go od siebie z całej siły.
Z impetem uderzył o szklaną półkę baru, raniąc się przy tym ostrymi odłamkami szkła. Upiorny uśmiech nie schodził z jego twarzy, przez co jeszcze bardziej ją zdenerwował. Od rzucenia się na niego, by zedrzeć mu to głupie zadowolenie powstrzymał ją Kevin wchodzący do pomieszczenia.
- Znalazłem na zapleczu drzwi prowadzące do jakiegoś pokoju, ale są zamknięte jakimś czytnikiem.
Rain wstał z podłogi otrzepując się ze szkła i ruszył w stronę Kevina.
- Trzeba znać kod złotowłosy.
- A ty go znasz? – zdziwił się
Alison potrząsnęła głową starając się odrzucić obraz zakrwawionego Raina i wycierając usta podążyła na zaplecze zaraz za Kevinem.
- Znam taki co otwiera wszystkie zamki. – stwierdził
Sięgnął po wiszącą na ścianie gaśnice i bez wahania uderzył nią w elektroniczne urządzenie znajdujące się przy drzwiach. Rozsypało się na kawałki odblokowując wejście do pokoju.
- Czemu mnie to nie dziwi? – mruknął Kevin