poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 25


               Obraz chorego Azaziza szybko się rozmył odsyłając Alison z powrotem do rzeczywistości. Potrzebowała kilku sekund by opanować zawroty głowy oraz mdłości. Czuła w ustach nieprzyjemny, miedziany smak krwi, od którego skręcał jej się żołądek. Odetchnęła głęboko i otworzyła oczy. Siedziała okrakiem na kolanach Raina z czołem opartym o jego bark. Odchyliła się gwałtownie patrząc prosto w jego oczy. Srebrzyste krążki iskrzyły się niczym gwiazdy, ale twarz pozostawała bez wyrazu. Alison nie miała pojęcia co właściwie powinna powiedzieć, więc tylko wpatrywała się w niego bez końca. Pochylił się w jej stronę szepcząc.
- Zdaje się, że kiedyś powinienem się za to odwdzięczyć.
Jego ciepły oddech owiał jej kark przyprawiając o dreszcze. Miała wrażenie, że nadal jest w jednym z wspomnień, unieruchomiona i pozbawiona woli.
- Alison?
Usłyszała za plecami zdumiony głos i szybko zdała sobie sprawę do kogo należy. Jak oparzona zeskoczyła z Raina upadając tyłkiem na podłogę. W progu pokoju stał Drake oszołomiony i wściekły jednocześnie. Odruchowo wytarła usta wiedząc, że są pokryte krwią. Czuła się paskudnie, a do tego została przyłapana przez Drake’a. Dała mu kolejny powód by jej nienawidził. Może tak byłoby łatwiej mu się z nią pożegnać, gdyby zaczął nią gardzić. Mimo braku miłości we własnym sercu, wcale nie chciała by odchodził. Może i była samolubna, ale to co ją z nim łączyło nie było bez znaczenia. Nadal był dla niej ważny i chciałaby ograniczyć mu cierpienia, które mu zadawała, ale jedyny sposób w jaki mogłaby to zrobić łączył się z rozstaniem. Nie chciała zostać sama. Może i Rain lubił prowadzić takie życie, odseparowany od wszystkich, ale Alison jeszcze nie była na to gotowa.
- Co tak stoisz? – odezwał się Rusty wychodząc zza pleców Drake’a. Krótkim spojrzeniem zmierzył pomieszczenie, a na jego twarzy powoli pojawiał się lekki uśmiech, jakby coś sobie przypominał. – To jest dopiero miejscówka. – zagwizdał z podziwem
- Speluna, nic więcej. – syknął Drake znacząco zerkając na Raina – Nawet szczurów nie brakuje.
Nie chcąc siedzieć na podłodze jak ofiara losu, powoli wstała. Z każdym ruchem coraz bardziej kręciło jej się w głowie. Miała wrażenie, że żołądek podchodzi jej do gardła. Nim stało się najgorsze wybiegła na zaplecze. Pochyliła się nad zlewem i natychmiast zwymiotowała. Strach zakłuł ją w pierś kiedy wszystko oblało się krwią. Jej organizm pozbywał się nadmiaru w najprostszy i najszybszy sposób, przyprawiając Alison o jeszcze większe mdłości.
- Moja impreza nie kończyła się tak nawet po najmocniejszych groszkach. – stwierdził Rusty nieco zaniepokojony jej widokiem – Nie jestem ekspertem, ale nawet w świecie nadprzyrodzonym jak ktoś rzyga krwią to nie jest dobrze.
Alison nadal pochylona nad zlewem odkręciła kran by przepłukać buzię. Nadal jednak nie potrafiła przestać wypluwać krwi. Oparła się o blat kiedy pojawiły jej się mroczki przed oczami.
- Jeśli zemdleję, nie pozwól tej dwójce tam się zabić, ok? – wydyszała
Rusty spojrzał w stronę drzwi prowadzących do pokoju.
- Na razie są dosyć grzeczni.

* * *

               Starał się zachować spokój, ale przebywanie w jednym pokoju z tym demonem nie należało do łatwych dla jego nerwów. Widział jak wyluzowany spoczywa na kanapie i miał ochotę rzucić się na niego z pięściami. Był pewien, że gdyby Alison wcale go nie poznała, sprawa wyglądałaby teraz zupełnie inaczej. Ten czarnowłosy bydlak musiał być współwinny jej przemianie. Drake nie wierzył, że to jedynie sprawka jadu. Alison była silną osobą, która nigdy tak łatwo nie uległaby klątwie. Gdyby tylko byłby w stanie z nią być w tamtym czasie. Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem Kevin pozwolił na taki rozwój wydarzeń. Kiedy opowiadał mu o tym co się działo w Aberdeen od momentu ich przybycia, o tym, że Alison wychodziła z domu nikomu nic nie mówiąc, a wracała dopiero po kilku dniach, jak nie chciała z nikim rozmawiać i jak łatwo popadała w skrajności. Jednak dopiero kiedy ją zobaczył przekonał się jak wiele zostało niedopowiedziane. Będąc tuż przy niej wcale nie czuł jej obecności. Wyglądała prawie tak samo, ale nie potrafił odgadnąć kim naprawdę była. Wydawała się pusta, jej oczy niegdyś pełne emocji, teraz wyblakły pozostawiając po sobie jedynie ciemność. Nie słowa, ani nie czyny, tylko widok tych oczu sprawiał mu największy ból. Ból, którego nie potrafił znieść, tęsknotę, która zżerała go od środka. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze on. Wysoki, chudy i przepełniony mrokiem demon, który pojawiał się na każdym kroku. Patrząc na niego Drake bał się jedynie jeszcze bardziej o Alison. Ona mogła stać się taka sama jak on, a ten proces rozpoczął się z chwilą gdy go poznała. Zastanawiał się, co tak naprawdę ich łączyło, co Alison do niego czuła, co o nim myślała. Mógłby pogodzić się z jej odejściem, nawet zaakceptować fakt, że wybrała kogoś innego, o ile byłby pewien, że będzie z nim bezpieczna i szczęśliwa. Rain nie mógł jej tego zagwarantować. Był wiatrem, który roznieca ogień w jej duszy. Niszczył szansę na jej powrót.
Wiele się wydarzyło, kiedy on leżał cierpiąc nieskończenie w Jacksonville. Stracił szansę na jej ratunek, a teraz było już za późno. Niewiele mógł na to poradzić. Co jednak miał zrobić z palącym żarem zazdrości i nienawiści, który parzył go przy każdym kroku, torturował z każdym spojrzeniem na Alison?
Usłyszał szelest materiału, kiedy Rain wygodniej rozłożył się na kanapie. Stłumione prychnięcie rozbawienia wydarło się z jego płuc, a usta wygięły się w ironicznym uśmiechu. Wyraz jego twarzy niemal mówił jak bardzo czuł się zwycięzcą.
- Niemal się cieszę, że chociaż jedna osoba wydaje się zadowolona, że tonie w szambie. – stwierdził z oporem Drake. Nie było mowy by dał cokolwiek po sobie poznać. Był jednak pewien, że wszystko jest na nim wypisane i czytelne dla wszystkich. Wcześniej nie musiał się przejmować takimi błahostkami, ukrywał wszystko za ciętym językiem. Teraz sytuacja była inna, za bardzo mu zależało, by potrafił jakkolwiek to zamaskować.
- Mogę i tonąć w szambie, ale to ty jesteś tym, który potrzebuje koła ratunkowego. – westchnął wstając z sofy.
Zrobił kilka pewnych kroków w stronę Drake’a patrząc na niego jak na nikłe zagrożenie, niczym wilk na lisa. Oboje byli drapieżnikami, ale w ostatecznej konfrontacji było jasne, kto wygra. To tylko jeszcze bardziej sprawiało, że Drake miał ochotę doskoczyć do niego i zdzielić go pięścią w twarz.
- W co ty grasz? – syknął przez zaciśnięte zęby – Cokolwiek planujesz, nie pozwolę ci jej skrzywdzić.
- Naprawdę sądzisz, że cokolwiek mnie obchodzi? Nie dbam, ani o nią, ani o wasze miłosne problemy.
O, naprawdę chciał mu przyrżnąć. Rozprasować go na ścianie i zedrzeć ten zuchwały wyraz z jego twarzy. Coś jednak sobie uświadomił. Rain mógł być wcieleniem wszystkiego co najgorsze, ale nie kłamał. Nie miał powodu by to robić. Drake nie znał się na demonach, ale wiedział już jedno. One nie dbają o nic, ani o nikogo. Żyją pomiędzy światami spełniając własne zachcianki, nie przejmując się czy kogokolwiek to zrani. Byli odseparowani od uczuć, czy empatii, a może nawet od zdrowego rozsądku. Nie mieli kręgosłupa moralnego, czyniąc to co im się podoba, a nie to co jest słuszne.
- Więc dlaczego włazisz z buciorami tam gdzie cię nie chcą? – drążył dalej Drake, licząc na jakiekolwiek potknięcie z jego strony
Rain z zainteresowaniem przekrzywił głowę, jakby oceniał Drake’a. Może czytał mu w myślach. Czy demony mogą posiadać takie umiejętności?
- Ty naprawdę sądzisz, że to moja wina, co? Nie zrobiłem niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób wpłynąć na jej zachowanie. Prawda jest bolesna, ale jest prawdą, Romeo. – pokonał odległość jaka ich rozdzielała stając tuż przed nim. – Twoja Julia uczepiła się mnie jak zdruzgotany alkoholik ostatniej butelki whisky. – jego ton nagle z obojętnego przeszedł we wrogi szept – Powiedziałem jej, że cię zabiję i zrobię to jeśli w końcu nie wydorośleje. Nie zamierzam trzymać jej za rączkę, podczas gdy jej świat spala się na popiół. Gdybyś był mądry, również byś uciekał jak najdalej, bo w krótce wszystko co pojawi się w jej zasięgu zostanie zmiażdżone na miazgę i pochowane pod ziemią. Tak, spaliśmy ze sobą, a wiesz dlaczego? Bo tym właśnie jesteśmy. Jedyne czego pragniemy to seks zakrapiany śmiercią. Skoro jedno mamy już za sobą, najwyższy czas na akt drugi.
Po tych słowach przepchnął się obok niego kierując się do wyjścia. Drake stał w bezruchu. Nie był pewien, czy słowa Raina go bardziej rozzłościły, czy też sparaliżowały ze strachu. Było coś takiego w jego głosie, że Drake był w stanie mu uwierzyć. Cokolwiek myślała Alison, ten facet był niebezpieczny, nieprzewidywalny i naprawdę nie dbał o życie innych. Drake nie wątpił, że mógłby skręcić kark pechowcowi, który jedynie krzywo na niego spojrzał, a wszystko dlatego by przez moment się zabawić.

* * *

               Czuła się jak wrak człowieka. Żołądek i gardło płonęło jej żywym ogniem, a do tego dochodziły jeszcze przebłyski ciemności. Starała się ze wszystkich sił utrzymać świadomość. Chłodna woda powoli cieknąca z brudnego kranu pozwoliła jej utrzymać jasność myślenia. Opłukała twarz oraz lekko spryskała kark, by nieco się orzeźwić.
- Gdzie właściwie jest Kevin? – spytała, odsuwając się od blatu, ale nadal przytrzymując się na nim dla pewności
- Poszedł kupić coś do jedzenia. Powinien zaraz wrócić. – odpowiedział Rusty
Alison już miała coś powiedzieć, kiedy Rain z rozmachem otworzył drzwi od sekretnego pokoju i pewnym krokiem przeszedł przez zaplecze. Zapominając o zawrotach głowy odbiła się od kuchennych blatów i zastąpiła mu drogę.
- Gdzie właściwie się wybierasz? - Do zachodu słońca pozostało niewiele ponad godzinę. Nie było mowy by po upływie tego czasu pozwoliła mu tak po prostu wyjść. – Mamy Łowcę, który być może siedzi nam na karku, a ty zamierzasz tak po prostu dać się złapać?
Drake również wyłonił się z pokoju. Posępnie zmierzył ich wzrokiem, po czym stanął obok Rusty’iego, nie chcąc mieć z nimi nic wspólnego.
- Posłuchaj wojownicza księżniczko… – warknął Rain mierząc ją ostrym spojrzeniem. Niemal tak upiornym jak w nocy, kiedy rzucił nożem w Drake’a. Mimo, że wydawał się teraz równie niebezpieczny, Alison wiedziała, że pozostaje sobą. Nie do końca orientowała się w jaki sposób potrafi to stwierdzić. Po prostu wiedziała. - … Nie wiem jakie chore wizje kryją się w twojej głowie, ale nie będę w nich uczestniczył. Wynoszę się stąd na dobre.
- Niestety dopóki słońce nie schowa się za horyzontem jesteś tutaj uwięziony. Naprawdę bardzo mi przykro. – rzuciła bez cienia smutku
- Wiecie co? – odezwał się Rusty – Skoro i tak mamy czas do zabicia, mam pewien pomysł. Widziałem to na filmach i sądzę, że może to pomóc rozwiązać tą chorą sytuację. Pomieszczenie jest – rozejrzał się dookoła – względnie kwadratowe, niech każdy z was zajmie jedną ze ścian.
Alison patrzyła się na niego z lekkim niedowierzaniem i podejrzliwością. Coś jej podpowiadało, że cokolwiek planował Rusty, nie może się to dobrze skończyć. Ku jej zdziwieniu Rain odsunął się od drzwi i zajął miejsce przy obdartej zasłonie prysznica tuż naprzeciw Alison. Oparł się niedbale o ścianę i zaczął grzebać w kieszeniach. Rusty zerknął na niego z zadowoloną miną. Każde z nich stało tam gdzie zaplanował, patrząc po sobie wyczekująco.
- Dobrze, jestem prawie dumny. – odparł klaszcząc w dłonie – Nie trzeba być psychologiem by stwierdzić, że istnieje miedzy nami napięcie. – ściszył głos do szeptu - Mówiąc nami mam raczej na myśli was, ale żeby było łatwiej uznam siebie za współwinnego. – mrugnął znacząco w stronę Alison, która nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
Nagle sytuacja wydała jej się komiczna, ale powstrzymała się od komentarza, by nie zepsuć tego cokolwiek planował Rusty. Może i był lekko zwariowany i zazwyczaj wydawał się nie obierać żadnej ze stron pokazując siebie jako kogoś kto stoi ponad tym wszystkim, dobrze wiedziała, że pomimo wrażenia zależy mu na przyjaciołach. Jako osoba, która nie mogła liczyć na wsparcie rodziny, obcy ludzie stali się dla niego wszystkim co miał. Musiał nauczyć się dbać o każdą z relacji.
- Teraz, by nieco oczyścić atmosferę każdy z nas powie to co mu siedzi głęboko na sercu, a co jest związane, z którąkolwiek z osób tutaj zebranych. Ja na przykład chciałbym się do czegoś przyznać. – spojrzał w stronę Drake’a, którego oczy natychmiast rozszerzyły się ukazując niepokój
- Nie mów tylko, że mnie kochasz i zamierzasz spędzić ze mną resztę swojego życia. – burknął
Rain zdusił prychnięcie odpalając jednego ze swoich wygniecionych papierosów. Powietrze wokół niego szybko zagęściło się od dymu.
- Złamałem obietnicę, do której złożenia zmusiłeś mnie w Aberdeen pod groźbą wyrwania wszystkich kończyn oraz wielu innych nieprzyjemnych tortur i podałem Alison ponownie tabletki szczęścia.
Alison przypomniała się zostawiona przez niego na parapecie koperta z pastylkami. Nadal nie miała pojęcia co to było, ale ponownie pozwoliła się ponieść. Pamiętała, że tamtej nocy w klubie była szczęśliwa. Mimo ataku na nieznajomego i odkrycia swojej nowej umiejętności była zadowolona tańcząc i zapominając o wszystkim, co się działo. Tej nocy też pierwszy raz pocałowała Raina. Był to jedynie niewinny pocałunek w podzięce, ale nie potrafiła się pozbyć uczucia, że już wtedy zrobiła pierwszy krok w stronę ścieżki, na której końcu było złamane serce Drake’a. Dobrze wiedziała, że Rain również to pamięta, chociaż wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet odrobinę. Dla niego nie było to nic nadzwyczajnego, dla niej natomiast skok w przepaść.
Drake natomiast ukrył twarz w dłoniach przecierając ją ze znużenia.
- Nawet przez sekundę nie sądziłem, że da się oswoić wszy, ale jednak są ludzie, którzy dalej się starają.
-To tyle? – zdziwił się Rusty – Jeśli wiedziałbym, że skończy się na słabej obeldze rozpowiedziałbym to przed całym światem. – zaśmiał się. Widząc,  że tylko jego to rozbawiło, szybko odchrząknął i rozłożył ręce. – Teraz wasza kolej.
Alison zerknęła na Drake’a, który przez moment odwzajemnił się tym samym. Oboje szybko spuścili głowy. Żadne z nich nie było gotowe na otwarte wyznania, zwłaszcza mając przy sobie widownie. Cisza się przedłużała, a Rusty co chwilę na nich zerkał wzrokiem zachęcając do rozpoczęcia monologu.
Po dłuższym czasie do ich uszu dobiegło długie westchnięcie ze strony Raina, który uniósł brwi w taki sposób jakby mówił, że ma do czynienia z grupą małych, głupich dzieci. Podpalił kolejnego papierosa i wskazał na Alison i Drake’a dłonią.
- Jesteście żałośni. Oboje. Nawet gdyby nie doszło do ingerencji żadnego z demonów wasz chory związek nie przetrwałby długo. Cokolwiek myśleliście, że tworzycie było sporym nieporozumieniem. Nie zamierzam tracić ani sekundy dłużej na ten słaby obraz.
Gniewnym ruchem wyrzucił papierosa i odpychając się od ściany skierował się w stronę wyjścia. Tym razem nikt go nie powstrzymał. Wyminął Alison i wyszedł przez drzwi. Rusty podążył za nim wzrokiem, po czym spojrzał na Drake’a.
- Do zachodu zostało jeszcze kilkanaście minut. – zaczął – Popilnuję go zanim postanowi spalić się żywcem.
Po tych słowach znacząco zerknął na nich po raz ostatni dając do zrozumienia by w końcu wszystko sobie wyjaśnili, po czym po cichu podążył za Rainem.


1 komentarz: