Gdyby
tylko znała słowa jakimi powinna z nim rozmawiać byłoby o wiele łatwiej. W jaki
sposób miała cokolwiek wyjaśniać, skoro sama żyła pośród niepewności. Nawet nie
wiedziała czego chce dla siebie. Jej serce zrobiło sobie wakacje zostawiając ją
samotną i bezradną. Umysł podpowiadał, że powinna zmierzyć się z problemem
Łowcy, a następnie uciekać gdzie pieprz rośnie. Tak byłoby najprościej.
Zostawić wszystkich w tyle i zacząć od nowa. Wiedziała jednak, że łatwiej
powiedzieć niż zrobić. Nie zdołałaby tak po prostu o nich zapomnieć. Byli dla
niej jak rodzina, a rodziny się nie zostawia, nawet jeśli jest się bezduszną
istotą. Mogła wypierać się ile chciała, ale nadal zależało jej na każdym z
nich. Może jeszcze w pełni nie stała się tym, kim powinna. Może wszystkie
emocje i przywiązane wygaśnie z czasem. Teraz jednak byli dla niej wszystkim i
mimo, że ich raniła, to wcale nie chciała by cierpieli. To było tak trudne by
postąpić właściwie jeśli wewnątrz nie czuło się już empatii, ani miłości w
stosunku do nikogo. Była tak pewna pustki w miejscu, gdzie powinno być jej
serce, jak tego, że stoi tu teraz przed Drake’iem.
- Nie sądzę byśmy mieli, o czym…
- zaczęła cicho
- Kochasz go? – zapytał wprost
- Co?
Pytanie tak zbiło ją z tropu, że
potrzebowała chwili by dokładnie je przeanalizować. Drake wydawał się
zmotywowany by uzyskać odpowiedź. Nie spuszczał z niej wzroku, jakby nie chciał
przeoczyć żadnej oznaki kłamstwa. Wyglądał neutralnie, ale dostrzegała ledwie
widoczne napięcie w jego postawie. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, a klatka
piersiowa nierównomiernie unosiła się i opadała.
- Słyszałaś. Zasługuję na szczerą
odpowiedź.
- Nie. – odparła twardo
Nie kochała Raina, ale nie mogła
zaprzeczyć tego, że coś ich łączyło, niezależnie od tego, czy on tego chciał,
czy nie. Może dla niego było to bez znaczenia, ale Alison czuła w stosunku do
niego coś dziwnego. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale w pewien dziwny sposób ją
fascynował. Jego wygląd, postawa, a nawet dźwięk jego głosu. Każda jego cząstka
sprawiała, że rwał jej się oddech. Kiedy znikał wydawała się bardziej samotna
niż zwykle. Owszem irytował ją w każdy możliwy sposób, ale mimo to pragnęła go.
Nie wiedziała, czy jedynie w czysto fizyczny sposób.
Drake wyglądał jakby ktoś
ściągnął ciężar z jego pleców. Nie do końca się rozluźnił, ale z pewnością
uszło z niego nieco powietrza.
- W takim razie, co czujesz do
mnie? – odparł już mniej pewnym głosem, jakby samo wypowiedzenie tych słów
sprawiało mu ból
Tutaj miała większy problem. Tak,
była zdruzgotana, kiedy myślała, że nie żyje, a jednak jego powrót nie sprawił,
że skakała z radości. Wiedziała, że zanim tutaj przyjechała kochała go całym
sercem, teraz miała wrażenie, że ktoś pozbawił jej tej miłości. Nie
nienawidziła go, nie był też jej obojętny, ale nie potrafiła odnaleźć ciepła,
które odczuwała w jego obecności. To było tak jakby znajdował się za szkłem.
Widziała go wyraźnie, ale nie potrafiła wyczuć jego obecności.
Zdezorientowana oparła się o
ścianę i bezradnie spojrzała na sufit. Tak bardzo chciała by jego biała
powierzchnia w jakikolwiek sposób podpowiedziała jej, co powinna powiedzieć.
Drake wyczuł, że Alison nie
potrafi mu odpowiedzieć na to pytanie. W jakiś sposób było to lepsze niż
przyznanie do tego, że już go nie kocha. Zbliżył się o kilka kroków, jakby sama
jego obecność miała jej pomóc. Nie pomogła.
Spuściła wzrok mierząc go smutnym
wzrokiem. Sytuacja była beznadziejna. Może powinna skłamać i pozwolić mu zapomnieć
o niej. Nie mogła trzymać go w niepewności. Nie zasługiwał na takie cierpienie.
Dla niej również nie byłoby to łatwe, ale z czasem wyszłoby to im obojgu na
dobre. Nie mógł przecież czekać na nią w nieskończoność, której w
przeciwieństwie do niej nie posiadał. Nawet jeśli potrafiłaby mu powiedzieć, co
czuje, a czego nie, czas nadal był dla nich przeszkodą. Ona już zawsze
pozostanie taka. Była zamrożona nie reagując na upływający czas. Ich przyszłość
nie istniała, im szybciej pozbawi go złudzeń tym lepiej.
- Miałeś rację, że daleko mi do
Alison, którą kochałeś, a która kochała ciebie. – powiedziała starając się by
zabrzmiało to przekonująco – Ona już nigdy nie wróci, tak samo jak moja miłość
do ciebie.
Cofnął się do tyłu zszokowany.
Jeśli istniała w nim choćby iskra nadziei, teraz została brutalnie zgaszona.
Szeroko otworzył oczy nabierając powietrza. Szybko jednak wyraz jego twarzy się
zmienił zastąpiony lodowatym obliczem. Zupełnie jakby wszystko co czuł
wyparowało w przeciągu sekundy.
- Dobrze, że sobie to
wyjaśniliśmy. – odparł twardo
Odwrócił się na pięcie i wyszedł
z zaplecza pozostawiając jej przed oczami własne, chłodne spojrzenie. Ciężko
odetchnęła i przełknęła gulę w gardle. To było trudniejsze niż się spodziewała.
Wydawało się, że nie potrafi być empatyczna, że nic nie czuje, jednak w
momencie, w którym ją zostawił żołądek ścisnął jej się z żalu. Dlaczego to
wszystko było tak męczące? Dlaczego nie potrafiła się określić? Nie kochała go,
ale nie potrafiła też pogodzić się z jego stratą. Pozostało jej się z tym
zmierzyć i jak najszybciej pozwolić mu na szczęście, nawet jeśli sama nie
będzie mogła z tym żyć. Drake zasługiwał na wszystko co najlepsze, a ona już
dłużej nie należała do tej grupy.
Wyprostowała się próbując nabrać
pewności siebie, po czym dołączyła do wszystkich w barze. Jak tylko
przekroczyła prób sali zszokowana natychmiast się zatrzymała. Napięcie niczym
fala prądu przebrnęło przez jej ciało pozbawiając tchu.
Cały bar wypełniony był wampirami
i tym razem nie tylko tymi, którzy jak to określił Rain „nie mogą już dłużej
chodzić”. Alison nie potrafiła ich zliczyć, ale było ich równie wielu, jak
wtedy kiedy wdarli się do ich gniazda, a po środku nich stała Hulietta w
bufiastej, gotyckiej sukni ze swoim oziębłym obliczem.
Alison pośpiesznie rozejrzała się
po pubie. Rusty oraz Drake zostali pojmani przez dwójkę wampirów, stojąc z
przyłożonymi do gardła sztyletami. Nie wyglądali na przerażonych, ale
zdecydowanie przepełniała ich złość. Nie mieli szans przeciwko tylu wampirom.
Cokolwiek planowały cała czwórka była zdana na ich łaskę.
- Proszę, proszę. Na ciebie
również czekaliśmy. – odpowiedziała z uśmiechem Hulietta – Dołącz proszę do
swojego przyjaciela. – wyciągnęła dłoń wskazując sam środek sali, w którym stał
niepojmany Rain.
Alison nie widziała wyrazu jego
twarzy. Plecy miał wyprostowane, a głowę skierowaną wprost na przywódczynię
wampirów.
- Nie każ siłą się zaciągać. –
ponagliła ją wampirzyca
Alison spełniła jej prośbę przez
moment zastanawiając się jaką była dziewczynką kiedy jeszcze jej organizm nie
został skażony wampiryzmem. Czy była równie podła i oziębła, czy może taka
wykształtowała się na przestrzeni lat. Stanowisko jakie obejmowała wymagało
twardej ręki i bezwzględności. Jak inaczej mogłaby uzyskać posłuszeństwo tylu
wampirów, skoro wyglądała jak dziecko.
- Czego od nas chcesz? – spytała
Alison obserwując wygłodniałe spojrzenia
Nie wątpiła, że każda z pijawek
chciała ich śmierci, zwłaszcza, że w całym pomieszczeniu walały się ciała ich
pobratymców. Sytuacja wyglądała na przegraną, mimo wszystko byli zmuszeni
czekać na rozwój wydarzeń.
- Ostatni raz jak sprawdzałam
oboje byliście uwięzieni w celi. To nie powinno ulec zmianie. Jesteście nam
bardzo potrzebni.
- Chciałaś chyba powiedzieć Łowcy,
a nie wam. – warknęła Alison
Wampirzyca wygięła usta w podłym,
pełnym satysfakcji uśmiechu.
- Nie jestem zdziwiona, że o nim
wiecie.
- Ostatni raz jak sprawdzałem
wampiry nie biegały jak wytresowane psy dla jakiegoś nawiedzonego łajdaka. –
powiedział jakby do siebie Rain
No tak, nie było mowy by w
jakikolwiek sposób udobruchać ich oprawców skoro mieli po swojej stronie kogoś
kto całkiem niedawno powybijał ich dziesiątki w akcie czystego szaleństwa i
zemsty.
- Dosyć słów demonie. – warknął,
któryś z wampirów. - Zasłużyłeś na wszystko, co cię spotka.
- Wystarczy Alexandrze. –
upomniała go królowa. Następnie skierowała się do Alison – Współpracujemy z
Łowcą czerpiąc z tego nie lada korzyści. Muszę przyznać, że nieźle go
rozjuszyliście. Przez waszą ucieczkę sporo straciliśmy, ale tym razem nie
zlekceważymy waszych zdolności. Natomiast jeśli chodzi o was… - spojrzała w
stronę Drake’a i Rusty’iego
- Pójdę z wami po dobroci, tylko
zostawcie ich w spokoju. Nie mają z tym nic wspólnego. – uprzedziła ją Alison
Usłyszała jak jedno z nich
szarpnęło się w uścisku wampira. Nie mieli jednak żadnych szans w walce. Alison
nie mogła ryzykować ich życia, wiedząc jakie byłoby zakończenie.
- I tak pójdziesz z nami.
Nieważne, czy po dobroci, czy też nie.
Oczy Hulietty w dziwny sposób się
zaiskrzyły. Ten widok całkowicie sparaliżował Alison. Za późno usłyszała cichy
szelest za swoimi plecami. Nim zdążyła się choćby odwrócić, któryś z wampirów
wymierzył jej silny cios w głowę, po którym natychmiast straciła przytomność.
halo halo ? nwm czy jeszcze mnie pamiętasz, ale chciałam ci powiedzieć, że nadal czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuń