sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 17



               Nie śpiesząc się zeszła po schodach na dół. Już na holu słyszała jak wykłócał się o coś z recepcjonistką. Wkroczyła do korytarza przyglądając się rozgrywanej przed jej oczami dyskusji.
- Proszę sprawdzić jeszcze raz.
- Powtarzam panu, że żadna z tych kart nie jest w stanie pokryć kosztów jednej doby.
Tym razem starsza kobieta nie miała na sobie przykuwającego uwagę szlafroku, ale to nie zmieniało faktu, że nadal wyglądała beznadziejnie. Ubrania miała jakby wyciągnięte z zeszłego stulecia, co dodawało jej wieku. Sądząc po powoli pojawiających się na jej skórze zmarszczkach nie było takiej potrzeby. Gościnny wyraz zniknął z jej twarzy, powoli zastąpiony irytacją.
- O co chodzi? – spytała Alison.
- Skończyły się państwu środki. Nie mogę was wypuścić, jeśli nie zapłacicie. – podparła się pod boki, co miało nieco wywyższyć jej pozycję i dodać konsekwentności do jej słów.
- Jestem pewna, że jakoś się dogadamy. – zapewniła Alison zerkając pytająco na rozdrażnionego Raina.
- Nie mam wątpliwości. – potwierdził sięgając po coś do kieszeni. Nim się spostrzegła trzymał w ręce połyskujący pistolet wycelowany prosto w panią domu. – Sądzę, że mam dobre argumenty.
Alison tak zamurowało, że nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Przestraszona właścicielka cofnęła się natychmiast z rękoma uniesionymi ku górze.
- Nasza taksówka już czeka. – burknął wychodząc domu.
Nie chcąc nawet patrzeć na przerażoną gospodynie, Alison pośpiesznie wyszła za nim. Przed budynkiem stał oparty o samochód kierowca, cierpliwe czekając. Był nieco elegantszy niż można było się spodziewać po miastowym taksówkarzu. Wyglądał bardziej jak szofer, ale stojący za nim ledwo trzymający się kupy rzęch świadczył inaczej.
- Nasze bagaże zostały w środku. – stwierdził Rain, jednocześnie wyrzucając pistolet w pobliskie krzaki.
Kierowca grzecznie skinął głową i ruszył w stronę willi, by odebrać nieistniejące walizki.
- Wsiadaj. – polecił krótko jednocześnie zajmując miejsce za kółkiem.
Jak tylko Alison zajęła miejsce pasażera z piskiem wyrwał do przodu znikając z dzielnicy. Potrzebowała kilku minut by przeanalizować co właściwie się stało. To wyglądało jak zorganizowana i dobrze przemyślana akcja, chociaż same jej wykonanie wydawało się dla niego błahe jakby robił to codziennie. Kto wie? Może to była prawda. Zszokowana długo wpatrywała się w drogę zanim postanowiła się odezwać.
- Dobra, co to właściwie było?
- Co? – spytał z automatu, skoncentrowany na kierowaniu ukradzionym autem.
- To wszystko. Broń, groźby, kradzież. To nie było konieczne.
- Dzięki temu szybciej dotrzemy na miejsce.
- Widziałeś jej przerażenie? Omal nie wyskoczyła ze skóry. Mogłeś jej tego oszczędzić. Na boga, sama się przestraszyłam. Skąd w ogóle wziąłeś pistolet? Zresztą, nie odpowiadaj.
- Więc nie pytaj.
- Staram się zrozumieć. – spojrzała na niego nadal zszokowana. – Jak można tak po prostu celować do ludzi?
- Tak samo jak można złamać im kark.
Jego słowa nieco zbiły ją z tropu. Rain nie miał zahamowań, ani kiedy niemal wykręcił głowę tamtego biegacza, ani teraz kiedy trzymał palec na spuście pistoletu. Jakim cudem przychodziło mu to tak łatwo. Nie potrafiła tego zrozumieć.
- Jestem demonem. – wyjaśnił jakby słyszał jej myśli – Czyjeś życie nie ma dla mnie żadnej wartości.
- A może po prostu jesteś wściekły i chcesz pokazać, że tak jest. To się nazywa mechanizm obronny. – drążyła, jakby na siłę starała się go usprawiedliwić.
- Mechanizm obronny?
- Tak. Wkurzyłeś się bo zadrapałam cienką warstwę pomiędzy twoją obojętnością, a strachem, który jest ludzki. Słyszałam twoje krzyki dziś w nocy, widziałam blizny na twoim ciele. Czasami lepiej jest z kimś dzielić brzemię niż nosić je samemu. Mnie nie musisz nic udowadniać, bo wiem, że nie jesteś potworem za jakiego się uważasz.
Nagle zahamował zjeżdżając na pobocze. Alison nawet nie zauważyła, że na zewnątrz lało jak z cebra. Jakaś kobieta osłaniająca twarz kołnierzem płaszcza otworzyła tylne drzwi taksówki.
- Wolna? – spytała przekrzykując deszcz.
- Proszę wsiadać. – machnął Rain zachęcając ją by wskoczyła do środka.
Przez moment zerkała na zdezorientowaną Alison po czym przemoknięta usadowiła się na tylnym siedzeniu. Nagle powietrze w taksówce przeszył dziwny zapach. Gorzki i ostry, jak dotąd nieznany Alison. Ukradkiem zerknęła na pasażerkę. Skórę miała bladą i siną, a oczy podkrążone jakby nie spała przez co najmniej dwie doby.
- Poproszę do najbliższego hotelu.
- Już się robi. – powiedział tak ochoczym głosem, że Alison zaczęła się niepokoić.
Bezdźwięcznie spytała się go co kombinuje, ale on tylko szaleńczo się uśmiechnął. Miała co do tego złe przeczucia. Natychmiast obróciła się do tyłu w stronę zmokniętej kobiety. Mokry kaptur całkowicie osłaniał jej głowę, tak że z ledwością było widać twarz.
-Może lepiej żeby pani znalazła sobie inną taksówkę.
Samochód wyrwał do przodu z taką siłą, że Alison uderzyła o siedzenie.
- Daj spokój… - zaczął Rain – Nie możemy pozwolić by taka dama całkowicie się nam rozpuściła. Minuta osiem i będziemy na miejscu.
- Przestań Rain, to nie jest konieczne. – ten jednak nie reagował – Zatrzymaj samochód!
Wcisnął pedał gazu ignorując wszelkie znaki i światła. Na zewnątrz słychać było piski opon i dźwięki klaksonów.
- Może jednak, znajdę jakąś inną … - powiedziała nieco zlękniona co chwilę patrząc to na Raina, to na Alison. – Proszę się zatrzymać.
- Rain! – krzyknęła Alison
Gwałtownie skręcił kierownicą, sprawiając że samochód wpadł w poślizg. Siła z jaką taksówka przekoziołkowała się po drodze sprawiła, że Alison wyleciała na zewnątrz. Czuła jak jej skóra rozdziera się na twardym asfalcie, a kawałki zbitej szyby wbijają się w jej ciało. Poturlała się po jezdni zatrzymując dopiero na jej skraju. Z trudem uniosła głowę widząc jak auto staje w płomieniach. Spomiędzy iskrzących się łun dostrzegła nieprzytomne ciało pasażerki. Chwilę potem powietrze przeszył ogromny huk, gromkim echem ogłaszający eksplozję taksówki.
- Jestem potworem, za którego się uważam. – usłyszała gdzieś za sobą poważny głos Raina.

                                            * * *


               Nie odzywała się przez całą drogę do domu. Nie wiedziała co właściwie powinna powiedzieć. Coś podpowiadało jej, że powinna być na niego wściekła, za to że tak bezceremonialnie pozbawił życia niewinną kobietę, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Wewnątrz czuła spokój, jaki już od jakiegoś czasu towarzyszył jej w momentach, w których powinna popadać ze skrajności w skrajność. Wiedziała, że musi to zaakceptować, że taka już będzie, ale to uczucie nadal wydawało jej się obce i niepożądane, chociaż sama nie miała siły by się go pozbyć.
               Po wypadku szybko uciekli z miejsca zdarzenia zanim ludzie zaczęli się zbierać wokół wraku samochodu, chociaż Rain najwyraźniej nie bał się konsekwencji, ani starcia z policją. Zwyczajnie śpieszyło mu się do domu. Alison z drugiej strony wolała odwlekać ten moment tak długo jak się dało. Gdzieś podświadomie liczyła, że może jej przyjaciele zrezygnowali i wrócili z powrotem do Jacksonville, ale doskonale wiedziała jakie są realia. Oni nigdy by tego nie zrobili, a zwłaszcza Kevin, przez co było to jeszcze trudniejsze. Zdawała sobie sprawę, że musi w końcu z nim szczerze porozmawiać, ale naprawdę nie miała na to ochoty. Nawet jeśli zmieniała się w bezduszną istotę, to nadal fakt, że ktoś jej bliski miałby przez nią cierpieć wewnętrznie wypalał w niej dziury.
 - Musimy pogadać. – stwierdziła nieśmiało, chcąc przerwać ciszę i jednocześnie skierować własne myśli w innym kierunku. Rain jednak nie zareagował. Nadal szedł przed siebie, ani razu się nie oglądając. – Słyszysz?
Zirytowana jego ignorancją, szarpnęła go za ramię.
-Nie udawaj, że jesteś głuchy!
Wyszarpnął się i wrócił z powrotem do marszu.
- Co z tobą?!
- Przymknij się i wróćmy już do tego cholernego domu.
- Co cię napadło?
Starała się dotrzymać mu kroku, ale jego długie nogi pozwalały mu na stawianie większych kroków, przez co Alison musiała prawie biec by móc zastąpić mu drogę.
- Naprawdę nie mam ochoty słuchać twoich wykładów. – odpowiedział wreszcie się zatrzymując – Nie ważne jak bardzo będziesz sobie wmawiać różne kłamstwa, jestem demonem. Jestem tym, czym ty niedługo również się staniesz. Nie szukaj na siłę jakiś dobrych stron, bo nasz rodzaj ich nie posiada. Mamy wszystko gdzieś i wiesz co? Tak jest o wiele prościej. A teraz, ktoś chyba na ciebie czeka tam na górze, co?
Obróciła się zerkając przez ramię na niewielki blok mieszkalny Rognera.
- Chrzanić to. – syknęła
- Co?
- Chrzanić ciebie i całą tą sytuację.
Obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę domu. Gwałtownym ruchem otworzyła drzwi i energicznie skierowała się na górę w stronę części mieszkalnej. Nie zdążyła jeszcze przekroczyć progu przedpokoju, kiedy nagle się zatrzymała, wstrząśnięta widokiem. Czuła jak w jej gardle zaciska się gula, a serce zaczyna pośpiesznie bić. Nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy, co gorsza wewnętrznie się tego bała. A jednak on tutaj był. Stał tuż przed nią. Zachwiała się do tyłu wpadając na stojącego za nią Raina. Przelotnie na niego zerknęła, po czym na bezdechu wypowiedziała tylko jedno słowo.
 - Drake.