sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 17



               Nie śpiesząc się zeszła po schodach na dół. Już na holu słyszała jak wykłócał się o coś z recepcjonistką. Wkroczyła do korytarza przyglądając się rozgrywanej przed jej oczami dyskusji.
- Proszę sprawdzić jeszcze raz.
- Powtarzam panu, że żadna z tych kart nie jest w stanie pokryć kosztów jednej doby.
Tym razem starsza kobieta nie miała na sobie przykuwającego uwagę szlafroku, ale to nie zmieniało faktu, że nadal wyglądała beznadziejnie. Ubrania miała jakby wyciągnięte z zeszłego stulecia, co dodawało jej wieku. Sądząc po powoli pojawiających się na jej skórze zmarszczkach nie było takiej potrzeby. Gościnny wyraz zniknął z jej twarzy, powoli zastąpiony irytacją.
- O co chodzi? – spytała Alison.
- Skończyły się państwu środki. Nie mogę was wypuścić, jeśli nie zapłacicie. – podparła się pod boki, co miało nieco wywyższyć jej pozycję i dodać konsekwentności do jej słów.
- Jestem pewna, że jakoś się dogadamy. – zapewniła Alison zerkając pytająco na rozdrażnionego Raina.
- Nie mam wątpliwości. – potwierdził sięgając po coś do kieszeni. Nim się spostrzegła trzymał w ręce połyskujący pistolet wycelowany prosto w panią domu. – Sądzę, że mam dobre argumenty.
Alison tak zamurowało, że nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Przestraszona właścicielka cofnęła się natychmiast z rękoma uniesionymi ku górze.
- Nasza taksówka już czeka. – burknął wychodząc domu.
Nie chcąc nawet patrzeć na przerażoną gospodynie, Alison pośpiesznie wyszła za nim. Przed budynkiem stał oparty o samochód kierowca, cierpliwe czekając. Był nieco elegantszy niż można było się spodziewać po miastowym taksówkarzu. Wyglądał bardziej jak szofer, ale stojący za nim ledwo trzymający się kupy rzęch świadczył inaczej.
- Nasze bagaże zostały w środku. – stwierdził Rain, jednocześnie wyrzucając pistolet w pobliskie krzaki.
Kierowca grzecznie skinął głową i ruszył w stronę willi, by odebrać nieistniejące walizki.
- Wsiadaj. – polecił krótko jednocześnie zajmując miejsce za kółkiem.
Jak tylko Alison zajęła miejsce pasażera z piskiem wyrwał do przodu znikając z dzielnicy. Potrzebowała kilku minut by przeanalizować co właściwie się stało. To wyglądało jak zorganizowana i dobrze przemyślana akcja, chociaż same jej wykonanie wydawało się dla niego błahe jakby robił to codziennie. Kto wie? Może to była prawda. Zszokowana długo wpatrywała się w drogę zanim postanowiła się odezwać.
- Dobra, co to właściwie było?
- Co? – spytał z automatu, skoncentrowany na kierowaniu ukradzionym autem.
- To wszystko. Broń, groźby, kradzież. To nie było konieczne.
- Dzięki temu szybciej dotrzemy na miejsce.
- Widziałeś jej przerażenie? Omal nie wyskoczyła ze skóry. Mogłeś jej tego oszczędzić. Na boga, sama się przestraszyłam. Skąd w ogóle wziąłeś pistolet? Zresztą, nie odpowiadaj.
- Więc nie pytaj.
- Staram się zrozumieć. – spojrzała na niego nadal zszokowana. – Jak można tak po prostu celować do ludzi?
- Tak samo jak można złamać im kark.
Jego słowa nieco zbiły ją z tropu. Rain nie miał zahamowań, ani kiedy niemal wykręcił głowę tamtego biegacza, ani teraz kiedy trzymał palec na spuście pistoletu. Jakim cudem przychodziło mu to tak łatwo. Nie potrafiła tego zrozumieć.
- Jestem demonem. – wyjaśnił jakby słyszał jej myśli – Czyjeś życie nie ma dla mnie żadnej wartości.
- A może po prostu jesteś wściekły i chcesz pokazać, że tak jest. To się nazywa mechanizm obronny. – drążyła, jakby na siłę starała się go usprawiedliwić.
- Mechanizm obronny?
- Tak. Wkurzyłeś się bo zadrapałam cienką warstwę pomiędzy twoją obojętnością, a strachem, który jest ludzki. Słyszałam twoje krzyki dziś w nocy, widziałam blizny na twoim ciele. Czasami lepiej jest z kimś dzielić brzemię niż nosić je samemu. Mnie nie musisz nic udowadniać, bo wiem, że nie jesteś potworem za jakiego się uważasz.
Nagle zahamował zjeżdżając na pobocze. Alison nawet nie zauważyła, że na zewnątrz lało jak z cebra. Jakaś kobieta osłaniająca twarz kołnierzem płaszcza otworzyła tylne drzwi taksówki.
- Wolna? – spytała przekrzykując deszcz.
- Proszę wsiadać. – machnął Rain zachęcając ją by wskoczyła do środka.
Przez moment zerkała na zdezorientowaną Alison po czym przemoknięta usadowiła się na tylnym siedzeniu. Nagle powietrze w taksówce przeszył dziwny zapach. Gorzki i ostry, jak dotąd nieznany Alison. Ukradkiem zerknęła na pasażerkę. Skórę miała bladą i siną, a oczy podkrążone jakby nie spała przez co najmniej dwie doby.
- Poproszę do najbliższego hotelu.
- Już się robi. – powiedział tak ochoczym głosem, że Alison zaczęła się niepokoić.
Bezdźwięcznie spytała się go co kombinuje, ale on tylko szaleńczo się uśmiechnął. Miała co do tego złe przeczucia. Natychmiast obróciła się do tyłu w stronę zmokniętej kobiety. Mokry kaptur całkowicie osłaniał jej głowę, tak że z ledwością było widać twarz.
-Może lepiej żeby pani znalazła sobie inną taksówkę.
Samochód wyrwał do przodu z taką siłą, że Alison uderzyła o siedzenie.
- Daj spokój… - zaczął Rain – Nie możemy pozwolić by taka dama całkowicie się nam rozpuściła. Minuta osiem i będziemy na miejscu.
- Przestań Rain, to nie jest konieczne. – ten jednak nie reagował – Zatrzymaj samochód!
Wcisnął pedał gazu ignorując wszelkie znaki i światła. Na zewnątrz słychać było piski opon i dźwięki klaksonów.
- Może jednak, znajdę jakąś inną … - powiedziała nieco zlękniona co chwilę patrząc to na Raina, to na Alison. – Proszę się zatrzymać.
- Rain! – krzyknęła Alison
Gwałtownie skręcił kierownicą, sprawiając że samochód wpadł w poślizg. Siła z jaką taksówka przekoziołkowała się po drodze sprawiła, że Alison wyleciała na zewnątrz. Czuła jak jej skóra rozdziera się na twardym asfalcie, a kawałki zbitej szyby wbijają się w jej ciało. Poturlała się po jezdni zatrzymując dopiero na jej skraju. Z trudem uniosła głowę widząc jak auto staje w płomieniach. Spomiędzy iskrzących się łun dostrzegła nieprzytomne ciało pasażerki. Chwilę potem powietrze przeszył ogromny huk, gromkim echem ogłaszający eksplozję taksówki.
- Jestem potworem, za którego się uważam. – usłyszała gdzieś za sobą poważny głos Raina.

                                            * * *


               Nie odzywała się przez całą drogę do domu. Nie wiedziała co właściwie powinna powiedzieć. Coś podpowiadało jej, że powinna być na niego wściekła, za to że tak bezceremonialnie pozbawił życia niewinną kobietę, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Wewnątrz czuła spokój, jaki już od jakiegoś czasu towarzyszył jej w momentach, w których powinna popadać ze skrajności w skrajność. Wiedziała, że musi to zaakceptować, że taka już będzie, ale to uczucie nadal wydawało jej się obce i niepożądane, chociaż sama nie miała siły by się go pozbyć.
               Po wypadku szybko uciekli z miejsca zdarzenia zanim ludzie zaczęli się zbierać wokół wraku samochodu, chociaż Rain najwyraźniej nie bał się konsekwencji, ani starcia z policją. Zwyczajnie śpieszyło mu się do domu. Alison z drugiej strony wolała odwlekać ten moment tak długo jak się dało. Gdzieś podświadomie liczyła, że może jej przyjaciele zrezygnowali i wrócili z powrotem do Jacksonville, ale doskonale wiedziała jakie są realia. Oni nigdy by tego nie zrobili, a zwłaszcza Kevin, przez co było to jeszcze trudniejsze. Zdawała sobie sprawę, że musi w końcu z nim szczerze porozmawiać, ale naprawdę nie miała na to ochoty. Nawet jeśli zmieniała się w bezduszną istotę, to nadal fakt, że ktoś jej bliski miałby przez nią cierpieć wewnętrznie wypalał w niej dziury.
 - Musimy pogadać. – stwierdziła nieśmiało, chcąc przerwać ciszę i jednocześnie skierować własne myśli w innym kierunku. Rain jednak nie zareagował. Nadal szedł przed siebie, ani razu się nie oglądając. – Słyszysz?
Zirytowana jego ignorancją, szarpnęła go za ramię.
-Nie udawaj, że jesteś głuchy!
Wyszarpnął się i wrócił z powrotem do marszu.
- Co z tobą?!
- Przymknij się i wróćmy już do tego cholernego domu.
- Co cię napadło?
Starała się dotrzymać mu kroku, ale jego długie nogi pozwalały mu na stawianie większych kroków, przez co Alison musiała prawie biec by móc zastąpić mu drogę.
- Naprawdę nie mam ochoty słuchać twoich wykładów. – odpowiedział wreszcie się zatrzymując – Nie ważne jak bardzo będziesz sobie wmawiać różne kłamstwa, jestem demonem. Jestem tym, czym ty niedługo również się staniesz. Nie szukaj na siłę jakiś dobrych stron, bo nasz rodzaj ich nie posiada. Mamy wszystko gdzieś i wiesz co? Tak jest o wiele prościej. A teraz, ktoś chyba na ciebie czeka tam na górze, co?
Obróciła się zerkając przez ramię na niewielki blok mieszkalny Rognera.
- Chrzanić to. – syknęła
- Co?
- Chrzanić ciebie i całą tą sytuację.
Obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę domu. Gwałtownym ruchem otworzyła drzwi i energicznie skierowała się na górę w stronę części mieszkalnej. Nie zdążyła jeszcze przekroczyć progu przedpokoju, kiedy nagle się zatrzymała, wstrząśnięta widokiem. Czuła jak w jej gardle zaciska się gula, a serce zaczyna pośpiesznie bić. Nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy, co gorsza wewnętrznie się tego bała. A jednak on tutaj był. Stał tuż przed nią. Zachwiała się do tyłu wpadając na stojącego za nią Raina. Przelotnie na niego zerknęła, po czym na bezdechu wypowiedziała tylko jedno słowo.
 - Drake. 

czwartek, 3 września 2015

Rozdział 16


               Sygnał komórki zmusił go do przebudzenia. Zmęczony rozkleił powieki spoglądając na wyświetlacz. Nie znał tego numeru i nie bardzo miał ochotę z kimkolwiek teraz rozmawiać. Jednak telefonujący okazał się bardziej natarczywy niż on był w stanie znieść. Po dwóch odrzuconych połączeniach nadal nie ustępował, aż Rain w końcu odebrał.
- Gdzie jesteście?
Kojarzył ten głos, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Rozejrzał się po ciemnej jaskini jednocześnie przecierając oczy.
- W pięciogwiazdkowym hotelu.
- Jest z tobą Alison?
W tym momencie skojarzył. To był ten wysoki blondyn, który przyjechał z nią do Aberdeen. Nie miał pojęcia jak ten się nazywał, ale nie miał też teraz do tego głowy.
- Halo? – głos po drugiej stronie ponownie się odezwał.
- Śpi obok. – odpowiedział ziewając
Nastała krótka cisza. Rain spojrzał na wyświetlacz. Połączenie nie zostało zerwane. Może nie ma zasięgu? W końcu był kilka metrów pod ziemią.
- Yyy.. A.. Kiedy wrócicie? – zawahał się – Nie było was od kilku…
Po drugiej stronie rozległ się jakiś szum i hałas jakby ktoś tarł telefonem o beton. Po krótkiej chwili Rain rozmawiał już z kimś innym.
- Posłuchaj mnie uważnie. Nie obchodzi mnie kim jesteś zepsuty pomiocie. Masz przyprowadzić Alison z powrotem do domu, jasne? Całą i zdrową. Szybko.
Po ostrych słowach rozległo się równomierne pikanie świadczące o zakończeniu rozmowy.

***

Kręgosłup bolał ją na całej długości od spania na nierównej, zimnej ziemi. Nie mogła powiedzieć, że wypoczęła, ale jej zmęczenie nieco się obniżyło, tak że miała energię na powrót do miasta.  O zmierchu opuścili wilgotną jamę i wyruszyli naprzeciw drzewom. Rain ani razu się nie odezwał. Czasami coś wymruczał w odpowiedzi. Po kilku godzinach i Alison zamilkła.         Nie wiedziała jakie mieli szanse na powrót do cywilizacji, ale nie marudziła. W końcu przecież musiało im się udać znaleźć wyjście z tej puszczy. Brudni i spoceni brnęli naprzód. Wydawało się, że cała noc zleci im na wędrówce. Nie wiele się pomyliła. Niebo powoli jaśniało kiedy przed oczami pojawił się pierwszy dom. Niewielka chatka, a za nią rzędy następnych.
- To obrzeża Aberdeen. – odezwał się ku zaskoczeniu Alison. – Dom jest po drugiej stronie miasta. Powinniśmy zrobić przystanek i się ogarnąć.
Spojrzała na niego, a potem na siebie. Oboje wyglądali jak wyrzutki, z podartymi i ubłoconymi ubraniami.
- Co proponujesz?
Palcem wskazał przed siebie na jeden z większych domów, na którym widniał szyld ”Wolne pokoje”.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam ani grosza.
Nic nie powiedział tylko ruszył w kierunku domu. Na ulicy było cicho i spokojnie, jakby okolica była wymarła. To tworzyło dość nietypowy klimat w połączeniu z okazałymi budynkami.
Weszli przez metalową furtkę i skierowali się po schodkach do drzwi głównych. Rain bez pukania wszedł do środka. Uderzyło w nich przytulne ciepło i miły zapach parzonej kawy. W korytarzu powitała ich kobieta w średnim wieku ubrana w różowy szlafrok. Zmierzyła ich wzrokiem z lekkim lękiem, ale po chwili się uśmiechnęła i spytała czego sobie życzą.
- Cokolwiek z łazienką. – odrzekł Rain
Spojrzała na niego jakby go nie usłyszała. Widząc jego nieustępliwy wzrok sięgnęła do półki, na której wisiały klucze.
- Na ile dni chcą państwo zostać?
- Zaraz wychodzimy.
Potem zaczął się potok standardowych rozmów jak to przy rejestracji. Kobieta oznajmiła, że i tak policzy im to jako dobę i, że zapłacić mają jak już będą opuszczać wille. Potem wzięli klucz i skierowali się do pokoju z odpowiednim numerem. Nie był duży i miał jedno dwuosobowe łóżko, oraz całkiem sporą w porównaniu do sypialni łazienkę.
- Idź pierwsza, ja muszę jeszcze coś załatwić. – oznajmił
Nawet nie miała ochoty pytać. Wizja prysznica była zbyt obiecująca, by na cokolwiek innego zwracała teraz uwagę. Szybko wbiegła do łazienki, zrzuciła z siebie to co powinno wyglądać jak ubranie i wskoczyła pod prysznic. Woda nie była jakoś super ciepła, ale wystarczyła by porządnie się wyszorować. Po zakończonym myciu i prowizorycznym rozczesaniu mokrych włosów stwierdziła, że nie ma się w co ubrać. Jej ubrania leżały na podłodze brudne i podarte. Postanowiła na szybko je przeszorować i zaczekać aż wyschną. Spojrzała na własne odbicie w lustrze. Czarne ślady, które zagwarantował jej Jake nadal okalały jej oczy, policzki i szyję. Nie wiedząc co mogłaby na to więcej poradzić owinęła się w ręcznik i wyszła do pokoju. Rain już wrócił i teraz siedział na łóżku próbując pozbierać do kupy starą zapalniczkę. Jak było widać po wyrazie jego twarzy nieskutecznie.
- I co załatwiłeś? – spytała
- Jakieś tymczasowe ciuchy. – skinął głową na stertę zwiniętych na krześle ubrań. – Może coś wybierzesz, nie bardzo miałem czas by patrzeć na rozmiar.
- Powinnam spytać skąd je masz?
- Ukradłem. – powiedział bez cienia skruchy. Klasnął w dłonie i wstał. – Dobra moja kolej. Wyszedł do łazienki zamykając za sobą drzwi.
Na nieszczęście ubrania nie pasowały. Były o wiele za duże, ale przynajmniej mogła zarzucić na siebie jakiś T-shirt, który z jej małym wzrostem służył bardziej jako sukienka. Usiadła na krawędzi łóżka, wsłuchując się w cieknącą za ścianą wodę. Nie była pewna, czy chce wracać z powrotem do domu. Znowu patrzeć w smutne oczy Kevina, który na pewno już dawno odchodził od zmysłów. Miała ochotę uciec stąd jak najdalej się da. Zapomnieć o tym co było i zacząć od nowa. Z dala od bliskich, których jedynie raniła. Może właśnie tak powinna zrobić. Kiedyś na pewno przyłożyła by sobie w pysk za myślenie o czymś takim, ale przecież już dłużej nie była tą samą Alison. Bliżej jej było do bezdusznego potwora niż do człowieka.
Siedziała tak pochłonięta we własnych wątpliwościach, nie wiedząc co właściwie powinna zrobić. W końcu Rain wygramolił się z łazienki w samych spodniach wpuszczając za sobą kłęby pary. Zatrzymał się i na nią spojrzał.
- Nie bardzo znasz się na rozmiarach. – skrzywiła się wstając. – Chyba będziemy musieli poczekać aż wyschną moje spodnie.
- Skoro i tak płacimy za dobę. – wzruszył ramionami – Twoi znajomi nie będą zadowoleni.
- Wiem. – westchnęła – Bóg wie jak długo nas nie było.
- Z tego co wiem kilka dni. Przynajmniej nie będą tacy przerażeni niż jakby zobaczyli cię wcześniej.
- Może i jestem czysta, ale i tak mam te dziwne czarne ślady.
Podszedł bliżej tak, że dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów.
- Tak działa nasza skóra, czy cokolwiek my tam mamy. Gdybyś się postarała mogłabyś się tego pozbyć.
Uniósł rękę powoli przejeżdżając palcami po miejscach gdzie znajdowały się ślady zostawione przez Jake’a. Zaczynając od szyi i kończąc na oczach. Alison całkowicie oddała się temu doznaniu, czując każde muśnięcie opuszków.
- Nic trudnego. – powiedział cicho.
Uniosła głowę patrząc w jego kryształowe oczy. Jego spojrzenie przyprawiało ją o dreszcze. Stał tak blisko, że była w stanie wyczuć zapach jego skóry, niemal cieleśnie go doświadczyła. Wydawał się taki prosty. Robił coś bez przejmowania się, czy to dobre, czy złe. Nigdy nie żałował. Czy tak nie było łatwiej? Może i ona powinna przestać się przejmować i przyjąć to kim jest w całości nie patrząc na konsekwencje. Nie znała odpowiedzi, ale wiedziała jedno, potrzebowała czegoś więcej, a on mógł jej to dać.
Uniosła się wyżej lekko muskając jego usta.
- Nie wracajmy. – szepnęła kręcąc głową
Oparła dłonie o jego pierś, wyczuwając każdy jego oddech. Patrzył na nią jakby na coś czekał, jakby chciał dać jej czas na zastanowienie, ale ona miała już dosyć przemyśleń. To nie dawało jej żyć.
- Nie wracajmy. – powtórzyła ponownie wyciągając się w jego kierunku.
Pochylił się w jej stronę obejmując jej usta własnymi. Jego dłonie powędrowały wzdłuż jej pleców, zmierzając w dół. Nie zamierzała się już zatrzymywać. Zarzuciła mu ręce na szyję, przyciągając go jeszcze bliżej. Pragnęła więcej, ale sama nie wiedziała już czego. Złapał ją za pośladki i podciągnął wyżej. Objęła go nogami w pasie, zapominając o tym, że dawna Alison prędzej zakopała by się pod ziemię niż pozwoliła mu na coś takiego. Czuła smutek i złość w każdym jego pocałunku. Oboje puścili się w wir namiętności i szaleństwa nie myśląc o tym co będzie później.
Usiadł na łóżku, układając ją na swoich kolanach. Jego usta zjechały na jej szyję. Czuła jego język na wrażliwej skórze. Dreszcz przeszedł przez jej ciało. Oderwał się na moment tylko po to by ściągnąć z niej koszulkę. Rzuciła ją na podłogę popychając go na łóżko. Położył się patrząc na nią uważnie. Oczy miał jakby za mgłą, ale nie przestawał na nią patrzeć. Usiadła na nim okrakiem, pochylając się do jego ust. Przejęła kontrolę, co jeszcze bardziej ją podkręciło. Czuła się jak w transie. Wodziła palcami po jego delikatnej niczym aksamit skórze. Jej usta zjechały niżej po szyi aż do brzucha. Obdarzyła go serią pocałunków, jakby chciała mu to wszystko wynagrodzić. Wiedziała, że smutek i gorycz rozsadza go od środka. W jakiś sposób potrafiła to wyczuć, jakby te emocje należały do niej. Byli ze sobą w jakiś sposób związani. Może przez to, że oboje mieli w sobie krew demona. Nie zastanawiała się nad tym. Liczyła się tylko ta chwila. Jego skóra drżąca pod jej palcami, napinające się mięśnie od jej pocałunków.  Podciągnął ją wyżej i całkowicie obejmując przeturlał się, tak że ona była teraz pod nim. Złapał za jej dłonie rozłożone na materacu, całując jej usta długo i namiętnie. Jeszcze nigdy nie czuła się tak nieograniczona, tak wolna jak w tej chwili. Jakby mogła wszystko i nikt nie będzie na nią krzywo patrzył, nikt nie będzie oceniał. Chciała go dotykać, zbadać każdy kawałek ciała. Kiedy jego dłonie skoncentrowały się na jej tali, powędrowała własnymi na jego plecy. Czuła długie szramy na jego skórze. Fala bólu przeszyła jej ciało. Jakby widziała i doświadczała wszystkiego co on. Jak ktoś mógł go tak okaleczyć, czym sobie na to zasłużył, by tak cierpieć? Ktokolwiek tak go zranił miała ochotę rozerwać go na strzępy. Jego złość stała się jej złością. Ból, smutek i gorycz.  Emocje jak ich ciała stały się jednością.

* * *

               Był środek dnia, kiedy zbudził ją przerażający krzyk. Uniosła się do pozycji siedzącej w poszukiwaniu zagrożenia. Pokój był pusty. Zerknęła na leżącego obok Raina. Zakryty do połowy kołdrą miotał się na łóżku. Oczy szybko krążyły pod jego powiekami, a pięści co chwilę się zaciskały. Z jego gardła ponownie wyrwał się gardłowy krzyk.
- Błagam, nie!
Smutek ścisnął jej serce. Szybko objęła go ramionami, starając się jakoś uspokoić i jego i siebie.
- To zły sen. – szepnęła – To tylko sen.
To jednak nie pomagało. Rain nadal miotał się i szarpał, jakby starał się wyrwać z koszmaru. Przyciągnęła jego głowę do siebie nucąc coś pod nosem. Gładziła jego włosy cicho podśpiewując. Minęło kilka minut, ale w końcu się uspokoił. Objął ją ramieniem pogrążony w śnie. Przytuliła się do niego ponownie próbując zasnąć. Jednak wspomnienia jej na to nie pozwalały. Pomimo sytuacji czuła się bezpieczna, po raz pierwszy nie bała się co dalej, a co ważniejsze nie żałowała. To co się wydarzyło wyrwało się spod kontroli, ale wiedziała, że sama tego chciała. Było jej cudownie i nie mogła czuć się z tego powodu źle. Nie powinna była tego robić bo to niewłaściwe, ale to nie miało znaczenia. Rain w pewien sposób ją uwolnił, uświadamiając jej kilka ważnych rzeczy, za co była mu wdzięczna. Cokolwiek się z nim działo, chciała się odwdzięczyć i jakoś mu pomóc. Czegokolwiek by to nie wymagało, zrobi wszystko. Strach i poczucie winy opuściło jej umysł i serce. Teraz w końcu była wolna.

               Nie do końca wiedziała, czy jeszcze udało jej się zasnąć. Kiedy otworzyła oczy jej ciało nadal było przytulone do Raina, a nogi splątane z jego własnymi. Jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała, serce biło mocno i równo. Powoli jeździła palcami po jego bladym brzuchu, opuszczona przez jakiekolwiek myśli.
- Chcesz tak leżeć całą noc? – spytał przeciągając się – Bo ja oficjalnie pokochałem to łóżko i chyba z niego nie wyjdę.
Uniosła się na łokciach odwracając głowę w stronę jego twarzy. Oczy miał zamknięte, a twarz rozluźnioną. Był tak spokojny w przeciwieństwie do tego co działo się za dnia, kiedy spał.
- Miałeś koszmary. – szepnęła
Ciężko nabrał powietrza i powoli otworzył oczy patrząc się w sufit.
- To ma związek z tym co działo się w zamku?
Gwałtownie usiadł przerzucając nogi przez ramę łóżka i odwracając się do niej plecami. Podciągnęła kołdrę siadając i patrząc na blizny okalające jego ciało.
- Nie do końca rozumiem co się wtedy działo, ale chcę ci pomóc. Cokolwiek zamierzasz.
- Jedna noc i jesteś gotowa wszystko dla mnie rzucić? – zaśmiał się nieprzyjemnie
- Jedna noc i mam na tyle odwagi by to powiedzieć. Może nie znam cię całe życie, ale ostatnio spędziliśmy ze sobą kilka dni, w celi i wcześniej. Nawet głupi by zauważył, że coś się dzieje. Nie musisz mówić jeśli nie chcesz, po prostu pozwól sobie pomóc. Tak bym mogła zapomnieć o …
- Chcesz uciec. – stwierdził odwracając się w jej stronę
Odwróciła wzrok, bo doskonale wiedziała, że się nie mylił. Nie mogła wrócić do domu, ani do Kevina. Nie mogła, kiedy wiedziała jak bardzo się zmieniła. Jak bardzo przestało jej na nich zależeć.
- Nie chcę ich zranić jeszcze bardziej niż to zrobiłam. Oni na to nie zasługują.
Wstał z łóżka zakładając walające się po podłodze spodnie.
- Tam ktoś na ciebie czeka i nie mówię o tym blondynie.
- Co?
- Raczej kto. Był stanowczy co do tego, że masz wracać.
Pomyślała o Chrisie. Może przyleciał do Aberdeen. Nie była gotowa na to by się z nim spotkać. Gdyby ją teraz zobaczył, kto wie co by pomyślał. Jednak to była sprawa, z którą musiała stanąć twarzą w twarz zanim odejdzie na zawsze. Jest im winna chociaż słowa pożegnania.
- Co teraz zrobisz? – spytała
Chodził po pokoju w poszukiwaniu koszulki. Ubrania, które przyniósł nie nadawały się najwyraźniej nawet dla niego. Na moment wyszedł do łazienki, wracając z ubraniami dla Alison. Rzucił je na łóżko, jednocześnie zakładając własną podartą koszulkę.
- Odstawię cię do domu.
- Tak po prostu?
-Posłuchaj, nie wiem co sobie ułożyłaś już w głowie, ale nic z tego. Ty masz swoje życie, ja mam swoje.
Nie ukrywała, że nieco ją to zabolało, ale wcale nie była zdziwiona. Spodziewała się takiej reakcji.
- A co z tym kto nas uwolnił. Z tym kto chce zniszczyć demony?
- Nic. Idę zapłacić za pokój. Zaczekam na dole.
Bez słowa wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Na twarzy Alison pojawił się lekki uśmiech.
- Zdaje się, że to ja powinnam robić takie wybuchy.
Nadal nieco rozbawiona ubrała się w wyschnięte już ciuchy i opuściła pokój nie przejmując się bałaganem jak zostawili. 

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 15


               Cisza to jedyne co towarzyszyło Alison od bóg wie jak długo. Tyle razy chciała się odezwać, powiedzieć cokolwiek, byle tylko przerwać dołującą atmosferę. Rain siedział obok, ale nie dawał znaku, że tak naprawdę tutaj jest. Spoczywał w milczeniu dłubiąc kamienną posadzkę, co jakiś czas sprawdzając kieszenie. Sytuacja wydawała się beznadziejna, a oni nie próbowali niczego by jakoś to zmienić. Zamknięci w małej celi czekali, jakby ktoś miał ich uratować. Oboje byli w jakimś stopniu demonami, nie mogli umrzeć, posiadali nadludzką siłę, wyostrzone zmysły i podrasowaną kondycje, ale zostali powstrzymani przez kraty, które dosłownie przeżerały im skórę. Alison pomimo całkowitego braku komfortu, dobrze czuła się w ciemnościach. Już wcześniej lubiła noc, ale od jakiegoś czasu dzień stał się czasem na sen. Szybko udało jej się przeprogramować własny organizm, obrócić wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Rain miał rację, byli podobni do wampirów. Nie potrzebowali co prawda krwi by przeżyć, ale czy to sprawiało, że byli mniej okrutni? Niekoniecznie. Właściwie byli tak straszni, że ktoś postanowił się ich pozbyć. Na dobre. Jeszcze kilka tygodni temu sama najpewniej ruszyła by z odsieczą i dopomogła w unicestwieniu, ale teraz kiedy poznała sytuacje od drugiej strony, widziała demony, które w niczym nie przypominają bezmyślne maszyny do zabijania, zaczynała zmieniać zdanie. Może i nie miała duszy, ale nadal potrafiła odróżnić dobro od zła. To, że nie zawsze na nie reagowała to już inna sprawa.
               Czas jakoś zlatywał, właściwie to nie wiedziała jak długo tak siedzieli, ale i bez zegarka potrafiła dostrzec, że nie były to jedynie minuty. Kiedy już zaczynała sądzić, że nawet nie słyszy własnego oddechu, jakiś szmer dobiegł do jej uszu. Cichy, ale znaczący. Ktoś, albo coś pałętało się na piętrze nad nimi. Co gorsza dźwięki stawały się coraz bardziej intensywne.
- Słyszysz to?
- Nie łudź się. To nie wojownicy, którzy wywalczą naszą wolność. – mruknął nawet nie podnosząc wzroku znad podłogi
- Ktoś idzie.
Gotowa by wykorzystać być może jedyną szanse na ucieczkę podniosła się na równe nogi, wypatrując czegokolwiek w ciemności. Wkrótce potem dostrzegła niewysokiego mężczyznę w średnim wieku. Bezprecedensowo wszedł do ich celi, nie przejmując się parzącymi kratami. Oczy mu się szkliły jak małemu dziecku w Disneylandzie. Zakasał rękawy dokładnie się im przyglądając.
- Witajcie moi drodzy goście. Jak się podoba lokum?
Rain w końcu się zainteresował, jakby poznał gościa po głosie. Wstał mrużąc oczy i bacznie spoglądając na mężczyznę, powiedział bez grama ironii.
- Pięciu gwiazdek nie uzyska, ale bywałem w gorszych miejscach.
- No tak, te całe kontrole miałyby się o co przyczepić. Na moje szczęście to nie hotel, chociaż … - przekrzywił głowę głęboko rozmyślając
Alison wykorzystała moment i pytająco zerknęła na Raina, ten jednak nie spuszczał wzroku z nieznajomego.
- W każdym razie… - zaczął wracać do głównego tematu – Mam kilka waszych rupieci, ale jakoś nie bardzo mnie zadowalają. – sięgnął do jednej z kieszeni srebrnej marynarki. Ogólnie Alison nie zwróciła uwagi na jego wygląd, ale narzuta zdecydowanie rzucała się w oczy. – To cacko to jakiś złom. Ładnie się świeci, ale nie jest ani trochę cenne. – wyrzucił telefon, który ku zdziwieniu Alison nie rozsypał się na kawałki. – A to? Proszę was. To nie jest płomień? Do czego niby się przyda taka marna broń. – Zapalniczka, która jako następna przywitała się z ziemią nie miała już tyle szczęścia, co wzbudziło napięcie w mięśniach Raina. Było to tak zauważalne, że Alison niemal nie prychnęła śmiechem. – W każdym razie, nie minęło mej uwadze, że jesteście o wiele lepiej wyposażeni. – Znacząco spojrzał na szyję Alison.
Odruchowo sięgnęła do podwójnego wisiorka.
- Że jak?
- Białe złoto i czyste srebro najlepszej klasy. To jest dopiero skarb. – wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Nie ma mowy, to moja jedyna pamiątka… - urwała zanim powiedziałaby za dużo – Nie ma szans, że to dostaniesz.
- Raczej niewiele masz tutaj do powiedzenia, złotko. – przetarł ochoczo dłonie
- Białe złoto i srebro. Pfff…Masz słabe oczka, gościu. Ja mam coś bardziej wartościowego. – wtrącił się Rain, wyciągając w jego stronę dłoń. Pierścień, który zmuszony był nosić zaiskrzył na jego palcu.
Mężczyzna odwrócił wzrok od wisiorka i skupił się na wyposażeniu Raina. Oczy jeszcze bardziej mu się rozszerzyły kiedy zerknął na pierścień.
- Niemożliwe. Jeszcze nie widziałem jej w takiej postaci.
- Sprawne palce czarownika czynią cuda.
Już miał sięgnąć po biżuterie, kiedy nagle się cofnął.
- Nie mógł być założony jako ozdóbka. To materiał idealny do transportowania potężnej magii.
- Dokładnie. – stwierdził.  – A myślisz, że dlaczego tak wyglądam, hm?
Nadal pozostając czujnym, chociaż coraz mniej nieugiętym przekrzywił głowę, tym razem patrząc na Raina.
- Niezaprzeczalnie i tak bym ci to zabrał, ale dlaczego tak łatwo chcesz mi to oddać, skoro poprawia to twoje wady estetyczne?
- A dlaczego nie?
Alison taka odpowiedź by nie zaspokoiła, ale nowoprzybyłego najwyraźniej przekonała. No cóż, najwyraźniej nie grzeszył inteligencją, chociaż w jego aurze było coś, co sprawiało, że Alison wolała trzymać się z daleka. Jakby magia, ale nie taka zwyczajna jak u czarowników. Wydawała się starsza i potężniejsza. Kim lub czym był ten stwór?
- Niech będzie. – Łapczywie sięgnął do dłoni Raina, jednym sprawnym ruchem pozbawiając go pierścienia. Może to były jedynie przewidzenia, ale wydawało się, że ten zachwiał się nieco na nogach.
Mężczyzna zafascynowany nowym nabytkiem wybiegł z celi wesoło podskakując i całkowicie zapominając o wisiorku Alison.
- Co to było? – szepnęła zdezorientowana
Rain przez krótką chwilę nie kontaktował, z lekkim niepokojem i niedowierzaniem wpatrując się we własną dłoń.
- Smok. – odpowiedział w końcu.
- Smok? Eee… Może i nie jestem ekspertem, ale nawet ja wiem, że wyglądają inaczej. Łuski, skrzydła, dymiący pysk.
- To nie średniowiecze. – rzucił – Wyobrażasz sobie trzydziestometrowego gada latającego nad Manhattanem?
-Myślałam, że smoki to wymyślone stwory.
- Skoro istnieją wilkołaki i wampiry, to dlaczego w smoki trudno jest uwierzyć? - Takie pytanie zbiło ją z trasy argumentów jakie posiadała. – Poszedł już?
Alison zamknęła oczy próbując coś usłyszeć. Dołująca cisza powróciła.
- Tak.
- Świetnie, zabieramy się stąd.
Kilka razy zacisnął i rozluźnił palce dłoni. Przez chwilę nic się nie działo. Wkrótce jednak zebrał się wiatr, ale nie zwyczajny powiew, czy też wicher. Silne strumienie powietrza jakby ktoś wachlował ogromnym palmowym liściem. Ściany budynku zadrżały, a z sufitu posypał się gruz.
- Rain?
Dobiegła do niego i szarpnęła go za ramię, ale oczy miał zamknięte jakby zapadł się w odmętach własnego umysłu. Tymczasem wiatr się nasilał, a budowla coraz bardziej naruszała. Alison musiała przytrzymać się stojącego jak posąg demona, by nie stracić równowagi. Wkrótce otworzył oczy, a jego tęczówki świeciły srebrnym, szalonym blaskiem. Zazgrzytał metal i puściły kraty.
- Idziemy. – polecił. Sięgnął po coś z ziemi, a następnie wybiegł z celi.
Alison dotrzymując kroku, biegła tuż za nim. Manewrowała między spadającymi z sufitu odłamkami skalnymi, starając się przy tym nie stracić równowagi. Rainowi szło nieco gorzej. Momentami się potykał lub opierał o ścianę by nie upaść na ziemię. Utrzymywał jednak równe tempo, jakby dokładnie wiedział, w którą stronę ma zmierzać by znaleźć wyjście. Dla Alison każdy korytarz wyglądał tak samo, przez co po kilku zakrętach straciła orientacje i gdyby musiała nie potrafiła by nawet wrócić do celi. Brnęła naprzód za ciemną plamą, jaką był Rain. Wkrótce dotarli do schodów, które wyprowadziły ich do nieco szerszego holu. Budynek nie przestawał się trząść. Nie mieli wiele czasu zanim całkowicie się zawali. Wydawał się potężny, ale strumienie powietrza mocno naruszyły jego strukturę.
Nie tracąc czasu biegli przed siebie szukając wyjścia. Nagle jakby od potężnego ciosu Rain zachwiał się do tyłu. Niemal upadł na twardą podłogę, ale Alison w samą porę zdążyła go podtrzymać. Złapał się dłonią za klatkę piersiową i zaczął szybko oddychać.
- Teraz dostałeś zadyszki? – zdenerwowała się
Było coś przerażającego w jego oczach. Szaleństwo i strach dziecka, które zgubiło się w lesie. Zaczął nerwowo rozglądać się wokół siebie, jakby próbował dostrzec coś pomiędzy ciemnymi murami.
- Rain? – zaczynała się niepokoić widząc go w takim stanie. Wcześniej wydawał się opanowany i nieustraszony, ale teraz zachowywał się jak śmiertelnie przerażony szaleniec.
Odepchnął się od niej z taką siłą, że prawie upadł na kolana. Zboczył z kursu otwierając potężne drzwi po prawej. Alison rozdziawiła usta ze zdziwienia. Wielka sala, niemal jak połowa boiska prawie w całości zapełniona różnego rodzaju skarbami. Złoto, srebro, platyna i diamenty. Wszystko niemal oślepiało swoim blaskiem. Rain jednak nie zwracał uwagi na żadne ze skarbów. Stanął przy jednej z większych nasypów różnych artefaktów: koron, naszyjników, pucharów, bereł, monet i innych kosztowności i zaczął nerwowo i energicznie ją przekopywać.
Gdzieś w innej części budynku rozległ się niepokojący huk, który przypomniał Alison, że lada chwila mogą zostać pogrzebani żywcem.
- Rain nie mamy na to czasu! – krzyknęła starając się przebić przez panujący hałas.
Ten jednak nie zaprzestał poszukiwań. Skakał od jednego nasypu do drugiego z determinacją i roztrzęsieniem, jakiego jeszcze nie widziała u nikogo. Zupełnie jakby zależało od tego jego życie. Krzyczała jego imię, ale on nie reagował. Odciął się od rzeczywistości nie zwracając uwagi nawet na walącą się budowlę. Kiedy jedna z kolumn podtrzymujących sufit niemal go nie przygniotła, Alison postanowiła zareagować. Mocno szarpnęła go za ramię, ale odruchowo ją odepchnął. Nie ustępowała wrzeszcząc mu nad uchem.
- Musimy stąd uciekać. Zabijesz nas oboje!
- Uciekaj jak chcesz. Nie ruszę się stąd.
- Co jest ważniejsze od twojego życia?
Mocno pociągnęła go za rękę i tym razem zareagował. Spojrzał na nią jakby wyrwała go z transu.
- Nie rozumiesz. – obwieścił twardo – Wynoś się stąd, jeśli tak się boisz.
Jego ton sprawił, że krew zabuzowała jej w żyłach. Nie było mowy, by pozwoliła mu tutaj zginąć. Jakoś nie widziała tego jak poskładałby się do kupy po całkowitym zmiażdżeniu.
- Twoje flaki rozsmarują się na podłodze, kretynie. – warknęła
Zaparła się nogami i zaczęła ciągnąć go w stronę wyjścia. Walczył jak uwięzione w sidłach zwierzę, ale Alison nie zamierzała ustąpić. Wywlecze go stąd siłą jeśli nie chce sam się ratować.
- Ty naszprycowany, uparty pustaku. – dyszała przeciągając się z wciąż opierającym Rainem.
Kiedy myślała, że już dłużej nie da mu rady, gwałtownie na nią naskoczył, zwalając ich obu z nóg. Rozległ się kolejny huk, tym razem przerażająco blisko. Spojrzała na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stali. Wielki głaz, nie wiadomo skąd rozłupał podłogę i zostawiłby z nich miazgę gdyby nie uskoczyli.
Rain jakby oprzytomniał i ze strachem spojrzał na walące się wnętrze.
- Musimy uciekać. – powiedziała między wdechami.
Lekko skinął głową. Alison widziała smutek i rozczarowanie w jego kryształowych oczach. Powoli wstał i cicho wyszedł na korytarz. Przez chwilę na niego patrzyła, po czym ruszyła w jego ślady. Szybko znaleźli wyjście wyskakując na zewnątrz.
Spoceni i zmęczeni padli na trawę, łapiąc kolejny oddech. Alison zerknęła na budynek. Zamek musiał być piękny zanim zaczął się walić. Miała dosłownie kilka minut by nacieszyć się widokiem nim całkowicie obrócił się w nic nie warte rumowisko. Liczne skarby przywaliły głazy, cegły i kamienie. Zamczysko stało na skraju klifu, za którym rozpościerało się morze. Słychać było jak jego pozostałości wpadają w otchłań przepadając na zawsze w odmętach wody.
Leżeli tak jeszcze przez moment zbierając siły i z lekkim niedowierzaniem patrząc na pozostałości gmachu. To Rain pierwszy się odezwał.
- Za kilka minut będzie świtać. Musimy szybko znaleźć kryjówkę. – obwieścił stanowczo
Wstał na równe nogi i prędko się rozejrzał. Byli otoczeni przez drzewa, spomiędzy których nie wychodziła żadna ścieżka. Alison nie miała pojęcia gdzie są, mogliby być nawet na innym kontynencie. Rain również wydawał się lekko skołowany i zagubiony, ale mimo tego ruszył pewnie w niewiadomym kierunku.
Ponownie nie miała wyboru jak tylko iść za nim. Nie odzywał się przez całą drogę, a Alison póki co nie miała zamiaru pytać. Jedyne, o czym była w stanie myśleć to miękkie łóżko, a przed nim gorąca kąpiel. Wiedziała jednak, że nie tak szybko jej błogie wizje się spełnią.
Promienie słońca powoli zaczynały przedzierać się spomiędzy drzew, kiedy w końcu natrafili na prowizoryczne schronienie. Niewielka jaskinia, bardziej przypominająca jamę jakiegoś zwierzęcia.
 - Na nic lepszego chyba nie możemy liczyć. – skrzywiła się Alison, ostrożnie wchodząc do środka.
Musieli się zgarbić by móc przekroczyć jej próg. Nora nie była obszerna, ale na tyle głęboka, że ukryła ich przed parzącym słońcem. Uwalili się na jej końcu opierając o chłodną i wilgotną ziemistą ścianę.
- Będziemy musieli przeczekać tutaj, aż do nocy. – stwierdził Rain.
- Wiesz gdzie w ogóle jesteśmy? Jak daleko od Aberdeen?
Zaprzeczył głową i odwrócił się na bok, plecami do niej. To był koniec ich krótkiej rozmowy. Ponownie otoczona przez dołującą ciszę, postarała się zasnąć. Mimo zmęczenia nie było to łatwe. Mimo wszystko w brudnej, ciasnej norze czuła się lepiej niż w lochach wielkiego zamku.

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 14



Alison zmieszana zerknęła na ciemną fiolkę. Nawet nie próbowała się domyślać co jest w środku chociaż niezmiernie ją to ciekawiło.
- No dobra, ale co teraz? – spytała
- Idziemy do Harpuna. – stwierdził jakby to było oczywiste
- A co z wampirami? Jest noc, dorwą nas w trymiga.
- Dlatego lepiej się pośpieszmy.
Nic więcej nie mówiąc, zwyczajnie się odwrócił i pobiegł wzdłuż ulicy. Najwyraźniej czekała ich dłuższa przebieżka. Nowa zdolność, dzięki której Alison nie męczyła się tak szybko okazała się niezwykle przydatna. Nie zapominała jednak, że to przez demoniczną krew, która płynie w jej organizmie. Nadal była zdania, że nie powinna tego akceptować, ale miało to też swoje plusy, dzięki którym życie było łatwiejsze. Szala mimo wszystko jednoznacznie nie przechylała się na pozytywy, a wręcz przeciwnie. To wad było więcej, ale te obawy Alison już jakiś czas temu zamiotła w najciemniejszy zakamarek umysłu.
Tak jak wcześniej, do klubu weszli tylnym wejściem, tym razem bez większych problemów, ani potrzeby ogłuszania kogokolwiek. Imprezowania była nieco mniej zatłoczona niż zeszłej nocy, co nie oznaczało, że brakowało ludzi. Parkiet był całkowicie zajęty, natomiast znalazło się więcej pustych stolików i lóż. W drodze do jednego z nich Rain chyba trzy razy do kogoś dzwonił, jednak nieskutecznie, co widocznie wzbudzało w nim irytacje. Usiadł na krześle i zaczął nerwowo stukać w drewniany, pozalewany alkoholem blat.
- Widzisz go gdzieś? - Usiadła obok niego wypatrując w tłumie znajomego wampira. – Może nie przyjdzie?
- Przyjdzie. – stwierdził pewny swego.
Minuty mijały, a niezręczna cisza się przedłużała. Oczywiście było słychać mocne bity z głośników, ale zdawały się one być stłumione dla uszu Alison.
- A więc.. – zaczęła, próbując zebrać myśli – Zamierzasz mi powiedzieć, co właściwie się stało i co to za fiolka?
Spojrzał na nią wzrokiem mówiącym, że nie zamierza nic wyjaśniać. Tym razem Alison nie pozwoliła się zbyć. Już za długo nie wie co jest grane.
- Skoro razem z tobą pałętam się nocami po mieście, chyba zasługuję na trochę światła na tą sprawę. Nie każ mi się wszystkiego domyślać.
- W wisiorku jest krew wampirzycy, zanim jeszcze stała się nieśmiertelna. Można z niej wyczytać każde wspomnienie. Jednak do tego potrzebny jest inny wampir.
- I myślisz, że on się na to zgodzi?
- Nie odważy się sprzeciwić. Łatwo może się wydać, że pił ludzką krew, a z jakiegoś powodu ich pani im tego zabroniła. Kary za nieposłuszeństwo bywają okrutne, czasami nawet śmiertelne. Jeśli życie mu miłe zrobi wszystko, by utrzymać to w tajemnicy.
- To podłe. – powiedziała, chociaż krótkie uczucie pogardy minęło zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć. – A czego takiego chcesz się dowiedzieć? Była mowa o jakiejś masakrze? O co z tym chodzi?
Nagle ożywiony uniósł się na krześle. Alison nie zdążyła się obrócić na co patrzy, kiedy pociągnął ja za rękę w stronę tylnego wyjścia.
- Cholera szybcy są. – warknął pod nosem tak cicho, że ledwo go usłyszała.
Jakaś ciemna postać zastawiła im drogę. Dopiero kiedy się odezwała, Alison zdołała go rozpoznać.
- Chodźcie tędy. Otoczyli cały budynek.
Znajomy wampir wyglądał już lepiej niż kilka godzin temu. Już prawie nie kulał, a siniaki zniknęły z jego twarzy. Najwyraźniej ludzka krew zdziałała cuda.
Alison nadal ciągnięta przez Raina, na ślepo biegła przez korytarz. W końcu wpadli do mniejszego pomieszczenia i nagle się zatrzymali. Przed nimi stała sama Hulietta Valdorf, patrząc na nich rozbawionym wzrokiem. Nim którekolwiek zdążyło zareagować, mocne uderzenie w tył głowy pozbawiło ich przytomności. Oboje jak muchy padli nieprzytomni na podłogę.

* * *

               Wybudzenie było tak samo nieprzyjemne jak za każdym razem. Mocny ból głowy, jakby coś szurało o ściany jej czaszki. Do tego zamglony wzrok, który powoli zaczął się klarować. Co im strzeliło do głowy by nie domyśleć się, że to pułapka. Przestraszony, czy nie, wampir zawsze stanie po stronie swoich. Przewidywalnie ich zdradzono, a oni na tyle głupio myśleli, że wszystko pójdzie jak po maśle.
               Kiedy Alison całkowicie wróciła do rzeczywistości, zorientowała się, że jest zamknięta w małej, śmierdzącej wilgocią celi. Rain leżał obok niej, jeszcze pogrążony w stanie nieświadomości. Powoli gramoląc się na równe nogi, starała się dotrzeć do krat. Chwyciła za pręty i poczuła nieprzyjemne pieczenie, jakby włożyła dłonie do rozżarzonego węgla. Gwałtownie się cofnęła i potykając o leżącego Raina runęła z powrotem na twardą ziemię. To przynajmniej wybudziło go ze snu. Skrzywił się, łapiąc za głowę, jakby miał migrenę. Dobrze wiedziała jak się czuł. Dosłownie sekundy temu przeżywała to samo. Chociaż regenerowała się szybko, wspomnienia nie znikały.
- Wstajemy geniuszu. – rzuciła, podsuwając się pod ścianę, jak najdalej od parzących krat. – Śniadanie podano do stołu.
Spojrzał na nią jak na stwora, którego nigdy wcześniej nie widział. Jednak z każdą sekundą docierało do niego, co właściwie się zdarzyło.
- O wy sukinsyny. – syknął, przecierając twarz. – Wypuść nas ty łaknąca krwi, starożytna zołzo! – krzyknął zachrypniętym głosem
- Już ją udobruchałeś? – spytała kąśliwie. Nie odpowiedział. – Naprawdę jestem ciekawa. W końcu na pewno masz jakiś cudowny plan, dzięki któremu się stąd wydostaniemy. Zapewne to, że tutaj jesteśmy też było z góry ustalone w głowie super inteligentnego Raina!
- Zawsze tak skrzeczysz? Mózg mi zaraz wycieknie nosem.
- Tylko w sytuacjach kryzysowych. – odpowiedziała z nieuprzejmym uśmiechem.
- Nie jest źle. – stwierdził oceniając klatkę, jakby analizował drogę ucieczki. Dłużej przyglądał się kratom, aż Alison zaczynała myśleć, że popadł w jakiś trans.
- Parzą, radzę nie dotykać.
Spojrzała na własne dłonie, których czerwień szybko bladła, przywracając skórę do pierwotnego, zdrowego stanu.
- To widać z daleka.  – parsknął – Wiesz dlaczego wampiry to gatunek, którego boję się najmniej? – zapytał wcale nie oczekując jej reakcji.
- Bo masz za mało rozumu pod tą czarną czupryną?
- Są podobne do nas, tylko słabsze. To co szkodzi nam, może zabić również ich. Tak jak w tym przypadku magicznie skonstruowane kraty, które jakimś sposobem transportują oraz przechowują światło słoneczne. To nie łatwa sprawa i całkowicie niewykonalna dla takich pół-mózgów jakimi są wampiry.
- Niewiarygodne jak nisko oceniasz nasz gatunek. – gdzieś blisko rozbrzmiał echem głos Hulietty. Po jakimś czasie Alison była w stanie dostrzec ją w cieniu po drugiej stronie celi, swobodnie opartą o ścianę. – Przeliczyłeś się jednak licząc na to, że nasz Rudolf zdradzi swoją królową. My w przypadku do was znamy swoje miejsce w hierarchii.
- Łatwo to powiedzieć osobie, która stoi na jej szczycie. – skwitował Rain
- Jestem ich królową bo zasłużyłam na ich szacunek. Wy szumowiny, pewnie nawet nie wiecie co to jest. Demony to paskudztwo, które trzeba wyplewić z tego świata. Tak jak zdążyłeś zauważyć nie tylko my tak sądzimy.
- Wybijając dziesiątki waszych?
- To było wieki temu. Gra jest warta świeczki, zwłaszcza, że już tak niewiele zostało. – Spojrzała gdzieś ponad nimi jakby zobaczyła coś na ścianie. – Niedługo będzie świtać. Muszę was pożegnać, ale nie martwcie się. Wkrótce ktoś was odwiedzi.
Chwilę potem zniknęła gdzieś w ciemnościach, pozostawiając po sobie głuchy stukot kroków odbijających się od ścian budynku. Minuty, które trwały zanim zapadła całkowita cisza tylko ukazywały w jak wielkiej budowli są uwięzieni, co jednak nie było pomocne nawet w najmniejszym stopniu.
- Teraz jest ten moment, w którym raczysz mi wszystko wyjaśnić? – zagadała. Nie była już nawet zła tym, że została wykluczona z gry. Niewiedza zaczynała ją męczyć, zupełnie jakby kręciła się w kółko szukając wyjścia, które nie istniało.
Rain usiadł przy ścianie obok i zaczął grzebać po kieszeniach.
- Przynajmniej to mi zostawili. Mogłabyś?
Wyciągnął w jej stronę dłoń, w której trzymał papierosa.
- Nie palę.
- Za to stajesz w ogniu, a tak się składa, że obrabowali mnie z zapalniczki.
- Wybacz, ale to się nie dzieje na zawołanie.
Westchnął głęboko, po czym schował papierosa z powrotem do opakowania.
- Niech będzie. W końcu jesteś w tym wszystkim nowa. – Miała ochotę zacząć się spierać, ale powstrzymała się, widząc, że Rain zbiera siły by w końcu wszystko wyjaśnić. – Nie byłem co do tego pewny, ale po tym co stało się w Jacksonville sprawa zaczynała się naświetlać. Nie potrzebuję znać szczegółów, by złożyć co trzeba do kupy i wysunąć jeden wniosek.
- Nadal nic nie rozumiem. – wtrąciła
- Jesteśmy zamknięci w celi, zdaje się, że będziesz miała mnóstwo czasu. – przerwał na moment - Byłem młody kiedy przywieźli mnie pod skrzydła do Rognera. Przez te lata zdążyłem zauważyć, że jest chorym fanatykiem, ale gdzieś w tej całej obsesji chowały się słuszne badania i obawy. Zainteresował się on demonami nie bez przyczyny. Jest stary jak świat i zdążył zauważyć, że przyrostek nagłych zniknięć demono-podobnych zacząć wzrastać. Ktoś próbuje się ich pozbyć, ktoś kto nie jest byle kim. Niektórzy twierdzą, że to czarownik, inni, że czysta ciemność. Trzy tysiące lat temu na terenie dzisiejszego Aberdeen, kto wie co wtedy tutaj było, o ile w ogóle był tutaj ląd, doszło do pierwszej masakry, w której zginęła jedna trzecia żyjących wtedy czarowników. Rogner podobno był tym, który ledwie uszedł z życiem. Jak dla mnie to ściema, nie może być starszy niż tysiąc lat, ale niech mu tam będzie. Tysiąc lat później to samo stało się z wampirami, a kilka dni temu z wilkołakami w Jacksonville. Podejrzewam, że wampiry wybito gdzieś przy zachodnim wybrzeżu południowej Afryki. Jeśli tak jest, trzy masakry tworzą wzorcowy trójkąt, na tak wielką skalę, że zgromadzona w ten sposób energia, byłaby w stanie zniszczyć całą planetę.
- I myślisz, że ktoś zrobił to wszystko by się was pozbyć, to znaczy nas?
Kiwnął głową.
- Czegoś mu jednak brakuje, ale sam nie mam pojęcia czego. Rogner uważa, że potrzebuje czegoś lub kogoś na tyle potężnego, kto by tą energię skumulował.
Jak Alison przenalizowała to sobie wszystko na szybko, doszła do wniosku, że ktoś musiał zadać sobie wiele trudu i skoro jeszcze nic większego się nie wydarzyło, zdobycie tej odpowiedniej „soczewki” musi być niezwykle trudne.
- Ale skoro nie wiemy kto za tym stoi, to tym bardziej jak mamy go powstrzymać?
- Nie zdołamy. Możemy jedynie znaleźć czego potrzebuje i zniszczyć to, o ile w ogóle uważamy, że jest o co walczyć.
-W sensie?
- Jak myślisz dlaczego świat nadprzyrodzony nie panikuje, dlaczego się o tym nie mówi. Ktoś chce wykończyć demoniczne istoty, dlaczego miałoby być to coś złego. Pozbędzie się plugastwa za nich, a że ileś osób musiało za to zginąć… To niewielka cena.
- Niewiarygodne, że tak lekko o tym mówisz.
- Jestem realistą. Wkurzonym realistą, któremu odebrali zapalniczkę! – krzyknął
- Mówisz o końcu swojej rasy, a przeszkadza ci jedynie głód nikotynowy? To absurdalne. – zaśmiała się
- To jest poważny problem. – odpowiedział bez cienia uśmiechu

środa, 1 lipca 2015

Rozdział 13




               Pilnowała wampira jak dziecko swojej ulubionej zabawki. Zarówno przed tym by nie uciekł, ale przede wszystkim przed ciągle go obserwującym Rain’em. Niby spoglądał na niego obojętnie, ale Alison miała nieprzyjemne przeczucie, że jeszcze z nim nie skończył. Póki zębaty przyjaciel chciał współpracować nie było konieczności dobitnego przekonywania, ale nie wiadomo co stanie się po tym jak jego przydatność się skończy. Alison podejrzewała, że czeka go rychła śmierć, a do tego nie chciała dopuścić. Czuła potrzebę oddania tego co mu zrobiła.  Musiała mu pomóc.
               Nikt nie odezwał się słowem, aż do zachodu słońca, kiedy mogli już bezpiecznie wyjść na zewnątrz. W między czasie Jake cały zaspany wszedł do salonu. Rain wyjaśnił mu w skrócie co zamierzają i co się wydarzyło.
- W porządku. Ja zaczekam tutaj.
Przez moment patrzyli na siebie, jakby pogrążeni w bezdźwięcznej rozmowie. Rain skinął głową i szarpiąc wampira za ramię wyszedł z mieszkania. Alison lekko uśmiechnęła się ma pożegnanie i ruszyła za nimi.
               Wieczór był chłodny i wilgotny. Ulica opustoszała, bez najcichszego dźwięku. Zupełnie jakby ta część miasta wymarła. Co ludzie robią o tej porze? Rozmyślanie na ten temat było zdecydowanie lepsze niż zasiewanie paniki we własnym umyśle, o tym co się działo. Alison postanowiła, o tym nie myśleć, ale było to wielce utrudnione. Myśli same nachodziły jej do głowy. Jak miała przetrwać kolejny dzień, torturując się obawami? A jednak zaakceptowanie własnej obojętności było jeszcze gorszym scenariuszem. Może stała się demonem i może nie miała już duszy, ale jej ciało i umysł będą walczyć, o to by jakoś, przynajmniej w najmniejszym stopniu przywrócić namiastkę człowieczeństwa.
Minęło kilka minut, kiedy Rain nagle się zatrzymał pociągając za sobą wampira.
- Poznaje to miejsce. Prowadzisz nas do opuszczonego hotelu. – warknął
- Mówiłem, że znam kogoś kto wam pomoże.
- A ta osobą jest?
- Hulietta Valdorf.
Na twarzy Raina pojawiło się napięcie i złość. Pchnął wampira na ścianę i mocno go przycisnął, jakby chciał przebić nim ceglany mur.
- Nie sądziłeś, że warto by było podzielić się z nami ta informacją?!
- Nie pytałeś, to nie mówiłem. – syknął w obronie
Alison uznała, że trzeba interweniować. Jednak siłowanie się z demonem nie miało sensu, bo już nie raz się przekonała, że jest od niej silniejszy.
- W porządku, ale kim jest ta Hulietta?
Nie sądziła, że jej pytanie zadziała, ale Rain puścił wampira, nadal mierząc go nienawistnym spojrzeniem.
- To ich przywódczyni. Cholernie stara wywłoka. Nie zdziwiłbym się jakby to ona była odpowiedzialna za wymarcie dinozaurów.
- Nie waż się tak o niej mówić. – uniósł się wampir
- Nie sądź, że obchodzą mnie twoje wywody. Mam gdzieś jak głęboko włazisz jej w tyłek.
Nie wyglądał na zadowolonego z tej obelgi, ale rozsądnie postanowił nie reagować. Nadal był w złym stanie. Jego rany goiły się w mozolnym tempie, nie mówiąc już o prawdopodobnym głodzie. Alison nie zamierzała nawet myśleć, o tym jak rozszarpane wnętrzności powoli się odbudowują i jak wielki ból temu towarzyszy.
- To co teraz robimy? – spytała chcąc szybko zasłonić się przed własną wyobraźnią
- Nic, wchodzimy do gniazda pijawek. – wzruszył ramionami, jakby to nie miało znaczenia.
Alison już raz głupio wkroczyła w sam środek klanu. Ujście z tego cało nie było łatwe, a ilość wampirów w Jacksonville jest naprawdę niewielka. Co innego tutaj, gdzie słońce rzadko kiedy świeciło, a temperatura nie często przekraczała dwadzieścia pięć stopni. Klimat idealny dla bojących się dnia istot. Skoro demonów było tutaj od groma, to wampirów tym bardziej.
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł?
- Nie musisz iść. – westchnął pchając przed sobą wampira i wracając do marszu – Lepiej współpracuj, bo wyrwę ci serce, zanim zdążysz zobaczyć swoją królową. – skierował się do rannego.
Alison nie odpowiedziała, tylko potulnie ruszyła za nim. Nie zamierzała go zostawiać, chociaż nie była przekonana, co do planu, a raczej jego braku. Jeśli ujdą z tego w jednym kawałku to będzie naprawdę zdziwiona.
- Więc… - odezwał się po dłuższej ciszy Rain – Słyszałem, że wasza pożal się królowa, stworzyła wam wytrzeźwiałkę. To tłumaczy, dlaczego jesteście tak beznadziejnie osłabieni. Zaleźliście jej za skórę, czy co?
- To nie potrwa długo. – wychrypiał wampir. Alison dokładnie mu się przyglądała. Ledwo poruszał się do przodu, ale Rain najwyraźniej nie zamierzał mu pomagać. – Niedługo pozwoli nam…
Nie dokończył zdania, łapiąc się za brzuch. Zgiął się w pół i zwymiotował. Plama gęstej krwi rozbryzgała się na chodniku.
- No pięknie. – stwierdził lekko rozbawiony Rain
Alison usłyszała odgłos szybko zbliżających się kroków. Wychyliła się zza pleców Raina. W ich stronę truchtał jakiś mężczyzna. Sądząc po sportowym ubraniu, wybrał się na przebieżkę.
- Ktoś idzie, musimy go stąd zabrać. - Rain ani drgnął, nadal patrząc jak wampir wypluwa coraz większe porcje krwi. – Słyszysz? – syknęła, kiedy biegacz był już prawie przy nich.
Spojrzała na niego ostatni raz, jednak było już za późno. Mężczyzna w dresie nagle się zatrzymał widząc rannego wampira.
- Co mu się stało?
Pochylił się nad nim i od razu zaczął go oglądać, jakby znał się na tym od dziecka. Wampir zapatrzył się na jego szyję tak wygłodniałym wzrokiem, że Alison zmroziło krew w żyłach. Jednak kiedy już myślała, że rzuci się na przechodnia, odwrócił głowę w przeciwnym kierunku.
- Nic mi nie będzie. – szepnął
- Jasne. – mężczyzna nie dał się zwieść. – Wyglądasz okropnie, musimy zadzwonić po karetkę.
Wstał przeszywając wzrokiem najpierw Alison, a potem Raina.
- Już to zrobiliśmy. – powiedział niezwykle miłym głosem Rain. Jednak nim Alison zdążyła roziskrzyć podejrzenia, mężczyzna upadł na chodnik ze skręconym karkiem.
- Coś ty zrobił? – krzyknęła, wybałuszając oczy.
- Och, zamknij się. – rzucił, kucając przed wampirem. – To mój mały prezent dla ciebie. Zjesz grzecznie i pozbierasz się do kupy. Będziesz mi jeszcze potrzebny, jasne?
- Nie mogę. – zaczął słabo kręcić głową, jednak jego wzrok nie odrywał się od szyi zamordowanego biegacza. – Królowa…
- Będzie na tyle zajęta, że się nie zorientuje. Uwierz mi na słowo. Spotkamy się później w Harpunie. Lepiej dla ciebie żebyś tam był.
- Czego jeszcze ode mnie chcesz? – spytał łamiącym się głosem
- Dowiesz się w swoim czasie. A teraz idziemy.
Skinął na Alison i ruszył dalej. Nadal była w szoku po tym co zaszło, ale na razie postanowiła zostawić to w spokoju. Na razie. Zdecydowanie nie zamierzała o tym zapominać. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, jednak bardziej przerażał ją fakt z jaką łatwością przyszło mu zamordowanie mężczyzny. Nawet nie mrugnął, nie żałował. Był demonem, którym i ona mogła się stać. Czy ludzkie życie będzie dla niej również tak mało znaczyć?
Nie odzywali się ani słowem przez resztę drogi. W końcu Rain zatrzymał się w ciemnym zaułku, przed obdrapanymi, starymi drzwiami, nad którymi widniał wyblakły szyld „Hotel Rox”.
- Wejdziemy głównym wejściem? – zdziwiła się
- Przynajmniej będzie czerwony dywan.
- Chyba z krwi.
Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
- O boże, to miałeś na myśli, nie?
Nie odpowiedział, tylko wszedł do środka. Drzwi zaskrzypiały, ale poza tym w środku panowała cisza i ciemność. Przeszli przez korytarz, aż dotarli do większej sali, która ku zaskoczeniu Alison nie miała dachu. Czy nie powinien on być niezbędny w dzień, by chronić przed słońcem?
Rain stanął na środku, obracając się dookoła, jak turysta z lekko skrzywionym wyrazem twarzy podziwiający mankamenty budynku.
- Może ich nie ma. – powiedziała z nadzieją, chociaż sama wiedziała, że to niemożliwe. W gnieździe zawsze ktoś zostaje, by bronić terenu przed nieproszonymi gośćmi. Kryli się gdzieś w ciemnościach i czekali.
Pomieszczenie było ogromne, oświetlone przez blask księżyca. Stojąc na środku Alison była otoczona ze wszystkich stron. Miała widok na lekko zaciemnione barierki widniejące na drugim piętrze. Po podłodze walały się drewniane elementy. Deski, fragmenty mebli, boazeria i inne nierozpoznawalne śmieci. Rain sięgnął po jeden z nich, który przypominał połamany wieszak. Podrzucił go lekko, po czym zamachnął się wypuszczając go niczym strzałę. I nagle wszystko się ruszyło. Z barierek na górze, zaczęły zeskakiwać wampiry, dziesiątki, a może setki, a wszystkie z wysuniętymi kłami, gotowe do ataku. Rain szybko wyciągnął telefon i coś w nim stukał. Pisał sms-a o pomoc? Jeśli miał jakiś plan, to mógł się chociaż nim podzielić. Może jej serce nie galopowałoby tak jakby miałoby wyskoczyć z piersi.
- Świetnie, wykurzyłeś ich i co teraz? – szepnęła stając obok niego.
- Zaczynamy zabawę. – odpowiedział
Wyszedł im naprzeciw.
- Chcę rozmawiać z waszą królową. - Przynajmniej powstrzymał się od niepotrzebnych epitetów, stwierdziła z ulgą Alison. – Jedna drobnostka i już mnie nie ma.
Mówił to tak jakby naprawdę spodziewał się, że go wypuszczą. Byli w centrum ich terenu, otoczeni przez wampiry z każdej strony. Nie było szans, by uszli z tego żywi, dzięki ich uprzejmości. Alison zdążyła się już przekonać, że to zaborczy i dumny gatunek, który nie puszcza takich zniewag płazem.
Jednak po jego słowach tłum powoli zaczął się rozsuwać, a z pomiędzy nich wyszła niewysoka dziewczynka. Nie wyglądała na starszą niż trzynaście lat, a jednak wyraz jej twarzy mówił co innego. Powaga i przekonanie o własnej sile, niemal kontrastowało z jej dziecięcymi rysami. Długie i ciemne proste włosy opadały wzdłuż jej ciała dodając wzrostu, a otoczka w postaci gotyckiej sukni wzbudzała respekt.
- Wtargnąłeś na nasz teren bez zaproszenia i śmiesz jeszcze o coś prosić? – zaśmiała się szyderczo, co wyglądało i brzmiało niemal niesmacznie.
- Wcale nie prosiłem.
Usta wampirzycy wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
- Słyszałam, że te demonowate mają za długie języki, ale nie sądziłam, że nie grzeszą inteligencją.
- O, my grzeszymy! W takich sprawach, że sam Lucyfer jest pełen podziwu, ale nie jestem tutaj by o tym gawędzić. Potrzebuję od ciebie informacji i zdobędę je w ten sposób lub inny. Radzę pójść na ugodę.
- Wiesz, wiele osób, które odważyły się mi grozić już dawno gryzie ziemię. Twoje puste słowa nie robią na mnie wrażenia. Jesteś na moim terenie i wyjdziesz stąd na moich warunkach lub wyniosą cię w wielu… - przekrzywiła głowę jakby go oceniała - … kawałkach, z których nie zdołasz się już pozbierać.
- Nie zamierzam ci grozić. Szkoda mi na to czasu. Myślę, że musisz się po prostu sama o tym przekonać.
Rozbrzmiał piskliwy, krótki dźwięk komórki. Rain lekko schylił w jej stronę głowę, a na jego twarzy pojawił się uśmiech pełen pewności i satysfakcji.
- To było szybkie. – przyznał cicho
Wampirzyca patrzyła na niego z zainteresowaniem, czekając co powie. Jeśli przez moment straciła grunt pod nogami, to nie było po niej nic widać. Alison natomiast umierała ze strachu, chociaż pewność Raina działała na nią uspokajająco. Musiał mieć jakiegoś asa w rękawie. Niemożliwe, by przyszedł tutaj bez żadnej przewagi.
- Wampiry, takie przewidywalnie. Wejdziesz do ich speluny i wszystkie nagle się tym interesują. Zero bocznych straży. Nierozważnie. – pokiwał głową – Nie pozostawia się cennych rzeczy bez ochrony, żądna krwi wywłoko.
- Nie wiem, o czym mówisz.
Ruszył w jej kierunku, a ona nie pozostawała mu dłużna. Wyszli naprzeciw siebie niczym władcy przeciwnych stron. Z tym, że Rain miał jedynie Alison, a wampirzyca cały klan.
- Potrzebuję od ciebie informacji i potrafię je zdobyć bez twojej współpracy.
Wampirzyca cicho się roześmiała.
-O tym mówisz? - Sięgnęła ręką do wiszącego na szyi łańcuszka, na którego końcu znajdowała się niewielka fiolka.  – Po to tutaj przybyłeś?
Alison nie widziała wyrazu twarzy Raina, ale zauważyła napięcie jego ramion. Jeśli to był jego as, przechylający szalę, to właśnie polegli na całej linii.
Rain działał szybko, ale za wolno na królową wampirów. Jego ręka wystrzeliła w jej stronę, ale zdążyła skutecznie go zablokować. Chwyciła go za szyję i uniosła do góry niczym piórko.
- Zmiażdżę ci krtań, parszywcu.
- Puść go! – krzyknęła Alison
Wampirzyca zdawała się dopiero teraz ją zobaczyć. Odwróciła głowę, na moment spuszczając z oku dyndającego nad nią Raina i to mu wystarczyło. Uniósł nadgarstek do ust i rozerwał zębami własną skórę. Zanim królowa zorientowała się co zamierza, ten splunął krwią prosto na jej twarz. Puściła go odsuwając się przed palącą substancją.
- Brać go! – warknęła wycierając twarz
Rain wykonał skok do tylu w sekundę znajdując się tuż obok Alison.
- Chwyć mnie za szyję.
Nie zamierzała pytać, instynktownie wykonując jego polecenie. Rain ugiął kolana i wyskoczył w górę. Alison zacisnęła powieki chowając twarz w jego szyję. Czuła na sobie podmuch wiatru i za długi brak gruntu pod nogami. Odważyła się otworzyć oczy. Widziała w dole zniszczony dach hotelu i gnieżdżące się w środku wampiry. Czyżby lecieli? Unosili się nad ziemią tak długo. To nie mógł być skok. Ale jak to możliwe? Jej przekonania jednak szybko się rozwiały, kiedy ziemia zaczynała się zbliżać, a oni nie zwalniali.
- Rain!
- Trzymaj się.
Wtuliła się w niego gotowa na przywitanie twardego asfaltu. Poczuła gwałtowne uderzenie, które wyrwało ją z uścisku. Potoczyła się po asfalcie i zatrzymała dopiero przy krawężniku.  Odkaszlnęła próbując złapać oddech, po czym zerknęła przed siebie. Kilka metrów dalej na środku ulicy leżał Rain. Podbiegła do niego kiedy nie zarejestrowała żadnego ruchu w jego wykonaniu. Oczy miał otwarte, wyglądał jakby podziwiał niebo.
Nie do końca wiedziała, co ma właściwie powiedzieć, jak zareagować na jego postawę. Skórę na rękach miał zdartą, do żywego mięsa. Nawet nie próbowała myśleć o jego plecach. Przyjął całe uderzenie na siebie, a teraz leżał jakby odpoczywał. W końcu jednak odetchnął i powoli wstał, sycząc z bólu. Rozchylił zaciśniętą pięść. Na zakrwawionej dłoni leżał zwinięty łańcuszek z ciemną fiolką.
- Co to jest?
- Źródło informacji. 

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 12



               Piękny sen skończył się w momencie, w którym otworzyła oczy. Błogość, radość i euforia, wszystko to przeminęło na rzecz bólu i strachu. Gwałtownie nabrała powietrza unosząc się do pozycji siedzącej. Zamazane wspomnienia zeszłej nocy powracały w małych kawałkach. Ścisnęło ją w żołądku jakby miała zaraz zwymiotować. Nie jadła już od kilku dni, a w jej żyłach płynął alkohol. Głowa niemiłosiernie jej pulsowała jakby ktoś od środka walił młotem o ściany jej czaszki. Złapała się za skronie i przetarła twarz. Znajdowała się w jakimś małym, ciemnym pokoiku. Po podłodze walały się nieokreślonego kształtu graty i ubrania. Ona natomiast spoczywała na grubym, obszarpanym materacu, przykryta cienkim kocem. Jako, że nie znała tego miejsca w normalnych okolicznościach zaczęłaby panikować, ale strach wdarł się do jej serca z innego powodu. To co wczoraj się wydarzyło… To co ona zrobiła…
- O Boże. – szepnęła nabierając powietrza
Zdecydowanie nie była sobą. Stawała się jakąś inną, nieprzewidywalną istotą. Nie panowała już nad sobą. Była pewna, że jej czyny i myśli nie wypływały jedynie z odurzenia, nie całkowicie. Mroczna część jej jestestwa przejęła inicjatywę, sprawiając, że obojętność stawała się dla niej zabawna. Jak mogła normalnie funkcjonować skoro nie miała nad sobą kontroli?
Miała wrażenie, jakby obudziła się ze snu. Spoglądała wstecz na samą siebie z odrazą i przerażeniem. Zupełnie jakby oglądała film, w którym musiała odgrywać jakieś chore role. Problemem nie było jedynie szaleństwo w klubie, ale ogół.
Tym co przerażało ją najbardziej były jej własne odczucia. Miłość, współczucie, czy choćby czułość zdawały się odległe niczym gwiazdy na nocnym niebie. Zupełnie jakby znajdowały się poza jej zasięgiem. Myślała o Kevinie, Chrisie lub Drake’u i nie czuła nic. Jakby w ogóle nie była z nimi związana. Nic pozytywnego nie pojawiało się w jej sercu, ani umyśle oprócz smutku i złości na samą siebie. Jak ona mogła tak ich traktować? Dlaczego już dłużej jej na nich nie zależało? Chciałaby wraz z widokiem przyjaciela na jej twarzy pojawiał się uśmiech, tak jak dawniej. To było niewykonalne i za to zaczynała się nienawidzić. Nie zasługiwali na taką obojętność z jej strony.
Nagle drzwi się otworzyły. Alison odskoczyła w kąt, nie wiedząc kogo właściwie powinna się spodziewać. Do środka wkroczył Jake i niepewnie na nią spojrzał.
- Alison? – zaczął
Ręce jej się trzęsły, a oczy piekły od nieprzelanych łez. Nawet tego nie potrafiła. Demoniczny jad niszczył ją całkowicie, pozbawiając wszystkiego co czyniło ją człowiekiem. Objęła się ramionami i osunęła na podłogę, chowając twarz.
Była niezdolnym do uczuć potworem. Tak desperacko pragnęła jakoś temu zapobiec, ale nie wiedziała jak. Bała się, że ta część, która teraz jakby dała jej odpocząć i pozwoliła wpuścić odrobinę światła do jej wnętrza, niedługo znowu się wybudzi, sprawiając, że stanie się okrutną, nieokiełznaną bestią.
Pamiętała radość jaką sprawiało jej manipulowanie wampira, niepowstrzymywaną euforię i poczucie siły jakie napędzało ją do ataku na tamtego mężczyznę. Płomienie. Ogień, który spowił jej ciało.
- Dobra… Widzę, że jesteś rozdarta. Co takiego się stało?
Nagle na niego spojrzała. Zacisnęła dłonie w pięści, starając się zapanować nad ich drżeniem. Ponownie głęboko nabrała powietrza, które nieco oczyściło jej umysł. Zdawała sobie sprawę z powoli przesiąkającej się do jej wnętrza złości. Wbrew rozsądkowi pozwalała jej działać.
- Gdzie jest Rain? – spytała twardo, powoli wstając.
- Yyy… Jest w piwnicy… Trochę zajęty. – dokończył kiedy minęła go w  wejściu.
Nie miała pojęcia, w którym kierunku powinna była zmierzać. Metaliczny zapach wdarł się do jej nozdrzy. Krew. Postanowiła zaufać zmysłom i wkrótce po kilku skrętach, odnalazła drzwi, za którymi znajdowały się schody prowadzące w dół. Usłyszała brzęk metalu. Zbiegła po stopniach i z impetem rzuciła się na kolejne drzwi. Ustąpiły od razu, a ona wparowała do zaciemnionego pomieszczenia. Jasne światło nagiej żarówki oświetlało przeciwległą ścianę, przy której z rękami wysoko w górze zwisał znajomy wampir. Był nagi od pasa w górę, a z środka jego klatki piersiowej wystała zardzewiała i pokrzywiona, metalowa rura. W środku nie było nic więcej poza bujanym krzesłem, na którym siedział Rain, Alison jednak nie zwróciła na niego uwagi. Zszokowana wpatrywała się w krew spływającą po bladej skórze mężczyzny, którego tak umiejętnie wczoraj zwiodła. Jego głowa była spuszczona, a włosy ubrudzone i wilgotne. Alison nie była pewna czy jeszcze żył.
- Co…? Co tutaj się dzieje? – odparła na bezdechu
Rain spojrzał na nią przelotnie, po czym z powrotem powrócił do spokojnego bujania się na krześle.
- Jesteście nienormalni. – pokręciła głową
Cokolwiek planowali, jakichkolwiek informacji potrzebowali, miała to gdzieś. To ona wpakowała w to tego wampira i nie zamierzała stać bezczynnie kiedy go torturowano. Zacisnęła zęby i podbiegła do jak się okazało ledwo przytomnego więźnia. Sięgnęła do jego kajdan i już miała je zerwać, kiedy Rain gwałtownie ją odciągnął.
- Co ty robisz? – warknął
- A na co to wygląda. – syknęła
Chciała go wyminąć, ale ponownie jej przeszkodził.
- Nie zrobisz tego.
- Chcesz się przekonać?
Nie odpowiedział. Jego kryształowe oczy z uporem się w nią wpatrywały. Tym razem i ona nie miała zamiaru ustąpić. Niezbyt delikatnie odepchnęła go na bok, pozostawiając sobie wolną drogę do więźnia. Nim zdążyła choćby dotknąć łańcuchów, mocne szarpniecie powaliło ją na podłogę po drugiej stronie pomieszczenia.
- Wracaj na górę! – rozkazał
Odgarnęła włosy i jednym skokiem uniosła się na nogi. Złość zamieniała się w gniew dodając jej siły i pewności siebie.
- Zejdź mi z drogi!
Napiął mięśnie tym samym dając znak, że nigdzie się nie wybiera. Ruszyła w jego stronę i z impetem uderzyła w niego całym ciałem. Oboje upadli na ziemię, ale to Rain pierwszy się pozbierał. Skoczył na nią unieruchamiając jej ręce i nogi.
- Radzę się uspokoić. – odparł
- Chrzań się. – splunęła mu w twarz
Wytarł policzek o ramię zupełnie nieprzejęty jej wybuchem. Zaczęła się wyrywać, ale okazał się dla niej za silny. Mimo jego poleceń nie zamierzała się uspokajać. Jego blokujący uchwyt jeszcze bardziej ją denerwował. Niedługo musiała czekać kiedy jej skóra stanęła w ogniu. Z początku się przestraszyła, ale i tym razem płomienie nie robiły jej krzywdy. Rain lekko się odsunął chcąc ich uniknąć, ale jego uścisk, ani na chwilę się nie rozluźnił.
- Widzę, że spodobała ci się nowa umiejętność. Mnie też spalisz żywcem? – warknął
Nagle do niej dotarło, co w ogóle robi. Szeroko otworzyła oczy ze strachu, starając się jakoś zapanować nad ogniem, który spowił jej ciało. Rain zauważył w niej zmianę i niemal od razu ją puścił. Skoczyła na równe nogi z przerażeniem patrząc na własne ręce. Ogień powoli wygasał.
Atak drgawek ponownie ogarnął jej ciało. Trzęsła się jak galareta, zżerana przez poczucie winy. Spojrzała na stojącego naprzeciwko Raina. Jego skóra była zaczerwieniona i pokryta pęcherzami.
- Ja… - brakowało jej powietrza, a serce ponownie przyspieszyło
- Posłuchaj… - zaczął spokojnym głosem, powolnym krokiem zmierzając w jej stronę
- Nie zbliżaj się. – odskoczyła pod ścianę – Ja … Nie…
Oddech jej się rwał. Kręciła głową spanikowana. Spojrzała na własne dłonie. Wyglądały tak zwyczajnie i niegroźnie, podczas gdy potrafiły stanąć w ogniu, raniąc bliskie jej osoby. Wiedziała, że jest obserwowana i to nie tylko przez Raina. Przypięty łańcuchami wampir również patrzył na nią lekko zszokowany.
Nie wytrzymała presji. Rzuciła się biegiem z powrotem na górę. Otworzyła pierwsze drzwi jakie napotkała i wbiegając do środka natychmiast je za sobą zamknęła. Słysząc za sobą przyspieszone kroki przekręciła zamek, wiedząc że zapewne i tak by ich nie powstrzymał. Zarówno Rain jak i Jake byli obdarowani nadnaturalną siłą. Drewniane wrota długo nie stawiałyby oporu.
Małe pomieszczenie okazało się łazienką, w nie lepszym stanie niż reszta domu. Zagracona i brudna. Alison bez wahania weszła do wąskiej wanny i odkręciła zimną wodę. Lekki strumień kropli spływał na nią z góry z słuchawki prysznica. Poczuła przyjemny chłód, który studził jej rozpaloną skórę.  Nikogo nie spali jeśli będzie siedzieć w wodzie. Już nikogo nie zrani.
- Alison otwórz drzwi. – usłyszała stanowczy głos Raina – Nie ma co panikować.
Histerycznie się zaśmiała. To jego skóra była poparzona, a to ją próbował uspokoić. Nie zamierzała wychodzić. Zakryła twarz dłońmi, załamana. Dlaczego to było takie trudne? Nie radziła sobie pod żadnym względem. Ani fizycznie, ani psychicznie. Była do niczego. Nie mogła ryzykować, na siłę starając się coś zmienić. To i tak nie miało sensu, bo na końcu i tak ktoś cierpiał. Chociaż ona nie czuła miłości, ani współczucia, to jednak fakt, że kogoś skrzywdziła wypalał dziurę w jej sercu. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyła, nawet w najgorszych momentach swojego życia, nigdy nie czuła tak fizycznego bólu, spowodowanego przez żal i złość na samą siebie.
Wanna powoli napełniała się zimna wodą. Zakręciła kran i zanurzyła się pod jej taflę. Przyjemny chłód rozchodził się po jej ciele docierając do każdego miejsca. Kontury łazienki były zamazane i zniekształcone przez wciąż poruszającą się wodę.
Piekący ból w jej wnętrzu nie złagodniał, a wręcz przeciwnie nasilił się, z czasem jednak zaczęła go ignorować. Nie wiedziała jak i kiedy, ale nagle wszystko zanurzyło się w ciemności.

*  * *

               Gwałtownie nabrała powietrza wynurzając się z lodowatej wody. Oddech miała przyspieszony, a serce niemiłosiernie tłukło się o jej żebra. Wyskoczyła z wanny jak oparzona i drżąc z zimna oparła się o umywalkę. Coś ciemnego mignęło jej w lusterku. Spojrzała na własne odbicie. Oczy i kark miała pokryte w czarnych liniach i plamach, jakby ktoś pomalował ją farbą. Zaczęła żywiołowo przemywać twarz, ale dziwne malowidła nie schodziły. Były niczym tatuaże, niemożliwe do starcia. Po kilku bezowocnych minutach zwyczajnie się poddała.
               Odczekała trochę nasłuchując odgłosów z domu i jednocześnie wyrównując oddech. Dookoła panowała podejrzana cisza. Mimo obaw, odważyła się nacisnąć na klamkę i wyjść z łazienki. Korytarz pozostał ciemny i pusty. Nie tracąc czasu na niepożądane obawy i zwariowane myśli ruszyła ponownie do piwnicy. W drodze na dół postanowiła jedno, nie będzie tracić czasu na przemyślenia, które tylko rujnują jej psychikę. Będzie działać i żyć, skoro i tak nic innego jej nie pozostało.
               Tym razem pomieszczenie na dole było niestrzeżone. Rain gdzieś zniknął zostawiając przypiętego więźnia samego. Wampir wyglądał jeszcze gorzej niż ostatnio. Bardziej blady i zmizerniały. Do nastroju dokładał się również sterczący z jego piersi krzywy, zardzewiały pręt. Podeszła bliżej i uniosła jego głowę. Oczy miał przymknięte ze zmęczenia, ale był świadomy.
- Trzymaj się. – szepnęła – Wyciągnę cię stąd.
Sięgnęła wyżej do jego kajdan i zaczęła się z nimi mocować. Z jego gardła wydobył się słaby pomruk.
- Co mówiłeś?
- Wyjmij to. – nakazał słabo. Niepewnie spojrzała na groźnie wyglądający pręt. – Musisz… mocno… pociągnąć.
Rana dookoła stalowej nawierzchni powoli zaczynała się goić przez co wszystko wyglądało jeszcze paskudniej. Zupełnie jakby metal wrósł się w jego ciało. Wyciągnięcie tego nie mogło być łatwe, a tym bardziej przyjemne. Alison nie myśląc dłużej oderwała kawałek własnej koszulki i włożyła mu do ust.
- Staraj się nie krzyczeć. – poleciła tak cicho jak tylko potrafiła
Lekko kiwnął głową i zacisnął powieki przygotowując się na ból. Zacisnęła dłonie wokół pręta i głęboko odetchnęła. Musiała go wyciągnąć za pierwszym razem. Szybko i gwałtownie. Zaparła się stopami i napięła mięśnie, ciągnąć z całej siły. Wampir gwałtownie odchylił głowę do tyłu, ale nie wydał żadnego dźwięku. Alison niemal nie upadła na ziemię, kiedy zobaczyła co trzyma w dłoniach. Brudny pręt nie tyle był powykręcany, co rozchodził się na trzy części, niemal zakleszczając w ciele więźnia. Nie musiała patrzeć na jego klatkę piersiową by wiedzieć jak jest źle. Nie czekając dłużej zerwała kajdany. Wampir bezwładnie upadł w jej ramiona.
- Niestety, ale nie mam krwi. Będziesz musiał jakoś to przetrwać. Tylko nie trać przytomności, proszę.
Zarzuciła sobie jego rękę przez ramie i na wpół pociągnęła go w stronę schodów.
- Co ty robisz? – spytał zachrypniętym głosem
- Ratuję cię. Zamilcz i ładuj się po schodach na górę.
Gramolenie się po stopniach było tak trudne jak przewidziała. Wampir niemal w ogóle nie trzymał się na nogach. Alison prawie musiała go wnosić. Kiedy udało im się dotrzeć do drzwi, Alison była zlana potem. Czuła się coraz słabiej, nawet nie pytała jak było z jej towarzyszem. Wzrok mu się rozjeżdżał mimo, że na siłę próbował zachować przytomność.
Zatrzymała się w korytarzu by złapać oddech. Kiedy była w stanie znowu normalnie oddychać, z zarzuconym na ramię wampirem skierowała się do drzwi. Znalezienie wyjścia nie trwało długo, bo rozkład mieszkania był w miarę prosty, chociaż przedzieranie się przez porozrzucane wszędzie graty było trudniejsze i nie tak dyskretne jakby chciała. Nie zdążyła dotrzeć do wyjścia kiedy rozległ się głos Raina.
- Zdaje mi się, że nasz więzień nie potrzebuje dodatkowych spacerów.
Gwałtownie się odwróciła, napinając wszystkie mięśnie. Była gotowa ponownie go zaatakować, ale wolałaby tego nie robić. Rain stał po drugiej stronie ciemnego pomieszczenia i bacznie ich obserwował.
- Odpuść. – poprosiła – Nie mogę go tutaj zostawić. Nie kiedy widzę jak go traktujecie.
- Nie chcę ci przypominać, ale to ty go zwabiłaś w pułapkę. Jesteś współwinna.
- Wiem. – odparła twardo – I teraz to naprawiam.
- Chyba nie sądziłaś, że będziemy mu usługiwać i wtedy szlachetnie powie nam wszystko co wie. To oczywiste, że musieliśmy go przetrzymać. Gdyby oczywiście zdradził nam to co chcemy wiedzieć, obyło by się bez tych cierpień.
- Jasne. – splunął wampir – Zabilibyście mnie od razu jak tylko bym wam powiedział. Znam was bezduszne potwory. Może i moje serce już dłużej nie bije, ale ja przynajmniej nadal je mam.
Mimo, że jego słowa były skierowane do Raina, to Alison zabolały bardziej. Zdawała sobie sprawę, że są całkowicie prawdziwe.
- Nie obchodzisz mnie mały krwiopijco. Mam gdzieś, czy umrzesz z mojej ręki, czy jakiegoś innego stwora. Nie musisz mi wierzyć, ale zamierzaliśmy cię wypuścić i w sumie to nadal zamierzamy, o ile twoja pseudo wybawicielka nie zabije cię wcześniej.
- Co ty pleciesz? – zdenerwowała się
- Jest środek dnia, geniuszu. Jak tylko przekroczysz próg tego domu, twój pupilek usmaży się na dużym ogniu.
Alison odruchowo zaczęła się rozglądać. W środku nie było żadnych okien. Było tak ciemno, że z góry założyła, że jest noc. Jak zwykle niczego nie przemyślała.
Ramiona powoli zaczynały jej już sztywnieć. Ostrożnie usadowiła wampira na zaśmieconym fotelu i odwróciła się z powrotem do Raina.
- Nie pozwolę mu tutaj zostać. Jak tylko się ściemni, wychodzę czy ci się to podoba, czy nie.
Zaczął powoli iść w jej stronę.
- Rób sobie z nim co chcesz, ale po tym jak powie nam gdzie miała miejsce pierwsza masakra.
Nachylił się do wampira, który patrzył na niego spod podpuchniętych powiek.
Alison na chwilę zapomniała o wampirze i skupiła się na tym, dlaczego był im potrzebny. Nawet przez moment się nad tym nie zastanawiała, a chyba powinna.
- O jakiej masakrze mówisz?
- To nieistotne.
- Istotne. – uparła się, wchodząc między niego a wampira.
- Wyjaśnię wszystko jak już otrzymam to czego chcę.
Bezprecedensowo odepchnął ją na bok i skierował wzrok na rannego.
- To jak? Zmądrzałeś na tyle, by otworzyć usta?
- Nic nie wiem. Już ci mówiłem. – wychrypiał
- Ale? – nie ustępował Rain
Wampir wyglądał na zmęczonego i było oczywiste, że miał już dosyć tych gierek. Przez kilka minut patrzył bezczynnie na Raina, jakby rozważał, czy powinien cokolwiek mówić. W końcu jednak ustąpił.
- Znam kogoś, kto może ci pomóc.