poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 7


Hałas dobiegający z dołu uświadomił Alison, że Nathaniel już wstał i prawdopodobnie ona powinna zrobić to samo. Z trudem rozkleiła oczy, orientując się, że leży na łóżku razem z Rainem, a jego ręka spoczywa przewieszona przez jej ramię. W pośpiechu zaczęła sobie przypominać wydarzenia zanim poszła spać. Po tym jak nie znalazła żadnego śladu na swojej skórze, który mógłby świadczyć o tym, że miała gnijącą ranę, postanowiła się wykąpać. Trochę jej to zajęło zanim zmyła z siebie całą krew. Potem walnęła się od razu na łóżko, a Rain zniknął w łazience. Musiał położyć się koło niej, kiedy ta już spała.
Przekręciła się na bok. Mimo zgrzytania, jakie wydały zardzewiałe sprężyny, ten się nie obudził. Czuła się trochę niezręcznie leżąc tak blisko niego, słysząc rytmiczne bicie jego serca i spokojny oddech. Twarz miał rozluźnioną i łagodną jak dziecko, w przeciwieństwie do oblicza, jakie nosił normalnie. Oczy wciąż pomalowane na czarno, wyglądały jakby skrywały potępioną duszę. Włosy rozczochrane, czysto grafitowe, zakrywały niemal całą poduszkę.
Alison zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę są do siebie podobni. Teraz, kiedy jad Potępionego bez oporu przepływał przez jej żyły i wsiąkał w jej cielesność, czy istniała szansa na ocalenie? Czy nie było tak, że właśnie przegrała swoją walkę? Co mogłaby uczynić by pozostać sobą? Nie chciała stać się zimną istotą, dla której życie przyjaciół jest nic niewarte. Nie chciała być taka jak Aeirin, taka jak Juan. Skoro teraz w jakimś stopniu była Potępioną, to jak powinna chronić resztki własnej duszy? Póki pamiętała o bracie i Drake’u, którego zostawiła poważnie rannego, była spokojna. Nadal jej na nich zależało, a to był dowód, że jeszcze nie zatraciła siebie w ciemności.
Nie chciała się przyznawać, ale czuła, że jest inna. Było w niej coś, co ją przerażało. Pewnego rodzaju pustka, która chciała ogarnąć ją całą. Alison miała wrażenie, że ta obojętność rosła z każdą minutą. Nie mogła pozwolić jej się rozwinąć. Musiała pozostać sobą za wszelką cenę, ale kim tak naprawdę była?
Pozostawiając rozmyślania wygrzebała się z objęć Raina i powoli zeszła na dół. Nathaniel krzątał się po kuchni, stukając talerzami.
- Już wstaliście? – zapytał zanim jeszcze przekroczyła próg
- Rain jeszcze śpi.
- Nie dziwię się. Dopiero późne popołudnie.
Alison zerknęła na zasłonięte rolety. Wkroczyła do salonu i delikatnie odchyliła jedną z nich. Blask słońca niemal od razu ją oślepił. Musiała zmrużyć oczy, by wytrzymać padające na nią promienie. Poza tym, że rozbolała ją głowa, to słońce nie parzyło jej skóry, tak jak przewidziała.
- To czym właściwie jesteś? – spytał siadając na kanapie i zajadając się zrobioną kanapką.
Zawahała się przez moment nie wiedząc czy właściwie powinna mu cokolwiek mówić. Nie wiadomo jaką wiedze na temat nadnaturalnego świata posiadał.
-  Byłam zmiennokształtnym.
- Co się zmieniło? – dopytywał z pełną buzią
- Powiedzmy, że los nie był dla mnie łaskawy.
Nagle jakby się zmieszał. Wymacał ręką stół i odłożył nadgryzioną kanapkę. Schylił głowę i zaczął bawić się własnymi palcami. Coś go dręczyło. Alison postanowiła dać mu czas. Nie chciała na siłę pchać się tam gdzie nie jest mile widziana.
Starała się oczyścić umysł z błądzących myśli. Spoglądała na niedokończone śniadanie Nathaniela, zdając sobie sprawę, że praktycznie nie jadła od kilku dni. Co gorsza wcale nie czuła się głodna.
- Pomyślałem o tym, co wczoraj mówiłaś. – zaczął nieśmiało – Przepraszam, że tak cię spławiłem. Naprawdę zależy mi by odnaleźć Elen i chyba jednak przyda mi się pomoc.
- Co tak naprawdę się między wami wydarzyło? – spytała odwracając wzrok od kanapki.
Przetarł oczy ukryte za ciemnymi okularami i pociągnął nosem.
- Naprawdę myślałem, że mnie kocha. Dobrze się między nami układało, aż do zeszłego tygodnia. Wyczuwałem, że tego dnia była jakaś dziwna i nieobecna. Zbywała moje pytania, odsuwała się, kiedy przechodziłem obok. Wieczorem oznajmiła, że nie może tak dłużej. Powiedziała, że odchodzi, od tak. Zapytałem, dlaczego, ale ona nie chciała odpowiedzieć. Kiedy zacząłem naciskać, krzyknęła, że nie może żyć z kaleką. Próbowała mnie zranić, ale wiedziałam, że nie to miała na myśli. Chciała bym ją znienawidził i faktycznie przez pierwsze dwa dni tak było. Potem do mnie dotarło, że moje kalectwo było czymś, co kochała we mnie najbardziej.
- Nie rozumiem.
- Elen miała dość nietypowy problem, albo moc. Nie wiem jak to nazwać. Potrafiła stać się całkowicie niewidzialna, czasami nawet o tym nie wiedząc. Momentami traciła nad sobą kontrolę, ale ja byłem w stanie ją dostrzec nawet, kiedy inni nie mogli. Wiedziałem, że byłem dla niej jak dar. Może to dziwnie zabrzmi, ale nawet ona sama mi tak powiedziała, że czekała na mnie tak długo. To nie miałoby sensu, skoro zostawiła mnie z tego powodu, prawda?
To rzeczywiście była dziwna historia i nie miała żadnego sensu. Alison zrozumiała, że jego podejrzenia są uzasadnione.
- Jaka jest twoja teoria? – spytała
- Przychodziłem na Halę przez cały czas, ale jej nie znalazłem. Nikt nie widział jej od tamtego czasu. Przynajmniej tak twierdzili ci, co nie naśmiewali się ze mnie. Może tylko robili sobie żarty, ale ja uważam, że ona naprawdę zniknęła i jestem pewien, że nie z własnej woli.
- Sugerujesz, że ktoś ją porwał?
Niepewnie kiwnął głową.
- Nie wiem, co jeszcze mógłbym zrobić by ją odnaleźć, ale ty… Znaczy on..- wskazał palcami na schody, za którymi była odseparowana sypialnia – On zna teren. Powiedział, że Elen już nie walczy. Co to znaczy? Może widział ją jeszcze po naszej kłótni.
- Nie wiem. To jego powinieneś…
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z rozmachem. Ktoś cały zasłonięty płaszczem wpadł do środka, niemal natychmiast zatrzaskując je z powrotem. Alison stanęła jak wryta, patrząc jak postać osuwa się na podłogę, odsłaniając kaptur.
- Jake? Co ty tutaj robisz?
- Gdzie on jest? – wydyszał – Dzwonię do niego od trzech godzin!
Niezgrabnie stanął na nogi, całkowicie zrzucając płaszcz. Tym razem Alison zignorowała jego wygląd. Chyba już się przyzwyczaiła do towarzystwa, które lubi ciemną farbę, makijaż i skórę.
- Śpi na górze. – odpowiedział Nathaniel, zupełnie nie zaskoczony nagłym wtargnięciem
- Jakie to typowe. – mruknął kręcąc głową – A ty jak się czujesz, kochana?
- Coś się stało?
- Nie. Wpadłem na herbatę, ryzykując poważne poparzenia skóry, ale nie przejmuj się, lubię czasami pożyć na krawędzi. Tak to się mówi?
- Czasami? Walczysz na śmiercionośnej arenie z jeszcze bardziej śmiercionośnymi brutalami. – stwierdził Nathaniel
- A ty! Przypomnij mi proszę, dlaczego jeszcze stąpasz po tej ziemi.
- Bo udzieliłem schronienia twoim przyjaciołom. – odpowiedział niewzruszony
- Chrzanić tych przemądrzałych ludzi.
Jake machnął ręką i jakby był u siebie wyszedł do kuchni w poszukiwaniu czegoś do picia. Alison ruszyła za nim.
- Więc dlaczego tutaj jesteś, ryzykując swoją nieskazitelną cerę? – nie odpuszczała
- Zaraz wyjaśnię, ale najpierw…
Wziął stojącą na blacie szklankę i nalał wody z kranu. Duszkiem opróżnił jej zawartość i mijając Alison w przejściu pobiegł na górę. Ciekawa dalszych wydarzeń nie odstępowała go na krok. Bezceremonialnie wtargnął do sypialni, jednym ruchem ściągając pościel. Rain tylko się przekręcił, w pół śnie otwierając jedno oko, by zobaczyć, kto mu przeszkodził.
- Dzwoniłem! Setki razy! – warknął Jake
- Wyłączyłem telefon. Tylko raz. – wymamrotał, chowając twarz w poduszkę.
- Czy chociaż raz możesz potraktować mnie poważnie, bo to jest P O W A Ż N A sprawa!
- Jake, ile razy mam ci powtarzać… - jego słowa były stłumione przez pościel – Nie interesuje mnie to, że twoja prostownica nie działa.
- Co? Ja nie prostuję włosów.
- Może powinieneś zacząć.
- Dosyć tego!
Gwałtownie zamachnął się ręką, jednym ruchem wywracając łóżko do góry nogami. Rain uderzył o przeciwległą ścianę i osunął się na podłogę.
- Zwariowałeś bezmózgi kretynie! – warknął, rozmasowując głowę
- Cieszę się, że już wstałeś. Masz pięć sekund by się ogarnąć. Czekam na dole.
Po tych słowach jak gdyby nigdy nic, pogwizdując, tanecznym krokiem opuścił pokój.
- Zaczynam go lubić. – przyznała Alison
- Jest cały twój. – burknął Rain, niezgrabnie podnosząc się z podłogi.
- Przyniosłem ci trochę ubrań. – powiedział Nathaniel, stojąc w progu, jak zwykle poruszając się niezwykle cicho jak na człowieka – Co to był za hałas?
Alison odebrała od niego stertę ciuchów i rzuciła je w stronę Raina. Zamykając drzwi pociągnęła niewidomego za sobą, odwracając jego uwagę od bałaganu, jaki zrobił Jake. Nathaniel może nic nie widział, ale słuch miał nieskazitelny.

*  * *

               Dokładnie piętnaście minut później cała trójka doczekała się schodzącego z góry Raina. Co dziwniejsze nie wyglądał jakby specjalnie się szykował. Nawet nie zakładał ubrań, które przyniósł mu Rain. Zwyczajnie zarzucił skórzaną kurtkę na nagie ramiona.
- Pasują? – spytał Nathaniel
Rain spojrzał na niego jak na pomyleńca.
- Jak ulał. – skłamał. Widząc, że wszystkie miejsca siedzące są już zajęte wybrał ścianę naprzeciwko Jake’a, który od samego początku mierzył go ponurym spojrzeniem. Alison dostrzegła, że jeszcze całkowicie nie doszedł do siebie. Momentami utykał, albo zaciskał zęby z bólu. – A więc co takiego strasznego się wydarzyło?
- Myślę, że nie ma co tłumaczyć. – zerknął znacząco na Nathaniela – Sam zobaczysz.
- O co konkretnie chodzi? – wtrąciła się Alison.
Nie podobał jej się sposób Jake’a na odtrącanie Nathaniela. Ta sprawa mogła jego nie dotyczyć, albo wychodzić poza jego wiedzę, ale mimo wszystko znajdowali się w jego domu i nie powinni go tak traktować. Jednocześnie w duchu ucieszyła się, że jeszcze reaguje na takie szczegóły.
Jake przez moment się wahał. Nie był przekonany, czy powinien cokolwiek teraz mówić. W końcu jednak zebrał siły.
- Cin Cin przepadł.
- To dlatego musiałem wstawać w południe? Jednego drania mniej. – burknął Rain
- Zamknij się. Wiesz, że to poważna sprawa. To nie pierwszy raz, kiedy…
- To samo spotkało Elen. – włączył się Nathaniel wyczuwając odpowiedni moment.
Jake momentalnie spojrzał w jego stronę, zdziwiony, że chłopak ma o tym jakiekolwiek pojęcie. W jednej chwili Alison widziała jak zmienia swój punkt widzenia, co do niewidomego, niepozornego chłopaka.
- Masz na myśli Elen Monroe?
- Podobno wyjechała z miasta. – stwierdził Rain
- Mi też nie pasowało jej zniknięcie. Dzieje się tutaj coś poważnego. Sami widzieliście wczorajsze wstrząsy. Możliwe, że w całym tym zamieszaniu porwano Cin Cin’a.
- Ale po co? – zdziwiła się Alison – Po co ktoś miałby to robić?
Zapadła grobowa cisza. Jake i Rain wymienili tajemnicze spojrzenia. Nathaniel wyczekująco kręcił głową, jakby na nich zerkał. Alison zaczynała nabierać podejrzeń, co do jego wady wzroku.
- Musimy to sprawdzić. – stwierdził ostatecznie Rain. 

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Światełko ty moje, cudnie jak zawsze.
    Dziś możesz spać spokojnie :D
    Swoją drogą, coraz bardziej ciekawi mnie ten cały Nathaniel.


    Pozdrawiam, Pomylona.
    ~

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle jestem w szoku ! Genialny rozdział i czekam na następny. Tak samo jak Pomylon coraz bardziej ciekawi mnie postać Nathaniela

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z tymi u góry bo Nathaniel mnie też bardzo interesuje ale po prostu jestem bardzo happy bo jest nowy rozdział i jest jak na mój gust najlepszy z tych wszystkixh które napisałaś na tym blogu już nie mogę się doczekać kolejnego rodziału tylko jedna żecz mnie martwi co z drake czekam na nn i książke ;)

    OdpowiedzUsuń