Cisza to jedyne co towarzyszyło Alison od bóg wie jak długo. Tyle razy chciała się
odezwać, powiedzieć cokolwiek, byle tylko przerwać dołującą atmosferę. Rain
siedział obok, ale nie dawał znaku, że tak naprawdę tutaj jest. Spoczywał w
milczeniu dłubiąc kamienną posadzkę, co jakiś czas sprawdzając kieszenie.
Sytuacja wydawała się beznadziejna, a oni nie próbowali niczego by jakoś to
zmienić. Zamknięci w małej celi czekali, jakby ktoś miał ich uratować. Oboje
byli w jakimś stopniu demonami, nie mogli umrzeć, posiadali nadludzką siłę,
wyostrzone zmysły i podrasowaną kondycje, ale zostali powstrzymani przez kraty,
które dosłownie przeżerały im skórę. Alison pomimo całkowitego braku komfortu,
dobrze czuła się w ciemnościach. Już wcześniej lubiła noc, ale od jakiegoś
czasu dzień stał się czasem na sen. Szybko udało jej się przeprogramować własny
organizm, obrócić wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Rain miał rację, byli
podobni do wampirów. Nie potrzebowali co prawda krwi by przeżyć, ale czy to
sprawiało, że byli mniej okrutni? Niekoniecznie. Właściwie byli tak straszni,
że ktoś postanowił się ich pozbyć. Na dobre. Jeszcze kilka tygodni temu sama
najpewniej ruszyła by z odsieczą i dopomogła w unicestwieniu, ale teraz kiedy
poznała sytuacje od drugiej strony, widziała demony, które w niczym nie
przypominają bezmyślne maszyny do zabijania, zaczynała zmieniać zdanie. Może i
nie miała duszy, ale nadal potrafiła odróżnić dobro od zła. To, że nie zawsze
na nie reagowała to już inna sprawa.
Czas
jakoś zlatywał, właściwie to nie wiedziała jak długo tak siedzieli, ale i bez
zegarka potrafiła dostrzec, że nie były to jedynie minuty. Kiedy już zaczynała
sądzić, że nawet nie słyszy własnego oddechu, jakiś szmer dobiegł do jej uszu.
Cichy, ale znaczący. Ktoś, albo coś pałętało się na piętrze nad nimi. Co gorsza
dźwięki stawały się coraz bardziej intensywne.
- Słyszysz to?
- Nie łudź się. To nie wojownicy,
którzy wywalczą naszą wolność. – mruknął nawet nie podnosząc wzroku znad
podłogi
- Ktoś idzie.
Gotowa by wykorzystać być może
jedyną szanse na ucieczkę podniosła się na równe nogi, wypatrując czegokolwiek
w ciemności. Wkrótce potem dostrzegła niewysokiego mężczyznę w średnim wieku.
Bezprecedensowo wszedł do ich celi, nie przejmując się parzącymi kratami. Oczy
mu się szkliły jak małemu dziecku w Disneylandzie. Zakasał rękawy dokładnie się
im przyglądając.
- Witajcie moi drodzy goście. Jak
się podoba lokum?
Rain w końcu się zainteresował,
jakby poznał gościa po głosie. Wstał mrużąc oczy i bacznie spoglądając na
mężczyznę, powiedział bez grama ironii.
- Pięciu gwiazdek nie uzyska, ale
bywałem w gorszych miejscach.
- No tak, te całe kontrole
miałyby się o co przyczepić. Na moje szczęście to nie hotel, chociaż … -
przekrzywił głowę głęboko rozmyślając
Alison wykorzystała moment i
pytająco zerknęła na Raina, ten jednak nie spuszczał wzroku z nieznajomego.
- W każdym razie… - zaczął wracać
do głównego tematu – Mam kilka waszych rupieci, ale jakoś nie bardzo mnie
zadowalają. – sięgnął do jednej z kieszeni srebrnej marynarki. Ogólnie Alison
nie zwróciła uwagi na jego wygląd, ale narzuta zdecydowanie rzucała się w oczy.
– To cacko to jakiś złom. Ładnie się świeci, ale nie jest ani trochę cenne. –
wyrzucił telefon, który ku zdziwieniu Alison nie rozsypał się na kawałki. – A
to? Proszę was. To nie jest płomień? Do czego niby się przyda taka marna broń.
– Zapalniczka, która jako następna przywitała się z ziemią nie miała już tyle
szczęścia, co wzbudziło napięcie w mięśniach Raina. Było to tak zauważalne, że
Alison niemal nie prychnęła śmiechem. – W każdym razie, nie minęło mej uwadze,
że jesteście o wiele lepiej wyposażeni. – Znacząco spojrzał na szyję Alison.
Odruchowo sięgnęła do podwójnego
wisiorka.
- Że jak?
- Białe złoto i czyste srebro
najlepszej klasy. To jest dopiero skarb. – wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Nie ma mowy, to moja jedyna
pamiątka… - urwała zanim powiedziałaby za dużo – Nie ma szans, że to
dostaniesz.
- Raczej niewiele masz tutaj do
powiedzenia, złotko. – przetarł ochoczo dłonie
- Białe złoto i srebro. Pfff…Masz
słabe oczka, gościu. Ja mam coś bardziej wartościowego. – wtrącił się Rain,
wyciągając w jego stronę dłoń. Pierścień, który zmuszony był nosić zaiskrzył na
jego palcu.
Mężczyzna odwrócił wzrok od
wisiorka i skupił się na wyposażeniu Raina. Oczy jeszcze bardziej mu się
rozszerzyły kiedy zerknął na pierścień.
- Niemożliwe. Jeszcze nie
widziałem jej w takiej postaci.
- Sprawne palce czarownika czynią
cuda.
Już miał sięgnąć po biżuterie,
kiedy nagle się cofnął.
- Nie mógł być założony jako
ozdóbka. To materiał idealny do transportowania potężnej magii.
- Dokładnie. – stwierdził. – A myślisz, że dlaczego tak wyglądam, hm?
Nadal pozostając czujnym, chociaż
coraz mniej nieugiętym przekrzywił głowę, tym razem patrząc na Raina.
- Niezaprzeczalnie i tak bym ci
to zabrał, ale dlaczego tak łatwo chcesz mi to oddać, skoro poprawia to twoje
wady estetyczne?
- A dlaczego nie?
Alison taka odpowiedź by nie
zaspokoiła, ale nowoprzybyłego najwyraźniej przekonała. No cóż, najwyraźniej
nie grzeszył inteligencją, chociaż w jego aurze było coś, co sprawiało, że
Alison wolała trzymać się z daleka. Jakby magia, ale nie taka zwyczajna jak u
czarowników. Wydawała się starsza i potężniejsza. Kim lub czym był ten stwór?
- Niech będzie. – Łapczywie
sięgnął do dłoni Raina, jednym sprawnym ruchem pozbawiając go pierścienia. Może
to były jedynie przewidzenia, ale wydawało się, że ten zachwiał się nieco na
nogach.
Mężczyzna zafascynowany nowym
nabytkiem wybiegł z celi wesoło podskakując i całkowicie zapominając o wisiorku
Alison.
- Co to było? – szepnęła
zdezorientowana
Rain przez krótką chwilę nie
kontaktował, z lekkim niepokojem i niedowierzaniem wpatrując się we własną
dłoń.
- Smok. – odpowiedział w końcu.
- Smok? Eee… Może i nie jestem
ekspertem, ale nawet ja wiem, że wyglądają inaczej. Łuski, skrzydła, dymiący
pysk.
- To nie średniowiecze. – rzucił –
Wyobrażasz sobie trzydziestometrowego gada latającego nad Manhattanem?
-Myślałam, że smoki to wymyślone
stwory.
- Skoro istnieją wilkołaki i
wampiry, to dlaczego w smoki trudno jest uwierzyć? - Takie pytanie zbiło ją z
trasy argumentów jakie posiadała. – Poszedł już?
Alison zamknęła oczy próbując coś
usłyszeć. Dołująca cisza powróciła.
- Tak.
- Świetnie, zabieramy się stąd.
Kilka razy zacisnął i rozluźnił
palce dłoni. Przez chwilę nic się nie działo. Wkrótce jednak zebrał się wiatr,
ale nie zwyczajny powiew, czy też wicher. Silne strumienie powietrza jakby ktoś
wachlował ogromnym palmowym liściem. Ściany budynku zadrżały, a z sufitu
posypał się gruz.
- Rain?
Dobiegła do niego i szarpnęła go
za ramię, ale oczy miał zamknięte jakby zapadł się w odmętach własnego umysłu.
Tymczasem wiatr się nasilał, a budowla coraz bardziej naruszała. Alison musiała
przytrzymać się stojącego jak posąg demona, by nie stracić równowagi. Wkrótce
otworzył oczy, a jego tęczówki świeciły srebrnym, szalonym blaskiem. Zazgrzytał
metal i puściły kraty.
- Idziemy. – polecił. Sięgnął po
coś z ziemi, a następnie wybiegł z celi.
Alison dotrzymując kroku, biegła
tuż za nim. Manewrowała między spadającymi z sufitu odłamkami skalnymi,
starając się przy tym nie stracić równowagi. Rainowi szło nieco gorzej.
Momentami się potykał lub opierał o ścianę by nie upaść na ziemię. Utrzymywał
jednak równe tempo, jakby dokładnie wiedział, w którą stronę ma zmierzać by
znaleźć wyjście. Dla Alison każdy korytarz wyglądał tak samo, przez co po kilku
zakrętach straciła orientacje i gdyby musiała nie potrafiła by nawet wrócić do
celi. Brnęła naprzód za ciemną plamą, jaką był Rain. Wkrótce dotarli do schodów,
które wyprowadziły ich do nieco szerszego holu. Budynek nie przestawał się
trząść. Nie mieli wiele czasu zanim całkowicie się zawali. Wydawał się potężny,
ale strumienie powietrza mocno naruszyły jego strukturę.
Nie tracąc czasu biegli przed
siebie szukając wyjścia. Nagle jakby od potężnego ciosu Rain zachwiał się do
tyłu. Niemal upadł na twardą podłogę, ale Alison w samą porę zdążyła go podtrzymać.
Złapał się dłonią za klatkę piersiową i zaczął szybko oddychać.
- Teraz dostałeś zadyszki? –
zdenerwowała się
Było coś przerażającego w jego
oczach. Szaleństwo i strach dziecka, które zgubiło się w lesie. Zaczął nerwowo
rozglądać się wokół siebie, jakby próbował dostrzec coś pomiędzy ciemnymi
murami.
- Rain? – zaczynała się niepokoić
widząc go w takim stanie. Wcześniej wydawał się opanowany i nieustraszony, ale
teraz zachowywał się jak śmiertelnie przerażony szaleniec.
Odepchnął się od niej z taką
siłą, że prawie upadł na kolana. Zboczył z kursu otwierając potężne drzwi po
prawej. Alison rozdziawiła usta ze zdziwienia. Wielka sala, niemal jak połowa
boiska prawie w całości zapełniona różnego rodzaju skarbami. Złoto, srebro,
platyna i diamenty. Wszystko niemal oślepiało swoim blaskiem. Rain jednak nie
zwracał uwagi na żadne ze skarbów. Stanął przy jednej z większych nasypów
różnych artefaktów: koron, naszyjników, pucharów, bereł, monet i innych
kosztowności i zaczął nerwowo i energicznie ją przekopywać.
Gdzieś w innej części budynku rozległ
się niepokojący huk, który przypomniał Alison, że lada chwila mogą zostać
pogrzebani żywcem.
- Rain nie mamy na to czasu! –
krzyknęła starając się przebić przez panujący hałas.
Ten jednak nie zaprzestał
poszukiwań. Skakał od jednego nasypu do drugiego z determinacją i
roztrzęsieniem, jakiego jeszcze nie widziała u nikogo. Zupełnie jakby zależało
od tego jego życie. Krzyczała jego imię, ale on nie reagował. Odciął się od
rzeczywistości nie zwracając uwagi nawet na walącą się budowlę. Kiedy jedna z
kolumn podtrzymujących sufit niemal go nie przygniotła, Alison postanowiła
zareagować. Mocno szarpnęła go za ramię, ale odruchowo ją odepchnął. Nie
ustępowała wrzeszcząc mu nad uchem.
- Musimy stąd uciekać. Zabijesz
nas oboje!
- Uciekaj jak chcesz. Nie ruszę
się stąd.
- Co jest ważniejsze od twojego
życia?
Mocno pociągnęła go za rękę i tym
razem zareagował. Spojrzał na nią jakby wyrwała go z transu.
- Nie rozumiesz. – obwieścił
twardo – Wynoś się stąd, jeśli tak się boisz.
Jego ton sprawił, że krew zabuzowała
jej w żyłach. Nie było mowy, by pozwoliła mu tutaj zginąć. Jakoś nie widziała
tego jak poskładałby się do kupy po całkowitym zmiażdżeniu.
- Twoje flaki rozsmarują się na
podłodze, kretynie. – warknęła
Zaparła się nogami i zaczęła
ciągnąć go w stronę wyjścia. Walczył jak uwięzione w sidłach zwierzę, ale
Alison nie zamierzała ustąpić. Wywlecze go stąd siłą jeśli nie chce sam się
ratować.
- Ty naszprycowany, uparty
pustaku. – dyszała przeciągając się z wciąż opierającym Rainem.
Kiedy myślała, że już dłużej nie
da mu rady, gwałtownie na nią naskoczył, zwalając ich obu z nóg. Rozległ się
kolejny huk, tym razem przerażająco blisko. Spojrzała na miejsce gdzie jeszcze
przed chwilą stali. Wielki głaz, nie wiadomo skąd rozłupał podłogę i zostawiłby
z nich miazgę gdyby nie uskoczyli.
Rain jakby oprzytomniał i ze
strachem spojrzał na walące się wnętrze.
- Musimy uciekać. – powiedziała
między wdechami.
Lekko skinął głową. Alison
widziała smutek i rozczarowanie w jego kryształowych oczach. Powoli wstał i
cicho wyszedł na korytarz. Przez chwilę na niego patrzyła, po czym ruszyła w
jego ślady. Szybko znaleźli wyjście wyskakując na zewnątrz.
Spoceni i zmęczeni padli na
trawę, łapiąc kolejny oddech. Alison zerknęła na budynek. Zamek musiał być
piękny zanim zaczął się walić. Miała dosłownie kilka minut by nacieszyć się
widokiem nim całkowicie obrócił się w nic nie warte rumowisko. Liczne skarby
przywaliły głazy, cegły i kamienie. Zamczysko stało na skraju klifu, za którym
rozpościerało się morze. Słychać było jak jego pozostałości wpadają w otchłań
przepadając na zawsze w odmętach wody.
Leżeli tak jeszcze przez moment
zbierając siły i z lekkim niedowierzaniem patrząc na pozostałości gmachu. To
Rain pierwszy się odezwał.
- Za kilka minut będzie świtać.
Musimy szybko znaleźć kryjówkę. – obwieścił stanowczo
Wstał na równe nogi i prędko się
rozejrzał. Byli otoczeni przez drzewa, spomiędzy których nie wychodziła żadna
ścieżka. Alison nie miała pojęcia gdzie są, mogliby być nawet na innym
kontynencie. Rain również wydawał się lekko skołowany i zagubiony, ale mimo
tego ruszył pewnie w niewiadomym kierunku.
Ponownie nie miała wyboru jak
tylko iść za nim. Nie odzywał się przez całą drogę, a Alison póki co nie miała
zamiaru pytać. Jedyne, o czym była w stanie myśleć to miękkie łóżko, a przed
nim gorąca kąpiel. Wiedziała jednak, że nie tak szybko jej błogie wizje się
spełnią.
Promienie słońca powoli zaczynały
przedzierać się spomiędzy drzew, kiedy w końcu natrafili na prowizoryczne
schronienie. Niewielka jaskinia, bardziej przypominająca jamę jakiegoś
zwierzęcia.
- Na nic lepszego chyba nie możemy liczyć. –
skrzywiła się Alison, ostrożnie wchodząc do środka.
Musieli się zgarbić by móc
przekroczyć jej próg. Nora nie była obszerna, ale na tyle głęboka, że ukryła
ich przed parzącym słońcem. Uwalili się na jej końcu opierając o chłodną i
wilgotną ziemistą ścianę.
- Będziemy musieli przeczekać tutaj,
aż do nocy. – stwierdził Rain.
- Wiesz gdzie w ogóle jesteśmy?
Jak daleko od Aberdeen?
Zaprzeczył głową i odwrócił się
na bok, plecami do niej. To był koniec ich krótkiej rozmowy. Ponownie otoczona
przez dołującą ciszę, postarała się zasnąć. Mimo zmęczenia nie było to łatwe. Mimo
wszystko w brudnej, ciasnej norze czuła się lepiej niż w lochach wielkiego
zamku.