piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 24


               Alison mimo uporu by nie zasypiać co jakiś czas złapała się na krótkiej drzemce. Przysypiała na kilka minut, by potem nagle oprzytomnieć niepewna, czy są bezpieczni. Kevin również był zmęczony i raz udało mu się nawet zasnąć na kilka godzin, ale zauważyła, że też czuje się tutaj nieswojo. Sama nie miała czasu by myśleć o tym co czeka ich jak zajdzie słońce. Jej myśli uciekały w stronę Raina, a raczej jego przeszłości. Była bardziej niż ciekawa, co takiego wydarzyło się w jego życiu zanim stał się demonem. Pragnęła całą sobą odkryć ukryte przez niego karty, by w ten sposób jakoś go zrozumieć. Mała jej część bała się jednak, że nie istnieje dla niego usprawiedliwienie. Mógł stać się taki przez zatrucie wywołane przez demona, ale jednak kiedy przypominała sobie jego pełne bólu krzyki nie potrafiła myśleć, że jest on bezduszny. Kogoś takiego nie prześladowałyby koszmary. Rain zwyczajnie odseparował się od innych chowając w ten sposób zakorzeniony w nim ból. Tak było po prostu łatwiej. Domyślanie się jednak nic jej nie dawało poza bólem głowy. Musiała znaleźć sposób by jakoś rozwiązać jego zagadkę.
Ciszę przerwał dzwonek komórki. Kevin zerwał się z podłogi jednocześnie odbierając.
- Tak? … Jasne, już wychodzę. – po krótkiej rozmowie rozłączył się i skierował do Alison – Rusty jest zaledwie ulicę stąd. Wyjdę po niego by nie krążył po mieście, w porządku?
Krótko kiwnęła głową dając mu znak, że może w spokoju zostawić ją samą z nieprzytomnymi ciałami. Wyczuwała, że słońce jeszcze nie zaszło, więc póki co była względnie bezpieczna. Minęło już kilka godzin odkąd oboje popadali jak muchy, ale żaden jeszcze nie dawał znaku życia. Nie wiedziała co stało się z Rainem, ale Jake’owi dawała jeszcze co najmniej dwa razy tyle. W końcu pozbieranie się po śmierci nie mogło trwać kilka sekund, a zwłaszcza po takiej jak skręcenie karku.
Nie mogąc znieść dłużej bezczynnego siedzenia wyszła z pokoju by przemyć twarz i jakoś się rozbudzić. Oczywiście brudny zlew nie wyglądał zachęcająco, ale woda na szczęście była czysta. Przetarła nią twarz i ręce nieco się orzeźwiając. Zerknęła na plamę krwi, którą wczoraj zwrócił Rain i nagle coś przyszło jej do głowy. Nie była pewna, czy to szaleństwo, czy głupota, a może jedno i drugie, ale przynajmniej znalazła sposób jak może dotrzeć do Rain’a jeśli sam nie chce się przed nią otworzyć. W pośpiechu przeszukała wszystkie szuflady, aż znalazła niezbyt ostry nóż. Wróciła do pokoju i zerknęła na leżącego Raina. Twarz miał spokojną, jakby spał, a jego klatka piersiowa w spokoju unosiła się i opadała. Nadal nie do końca przekonana chwyciła jego rękę. Nie czuła się z tym dobrze, ale starała się usprawiedliwiać, że nie ma innego wyjścia. Prawda była taka, że ciekawość aż zżerała ją od środka. Bez wahania rozcięła jego bladą skórę na nadgarstku. Rana szybko wypełniła się krwią. Nieco ją zemdliło, ale zdeterminowana przyciągnęła jego rękę do ust powoli przełykając krew. Niemal od razu zakręciło jej się w głowie. Nie spodziewała się tak szybkiej reakcji na krew. Do końca nie wierzyła, że ona naprawdę zawiera wspomnienia, dopóki w jej umyśle nie pojawił się obraz. Zaledwie przebłysk twarzy młodego chłopca, który szeroko się do niej uśmiechał. Wzięła kolejny łyk chcąc przywrócić wspomnienie. Krew spływała do jej żołądka, a obrazy stawały się coraz bardziej klarowne. Ujrzała tego samego chłopca, ale teraz jego rysy mimo młodego wieku wydały jej się znajome. Gdzieś już widziała te bursztynowe oczy i brązowe potargane włosy, nie potrafiła sobie jednak przypomnieć gdzie i kiedy.
- Jestem gotowy Kyrian. – powiedział z uporem. Nie mógł mieć więcej niż siedem lat, ale mimo tak młodego wieku w jego spojrzeniu widziała determinację i odwagę, jakiej pozazdrościłby nie jeden dorosły mężczyzna – Oddam wszystko byle byś był wolny.
Tak szybko jak wspomnienie się pojawiło, tak też zniknęło. Obraz chłopca stawał się zamazany, aż w końcu całkowicie zniknął. Alison mrugnęła kilka razy zdając sobie sprawę, że z powrotem siedzi w pokoju przed kanapą Raina. Różnica polegała na tym, że tym razem był już przytomny. Siedział obok i mierzył ją pustym spojrzeniem. Jego nadgarstek nadal krwawił, ale on wydawał się tego nie zauważać. Nagle zrobiło jej się głupio. Nie spodziewała się, że nagle oprzytomnieje i zastanie przed sobą pijąca z niego Alison.
- Tak dla jasności, musiałabyś wypić z szyi by dokładnie zbadać wspomnienie.
Wyciągnął nóż z jej dłoni i powoli przeciągnął nim wzdłuż własnego karku, pozostawiając po sobie długą, krwawą linię, której strumień szybko się powiększał.
- Żartujesz? – uniosła brew.
To co zrobił było ostatnie czego się spodziewała, ale powinna się już przecież do tego przyzwyczaić. Nie mógł po prostu odpowiedzieć na jej pytania. Nie, on musiał znaleźć na to jakiś chory sposób. Coś było nie tak. Na pewno był w tym jakiś haczyk. Nie mogła tak po prostu ulec własnej ciekawości. Jednak nie potrafiła się oprzeć. Krew, która spływała po jego skórze obrzydzała ją, a miedziany smak w jej ustach przyprawiaj o mdłości, ale obrazy które mogłaby ujrzeć przyciągały ją, były niczym narkotyk. Nie myśląc o tym dłużej pochyliła się do niego i wbiła zęby w jego szyję, powiększając ranę. Wyciągnął się, jakby jeszcze bardziej ją zachęcał. Przeszedł go dreszcz, jakby wcale nie sprawiała mu tym bólu. Czuła, że jego dłonie zmierzają niebezpiecznie nisko po jej plecach, ale nim zdążyła zareagować zalały ją fale jego wspomnień.

* * *

               Przez chwilę było tak ciemno, że Alison myślała, że zemdlała. Jednak mimo wszystko była świadoma tego, że nic ją nie otacza. Wkrótce usłyszała stłumione głosy jakiejś kobiety. Czuła jak jej ręka coś chwyta i lekko ciągnie w dół. Nie miała kontroli nad własnym ciałem. Jedynie obserwowała co się dzieje. Uchyliła jak się okazało drzwi wpuszczając smugę żółtego światła. Chowała się w jakimś pomieszczeniu bacznie obserwując słabo oświetlony korytarz. Głosy dochodzące z drugiego końca stawały się coraz bardziej wyraźne.
- Nie możemy dalej ryzykować. – odezwała się jakaś kobieta
Wkrótce była w stanie ich dostrzec, kobietę i mężczyznę wychodzących zza progu. Pomimo, że obserwowała ich z kilku metrowej odległości coś było nie tak. Wydawali się strasznie wysocy, albo to ona była taka niska.
- Kyrian też jest naszym synem, Amelio. – odezwał się mężczyzna delikatnie chwytając ją za dłoń
Oboje wyglądali młodo, ale ich zmęczone twarze i lekko przygarbione postury świadczyły, że pomimo wieku wiele razem przeszli. Alison domyślała się, że nie często były to dobre chwile.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda. – odpowiedziała mu cicho – Możemy go tak traktować, ale nigdy nie będzie naszym dzieckiem.
W chwili kiedy poczuła skurcz bólu w żołądku domyśliła się co jest grane. Alison nie była sobą. Znajdowała się w ciele Raina, obserwując wszystko z jego perspektywy, czując to samo co on.
- Jak możesz tak mówić?
- Nie bądź głupi Robercie. Przygarnęliśmy go bo nie mieliśmy wyboru, a teraz płacimy za to cenę. Nasz syn umiera, a ty przekładasz życie Kyriana ponad jego. Musimy się go pozbyć. Nawet nie wiemy czym on jest. To potwór.
Twarz mężczyzny posmutniała. Nie miał żadnych argumentów, które mogłyby stawić czoła słowom Amelii. Wiedział, że miała rację, a jednak miłość jaką czuł do chłopca nie pozwalała mu go tak po prostu wyrzucić. On nie był niczemu winny, potrzebował pomocy by móc zrozumieć co się z nim dzieje. W dziwny sposób Alison potrafiła to wszystko wyczytać z twarzy Roberta, jakby miał to wypisane gdzieś przed sobą.
- Daj mi jeszcze jeden dzień. Skontaktuje się z czarownikiem, który mógłby się nim zaopiekować. – powiedział tonem, który nie znosił sprzeciwu
Amelia była w stanie mu to dać. Jeden dzień nie robił jej różnicy. Nie była zadowolona, że Robert poświęci go dla Kyriana, mimo że ich syn może nawet nie doczekać świtu, ale rozumiała uczucie jakim darzył dziecko, które przygarnęli. Sama czuła do niego przywiązanie i mimo wszystko nie miałaby serca by go tak po prostu wygnać.
Rain szybko, ale po cichu zamknął drzwi i oparł się plecami o chłodną ścianę. Oddech mu się rwał, a czoło zalewało potem. Alison wyczuwała jak jego serce bije w przyśpieszonym tempie. Panika i zdenerwowanie przepełniało każdą komórkę w jego ciele. Starał się opanować, ale przychodziło mu to z trudem. Przystawił głowę do drzwi starając się wsłuchać w odgłosy na korytarzu. Amelia z Robertem już poszli, droga była wolna. Wymknął się z pokoju i najciszej jak potrafił podkradł się do pokoju na końcu holu. Pomieszczenie słabo oświetlała nocna lampka stojąca przy niedużym łóżku. Rain z lekkim wahaniem podszedł bliżej. Ktoś skulony i zwinięty w grubą kołdrę leżał na materacu lekko drżąc. Słysząc, że ktoś wszedł do pokoju wychylił głowę spod przykrycia. Widziała go już we wcześniejszym wspomnieniu, ale tym razem jego twarz była bledsza i zapadnięta, a oczy przepełnione wyczerpaniem.
- Kyrian. – słabo szepnął wymuszając uśmiech – Czy… - nie dokończył napadnięty przez atak kaszlu.
Rain usiadł obok niego delikatnie kładąc dłoń na plecach chłopaka. Alison czuła jak bardzo mu jest przykro z powodu losu przyjaciela. Poczucie winy zżerało go od środka.
- Nie powinieneś płacić takiej ceny. – powiedział chowając twarz w ramionach. Nie płakał chociaż bardzo tego chciał. – Jak mogłem się na to zgodzić? Twoi rodzice mają rację, że mnie odsyłają. Jestem niebezpieczny.
Oczy chłopaka nagle się rozszerzyły.
- Jak to cię odsyłają? – zapytał charcząc
Rain nie odpowiedział. Położył się obok chłopca twarzą do niego. Mimo grubej kołdry, która go zakrywała czuł jak wyziębione jest jego ciało, jakby uciekało z niego życie.
- Przepraszam cię Azaziz. – powiedział cicho
Alison przez chwilę miała wrażenie, że z powrotem jest sobą wracając do własnych wspomnień. Skąd ona znała tego chłopca? Azaziz. Wiedziała, że nie jest jej obcy, a może to tylko złudzenie spowodowane faktem, że znajduje się w ciele Raina?
- Czy ja umrę? – zapytał. Mimo choroby ton z jakim to powiedział był twardy i pewny jakby nagle przybyło mu zdrowia. – Mama płacze jakbym już nie żył, a tata… Tata w ogóle się nie odzywa. Oni muszą wiedzieć, że to nie twoja wina.
- Ale to jest moja wina. Gdyby nie ja to byś nie zachorował.
Azaziz przecząco pokiwał głową. Mokre włosy opadły mu na spocone czoło.
- Chciałem ci pomóc Kyrianie. Pomogłem, prawda?
Rain przez chwilę milczał wahając się, czy powinien powiedzieć prawdę. Azaziz umierał, nie powinien odchodzić wiedząc, że jego ofiara poszła na marne. Rain nie mógł mu tego zrobić. Musiał skłamać.
- Pomogłeś bracie, jestem wolny.
Chłopak szczerze się uśmiechnął, a jego powieki się zamknęły. Głowa opadła mu na poduszkę, a oddech nieco się uspokoił.
- To dobrze. - wyszeptał - To dobrze.

1 komentarz:

  1. Nic nie rozumiem z tego rozdziału, skomplikowany ale bardzo ciekawy. Czekam na więcej :].

    OdpowiedzUsuń