Alison
zmieszana zerknęła na ciemną fiolkę. Nawet nie próbowała się domyślać co jest w
środku chociaż niezmiernie ją to ciekawiło.
- No dobra, ale co teraz? –
spytała
- Idziemy do Harpuna. –
stwierdził jakby to było oczywiste
- A co z wampirami? Jest noc,
dorwą nas w trymiga.
- Dlatego lepiej się pośpieszmy.
Nic więcej nie
mówiąc, zwyczajnie się odwrócił i pobiegł wzdłuż ulicy. Najwyraźniej czekała
ich dłuższa przebieżka. Nowa zdolność, dzięki której Alison nie męczyła się tak
szybko okazała się niezwykle przydatna. Nie zapominała jednak, że to przez
demoniczną krew, która płynie w jej organizmie. Nadal była zdania, że nie
powinna tego akceptować, ale miało to też swoje plusy, dzięki którym życie było
łatwiejsze. Szala mimo wszystko jednoznacznie nie przechylała się na pozytywy,
a wręcz przeciwnie. To wad było więcej, ale te obawy Alison już jakiś czas temu
zamiotła w najciemniejszy zakamarek umysłu.
Tak jak
wcześniej, do klubu weszli tylnym wejściem, tym razem bez większych problemów,
ani potrzeby ogłuszania kogokolwiek. Imprezowania była nieco mniej zatłoczona
niż zeszłej nocy, co nie oznaczało, że brakowało ludzi. Parkiet był całkowicie
zajęty, natomiast znalazło się więcej pustych stolików i lóż. W drodze do
jednego z nich Rain chyba trzy razy do kogoś dzwonił, jednak nieskutecznie, co
widocznie wzbudzało w nim irytacje. Usiadł na krześle i zaczął nerwowo stukać w
drewniany, pozalewany alkoholem blat.
- Widzisz go gdzieś? - Usiadła
obok niego wypatrując w tłumie znajomego wampira. – Może nie przyjdzie?
- Przyjdzie. – stwierdził pewny
swego.
Minuty mijały, a niezręczna cisza
się przedłużała. Oczywiście było słychać mocne bity z głośników, ale zdawały
się one być stłumione dla uszu Alison.
- A więc.. – zaczęła, próbując
zebrać myśli – Zamierzasz mi powiedzieć, co właściwie się stało i co to za
fiolka?
Spojrzał na nią wzrokiem
mówiącym, że nie zamierza nic wyjaśniać. Tym razem Alison nie pozwoliła się
zbyć. Już za długo nie wie co jest grane.
- Skoro razem z tobą pałętam się
nocami po mieście, chyba zasługuję na trochę światła na tą sprawę. Nie każ mi
się wszystkiego domyślać.
- W wisiorku jest krew
wampirzycy, zanim jeszcze stała się nieśmiertelna. Można z niej wyczytać każde
wspomnienie. Jednak do tego potrzebny jest inny wampir.
- I myślisz, że on się na to
zgodzi?
- Nie odważy się sprzeciwić.
Łatwo może się wydać, że pił ludzką krew, a z jakiegoś powodu ich pani im tego
zabroniła. Kary za nieposłuszeństwo bywają okrutne, czasami nawet śmiertelne.
Jeśli życie mu miłe zrobi wszystko, by utrzymać to w tajemnicy.
- To podłe. – powiedziała,
chociaż krótkie uczucie pogardy minęło zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć. –
A czego takiego chcesz się dowiedzieć? Była mowa o jakiejś masakrze? O co z tym
chodzi?
Nagle ożywiony uniósł się na
krześle. Alison nie zdążyła się obrócić na co patrzy, kiedy pociągnął ja za
rękę w stronę tylnego wyjścia.
- Cholera szybcy są. – warknął
pod nosem tak cicho, że ledwo go usłyszała.
Jakaś ciemna postać zastawiła im
drogę. Dopiero kiedy się odezwała, Alison zdołała go rozpoznać.
- Chodźcie tędy. Otoczyli cały
budynek.
Znajomy wampir wyglądał już
lepiej niż kilka godzin temu. Już prawie nie kulał, a siniaki zniknęły z jego
twarzy. Najwyraźniej ludzka krew zdziałała cuda.
Alison nadal ciągnięta przez
Raina, na ślepo biegła przez korytarz. W końcu wpadli do mniejszego
pomieszczenia i nagle się zatrzymali. Przed nimi stała sama Hulietta Valdorf,
patrząc na nich rozbawionym wzrokiem. Nim którekolwiek zdążyło zareagować,
mocne uderzenie w tył głowy pozbawiło ich przytomności. Oboje jak muchy padli
nieprzytomni na podłogę.
* * *
Wybudzenie
było tak samo nieprzyjemne jak za każdym razem. Mocny ból głowy, jakby coś
szurało o ściany jej czaszki. Do tego zamglony wzrok, który powoli zaczął się
klarować. Co im strzeliło do głowy by nie domyśleć się, że to pułapka.
Przestraszony, czy nie, wampir zawsze stanie po stronie swoich. Przewidywalnie
ich zdradzono, a oni na tyle głupio myśleli, że wszystko pójdzie jak po maśle.
Kiedy
Alison całkowicie wróciła do rzeczywistości, zorientowała się, że jest
zamknięta w małej, śmierdzącej wilgocią celi. Rain leżał obok niej, jeszcze
pogrążony w stanie nieświadomości. Powoli gramoląc się na równe nogi, starała
się dotrzeć do krat. Chwyciła za pręty i poczuła nieprzyjemne pieczenie, jakby
włożyła dłonie do rozżarzonego węgla. Gwałtownie się cofnęła i potykając o
leżącego Raina runęła z powrotem na twardą ziemię. To przynajmniej wybudziło go
ze snu. Skrzywił się, łapiąc za głowę, jakby miał migrenę. Dobrze wiedziała jak
się czuł. Dosłownie sekundy temu przeżywała to samo. Chociaż regenerowała się
szybko, wspomnienia nie znikały.
- Wstajemy geniuszu. – rzuciła,
podsuwając się pod ścianę, jak najdalej od parzących krat. – Śniadanie podano
do stołu.
Spojrzał na nią jak na stwora,
którego nigdy wcześniej nie widział. Jednak z każdą sekundą docierało do niego,
co właściwie się zdarzyło.
- O wy sukinsyny. – syknął,
przecierając twarz. – Wypuść nas ty łaknąca krwi, starożytna zołzo! – krzyknął
zachrypniętym głosem
- Już ją udobruchałeś? – spytała
kąśliwie. Nie odpowiedział. – Naprawdę jestem ciekawa. W końcu na pewno masz
jakiś cudowny plan, dzięki któremu się stąd wydostaniemy. Zapewne to, że tutaj
jesteśmy też było z góry ustalone w głowie super inteligentnego Raina!
- Zawsze tak skrzeczysz? Mózg mi
zaraz wycieknie nosem.
- Tylko w sytuacjach kryzysowych.
– odpowiedziała z nieuprzejmym uśmiechem.
- Nie jest źle. – stwierdził
oceniając klatkę, jakby analizował drogę ucieczki. Dłużej przyglądał się kratom,
aż Alison zaczynała myśleć, że popadł w jakiś trans.
- Parzą, radzę nie dotykać.
Spojrzała na własne dłonie,
których czerwień szybko bladła, przywracając skórę do pierwotnego, zdrowego
stanu.
- To widać z daleka. – parsknął – Wiesz dlaczego wampiry to
gatunek, którego boję się najmniej? – zapytał wcale nie oczekując jej reakcji.
- Bo masz za mało rozumu pod tą
czarną czupryną?
- Są podobne do nas, tylko
słabsze. To co szkodzi nam, może zabić również ich. Tak jak w tym przypadku
magicznie skonstruowane kraty, które jakimś sposobem transportują oraz przechowują
światło słoneczne. To nie łatwa sprawa i całkowicie niewykonalna dla takich pół-mózgów
jakimi są wampiry.
- Niewiarygodne jak nisko
oceniasz nasz gatunek. – gdzieś blisko rozbrzmiał echem głos Hulietty. Po
jakimś czasie Alison była w stanie dostrzec ją w cieniu po drugiej stronie
celi, swobodnie opartą o ścianę. – Przeliczyłeś się jednak licząc na to, że
nasz Rudolf zdradzi swoją królową. My w przypadku do was znamy swoje miejsce w
hierarchii.
- Łatwo to powiedzieć osobie,
która stoi na jej szczycie. – skwitował Rain
- Jestem ich królową bo
zasłużyłam na ich szacunek. Wy szumowiny, pewnie nawet nie wiecie co to jest.
Demony to paskudztwo, które trzeba wyplewić z tego świata. Tak jak zdążyłeś
zauważyć nie tylko my tak sądzimy.
- Wybijając dziesiątki waszych?
- To było wieki temu. Gra jest warta
świeczki, zwłaszcza, że już tak niewiele zostało. – Spojrzała gdzieś ponad nimi
jakby zobaczyła coś na ścianie. – Niedługo będzie świtać. Muszę was pożegnać,
ale nie martwcie się. Wkrótce ktoś was odwiedzi.
Chwilę potem zniknęła gdzieś w
ciemnościach, pozostawiając po sobie głuchy stukot kroków odbijających się od
ścian budynku. Minuty, które trwały zanim zapadła całkowita cisza tylko
ukazywały w jak wielkiej budowli są uwięzieni, co jednak nie było pomocne nawet
w najmniejszym stopniu.
- Teraz jest ten moment, w którym
raczysz mi wszystko wyjaśnić? – zagadała. Nie była już nawet zła tym, że została
wykluczona z gry. Niewiedza zaczynała ją męczyć, zupełnie jakby kręciła się w
kółko szukając wyjścia, które nie istniało.
Rain usiadł przy ścianie obok i
zaczął grzebać po kieszeniach.
- Przynajmniej to mi zostawili.
Mogłabyś?
Wyciągnął w jej stronę dłoń, w
której trzymał papierosa.
- Nie palę.
- Za to stajesz w ogniu, a tak się
składa, że obrabowali mnie z zapalniczki.
- Wybacz, ale to się nie dzieje
na zawołanie.
Westchnął głęboko, po czym
schował papierosa z powrotem do opakowania.
- Niech będzie. W końcu jesteś w
tym wszystkim nowa. – Miała ochotę zacząć się spierać, ale powstrzymała się,
widząc, że Rain zbiera siły by w końcu wszystko wyjaśnić. – Nie byłem co do
tego pewny, ale po tym co stało się w Jacksonville sprawa zaczynała się
naświetlać. Nie potrzebuję znać szczegółów, by złożyć co trzeba do kupy i
wysunąć jeden wniosek.
- Nadal nic nie rozumiem. –
wtrąciła
- Jesteśmy zamknięci w celi,
zdaje się, że będziesz miała mnóstwo czasu. – przerwał na moment - Byłem młody
kiedy przywieźli mnie pod skrzydła do Rognera. Przez te lata zdążyłem zauważyć,
że jest chorym fanatykiem, ale gdzieś w tej całej obsesji chowały się słuszne
badania i obawy. Zainteresował się on demonami nie bez przyczyny. Jest stary
jak świat i zdążył zauważyć, że przyrostek nagłych zniknięć demono-podobnych zacząć
wzrastać. Ktoś próbuje się ich pozbyć, ktoś kto nie jest byle kim. Niektórzy
twierdzą, że to czarownik, inni, że czysta ciemność. Trzy tysiące lat temu na
terenie dzisiejszego Aberdeen, kto wie co wtedy tutaj było, o ile w ogóle był
tutaj ląd, doszło do pierwszej masakry, w której zginęła jedna trzecia żyjących
wtedy czarowników. Rogner podobno był tym, który ledwie uszedł z życiem. Jak
dla mnie to ściema, nie może być starszy niż tysiąc lat, ale niech mu tam
będzie. Tysiąc lat później to samo stało się z wampirami, a kilka dni temu z
wilkołakami w Jacksonville. Podejrzewam, że wampiry wybito gdzieś przy
zachodnim wybrzeżu południowej Afryki. Jeśli tak jest, trzy masakry tworzą
wzorcowy trójkąt, na tak wielką skalę, że zgromadzona w ten sposób energia,
byłaby w stanie zniszczyć całą planetę.
- I myślisz, że ktoś zrobił to
wszystko by się was pozbyć, to znaczy nas?
Kiwnął głową.
- Czegoś mu jednak brakuje, ale
sam nie mam pojęcia czego. Rogner uważa, że potrzebuje czegoś lub kogoś na tyle
potężnego, kto by tą energię skumulował.
Jak Alison przenalizowała to
sobie wszystko na szybko, doszła do wniosku, że ktoś musiał zadać sobie wiele
trudu i skoro jeszcze nic większego się nie wydarzyło, zdobycie tej
odpowiedniej „soczewki” musi być niezwykle trudne.
- Ale skoro nie wiemy kto za tym
stoi, to tym bardziej jak mamy go powstrzymać?
- Nie zdołamy. Możemy jedynie
znaleźć czego potrzebuje i zniszczyć to, o ile w ogóle uważamy, że jest o co
walczyć.
-W sensie?
- Jak myślisz dlaczego świat
nadprzyrodzony nie panikuje, dlaczego się o tym nie mówi. Ktoś chce wykończyć
demoniczne istoty, dlaczego miałoby być to coś złego. Pozbędzie się plugastwa
za nich, a że ileś osób musiało za to zginąć… To niewielka cena.
- Niewiarygodne, że tak lekko o
tym mówisz.
- Jestem realistą. Wkurzonym
realistą, któremu odebrali zapalniczkę! – krzyknął
- Mówisz o końcu swojej rasy, a
przeszkadza ci jedynie głód nikotynowy? To absurdalne. – zaśmiała się
- To jest poważny problem. –
odpowiedział bez cienia uśmiechu