Alison
mimo uporu by nie zasypiać co jakiś czas złapała się na krótkiej drzemce.
Przysypiała na kilka minut, by potem nagle oprzytomnieć niepewna, czy są
bezpieczni. Kevin również był zmęczony i raz udało mu się nawet zasnąć na kilka
godzin, ale zauważyła, że też czuje się tutaj nieswojo. Sama nie miała czasu by
myśleć o tym co czeka ich jak zajdzie słońce. Jej myśli uciekały w stronę
Raina, a raczej jego przeszłości. Była bardziej niż ciekawa, co takiego
wydarzyło się w jego życiu zanim stał się demonem. Pragnęła całą sobą odkryć
ukryte przez niego karty, by w ten sposób jakoś go zrozumieć. Mała jej część
bała się jednak, że nie istnieje dla niego usprawiedliwienie. Mógł stać się
taki przez zatrucie wywołane przez demona, ale jednak kiedy przypominała sobie
jego pełne bólu krzyki nie potrafiła myśleć, że jest on bezduszny. Kogoś
takiego nie prześladowałyby koszmary. Rain zwyczajnie odseparował się od innych
chowając w ten sposób zakorzeniony w nim ból. Tak było po prostu łatwiej.
Domyślanie się jednak nic jej nie dawało poza bólem głowy. Musiała znaleźć
sposób by jakoś rozwiązać jego zagadkę.
Ciszę przerwał dzwonek komórki.
Kevin zerwał się z podłogi jednocześnie odbierając.
- Tak? … Jasne, już wychodzę. –
po krótkiej rozmowie rozłączył się i skierował do Alison – Rusty jest zaledwie
ulicę stąd. Wyjdę po niego by nie krążył po mieście, w porządku?
Krótko kiwnęła głową dając mu
znak, że może w spokoju zostawić ją samą z nieprzytomnymi ciałami. Wyczuwała,
że słońce jeszcze nie zaszło, więc póki co była względnie bezpieczna. Minęło
już kilka godzin odkąd oboje popadali jak muchy, ale żaden jeszcze nie dawał
znaku życia. Nie wiedziała co stało się z Rainem, ale Jake’owi dawała jeszcze
co najmniej dwa razy tyle. W końcu pozbieranie się po śmierci nie mogło trwać
kilka sekund, a zwłaszcza po takiej jak skręcenie karku.
Nie mogąc znieść dłużej
bezczynnego siedzenia wyszła z pokoju by przemyć twarz i jakoś się rozbudzić.
Oczywiście brudny zlew nie wyglądał zachęcająco, ale woda na szczęście była
czysta. Przetarła nią twarz i ręce nieco się orzeźwiając. Zerknęła na plamę
krwi, którą wczoraj zwrócił Rain i nagle coś przyszło jej do głowy. Nie była
pewna, czy to szaleństwo, czy głupota, a może jedno i drugie, ale przynajmniej
znalazła sposób jak może dotrzeć do Rain’a jeśli sam nie chce się przed nią
otworzyć. W pośpiechu przeszukała wszystkie szuflady, aż znalazła niezbyt ostry
nóż. Wróciła do pokoju i zerknęła na leżącego Raina. Twarz miał spokojną, jakby
spał, a jego klatka piersiowa w spokoju unosiła się i opadała. Nadal nie do
końca przekonana chwyciła jego rękę. Nie czuła się z tym dobrze, ale starała
się usprawiedliwiać, że nie ma innego wyjścia. Prawda była taka, że ciekawość
aż zżerała ją od środka. Bez wahania rozcięła jego bladą skórę na nadgarstku.
Rana szybko wypełniła się krwią. Nieco ją zemdliło, ale zdeterminowana
przyciągnęła jego rękę do ust powoli przełykając krew. Niemal od razu zakręciło
jej się w głowie. Nie spodziewała się tak szybkiej reakcji na krew. Do końca
nie wierzyła, że ona naprawdę zawiera wspomnienia, dopóki w jej umyśle nie
pojawił się obraz. Zaledwie przebłysk twarzy młodego chłopca, który szeroko się
do niej uśmiechał. Wzięła kolejny łyk chcąc przywrócić wspomnienie. Krew
spływała do jej żołądka, a obrazy stawały się coraz bardziej klarowne. Ujrzała
tego samego chłopca, ale teraz jego rysy mimo młodego wieku wydały jej się
znajome. Gdzieś już widziała te bursztynowe oczy i brązowe potargane włosy, nie
potrafiła sobie jednak przypomnieć gdzie i kiedy.
- Jestem gotowy Kyrian. –
powiedział z uporem. Nie mógł mieć więcej niż siedem lat, ale mimo tak młodego
wieku w jego spojrzeniu widziała determinację i odwagę, jakiej pozazdrościłby
nie jeden dorosły mężczyzna – Oddam wszystko byle byś był wolny.
Tak szybko jak wspomnienie się
pojawiło, tak też zniknęło. Obraz chłopca stawał się zamazany, aż w końcu
całkowicie zniknął. Alison mrugnęła kilka razy zdając sobie sprawę, że z
powrotem siedzi w pokoju przed kanapą Raina. Różnica polegała na tym, że tym
razem był już przytomny. Siedział obok i mierzył ją pustym spojrzeniem. Jego
nadgarstek nadal krwawił, ale on wydawał się tego nie zauważać. Nagle zrobiło
jej się głupio. Nie spodziewała się, że nagle oprzytomnieje i zastanie przed
sobą pijąca z niego Alison.
- Tak dla jasności, musiałabyś
wypić z szyi by dokładnie zbadać wspomnienie.
Wyciągnął nóż z jej dłoni i
powoli przeciągnął nim wzdłuż własnego karku, pozostawiając po sobie długą,
krwawą linię, której strumień szybko się powiększał.
- Żartujesz? – uniosła brew.
To co zrobił było ostatnie czego
się spodziewała, ale powinna się już przecież do tego przyzwyczaić. Nie mógł po
prostu odpowiedzieć na jej pytania. Nie, on musiał znaleźć na to jakiś chory
sposób. Coś było nie tak. Na pewno był w tym jakiś haczyk. Nie mogła tak po
prostu ulec własnej ciekawości. Jednak nie potrafiła się oprzeć. Krew, która
spływała po jego skórze obrzydzała ją, a miedziany smak w jej ustach
przyprawiaj o mdłości, ale obrazy które mogłaby ujrzeć przyciągały ją, były
niczym narkotyk. Nie myśląc o tym dłużej pochyliła się do niego i wbiła zęby w
jego szyję, powiększając ranę. Wyciągnął się, jakby jeszcze bardziej ją
zachęcał. Przeszedł go dreszcz, jakby wcale nie sprawiała mu tym bólu. Czuła,
że jego dłonie zmierzają niebezpiecznie nisko po jej plecach, ale nim zdążyła
zareagować zalały ją fale jego wspomnień.
* * *
Przez
chwilę było tak ciemno, że Alison myślała, że zemdlała. Jednak mimo wszystko
była świadoma tego, że nic ją nie otacza. Wkrótce usłyszała stłumione głosy
jakiejś kobiety. Czuła jak jej ręka coś chwyta i lekko ciągnie w dół. Nie miała
kontroli nad własnym ciałem. Jedynie obserwowała co się dzieje. Uchyliła jak
się okazało drzwi wpuszczając smugę żółtego światła. Chowała się w jakimś
pomieszczeniu bacznie obserwując słabo oświetlony korytarz. Głosy dochodzące z
drugiego końca stawały się coraz bardziej wyraźne.
- Nie możemy dalej ryzykować. –
odezwała się jakaś kobieta
Wkrótce była w stanie ich
dostrzec, kobietę i mężczyznę wychodzących zza progu. Pomimo, że obserwowała
ich z kilku metrowej odległości coś było nie tak. Wydawali się strasznie wysocy,
albo to ona była taka niska.
- Kyrian też jest naszym synem,
Amelio. – odezwał się mężczyzna delikatnie chwytając ją za dłoń
Oboje wyglądali młodo, ale ich
zmęczone twarze i lekko przygarbione postury świadczyły, że pomimo wieku wiele
razem przeszli. Alison domyślała się, że nie często były to dobre chwile.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda.
– odpowiedziała mu cicho – Możemy go tak traktować, ale nigdy nie będzie naszym
dzieckiem.
W chwili kiedy poczuła skurcz
bólu w żołądku domyśliła się co jest grane. Alison nie była sobą. Znajdowała
się w ciele Raina, obserwując wszystko z jego perspektywy, czując to samo co
on.
- Jak możesz tak mówić?
- Nie bądź głupi Robercie.
Przygarnęliśmy go bo nie mieliśmy wyboru, a teraz płacimy za to cenę. Nasz syn
umiera, a ty przekładasz życie Kyriana ponad jego. Musimy się go pozbyć. Nawet
nie wiemy czym on jest. To potwór.
Twarz mężczyzny posmutniała. Nie
miał żadnych argumentów, które mogłyby stawić czoła słowom Amelii. Wiedział, że
miała rację, a jednak miłość jaką czuł do chłopca nie pozwalała mu go tak po
prostu wyrzucić. On nie był niczemu winny, potrzebował pomocy by móc zrozumieć
co się z nim dzieje. W dziwny sposób Alison potrafiła to wszystko wyczytać z
twarzy Roberta, jakby miał to wypisane gdzieś przed sobą.
- Daj mi jeszcze jeden dzień.
Skontaktuje się z czarownikiem, który mógłby się nim zaopiekować. – powiedział
tonem, który nie znosił sprzeciwu
Amelia była w stanie mu to dać.
Jeden dzień nie robił jej różnicy. Nie była zadowolona, że Robert poświęci go
dla Kyriana, mimo że ich syn może nawet nie doczekać świtu, ale rozumiała
uczucie jakim darzył dziecko, które przygarnęli. Sama czuła do niego
przywiązanie i mimo wszystko nie miałaby serca by go tak po prostu wygnać.
Rain szybko, ale po cichu zamknął
drzwi i oparł się plecami o chłodną ścianę. Oddech mu się rwał, a czoło
zalewało potem. Alison wyczuwała jak jego serce bije w przyśpieszonym tempie.
Panika i zdenerwowanie przepełniało każdą komórkę w jego ciele. Starał się
opanować, ale przychodziło mu to z trudem. Przystawił głowę do drzwi starając
się wsłuchać w odgłosy na korytarzu. Amelia z Robertem już poszli, droga była
wolna. Wymknął się z pokoju i najciszej jak potrafił podkradł się do pokoju na
końcu holu. Pomieszczenie słabo oświetlała nocna lampka stojąca przy niedużym
łóżku. Rain z lekkim wahaniem podszedł bliżej. Ktoś skulony i zwinięty w grubą
kołdrę leżał na materacu lekko drżąc. Słysząc, że ktoś wszedł do pokoju
wychylił głowę spod przykrycia. Widziała go już we wcześniejszym wspomnieniu,
ale tym razem jego twarz była bledsza i zapadnięta, a oczy przepełnione
wyczerpaniem.
- Kyrian. – słabo szepnął wymuszając
uśmiech – Czy… - nie dokończył napadnięty przez atak kaszlu.
Rain usiadł obok niego delikatnie
kładąc dłoń na plecach chłopaka. Alison czuła jak bardzo mu jest przykro z
powodu losu przyjaciela. Poczucie winy zżerało go od środka.
- Nie powinieneś płacić takiej
ceny. – powiedział chowając twarz w ramionach. Nie płakał chociaż bardzo tego
chciał. – Jak mogłem się na to zgodzić? Twoi rodzice mają rację, że mnie
odsyłają. Jestem niebezpieczny.
Oczy chłopaka nagle się
rozszerzyły.
- Jak to cię odsyłają? – zapytał
charcząc
Rain nie odpowiedział. Położył
się obok chłopca twarzą do niego. Mimo grubej kołdry, która go zakrywała czuł
jak wyziębione jest jego ciało, jakby uciekało z niego życie.
- Przepraszam cię Azaziz. –
powiedział cicho
Alison przez chwilę miała
wrażenie, że z powrotem jest sobą wracając do własnych wspomnień. Skąd ona
znała tego chłopca? Azaziz. Wiedziała, że nie jest jej obcy, a może to tylko
złudzenie spowodowane faktem, że znajduje się w ciele Raina?
- Czy ja umrę? – zapytał. Mimo
choroby ton z jakim to powiedział był twardy i pewny jakby nagle przybyło mu
zdrowia. – Mama płacze jakbym już nie żył, a tata… Tata w ogóle się nie odzywa.
Oni muszą wiedzieć, że to nie twoja wina.
- Ale to jest moja wina. Gdyby
nie ja to byś nie zachorował.
Azaziz przecząco pokiwał głową.
Mokre włosy opadły mu na spocone czoło.
- Chciałem ci pomóc Kyrianie.
Pomogłem, prawda?
Rain przez chwilę milczał wahając
się, czy powinien powiedzieć prawdę. Azaziz umierał, nie powinien odchodzić
wiedząc, że jego ofiara poszła na marne. Rain nie mógł mu tego zrobić. Musiał
skłamać.
- Pomogłeś bracie, jestem wolny.
Chłopak szczerze się uśmiechnął,
a jego powieki się zamknęły. Głowa opadła mu na poduszkę, a oddech nieco się
uspokoił.
- To dobrze. - wyszeptał - To dobrze.
Nic nie rozumiem z tego rozdziału, skomplikowany ale bardzo ciekawy. Czekam na więcej :].
OdpowiedzUsuń