Kiedy wróciła do domu zastała
jedynie Drake’a, który opierając się o parapet wyglądał przez okno, z którego
widok rozciągał się na miasto. Koszulkę miał zakrwawioną w miejscu, gdzie
przebiło go ostrze, ale rana zdawała się już goić.
- W porządku? – spytała
nieśmiało, nie wiedząc właściwie jak zacząć rozmowę. Bała się tej chwili bardziej
niż czegokolwiek wcześniej. Wolałaby już chyba walczyć z najokrutniejszym
potworem niż stać tuż przed Drake’iem czekając na jego oskarżenia, w których
oczywiście miał swoją słuszność.
- Zależy o co pytasz. –
odpowiedział cicho
- Masz prawo być zły, ale…
- Nie jestem zły. – przerwał jej.
Odepchnął się od parapetu i z napięciem w każdym kroku ruszył w jej stronę. –
Jestem przesycony wściekłością i nienawiścią. I wiesz co? Nawet nie na ciebie,
czy niego, ale na siebie. Gdybym był tutaj z tobą od samego początku…
- Drake, byłeś ranny. Właściwie
to myślałam, że umarłeś.
- I to jest twoje
usprawiedliwienie? – krzyknął, ciskając ręką w stół, wywracając go do góry
nogami.
Zastygła w bezruchu, zatrzymując
powietrze w płucach.
W miarę jednak się opamiętał przecierając
twarz dłońmi starał się oczyścić umysł. Alison czuła zapach jego emocji i
zupełny ich brak u siebie samej. Dlaczego nie może jej być smutno z tego
powodu, dlaczego nie jest zła na samą siebie? Powinna żałować tego co zrobiła,
jednak tak nie było. Nie potrafiła nawet udawać, że tak jest.
- Wiem, że to przez co przeszłaś
nie było łatwe i ostrzegano mnie, że jad Potępionego może cię zmienić, ale
nigdy nie sądziłem, że na taką skalę. Ja nie wiem co powinienem teraz zrobić. Stoisz
tu przede mną wyglądając jak Alison, którą poznałem w Jacksonville, która
wywróciła mój świat do góry nogami i sprawiła, że … - urwał przekonany, że
posunął się za daleko we własnych słowach -
Wyglądasz i brzmisz jak Alison, która skradła mi serce, ale kiedy patrzę
w twoje oczy, nie widzę jej w tobie. Nie widzę tej energii, którą wokół siebie
rozsiewałaś. Nic się nie kryje za twoim wzrokiem. Nawet twój zapach… - podszedł
tak blisko, że gdyby ruszyła odrobinę ręką mogłaby go dotknąć. Nie była jednak
w stanie się poruszyć, sparaliżowana jego obecnością – Pachniesz inaczej. –
szepnął przybliżając twarz do jej szyi i mocno wciągając powietrze. – Pachniesz
jak on.
Zadrżała kiedy ciepły powiew
powietrza wydobył się z jego ust. Dotykał jej ciała tak delikatnie jak lew
bawiący się upolowaną zdobyczą. Była ofiarą poddaną jego woli.
- Drake…
- Czuję jego zapach na tobie.
Jego dłonie, ciało. On jest wszędzie.
Słyszała ukrytą złość w jego
głosie, odczuwała niepohamowaną rządze w jego ciele. Nie była jednak pewna, czy
była to chęć zabijania, czy może coś innego. Kiedy stał tak blisko niej, była
wstanie zrobić dla niego wszystko, ale nadal nie czuła się winna. Mogłaby
błagać by jej wybaczył, ale nigdy nie odczuwałaby skruchy. Fizycznie pragnęła
go bardziej niż zwykle, ale jej serce nie biło już dla niego, ani dla Raina,
nawet nie dla Kevina. Biło dla niej.
- To boli, Alison. Bardziej niż
srebro, które przemieszczało się w moich płucach.
Opuszkami palców przejechał
wzdłuż jej ramion, tak delikatnie jakby bał się jej dotknąć. Ciepło przepłynęło
przez jej ciało, pragnąc jego dotyku jeszcze bardziej. Przysunęła się do niego
bliżej opierając policzek o jego głowę. Bała się wykonać kolejny ruch, nie
wiedząc jaka będzie jego reakcja. Słyszała szybkie bicie jego serca, oraz
własne przyspieszone tętno, które starało się dotrzymać tempa. Jak to możliwe,
że tak bardzo go pragnęła, że nawet za nim tęskniła, ale nie była w stanie
znaleźć w sobie miłości, którą dawniej tak mocno odczuwała. To wydawało się
niemal podłe z jej strony, ale nie potrafiła tego wyjaśnić. Tego kim się
stawała może nie stać na miłość, może to jest maksimum jakie była w stanie
odczuwać względem drugiej istoty. Był tylko jeden wyjątek od tej reguły, który
musiała postarać się zagłuszyć dla dobra wszystkich.
Odsunęła jego głowę od własnej
szyi. Nie była pewna, czy to dobry pomysł, ale Drake wydawał się odurzony jej
obecnością, a cierpienie jakie skrywały jego oczy sprawiły, że musiała to
zrobić. Przybliżyła się do niego i objęła jego usta własnymi. Z początku nie
odpowiedział, co nadkruszyło jej pewność siebie, ale w końcu nie dał rady się
oprzeć. Jego dłonie powędrowały na jej talie, a usta lekko drgnęły, jakby nadal
nie był pewny, czy powinien jej na to pozwalać. Bił się z własnymi myślami,
podczas gdy ona nie potrafiła się kontrolować. Wsunęła ręce pod materiał jego
cienkiej koszulki, czując jak jego mięśnie napinają się pod wpływem jej dotyku.
Zadrżał na chwilę odrywając od niej usta i ciężko nabierając powietrza.
Zachwiał się lekko w jej stronę, sprawiając że zrobiła kilka kroków do tyłu, aż
napotkała na chłodną ścianę. Patrzyła na niego wyczekująco, ciężko oddychając.
Oczy miał zaciśnięte, a ręce oparte o pionową powierzchnie za nią. Cały drżał,
jakby z zimna. Wysunęła ręce spod jego koszulki i delikatnie dotknęła jego
policzków. Złożyła kolejny pocałunek na jego ustach, jakby próbowała go
przekonać i zachęcić. On jednak rozchylił powieki i spojrzał w jej oczy. Ten
widok zadziałał jak wiadro zimnej wody. Gwałtownie się od niej odsunął, prawie
przewracając, gdyby nie sąsiedni kredens, który przytrzymał go od upadku.
- Powinnaś wrócić do niego jeśli
liczysz na więcej. – stwierdził gorzkim głosem – Nie wiem kim się stałaś, ale
daleko ci do Alison, którą kochałem.
Nie spodziewała się tego, ale
jego słowa zabolały ją bardziej niż strzelenie batem. I nie dlatego, że były
wycelowane by ją urazić, ale z powodu bólu jaki sprawiały jemu samemu. Zupełnie
jakby była w stanie wyczuć to co stracił. Jego zdruzgotanie z powodu osoby,
którą kochał, a której już nigdy nie odzyska. Jakkolwiek by jej nie obraził to
nie sprawiłoby jej takiej przykrości jak jemu samemu i to była w stanie wyczuć.
Nie własne emocje, ale jego sprawiały jej cierpienie, które odbierało jej
oddech i ściskało serce. Przezwyciężyła jednak ból by móc coś powiedzieć.
- Nigdy już nie będę taka jak
wcześniej, Drake. Może i wyglądam tak samo, ale uczucie jakie odczuwałeś było
względem dawnej Alison. Nie przekłada się na mnie i chyba właśnie sobie to
udowodniłeś. Przykro mi, że cię zawiodłam. Naprawdę.
* * *
Spokojnie
przespała cały dzień budząc się dopiero późnym wieczorem. Wzięła szybki
prysznic, będąc przekonana, że zmyje chociaż część tego, z czym miała do
czynienia wcześniej. Wybrała świeże ubrania z szafki , starając się za dużo nie
myśleć o ich kompozycji, tak jak zawsze zresztą. Przekonana, że o tak późnej
porze wszyscy będą spać ruszyła do kuchni, jak najszybciej przechodząc przez
salon, w którym wczorajszej nocy wydarzyło się tak wiele. Otworzyła lodówkę nie
będąc właściwie głodna. Nieodczuwanie skręcania w brzuchu było w sumie
przyjemną zaletą bycia demonem. Mimo wszystko zachowując pozory wyciągnęła
dzbanek chłodnego soku i zamykając lodówkę sięgnęła jeszcze po jedno z jabłek.
Usiadła na blacie stawiając picie obok. Miała do przetrawienia wiele i nic z
tego nie miało związku z jedzeniem. W głowie cały czas słyszała słowa
przepowiedni. Starała się je jakoś rozgryźć by znaleźć sposób by wykluczyć z
niej siebie i Chrisa, a tym bardziej Darrena. Wiele poświęcił dla niej i jej
brata. Nie chciała by jeszcze oddał za nich życie. Ktokolwiek potrzebował ich
do ofiary będzie musiał sobie znaleźć kogoś innego.
- Nie możesz spać?
Do kuchni wkroczył pozbawiony
koszulki Kevin ubrany jedynie w dresowe spodnie od piżamy.
- Właściwie to dopiero co
wstałam. – mruknęła
- No tak, zupełnie zapomniałem,
że preferujesz teraz życie nocą. – zaśmiał się krótko – Długo będziesz molestować to jabłko zanim je
zjesz? Słyszałem, że nie do końca to lubią.
Zerknęła na obracane w dłoniach
jabłko. Gdyby miało jakikolwiek wyraz twarzy, na pewno nie należałby on teraz
do zadowolonych. Rezygnując z posiłku odrzuciła je Kevinowi, który bez
dłuższego zastanawiania ugryzł solidny kawałek.
- Myślałem wczoraj, że znowu nam
uciekniesz razem z nim. – wyznał – Cieszę się, że tego nie zrobiłaś.
- Może powinnam. Nie pasuję
tutaj. To są resztki starego życia, a ja zaczęłam teraz nowe. – odpowiedziała
od niechcenia.
Chciała to zrobić już wcześniej,
jednak teraz gdy na jaw wyszły nowe okoliczności i kiedy dogadała się z
Kevinem, wydawało się to nie na miejscu. Nawet jak dla niej.
- Ale pasujesz do niego.
Uniosła głowę nie wiedząc co
dokładnie ma na myśli. Wyglądał jakby przyznanie tego nie przychodziło mu
łatwo.
- Coś piłeś? – starała się
zburzyć napięcie
- Mówię poważnie. Przyznaję, że
go nie lubię, bo nie wydaje się zbyt przyjazny, ale też nie zdążyłem go poznać
tak jak ty. To znaczy… no wiesz.
- Tak? – uniosła brew,
zastanawiając się czy nie powinna wybuchnąć śmiechem na widok jego zmieszanej
miny
- Chodzi mi o to, że rozumiem
dlaczego uciekłaś razem z nim. On jest podobny do ciebie.
- Nie, Kevin. – zaprzeczyła mu –
On jest taki jaka ja będę, a widząc … - urwała przypominając sobie z jaką
łatwością przychodzi mu zabicie drugiej osoby. Bez zastanowienia, czy wahania
się. – Boję się, że mogę was skrzywdzić, mimo że na razie tego nie chcę, kto
wie jak to będzie za kilka lat, albo może nawet miesięcy. On nie ma tutaj
nikogo bliskiego i w ten sposób nie może nikogo skrzywdzić. Może ja też
powinnam się odizolować.
Podszedł do niej i chwycił ją pod
brodę by spojrzeć jej prosto w oczy.
- Wiesz co ja myślę? Właśnie dlatego, że tak
mówisz, wiem, że nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić, a nawet jeśli, to nie
boję się tego. Jesteś jedyną osobą, która mi pozostała. Jestem w stanie
zaryzykować wszystko, by być przy tobie jak najdłużej.
Odciągnęła jego dłoń od siebie i
oparła głowę o jego klatkę piersiową, nie wiedząc na co powinna się szykować, i
czy naprawdę powinna zostawać. Obiecała sobie, że go nie zostawi, ale co jeśli
w ten sposób naraża go na niebezpieczeństwo?
- Nie wiesz co może się wydarzyć.
– szepnęła
- Zapewne nic dobrego, ale hej…
Nasze życie zawsze było pełne niespodzianek i nie koniecznie przez cały czas
tych dobrych. Mimo wszystko przetrwaliśmy, nie?
Uśmiechnęła się, jak przez myśl
przepłynęły jej wspomnienia. Zarówno te jak byli dziećmi, kiedy ich życie było
takie beztroskie, jaki i chwile smutku i cierpienia, kiedy dostrzegali, że
życie nie zawsze jest tak kolorowe jakby się wydawało.
Odsunęła się od niego, widząc, że
i na jego twarzy pojawił się uśmiech, a wzrok uciekł daleko wstecz obserwując
ich dawne lata.
- Powinniśmy dostać nobla za
najbardziej hardcorowe życie. – zażartowała
Przytaknął skinieniem i wrócił do
spożywania soczystej przekąski. Czując nagłą suchość w gardle postanowiła
jednak nalać sobie soku do szklanki. W tym czasie Kevin dokończył jabłko i
wyrzucił ogryzek do śmietnika.
Podrapał się po głowie, nad czymś
się zastanawiając. Alison dostrzegała, że chce jej coś jeszcze powiedzieć, ale
postanowiła nie naciskać i pozwolić mu samemu wytoczyć działa. Miała tylko
nadzieje, że nie będą one skierowane w jej stronę.
- Tak się zastanawiałem… - zaczął
kiedy opróżniła już szklankę soku – Wczoraj w nocy, kiedy Rain miał ten atak.
- Nie był wtedy sobą, wiem to. –
powiedziała, jakby chcąc uprzedzić to co chciał powiedzieć.
- W tym rzecz. Przypomniał mi
wtedy o tobie.
- Co?
Takiego określenia się nie
spodziewała. Myślała raczej, że zacznie ją namawiać by zostawiła go w spokoju,
albo ostrzegać o tym, że jest niebezpieczny i nie powinna się tak narażać. Tak
jak zrobiłby typowy, starszy brat. Powinna się już domyślić, że oni nigdy nie
byli typowym rodzeństwem. Może egzystowali ze sobą w ten sam sposób, może
łączyła ich bratnio-siostrzana więź, ale nigdy nie kłócili się o rzeczy tak błahe
jak to, kto pierwszy zajmuje łazienkę. Zawsze byli ponad to, a ich problemy
wiązały się częściej z czymś poważniejszym, co w sumie nie koniecznie
wychodziło im na dobre.
- O tych nocach, kiedy budziłaś
się z krzykiem i płaczem. Kiedy próbowałaś zabić się przez sen.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Może on i jest demonem, ale
przecież nie mógł nim być od urodzenia, nie? Co jeśli jego organizm walczy z
czymś na tej samej zasadzie co organizm zmiennokształtnego kiedy długo się nie
zmienia?
- Możliwe. – przyznała – Ale
dlaczego mi o tym mówisz?
- Staram się go zrozumieć, poza
tym myślę, że Rogner nie mówi nam o nim całej prawdy. Widziałem, że nie jest ci
on obojętny Alison. Bardziej niż chcesz się do tego przyznać. Może i nie jesteś
w stanie odczuwać takich uczuć jak zwykła istota, ale jest pomiędzy wami coś
więcej. Prawda?
Ponieważ sama nie potrafiła tego
rozgryźć, nie mogła mu niczego potwierdzić. Rain zdecydowanie jakoś na nią
wpłynął zakorzeniając się w jej umyśle. Intrygował ją i jednocześnie sprawiał,
że robiła rzeczy, z których nie była dumna. Szybciej przyzwyczajała się do
całej tej sytuacji, akceptowała to czym się stawała. Była bardziej obojętna,
ale jednocześnie cierpiała kiedy on cierpiał. Była pełna skrajności i
kontrastu. Była z nim w jakiś sposób połączona, ale jednak tyle ich dzieliło.
Zupełnie jak…
- O mój boże… - wstrzymała
powietrze, a serce zaczynało jej szybciej bić w miarę jak docierały do niej
pewne fakty. – Musimy się dowiedzieć.
- Co? – Kevin był skonsternowany
jej zachowaniem i zdecydowanie zaniepokojonym jej nagłym przyspieszeniem tętna.
- Musimy się dowiedzieć kim był
Rain, zanim stał się demonem
Już chciała wybiec do kuchni, ale
złapał ją za ramię, odwracając w swoją stronę.
- Alison, o czym ty mówisz?
- To ja i Rain, Kevin. Nie Chris,
nie Darren. To ja i Rain jesteśmy elementami tej przepowiedni. – widząc, że
nadal nie rozumiał szybko mu wyjaśniła – Oboje jesteśmy demonami. Równi wobec
życia i śmierci, bo nie możemy umrzeć. Jeśli on również urodził się jako
zmiennokształtny bylibyśmy zrodzeni z jedności.
- A co z częścią połączeni
kontrastem?
Odetchnęła przez chwilę starając
się uspokoić.
- Jesteśmy połączeni, Kevin. Nie
wiem jak to wyjaśnić, ale potrafię wyczuć to co on. Nie ważne, czy jest to ból,
złość, czy nienawiść. Może nawet i szczęście, gdybym widziała go kiedykolwiek
szczęśliwego. Myślę, że potrafię na niego wpłynąć, tak jak on na mnie.
- Coś jak połączenie między tobą,
a Chrisem?
- Być może. Nie rozumiesz? Musimy
się dowiedzieć od Rognera, czym był Rain zanim się przemienił. Jeśli mam rację,
a Łowca jest w Aberdeen, będzie miał nas podanych na tacy.