piątek, 15 maja 2015

Rozdział 12



               Piękny sen skończył się w momencie, w którym otworzyła oczy. Błogość, radość i euforia, wszystko to przeminęło na rzecz bólu i strachu. Gwałtownie nabrała powietrza unosząc się do pozycji siedzącej. Zamazane wspomnienia zeszłej nocy powracały w małych kawałkach. Ścisnęło ją w żołądku jakby miała zaraz zwymiotować. Nie jadła już od kilku dni, a w jej żyłach płynął alkohol. Głowa niemiłosiernie jej pulsowała jakby ktoś od środka walił młotem o ściany jej czaszki. Złapała się za skronie i przetarła twarz. Znajdowała się w jakimś małym, ciemnym pokoiku. Po podłodze walały się nieokreślonego kształtu graty i ubrania. Ona natomiast spoczywała na grubym, obszarpanym materacu, przykryta cienkim kocem. Jako, że nie znała tego miejsca w normalnych okolicznościach zaczęłaby panikować, ale strach wdarł się do jej serca z innego powodu. To co wczoraj się wydarzyło… To co ona zrobiła…
- O Boże. – szepnęła nabierając powietrza
Zdecydowanie nie była sobą. Stawała się jakąś inną, nieprzewidywalną istotą. Nie panowała już nad sobą. Była pewna, że jej czyny i myśli nie wypływały jedynie z odurzenia, nie całkowicie. Mroczna część jej jestestwa przejęła inicjatywę, sprawiając, że obojętność stawała się dla niej zabawna. Jak mogła normalnie funkcjonować skoro nie miała nad sobą kontroli?
Miała wrażenie, jakby obudziła się ze snu. Spoglądała wstecz na samą siebie z odrazą i przerażeniem. Zupełnie jakby oglądała film, w którym musiała odgrywać jakieś chore role. Problemem nie było jedynie szaleństwo w klubie, ale ogół.
Tym co przerażało ją najbardziej były jej własne odczucia. Miłość, współczucie, czy choćby czułość zdawały się odległe niczym gwiazdy na nocnym niebie. Zupełnie jakby znajdowały się poza jej zasięgiem. Myślała o Kevinie, Chrisie lub Drake’u i nie czuła nic. Jakby w ogóle nie była z nimi związana. Nic pozytywnego nie pojawiało się w jej sercu, ani umyśle oprócz smutku i złości na samą siebie. Jak ona mogła tak ich traktować? Dlaczego już dłużej jej na nich nie zależało? Chciałaby wraz z widokiem przyjaciela na jej twarzy pojawiał się uśmiech, tak jak dawniej. To było niewykonalne i za to zaczynała się nienawidzić. Nie zasługiwali na taką obojętność z jej strony.
Nagle drzwi się otworzyły. Alison odskoczyła w kąt, nie wiedząc kogo właściwie powinna się spodziewać. Do środka wkroczył Jake i niepewnie na nią spojrzał.
- Alison? – zaczął
Ręce jej się trzęsły, a oczy piekły od nieprzelanych łez. Nawet tego nie potrafiła. Demoniczny jad niszczył ją całkowicie, pozbawiając wszystkiego co czyniło ją człowiekiem. Objęła się ramionami i osunęła na podłogę, chowając twarz.
Była niezdolnym do uczuć potworem. Tak desperacko pragnęła jakoś temu zapobiec, ale nie wiedziała jak. Bała się, że ta część, która teraz jakby dała jej odpocząć i pozwoliła wpuścić odrobinę światła do jej wnętrza, niedługo znowu się wybudzi, sprawiając, że stanie się okrutną, nieokiełznaną bestią.
Pamiętała radość jaką sprawiało jej manipulowanie wampira, niepowstrzymywaną euforię i poczucie siły jakie napędzało ją do ataku na tamtego mężczyznę. Płomienie. Ogień, który spowił jej ciało.
- Dobra… Widzę, że jesteś rozdarta. Co takiego się stało?
Nagle na niego spojrzała. Zacisnęła dłonie w pięści, starając się zapanować nad ich drżeniem. Ponownie głęboko nabrała powietrza, które nieco oczyściło jej umysł. Zdawała sobie sprawę z powoli przesiąkającej się do jej wnętrza złości. Wbrew rozsądkowi pozwalała jej działać.
- Gdzie jest Rain? – spytała twardo, powoli wstając.
- Yyy… Jest w piwnicy… Trochę zajęty. – dokończył kiedy minęła go w  wejściu.
Nie miała pojęcia, w którym kierunku powinna była zmierzać. Metaliczny zapach wdarł się do jej nozdrzy. Krew. Postanowiła zaufać zmysłom i wkrótce po kilku skrętach, odnalazła drzwi, za którymi znajdowały się schody prowadzące w dół. Usłyszała brzęk metalu. Zbiegła po stopniach i z impetem rzuciła się na kolejne drzwi. Ustąpiły od razu, a ona wparowała do zaciemnionego pomieszczenia. Jasne światło nagiej żarówki oświetlało przeciwległą ścianę, przy której z rękami wysoko w górze zwisał znajomy wampir. Był nagi od pasa w górę, a z środka jego klatki piersiowej wystała zardzewiała i pokrzywiona, metalowa rura. W środku nie było nic więcej poza bujanym krzesłem, na którym siedział Rain, Alison jednak nie zwróciła na niego uwagi. Zszokowana wpatrywała się w krew spływającą po bladej skórze mężczyzny, którego tak umiejętnie wczoraj zwiodła. Jego głowa była spuszczona, a włosy ubrudzone i wilgotne. Alison nie była pewna czy jeszcze żył.
- Co…? Co tutaj się dzieje? – odparła na bezdechu
Rain spojrzał na nią przelotnie, po czym z powrotem powrócił do spokojnego bujania się na krześle.
- Jesteście nienormalni. – pokręciła głową
Cokolwiek planowali, jakichkolwiek informacji potrzebowali, miała to gdzieś. To ona wpakowała w to tego wampira i nie zamierzała stać bezczynnie kiedy go torturowano. Zacisnęła zęby i podbiegła do jak się okazało ledwo przytomnego więźnia. Sięgnęła do jego kajdan i już miała je zerwać, kiedy Rain gwałtownie ją odciągnął.
- Co ty robisz? – warknął
- A na co to wygląda. – syknęła
Chciała go wyminąć, ale ponownie jej przeszkodził.
- Nie zrobisz tego.
- Chcesz się przekonać?
Nie odpowiedział. Jego kryształowe oczy z uporem się w nią wpatrywały. Tym razem i ona nie miała zamiaru ustąpić. Niezbyt delikatnie odepchnęła go na bok, pozostawiając sobie wolną drogę do więźnia. Nim zdążyła choćby dotknąć łańcuchów, mocne szarpniecie powaliło ją na podłogę po drugiej stronie pomieszczenia.
- Wracaj na górę! – rozkazał
Odgarnęła włosy i jednym skokiem uniosła się na nogi. Złość zamieniała się w gniew dodając jej siły i pewności siebie.
- Zejdź mi z drogi!
Napiął mięśnie tym samym dając znak, że nigdzie się nie wybiera. Ruszyła w jego stronę i z impetem uderzyła w niego całym ciałem. Oboje upadli na ziemię, ale to Rain pierwszy się pozbierał. Skoczył na nią unieruchamiając jej ręce i nogi.
- Radzę się uspokoić. – odparł
- Chrzań się. – splunęła mu w twarz
Wytarł policzek o ramię zupełnie nieprzejęty jej wybuchem. Zaczęła się wyrywać, ale okazał się dla niej za silny. Mimo jego poleceń nie zamierzała się uspokajać. Jego blokujący uchwyt jeszcze bardziej ją denerwował. Niedługo musiała czekać kiedy jej skóra stanęła w ogniu. Z początku się przestraszyła, ale i tym razem płomienie nie robiły jej krzywdy. Rain lekko się odsunął chcąc ich uniknąć, ale jego uścisk, ani na chwilę się nie rozluźnił.
- Widzę, że spodobała ci się nowa umiejętność. Mnie też spalisz żywcem? – warknął
Nagle do niej dotarło, co w ogóle robi. Szeroko otworzyła oczy ze strachu, starając się jakoś zapanować nad ogniem, który spowił jej ciało. Rain zauważył w niej zmianę i niemal od razu ją puścił. Skoczyła na równe nogi z przerażeniem patrząc na własne ręce. Ogień powoli wygasał.
Atak drgawek ponownie ogarnął jej ciało. Trzęsła się jak galareta, zżerana przez poczucie winy. Spojrzała na stojącego naprzeciwko Raina. Jego skóra była zaczerwieniona i pokryta pęcherzami.
- Ja… - brakowało jej powietrza, a serce ponownie przyspieszyło
- Posłuchaj… - zaczął spokojnym głosem, powolnym krokiem zmierzając w jej stronę
- Nie zbliżaj się. – odskoczyła pod ścianę – Ja … Nie…
Oddech jej się rwał. Kręciła głową spanikowana. Spojrzała na własne dłonie. Wyglądały tak zwyczajnie i niegroźnie, podczas gdy potrafiły stanąć w ogniu, raniąc bliskie jej osoby. Wiedziała, że jest obserwowana i to nie tylko przez Raina. Przypięty łańcuchami wampir również patrzył na nią lekko zszokowany.
Nie wytrzymała presji. Rzuciła się biegiem z powrotem na górę. Otworzyła pierwsze drzwi jakie napotkała i wbiegając do środka natychmiast je za sobą zamknęła. Słysząc za sobą przyspieszone kroki przekręciła zamek, wiedząc że zapewne i tak by ich nie powstrzymał. Zarówno Rain jak i Jake byli obdarowani nadnaturalną siłą. Drewniane wrota długo nie stawiałyby oporu.
Małe pomieszczenie okazało się łazienką, w nie lepszym stanie niż reszta domu. Zagracona i brudna. Alison bez wahania weszła do wąskiej wanny i odkręciła zimną wodę. Lekki strumień kropli spływał na nią z góry z słuchawki prysznica. Poczuła przyjemny chłód, który studził jej rozpaloną skórę.  Nikogo nie spali jeśli będzie siedzieć w wodzie. Już nikogo nie zrani.
- Alison otwórz drzwi. – usłyszała stanowczy głos Raina – Nie ma co panikować.
Histerycznie się zaśmiała. To jego skóra była poparzona, a to ją próbował uspokoić. Nie zamierzała wychodzić. Zakryła twarz dłońmi, załamana. Dlaczego to było takie trudne? Nie radziła sobie pod żadnym względem. Ani fizycznie, ani psychicznie. Była do niczego. Nie mogła ryzykować, na siłę starając się coś zmienić. To i tak nie miało sensu, bo na końcu i tak ktoś cierpiał. Chociaż ona nie czuła miłości, ani współczucia, to jednak fakt, że kogoś skrzywdziła wypalał dziurę w jej sercu. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyła, nawet w najgorszych momentach swojego życia, nigdy nie czuła tak fizycznego bólu, spowodowanego przez żal i złość na samą siebie.
Wanna powoli napełniała się zimna wodą. Zakręciła kran i zanurzyła się pod jej taflę. Przyjemny chłód rozchodził się po jej ciele docierając do każdego miejsca. Kontury łazienki były zamazane i zniekształcone przez wciąż poruszającą się wodę.
Piekący ból w jej wnętrzu nie złagodniał, a wręcz przeciwnie nasilił się, z czasem jednak zaczęła go ignorować. Nie wiedziała jak i kiedy, ale nagle wszystko zanurzyło się w ciemności.

*  * *

               Gwałtownie nabrała powietrza wynurzając się z lodowatej wody. Oddech miała przyspieszony, a serce niemiłosiernie tłukło się o jej żebra. Wyskoczyła z wanny jak oparzona i drżąc z zimna oparła się o umywalkę. Coś ciemnego mignęło jej w lusterku. Spojrzała na własne odbicie. Oczy i kark miała pokryte w czarnych liniach i plamach, jakby ktoś pomalował ją farbą. Zaczęła żywiołowo przemywać twarz, ale dziwne malowidła nie schodziły. Były niczym tatuaże, niemożliwe do starcia. Po kilku bezowocnych minutach zwyczajnie się poddała.
               Odczekała trochę nasłuchując odgłosów z domu i jednocześnie wyrównując oddech. Dookoła panowała podejrzana cisza. Mimo obaw, odważyła się nacisnąć na klamkę i wyjść z łazienki. Korytarz pozostał ciemny i pusty. Nie tracąc czasu na niepożądane obawy i zwariowane myśli ruszyła ponownie do piwnicy. W drodze na dół postanowiła jedno, nie będzie tracić czasu na przemyślenia, które tylko rujnują jej psychikę. Będzie działać i żyć, skoro i tak nic innego jej nie pozostało.
               Tym razem pomieszczenie na dole było niestrzeżone. Rain gdzieś zniknął zostawiając przypiętego więźnia samego. Wampir wyglądał jeszcze gorzej niż ostatnio. Bardziej blady i zmizerniały. Do nastroju dokładał się również sterczący z jego piersi krzywy, zardzewiały pręt. Podeszła bliżej i uniosła jego głowę. Oczy miał przymknięte ze zmęczenia, ale był świadomy.
- Trzymaj się. – szepnęła – Wyciągnę cię stąd.
Sięgnęła wyżej do jego kajdan i zaczęła się z nimi mocować. Z jego gardła wydobył się słaby pomruk.
- Co mówiłeś?
- Wyjmij to. – nakazał słabo. Niepewnie spojrzała na groźnie wyglądający pręt. – Musisz… mocno… pociągnąć.
Rana dookoła stalowej nawierzchni powoli zaczynała się goić przez co wszystko wyglądało jeszcze paskudniej. Zupełnie jakby metal wrósł się w jego ciało. Wyciągnięcie tego nie mogło być łatwe, a tym bardziej przyjemne. Alison nie myśląc dłużej oderwała kawałek własnej koszulki i włożyła mu do ust.
- Staraj się nie krzyczeć. – poleciła tak cicho jak tylko potrafiła
Lekko kiwnął głową i zacisnął powieki przygotowując się na ból. Zacisnęła dłonie wokół pręta i głęboko odetchnęła. Musiała go wyciągnąć za pierwszym razem. Szybko i gwałtownie. Zaparła się stopami i napięła mięśnie, ciągnąć z całej siły. Wampir gwałtownie odchylił głowę do tyłu, ale nie wydał żadnego dźwięku. Alison niemal nie upadła na ziemię, kiedy zobaczyła co trzyma w dłoniach. Brudny pręt nie tyle był powykręcany, co rozchodził się na trzy części, niemal zakleszczając w ciele więźnia. Nie musiała patrzeć na jego klatkę piersiową by wiedzieć jak jest źle. Nie czekając dłużej zerwała kajdany. Wampir bezwładnie upadł w jej ramiona.
- Niestety, ale nie mam krwi. Będziesz musiał jakoś to przetrwać. Tylko nie trać przytomności, proszę.
Zarzuciła sobie jego rękę przez ramie i na wpół pociągnęła go w stronę schodów.
- Co ty robisz? – spytał zachrypniętym głosem
- Ratuję cię. Zamilcz i ładuj się po schodach na górę.
Gramolenie się po stopniach było tak trudne jak przewidziała. Wampir niemal w ogóle nie trzymał się na nogach. Alison prawie musiała go wnosić. Kiedy udało im się dotrzeć do drzwi, Alison była zlana potem. Czuła się coraz słabiej, nawet nie pytała jak było z jej towarzyszem. Wzrok mu się rozjeżdżał mimo, że na siłę próbował zachować przytomność.
Zatrzymała się w korytarzu by złapać oddech. Kiedy była w stanie znowu normalnie oddychać, z zarzuconym na ramię wampirem skierowała się do drzwi. Znalezienie wyjścia nie trwało długo, bo rozkład mieszkania był w miarę prosty, chociaż przedzieranie się przez porozrzucane wszędzie graty było trudniejsze i nie tak dyskretne jakby chciała. Nie zdążyła dotrzeć do wyjścia kiedy rozległ się głos Raina.
- Zdaje mi się, że nasz więzień nie potrzebuje dodatkowych spacerów.
Gwałtownie się odwróciła, napinając wszystkie mięśnie. Była gotowa ponownie go zaatakować, ale wolałaby tego nie robić. Rain stał po drugiej stronie ciemnego pomieszczenia i bacznie ich obserwował.
- Odpuść. – poprosiła – Nie mogę go tutaj zostawić. Nie kiedy widzę jak go traktujecie.
- Nie chcę ci przypominać, ale to ty go zwabiłaś w pułapkę. Jesteś współwinna.
- Wiem. – odparła twardo – I teraz to naprawiam.
- Chyba nie sądziłaś, że będziemy mu usługiwać i wtedy szlachetnie powie nam wszystko co wie. To oczywiste, że musieliśmy go przetrzymać. Gdyby oczywiście zdradził nam to co chcemy wiedzieć, obyło by się bez tych cierpień.
- Jasne. – splunął wampir – Zabilibyście mnie od razu jak tylko bym wam powiedział. Znam was bezduszne potwory. Może i moje serce już dłużej nie bije, ale ja przynajmniej nadal je mam.
Mimo, że jego słowa były skierowane do Raina, to Alison zabolały bardziej. Zdawała sobie sprawę, że są całkowicie prawdziwe.
- Nie obchodzisz mnie mały krwiopijco. Mam gdzieś, czy umrzesz z mojej ręki, czy jakiegoś innego stwora. Nie musisz mi wierzyć, ale zamierzaliśmy cię wypuścić i w sumie to nadal zamierzamy, o ile twoja pseudo wybawicielka nie zabije cię wcześniej.
- Co ty pleciesz? – zdenerwowała się
- Jest środek dnia, geniuszu. Jak tylko przekroczysz próg tego domu, twój pupilek usmaży się na dużym ogniu.
Alison odruchowo zaczęła się rozglądać. W środku nie było żadnych okien. Było tak ciemno, że z góry założyła, że jest noc. Jak zwykle niczego nie przemyślała.
Ramiona powoli zaczynały jej już sztywnieć. Ostrożnie usadowiła wampira na zaśmieconym fotelu i odwróciła się z powrotem do Raina.
- Nie pozwolę mu tutaj zostać. Jak tylko się ściemni, wychodzę czy ci się to podoba, czy nie.
Zaczął powoli iść w jej stronę.
- Rób sobie z nim co chcesz, ale po tym jak powie nam gdzie miała miejsce pierwsza masakra.
Nachylił się do wampira, który patrzył na niego spod podpuchniętych powiek.
Alison na chwilę zapomniała o wampirze i skupiła się na tym, dlaczego był im potrzebny. Nawet przez moment się nad tym nie zastanawiała, a chyba powinna.
- O jakiej masakrze mówisz?
- To nieistotne.
- Istotne. – uparła się, wchodząc między niego a wampira.
- Wyjaśnię wszystko jak już otrzymam to czego chcę.
Bezprecedensowo odepchnął ją na bok i skierował wzrok na rannego.
- To jak? Zmądrzałeś na tyle, by otworzyć usta?
- Nic nie wiem. Już ci mówiłem. – wychrypiał
- Ale? – nie ustępował Rain
Wampir wyglądał na zmęczonego i było oczywiste, że miał już dosyć tych gierek. Przez kilka minut patrzył bezczynnie na Raina, jakby rozważał, czy powinien cokolwiek mówić. W końcu jednak ustąpił.
- Znam kogoś, kto może ci pomóc.