Obraz
chorego Azaziza szybko się rozmył odsyłając Alison z powrotem do rzeczywistości.
Potrzebowała kilku sekund by opanować zawroty głowy oraz mdłości. Czuła w
ustach nieprzyjemny, miedziany smak krwi, od którego skręcał jej się żołądek.
Odetchnęła głęboko i otworzyła oczy. Siedziała okrakiem na kolanach Raina z
czołem opartym o jego bark. Odchyliła się gwałtownie patrząc prosto w jego
oczy. Srebrzyste krążki iskrzyły się niczym gwiazdy, ale twarz pozostawała bez
wyrazu. Alison nie miała pojęcia co właściwie powinna powiedzieć, więc tylko
wpatrywała się w niego bez końca. Pochylił się w jej stronę szepcząc.
- Zdaje się, że kiedyś powinienem
się za to odwdzięczyć.
Jego ciepły oddech owiał jej kark
przyprawiając o dreszcze. Miała wrażenie, że nadal jest w jednym z wspomnień,
unieruchomiona i pozbawiona woli.
- Alison?
Usłyszała za plecami zdumiony
głos i szybko zdała sobie sprawę do kogo należy. Jak oparzona zeskoczyła z
Raina upadając tyłkiem na podłogę. W progu pokoju stał Drake oszołomiony i
wściekły jednocześnie. Odruchowo wytarła usta wiedząc, że są pokryte krwią.
Czuła się paskudnie, a do tego została przyłapana przez Drake’a. Dała mu
kolejny powód by jej nienawidził. Może tak byłoby łatwiej mu się z nią
pożegnać, gdyby zaczął nią gardzić. Mimo braku miłości we własnym sercu, wcale
nie chciała by odchodził. Może i była samolubna, ale to co ją z nim łączyło nie
było bez znaczenia. Nadal był dla niej ważny i chciałaby ograniczyć mu
cierpienia, które mu zadawała, ale jedyny sposób w jaki mogłaby to zrobić
łączył się z rozstaniem. Nie chciała zostać sama. Może i Rain lubił prowadzić takie
życie, odseparowany od wszystkich, ale Alison jeszcze nie była na to gotowa.
- Co tak stoisz? – odezwał się
Rusty wychodząc zza pleców Drake’a. Krótkim spojrzeniem zmierzył pomieszczenie,
a na jego twarzy powoli pojawiał się lekki uśmiech, jakby coś sobie
przypominał. – To jest dopiero miejscówka. – zagwizdał z podziwem
- Speluna, nic więcej. – syknął
Drake znacząco zerkając na Raina – Nawet szczurów nie brakuje.
Nie chcąc siedzieć na podłodze
jak ofiara losu, powoli wstała. Z każdym ruchem coraz bardziej kręciło jej się
w głowie. Miała wrażenie, że żołądek podchodzi jej do gardła. Nim stało się
najgorsze wybiegła na zaplecze. Pochyliła się nad zlewem i natychmiast
zwymiotowała. Strach zakłuł ją w pierś kiedy wszystko oblało się krwią. Jej
organizm pozbywał się nadmiaru w najprostszy i najszybszy sposób, przyprawiając
Alison o jeszcze większe mdłości.
- Moja impreza nie kończyła się
tak nawet po najmocniejszych groszkach. – stwierdził Rusty nieco zaniepokojony
jej widokiem – Nie jestem ekspertem, ale nawet w świecie nadprzyrodzonym jak
ktoś rzyga krwią to nie jest dobrze.
Alison nadal pochylona nad zlewem
odkręciła kran by przepłukać buzię. Nadal jednak nie potrafiła przestać
wypluwać krwi. Oparła się o blat kiedy pojawiły jej się mroczki przed oczami.
- Jeśli zemdleję, nie pozwól tej
dwójce tam się zabić, ok? – wydyszała
Rusty spojrzał w stronę drzwi
prowadzących do pokoju.
- Na razie są dosyć grzeczni.
* * *
Starał
się zachować spokój, ale przebywanie w jednym pokoju z tym demonem nie należało
do łatwych dla jego nerwów. Widział jak wyluzowany spoczywa na kanapie i miał
ochotę rzucić się na niego z pięściami. Był pewien, że gdyby Alison wcale go
nie poznała, sprawa wyglądałaby teraz zupełnie inaczej. Ten czarnowłosy bydlak
musiał być współwinny jej przemianie. Drake nie wierzył, że to jedynie sprawka
jadu. Alison była silną osobą, która nigdy tak łatwo nie uległaby klątwie.
Gdyby tylko byłby w stanie z nią być w tamtym czasie. Nie potrafił zrozumieć,
jakim cudem Kevin pozwolił na taki rozwój wydarzeń. Kiedy opowiadał mu o tym co
się działo w Aberdeen od momentu ich przybycia, o tym, że Alison wychodziła z
domu nikomu nic nie mówiąc, a wracała dopiero po kilku dniach, jak nie chciała
z nikim rozmawiać i jak łatwo popadała w skrajności. Jednak dopiero kiedy ją
zobaczył przekonał się jak wiele zostało niedopowiedziane. Będąc tuż przy niej
wcale nie czuł jej obecności. Wyglądała prawie tak samo, ale nie potrafił odgadnąć
kim naprawdę była. Wydawała się pusta, jej oczy niegdyś pełne emocji, teraz
wyblakły pozostawiając po sobie jedynie ciemność. Nie słowa, ani nie czyny,
tylko widok tych oczu sprawiał mu największy ból. Ból, którego nie potrafił
znieść, tęsknotę, która zżerała go od środka. Do tego wszystkiego dochodził
jeszcze on. Wysoki, chudy i przepełniony mrokiem demon, który pojawiał się na
każdym kroku. Patrząc na niego Drake bał się jedynie jeszcze bardziej o Alison.
Ona mogła stać się taka sama jak on, a ten proces rozpoczął się z chwilą gdy go
poznała. Zastanawiał się, co tak naprawdę ich łączyło, co Alison do niego
czuła, co o nim myślała. Mógłby pogodzić się z jej odejściem, nawet
zaakceptować fakt, że wybrała kogoś innego, o ile byłby pewien, że będzie z nim
bezpieczna i szczęśliwa. Rain nie mógł jej tego zagwarantować. Był wiatrem,
który roznieca ogień w jej duszy. Niszczył szansę na jej powrót.
Wiele się wydarzyło, kiedy on
leżał cierpiąc nieskończenie w Jacksonville. Stracił szansę na jej ratunek, a
teraz było już za późno. Niewiele mógł na to poradzić. Co jednak miał zrobić z
palącym żarem zazdrości i nienawiści, który parzył go przy każdym kroku,
torturował z każdym spojrzeniem na Alison?
Usłyszał szelest materiału, kiedy
Rain wygodniej rozłożył się na kanapie. Stłumione prychnięcie rozbawienia
wydarło się z jego płuc, a usta wygięły się w ironicznym uśmiechu. Wyraz jego
twarzy niemal mówił jak bardzo czuł się zwycięzcą.
- Niemal się cieszę, że chociaż
jedna osoba wydaje się zadowolona, że tonie w szambie. – stwierdził z oporem
Drake. Nie było mowy by dał cokolwiek po sobie poznać. Był jednak pewien, że
wszystko jest na nim wypisane i czytelne dla wszystkich. Wcześniej nie musiał
się przejmować takimi błahostkami, ukrywał wszystko za ciętym językiem. Teraz
sytuacja była inna, za bardzo mu zależało, by potrafił jakkolwiek to
zamaskować.
- Mogę i tonąć w szambie, ale to
ty jesteś tym, który potrzebuje koła ratunkowego. – westchnął wstając z sofy.
Zrobił kilka pewnych kroków w
stronę Drake’a patrząc na niego jak na nikłe zagrożenie, niczym wilk na lisa.
Oboje byli drapieżnikami, ale w ostatecznej konfrontacji było jasne, kto wygra.
To tylko jeszcze bardziej sprawiało, że Drake miał ochotę doskoczyć do niego i
zdzielić go pięścią w twarz.
- W co ty grasz? – syknął przez
zaciśnięte zęby – Cokolwiek planujesz, nie pozwolę ci jej skrzywdzić.
- Naprawdę sądzisz, że cokolwiek
mnie obchodzi? Nie dbam, ani o nią, ani o wasze miłosne problemy.
O, naprawdę chciał mu przyrżnąć.
Rozprasować go na ścianie i zedrzeć ten zuchwały wyraz z jego twarzy. Coś jednak
sobie uświadomił. Rain mógł być wcieleniem wszystkiego co najgorsze, ale nie
kłamał. Nie miał powodu by to robić. Drake nie znał się na demonach, ale
wiedział już jedno. One nie dbają o nic, ani o nikogo. Żyją pomiędzy światami
spełniając własne zachcianki, nie przejmując się czy kogokolwiek to zrani. Byli
odseparowani od uczuć, czy empatii, a może nawet od zdrowego rozsądku. Nie
mieli kręgosłupa moralnego, czyniąc to co im się podoba, a nie to co jest
słuszne.
- Więc dlaczego włazisz z
buciorami tam gdzie cię nie chcą? – drążył dalej Drake, licząc na jakiekolwiek
potknięcie z jego strony
Rain z zainteresowaniem
przekrzywił głowę, jakby oceniał Drake’a. Może czytał mu w myślach. Czy demony
mogą posiadać takie umiejętności?
- Ty naprawdę sądzisz, że to moja
wina, co? Nie zrobiłem niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób wpłynąć na jej
zachowanie. Prawda jest bolesna, ale jest prawdą, Romeo. – pokonał odległość
jaka ich rozdzielała stając tuż przed nim. – Twoja Julia uczepiła się mnie jak
zdruzgotany alkoholik ostatniej butelki whisky. – jego ton nagle z obojętnego
przeszedł we wrogi szept – Powiedziałem jej, że cię zabiję i zrobię to jeśli w
końcu nie wydorośleje. Nie zamierzam trzymać jej za rączkę, podczas gdy jej świat
spala się na popiół. Gdybyś był mądry, również byś uciekał jak najdalej, bo w
krótce wszystko co pojawi się w jej zasięgu zostanie zmiażdżone na miazgę i
pochowane pod ziemią. Tak, spaliśmy ze sobą, a wiesz dlaczego? Bo tym właśnie
jesteśmy. Jedyne czego pragniemy to seks zakrapiany śmiercią. Skoro jedno mamy
już za sobą, najwyższy czas na akt drugi.
Po tych słowach przepchnął się
obok niego kierując się do wyjścia. Drake stał w bezruchu. Nie był pewien, czy
słowa Raina go bardziej rozzłościły, czy też sparaliżowały ze strachu. Było coś
takiego w jego głosie, że Drake był w stanie mu uwierzyć. Cokolwiek myślała
Alison, ten facet był niebezpieczny, nieprzewidywalny i naprawdę nie dbał o
życie innych. Drake nie wątpił, że mógłby skręcić kark pechowcowi, który
jedynie krzywo na niego spojrzał, a wszystko dlatego by przez moment się
zabawić.
* * *
Czuła
się jak wrak człowieka. Żołądek i gardło płonęło jej żywym ogniem, a do tego
dochodziły jeszcze przebłyski ciemności. Starała się ze wszystkich sił utrzymać
świadomość. Chłodna woda powoli cieknąca z brudnego kranu pozwoliła jej
utrzymać jasność myślenia. Opłukała twarz oraz lekko spryskała kark, by nieco
się orzeźwić.
- Gdzie właściwie jest Kevin? –
spytała, odsuwając się od blatu, ale nadal przytrzymując się na nim dla
pewności
- Poszedł kupić coś do jedzenia.
Powinien zaraz wrócić. – odpowiedział Rusty
Alison już miała coś powiedzieć,
kiedy Rain z rozmachem otworzył drzwi od sekretnego pokoju i pewnym krokiem
przeszedł przez zaplecze. Zapominając o zawrotach głowy odbiła się od
kuchennych blatów i zastąpiła mu drogę.
- Gdzie właściwie się wybierasz?
- Do zachodu słońca pozostało niewiele ponad godzinę. Nie było mowy by po
upływie tego czasu pozwoliła mu tak po prostu wyjść. – Mamy Łowcę, który być
może siedzi nam na karku, a ty zamierzasz tak po prostu dać się złapać?
Drake również wyłonił się z
pokoju. Posępnie zmierzył ich wzrokiem, po czym stanął obok Rusty’iego, nie
chcąc mieć z nimi nic wspólnego.
- Posłuchaj wojownicza
księżniczko… – warknął Rain mierząc ją ostrym spojrzeniem. Niemal tak upiornym
jak w nocy, kiedy rzucił nożem w Drake’a. Mimo, że wydawał się teraz równie
niebezpieczny, Alison wiedziała, że pozostaje sobą. Nie do końca orientowała
się w jaki sposób potrafi to stwierdzić. Po prostu wiedziała. - … Nie wiem
jakie chore wizje kryją się w twojej głowie, ale nie będę w nich uczestniczył.
Wynoszę się stąd na dobre.
- Niestety dopóki słońce nie
schowa się za horyzontem jesteś tutaj uwięziony. Naprawdę bardzo mi przykro. –
rzuciła bez cienia smutku
- Wiecie co? – odezwał się Rusty
– Skoro i tak mamy czas do zabicia, mam pewien pomysł. Widziałem to na filmach
i sądzę, że może to pomóc rozwiązać tą chorą sytuację. Pomieszczenie jest –
rozejrzał się dookoła – względnie kwadratowe, niech każdy z was zajmie jedną ze
ścian.
Alison patrzyła się na niego z
lekkim niedowierzaniem i podejrzliwością. Coś jej podpowiadało, że cokolwiek
planował Rusty, nie może się to dobrze skończyć. Ku jej zdziwieniu Rain odsunął
się od drzwi i zajął miejsce przy obdartej zasłonie prysznica tuż naprzeciw Alison.
Oparł się niedbale o ścianę i zaczął grzebać w kieszeniach. Rusty zerknął na
niego z zadowoloną miną. Każde z nich stało tam gdzie zaplanował, patrząc po
sobie wyczekująco.
- Dobrze, jestem prawie dumny. –
odparł klaszcząc w dłonie – Nie trzeba być psychologiem by stwierdzić, że
istnieje miedzy nami napięcie. – ściszył głos do szeptu - Mówiąc nami mam
raczej na myśli was, ale żeby było łatwiej uznam siebie za współwinnego. –
mrugnął znacząco w stronę Alison, która nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
Nagle sytuacja wydała jej się
komiczna, ale powstrzymała się od komentarza, by nie zepsuć tego cokolwiek
planował Rusty. Może i był lekko zwariowany i zazwyczaj wydawał się nie obierać
żadnej ze stron pokazując siebie jako kogoś kto stoi ponad tym wszystkim,
dobrze wiedziała, że pomimo wrażenia zależy mu na przyjaciołach. Jako osoba,
która nie mogła liczyć na wsparcie rodziny, obcy ludzie stali się dla niego
wszystkim co miał. Musiał nauczyć się dbać o każdą z relacji.
- Teraz, by nieco oczyścić
atmosferę każdy z nas powie to co mu siedzi głęboko na sercu, a co jest
związane, z którąkolwiek z osób tutaj zebranych. Ja na przykład chciałbym się
do czegoś przyznać. – spojrzał w stronę Drake’a, którego oczy natychmiast
rozszerzyły się ukazując niepokój
- Nie mów tylko, że mnie kochasz
i zamierzasz spędzić ze mną resztę swojego życia. – burknął
Rain zdusił prychnięcie odpalając
jednego ze swoich wygniecionych papierosów. Powietrze wokół niego szybko
zagęściło się od dymu.
- Złamałem obietnicę, do której
złożenia zmusiłeś mnie w Aberdeen pod groźbą wyrwania wszystkich kończyn oraz
wielu innych nieprzyjemnych tortur i podałem Alison ponownie tabletki
szczęścia.
Alison przypomniała się
zostawiona przez niego na parapecie koperta z pastylkami. Nadal nie miała
pojęcia co to było, ale ponownie pozwoliła się ponieść. Pamiętała, że tamtej
nocy w klubie była szczęśliwa. Mimo ataku na nieznajomego i odkrycia swojej
nowej umiejętności była zadowolona tańcząc i zapominając o wszystkim, co się
działo. Tej nocy też pierwszy raz pocałowała Raina. Był to jedynie niewinny
pocałunek w podzięce, ale nie potrafiła się pozbyć uczucia, że już wtedy
zrobiła pierwszy krok w stronę ścieżki, na której końcu było złamane serce
Drake’a. Dobrze wiedziała, że Rain również to pamięta, chociaż wyraz jego
twarzy nie zmienił się nawet odrobinę. Dla niego nie było to nic
nadzwyczajnego, dla niej natomiast skok w przepaść.
Drake natomiast ukrył twarz w
dłoniach przecierając ją ze znużenia.
- Nawet przez sekundę nie
sądziłem, że da się oswoić wszy, ale jednak są ludzie, którzy dalej się
starają.
-To tyle? – zdziwił się Rusty –
Jeśli wiedziałbym, że skończy się na słabej obeldze rozpowiedziałbym to przed
całym światem. – zaśmiał się. Widząc, że
tylko jego to rozbawiło, szybko odchrząknął i rozłożył ręce. – Teraz wasza
kolej.
Alison zerknęła na Drake’a, który
przez moment odwzajemnił się tym samym. Oboje szybko spuścili głowy. Żadne z
nich nie było gotowe na otwarte wyznania, zwłaszcza mając przy sobie widownie.
Cisza się przedłużała, a Rusty co chwilę na nich zerkał wzrokiem zachęcając do
rozpoczęcia monologu.
Po dłuższym czasie do ich uszu
dobiegło długie westchnięcie ze strony Raina, który uniósł brwi w taki sposób
jakby mówił, że ma do czynienia z grupą małych, głupich dzieci. Podpalił
kolejnego papierosa i wskazał na Alison i Drake’a dłonią.
- Jesteście żałośni. Oboje. Nawet
gdyby nie doszło do ingerencji żadnego z demonów wasz chory związek nie
przetrwałby długo. Cokolwiek myśleliście, że tworzycie było sporym
nieporozumieniem. Nie zamierzam tracić ani sekundy dłużej na ten słaby obraz.
Gniewnym ruchem wyrzucił
papierosa i odpychając się od ściany skierował się w stronę wyjścia. Tym razem
nikt go nie powstrzymał. Wyminął Alison i wyszedł przez drzwi. Rusty podążył za
nim wzrokiem, po czym spojrzał na Drake’a.
- Do zachodu zostało jeszcze
kilkanaście minut. – zaczął – Popilnuję go zanim postanowi spalić się żywcem.
Po tych słowach znacząco zerknął
na nich po raz ostatni dając do zrozumienia by w końcu wszystko sobie
wyjaśnili, po czym po cichu podążył za Rainem.
Bardzo fajny rozdział, czekam na kolejny :]
OdpowiedzUsuń