Albo
czas tak strasznie jej się dłużył, albo wycieczka do klubu naprawdę trwała
wieki. Nie miała pojęcia jak długo szli, ale wydawało jej się, że minęły lata,
aż w końcu Rain się zatrzymał, mówiąc, że tutaj powinni spotkać się z Jake’iem.
W oddali było słychać stłumione uderzenia basów oraz głośne rozmowy
imprezowiczów. Najwyraźniej dobrze się bawili, podczas gdy Alison była zmuszona
stać na zimnie i czekać. Na szczęście Jake zjawił się lada moment. W swoich
długich i starannie uformowanych, prostych włosach oraz ciemnym stroju. Jego
skóra tak jak wcześniej była naznaczona czarnymi szramami, jakby wyszedł z
kotłowni. Czy oni wszyscy musieli się tak brudzić? Jaki był tego sens? I jakim
cudem w ogóle chciało im się to wszystko nakładać? Co dziwniejsze jak
utrzymywali to nienaruszone? Spoceni, czy po wstaniu z łóżka, zawsze byli
idealni. Alison zaczęła przyglądać się własnym dłoniom, a później ramionom. Czy
ona też powinna umazać się błotem, aby do nich pasować? Jake spojrzał na nią
lekko zdziwiony, jakby nie wiedział co ona w ogóle tutaj robi.
- Nie pytaj. – stwierdził Rain,
zrezygnowanie kręcąc głową – Proszę, nie pytaj.
Jake tylko się uśmiechnął,
rozumiejąc co ma na myśli przyjaciel.
- Wszystko z grubsza już ci
wyjaśniłem. Jak gościa namierzę to dam znać.
- Ale ja nic nie wiem. –
stwierdziła Alison, odrywając się od obserwacji własnej skóry – To znaczy, mnie
nie wtajemniczyłeś.
- Załatwię nam wejście od tyłu. –
westchnął Rain, zostawiając ich samych
Alison nie przejęta zachowaniem
towarzysza, nadal wyczekująco przypatrywała się Jake’owi.
- W klubie zjawi się pewien
osobnik, który może nam pomóc w sprawach tych zniknięć. Zanim to jednak
nastąpi… - zagarnął ją ramieniem – …mamy czas by poszaleć. Gwarantuję ci, że na
lepszej imprezie nie byłaś. Nie jest łatwo się tutaj dostać, ale my mamy swoje
wejścia. – mrugnął i podprowadził ją w kierunku zaułka, w którym zniknął Rain.
Alison coraz mocniej kręciło się
w głowie, a obrazy coraz częściej stawały się zamazane. Zignorowała jednak
nieprzyjemne objawy i pozwoliła się zaprowadzić do klubu. Muzyka powoli stawała
się coraz głośniejsza. W końcu stanęli przed metalowymi drzwiami. Jake wyszedł
na przód i zabił kilka razy pięścią. Wkrótce potem wrota się otworzyły, a zza
nich wychylił się Rain. Nic nie
powiedział tylko kiwnął głową by weszli.
- Nie ma ochroniarzy? – spytała
zdziwiona
- Już nie. – odpowiedział Jake
- A więc tak się załatwia
wejściówki. Zapamiętam. – zaśmiała się
Szli ciemnym korytarzem, co jakiś
czas mijając chwiejących się ludzi i nieludzi. Alison już nauczyła się
rozpoznawać swój własny gatunek. Nie tylko poprzez cechy zewnętrzne, ale
również po zapachu. Nagle stał się on dla niej charakterystyczny i wyraźny. Gorzki, a zarazem orzeźwiający.
Jak tylko znaleźli się w
większym, chociaż przez to też bardziej tłocznym pomieszczeniu, Rain od razu
zniknął gdzieś w tłumie. Alison stanęła jak wryta, kiedy w pełni ujrzała ogrom
sali. Wielki parkiet, zapełniony setkami wijących się tancerzy. Co najmniej cztery
potężnie rozbudowane bary pilnowały każdej ze ścian. Poza tym w dali znajdował
się przedział dla siedzących z rozległymi lożami. Drażniącą bębenki muzykę
podkręcały kłęby dymu i setki świateł. Jake miał rację, Alison jeszcze nigdy
nie była w takim miejscu. Bary, które odwiedzała w Jacksonville były przy tym
zaśmieconymi spelunami.
- Witaj w Harpunie. – powiedział
Jake tuż przy jej uchu, by przedrzeć się przez muzykę – Coś do picia?
Alison nie zdążyła odpowiedzieć,
nadal onieśmielona klubem. Jake złapał ją za rękę i pociągnął w stronę baru.
Jak się okazało to właśnie tam zniknął Rain. Siedział już na jednym ze stołków
i chyba zarezerwował miejsca również im. Alison nie mogła nie zauważyć trójki
stojących obok naburmuszonych nastolatków. Mierzyli spokojnie siedzącego Raina
nienawistnym spojrzeniem. Jednak jak tylko Jake z Alison zajęli odebrane im
miejsca, zrezygnowali i zniknęli gdzieś na parkiecie. Pojawiła się za to
kelnerka z pustą tacą, która niemal od razu spojrzała w stronę Raina.
- Co podać? – uśmiechnęła się
zalotnie
- Tobie to chyba wody, co? –
skierował się do Alison
- Och, daj spokój. Jak chce
odlecieć, to niech odlatuje. Nie możemy pozbawiać jej skrzydeł. – Jake stanął w
jej obronie
- No właśnie.
Rain przez moment dziwnie
spoglądał na kumpla. Alison nie do końca była w stanie rozszyfrować jego
spojrzenie. Krył się w nich niewypowiedziany ból, co przywróciło ją do pionu.
- To ja może na razie zrezygnuję.
- Ale ty chyba się czegoś
napijesz, co?
Wysoka brunetka, w ciemnym
uniformie sięgnęła delikatną dłonią do ramienia Raina.
- Przynieś jakieś dobre wino,
kelnerko. – odpowiedział zupełnie nią niezainteresowany – I mocną whisky dla
niego.
- Już się robi.
Kobieta szeroko się uśmiechnęła,
nie przejmując faktem, że została zignorowana i kołysząc biodrami
odmaszerowała.
- To wiecie kiedy on się zjawi? –
zagadała Alison, próbując rozładować napięcie, które nagle przesyciło powietrze
między nimi.
-Oby jak najszybciej. – burknął
Rain i zsunął się ze stołka.
Już miał odejść, kiedy podbiegł
do niego jakiś niewysoki chłopak. Włosy miał mokre i rozczochrane, zresztą jego ubranie wyglądało podobnie. Było
widać, że spędził tu już jakiś czas i najwyraźniej dobrze się bawił, bo uśmiech
nie schodził z jego twarzy.
- Normalnie nie wierzę, że cię
widzę. – wykrzyczał głosem pełnym
entuzjazmu – Stary, wiesz ile jest tutaj twoich fanów. Uczynisz nam ten
zaszczyt? DJ już zaczął przynudzać. To całe
techno rozwala nam mózg.
- Nie tym razem, młody. –
bezprecedensowo go wyminął, ale chłopak nie rezygnował i ruszył za nim, dalej
na coś go namawiając
- O co chodzi? – spytała Alison
- To nic takiego. – odpowiedział
wymijająco i sięgnął po świeżo postawioną przed nim szklankę whisky
- W porządku, a to wcześniej? Co
go tak nagle ugryzło?
- To Rain. Nie próbuj go
rozgryźć. Ma większe humory niż kobieta w ciąży. Choć, nie będziemy tutaj
siedzieć.
Ponownie pociągnął ją za rękę,
ale tym razem ruszył w stronę parkietu. Zaczął przepychać się pomiędzy
skaczącymi osobami i zatrzymał się dopiero w centrum tłumu.
- Tutaj nie ma ograniczeń. –
krzyknął w jej stronę – Możesz dać z siebie wszystko.
Wyciągnął do góry ręce i zaczął
bujać się w rytm muzyki. Zaśmiała się widząc jak dobrze się przy tym bawił. Już
wcześniej wyglądał jej na lekko zwariowanego i pełnego energii, ale dopiero
tutaj mogła zobaczyć jak bardzo go nie doceniła. Był na swoim miejscu i czuł
się jak ryba w wodzie. Nie tylko Alison była zachwycona jego wyczuciem rytmu. Tańczący
obok również zwrócili na niego uwagę i zaczęli go naśladować. Niektórzy nawet
krzyczeli jego imię, co było znakiem, że był tutaj częstym bywalcem. Z
głośników zaczęła lecieć jakaś żywsza piosenka i wszyscy jak jedna fala
wyskakiwali do góry z wysoko uniesionymi rękoma. Było słychać gwizdy podziwu i krzyki
dziewczyn. Alison szybko złapała rytm. Jake to zauważył i przyciągnął ją bliżej
w swoim kierunku. Uśmiechał się do niej jak dziecko w parku rozrywki. Tak, to
zdecydowanie był świat, do którego należał. Jego twarz niemal promieniowała
szczęściem. Emanował pozytywną energią, która szybko udzieliła się również
Alison. To było jak piękny sen. Wszyscy uśmiechnięci i połączeni muzyką. Alison
nie czuła upływu czasu. Utwory zlewały się w jeden, a ona nie traciła sił. Na
parkiecie pojawiały się coraz to nowsze osoby. Alison jak w transie
przeskakiwała od jednego do drugiego krzycząc i śmiejąc się. Czasami była
zmuszona zatrzymać się przy kimś dłużej, ale jakoś specjalnie jej to nie
przeszkadzało. Nie zwracała uwagi na żadnego z facetów. Liczył się tylko taniec
i dobra zabawa, a że przy tym ktoś mocniej ją objął nie miało znaczenia.
Poruszała się tak szybko, że po jakimś czasie nieudanych zalotów tracili nią
zainteresowanie, co również jej nie obchodziło. Wpadła w radosny wir i nic nie
mogło jej z tego wyrwać.
W końcu jednak muzyka ucichła i
wszyscy zaprzestali swoich dzikich pokazówek. Gdzieś w oddali rozległy się
krzyki zadowolenia i aplauzu. Aliosn nie zwracała na nie uwagi, bo dopiero gdy
się zatrzymała uderzyła w nią fala zmęczenia. Serce biło jej jak szalone, a
nogi niemal jej się ugięły. Wszystko było w porządku dopóki się nie zatrzymała.
Potrzebowała kilka chwil by odetchnąć. Potem nie wiedząc co działo się na
przodach sceny, starała się odnaleźć Jake’a, który w całym tym szaleństwie
gdzieś jej zniknął.
Kolorowe światła przygasły, a na
scenie wybuchły kłęby pary, co jeszcze mocniej rozweseliło publikę. Niemal
wszyscy stanęli, wpatrzeni w miejsce gdzie jeszcze niedawno urzędował DJ. Cisza
się przedłużała, co podkręcało cały tłum. Alison wykorzystała moment spokoju by
się rozejrzeć. Dostrzegła Jake’a stojącego bardziej na uboczu z szklanką pełną
whisky. Zaczęła się do niego powoli przepychać. Zatrzymała się dopiero, kiedy
usłyszała potężny ryk gdzieś na scenie,
jakby ktoś obdzierał kota żywcem ze skóry. Ławice iskier wyskoczyły do
góry i zapaliły się reflektory. Alison od razu rozpoznała głęboki głos. Na
scenie szalał Rain z poobdzieranym mikrofonem i śpiewał. Niemal rozszerzyła
usta ze zdziwienia. Ciężkie brzmienia gitary i mocne uderzenia perkusji
wypełniły salę. Nie była w stanie rozpoznać żadnego ze słów. Nie była pewna czy
śpiewał w innym języku, czy to może aplauz publiki wszystko zniekształcał. Wpatrywała
się przez chwilę jak wrzeszczy do mikrofonu wydobywając z własnego gardła
głośne krzyki, które w pewien sposób łączyły się w melodie. Ciężką dla ucha,
ale jednak melodię.
Trochę jej zajęło zanim się
otrząsnęła i z powrotem zaczęła przedzierać się do Jake’a, który już kończył
swojego drinka i zamawiał następnego.
- Tutaj jesteś. – uśmiechnął się
kiedy przy nim stanęła
- Cudownie się czuję. – wydyszała
– Miałeś całkowitą rację. To najlepsza impreza na jakiej kiedykolwiek
byłam.
- Dla mnie niestety już się
skończyła. Nasz cel się zjawił.
- No to idziemy z nim pogadać.
Gdzie jest? – zaczęła się rozglądać, ale od razu ją powstrzymał
- To nie jest nasz kumpel,
Alison. Musimy, jakby to powiedzieć… Uprowadzić go.
- O! – załapała – Ok, to jaki
jest plan?
- Był taki, że razem z Rainem
uprzejmie go stąd wyprowadzimy, ale jak widać, klimat mu się udzielił.
Wskazał szklanką w stronę sceny,
po czym jednym duszkiem wypił całą jej zawartość.
- W takim razie zdaj się na mnie.
Kto jest naszym celem?
Zrezygnowany przechylił głowę w
stronę jednego z mniej zatłoczonych kątów sali.
- Ten śnieżnobiały, wypicowany
wampirek. – burknął napełniając
szklankę.
- Nic prostszego. – stwierdziła
Alison zabierając mu alkohol sprzed nosa. Wypiła kilka porządnych łyków, które
ugasiły jej pragnienie, a jednocześnie rozpaliły przełyk, na tyle, że musiała
odchrząknąć kilka razy zanim odzyskała głos. – Przyprowadzę go do korytarza,
którym tutaj weszliśmy.
Nie wyjaśniając nic więcej
ruszyła w stronę celu. Sama do końca nie wiedziała co zamierza, ale miała
obmyśloną pewną strategię, która ostatnim razem nie za dobrze się dla niej
skończyła. Teraz jednak nie była już tylko Zmiennokształtnym, liczyła, że wiąże
się z tym pewna przewaga, która pozwoli jej wyjść z tego cało.
W drodze do jasnowłosego wampira
zdała sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, albo nabierała odwagi, albo
była bardzo głupia, żeby drugi raz dać się zwieść wampirowi. Po drugie, zawroty
głowy zaczęły do niej wracać i to z podwojoną siłą. Przetarła twarz dłonią i
opanowała bijące serce. Odetchnęła kilka razy, uważnie obserwując oparty o
ścianę cel, który wzrokiem penetrował parkiet. Nagle ktoś złapał ją za rękę i
odwrócił. Już miała się zamachnąć by uderzyć nachalnego gościa, ale
powstrzymała się widząc Jake’a.
- Ok. Już rozpracowałem twój
plan. Wiem, trochę to trwało. – zaśmiał się
- To dobry plan. Nie próbuj mnie
powstrzymać.
- Żartujesz? Chce go podrasować.
Choć tutaj.
Przyciągnął ją bliżej i złapał za
policzki. Jego palce powędrowały w stronę jej oczu. Odruchowo zamknęła powieki,
czując przeszywające ciepło pod jego dotykiem. Przejechał opuszkami aż do jej
skroni. Następnie trzema palcami przesunął po jej policzkach, aż do szyi.
- To jakiś rytuał przynoszący
szczęście? – prychnęła widząc jego skupienie
- Można tak powiedzieć. Będę
czekał w korytarzu. – mrugnął po czym odwrócił się i odszedł.
Nie bardzo rozumiejąc co się
przed chwilą wydarzyło, powróciła do swojego celu. Wampir nadal tkwił w tym
samym miejscu.
- Zdecydowanie, jesteś głupia
Alison. – powiedziała sama do siebie.
Sięgnęła po butelkę jakiegoś
alkoholu stojącego na zalanym stoliku i upijając kolejny łyk ruszyła w jego
stronę. Starała się wyglądać pewnie, ale w środku aż krzyczała. Czymkolwiek
teraz była, wampiry nadal przyprawiały ją o ciarki. To niebezpieczny gatunek, o
czym zdążyła się niejednokrotnie przekonać.
Zauważył ją kiedy była kilka
kroków od niego. Jak to wampir nie oszczędzał wzrokowej oceny. Zanim do niego
dotarła kilkakrotnie zdążył zmierzyć ją wzrokiem z góry na dół.
- Szukasz ofiary? – zagadała
podając mu butelkę
Włosy miał niemal tak jasne jak
jej brat, ale oczy czarne jak dusza, której zapewne nie posiadał. Jego wygląd
nie był przeciętny, zresztą jak u każdego przedstawiciela tego gatunku. Alison
nie była pewna czy to jakiś urok, czy nabyta cecha, że wszystkie wampiry z góry
były piękne. To zapewne ułatwiało im kuszenie posiłków.
Zignorował wyciągnięty w jego
stronę alkohol i przelotnie spojrzał na jej szyję.
- Nie lubuję w takich trunkach.
- Domyślam się, ale on przełamuje
lody. Nic nie złapiesz tak tutaj czatując z ponurą miną.
- Ty jakoś przyszłaś.
- Kto powiedział, że pozwolę ci
czegokolwiek spróbować?
Delikatnie sięgnęła do kołnierza
jego koszuli, poprawiając kant. Złapał jej nadgarstek, odwracając wzrok w jego
stronę. Alison widziała głód jaki krył się w jego oczach. Nie wyszarpnęła ręki,
wiedząc jak to na niego działa. Wyczuwał na palcach jej puls, mimo hałasu był w
stanie usłyszeć szum jej krwi.
- Kto powiedział, że potrzebuję
pozwolenia.
- To samo powiedziałam dwóm
dziewczynom z łazienki. – przekrzywiła głowę. Spojrzał w jej oczy. Uśmiechnęła
się, widząc jak wpadł w pułapkę. Drapieżnik, pozostanie drapieżnikiem. A ten
tutaj był strasznie głodny. – Obserwowały cię od dłuższego czasu, ale nie
odważyły się podejść.
- Co sugerujesz?
- Oferuję cię dwie młode
dziewczyny, które nie są świadome tego czym naprawdę jesteś i będą strasznie
przerażone kiedy się dowiedzą. Myślę, że będą krzyczeć i uciekać na sam widok
twoich kłów.
Przysunęła się do niego, kołysząc
ciałem. Nigdy nie była dobra w takim przekonywaniu, ale postanowiła
zaryzykować.
- Co jeśli nie jestem nimi zainteresowany?
Odsunął się od ściany pochylając
w jej stronę. Wyciągnął dłoń w kierunku jej twarzy, zjechał niżej na szyję i na
niej się zatrzymał. Alison dokładnie wiedziała, które miejsce interesuje go
najbardziej. Musiała tylko odpowiednio mu je podać. Wyciągnęła się w jego
kierunku, przesuwając szyją nieopodal jego ust.
- Zawsze możesz je nastraszyć.
Myślę, że to będzie dobra zabawa. – szepnęła
Wtulił głowę w jej włosy, głośno
nabierając powietrza. Alison szybko, ale nie gwałtownie odsunęła się, zanim
zdążył dosięgnąć ją zębami. Spojrzała na niego spode łba, szeroko otwierając
oczy po czym odwróciła się i ruszyła w stronę korytarza. Niemal od razu podążył
za nią, niczym uwiązany na smyczy pies. Czuła jego zapach za sobą, ale nie była
w stanie go usłyszeć. Miałaby z tym problem nawet gdyby nie było muzyki.
Wampiry potrafiły poruszać się niezwykle cicho, co w połączeniu z gracją dawało
przerażający efekt.
Jak tylko skręciła w ciemny i
nieco odseparowany od krzykliwych dźwięków korytarz, szarpnął ją do tyłu i pchnął
na ścianę. Nie zdążyła zareagować kiedy wbił kły w jej szyję. Jeśli czegoś się
spodziewała to zdecydowanie jakiejś interwencji ze strony Jake’a. Ta jednak nie
nastąpiła. Ku jej zaskoczeniu wampir sam się odsunął trzymając za gardło. Upadł
i zaczął kaszleć, plując przy tym krwią. W krótce pojawił się spóźniony Jake i
jednym kopniakiem pozbawił go przytomności.
- Co to miało być, do cholery? –
krzyknęła łapiąc się za krwawiącą od ugryzienia szyję. O dziwo jeszcze nie
czuła wiążącego się z tym bólu.
- Co? – zdziwił się
- Dlaczego pozwoliłeś mu mnie
ugryźć?!
- Taki był plan, tak? Krew
demonów jest dla wampirów toksyczna, bardziej niż święcona woda. To w pewnym
sensie dosyć zabawne.
- Myślałam, że przejmiesz
inicjatywę jak tylko tutaj wejdzie.
- Wybacz, ale nie ustaliliśmy
szczegółów.
Westchnęła, darując sobie
kłótnię.
- Nieważne. Grunt, że go
dorwaliśmy. Spadajmy stąd.
Nagle dobry humor ją opuścił. Nie
miała już ochoty na dzikie tańce. Zawroty się nasilały, a do tego doszedł
potworny ból głowy. Miała wrażenie, że prawdziwa fala nieprzyjemności dopiero
nadchodzi. Co gorsza czuła się coraz bardziej nieprzytomna i pijana.
- Zaniosę go do furgonetki, a ty
idź po Raina. Chyba już zlazł ze sceny, bo nie słyszę jego ryków. – zaśmiał się
i zarzucił na plecy nieprzytomnego wampira.
Pokiwała głową i wróciła do sali.
Odpuściła sobie zaciskanie szyi, sądząc, że i tak zaraz powinna się zagoić. Nie
zrobiła nawet kilka kroków, a przed oczami zaczęły jej się pojawiać czarne
plamy. Przystanęła przy jednym z barów i odetchnęła kilka razy. Chciało jej się
śmiać. Miała jakieś dziwne wahania nastrojów i już nie wiedziała czy jest
szczęśliwa, czy zła. Usiadła na stołku zaatakowana przez histeryczny napad
śmiechu. Widziała jak inni dziwnie się na nią patrzą, ale zignorowała fakt, że
pewnie uważają ją za szurniętą. Świat jej wirował i w pewien sposób jej się to
podobało. W końcu udało jej się opanować. Kątem oka dostrzegła znajomą twarz.
- Nathaniel?
Zeskoczyła ze stołka i ruszyła za
postacią. Wydawało jej się, że widzi jego twarz, kiedy jednak dotarła na
miejsce, w którym myślała, że stał, napotkała pustkę i kolejny korytarz.
- Nathaniel! – zawołała
Nikt nie odpowiedział.
- Teraz masz halucynacje. –
zaśmiała się do siebie
Rozpłaszczyła się na ścianie i
spojrzała na ciemny sufit, nadal chichocząc.
- Szukasz kogoś? – usłyszała
męski głos
Opanowała się i zerknęła w
kierunku, z którego dochodził. Z ciemności wyłonił się jakiś mężczyzna. Wysoki
i ciemnowłosy, w standardowym imprezowym stroju.
- Śledzę swoje omamy. –
zażartowała
- Mogę ci pomóc.
Powiedział to tak podejrzanym
tonem, że nie mogła tego zignorować. Odsunęła się na kilka kroków, uważnie go
obserwując. Nadal kręciło jej się w głowie, co utrudniało jej jasne myślenie.
- Chyba podziękuję. – zaczęła,
niezgrabnie się cofając
- Nalegam.
Odwróciła się by uciec, ale nogi
jej się poplątały. Złapał ją zanim upadła i przyciągnął do siebie.
- Zostaw mnie! – krzyknęła
wyrywając się
Mężczyzna nie ustępował i zaczął
ciągnąć ją z powrotem w stronę korytarza.
- Ktoś bardzo cię potrzebuje. –
syknął
- Puszczaj!
Nagle coś się wydarzyło, a ona
upadła na ziemię. Spojrzała na własne dłonie, które stanęły w ogniu.
Przerażenie wdarło się do jej umysłu, ale nieco zmalało, kiedy zorientowała
się, że wcale jej nie parzą. Wstała nadal zszokowana i spojrzała w stronę
mężczyzny. Patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami, na co zareagowała
śmiechem. Odwrócił się gotowy do ucieczki, ale zdążyła go dopaść zanim zrobił
choćby krok. Powaliła go na ziemię i zaczęła okładać pięściami. Zaczął
krzyczeć, próbując osłonić się przed ogniem. Alison wpadła w szał, napędzany
jego głosem. W każdy cios wkładała cały swój gniew. Nie słyszała nic poza
okrzykami bólu i prośbami by przestała.
Ktoś gwałtownie szarpnął ją do
tyłu ściągając z jęczącego mężczyzny. Chciała się wyrwać by ponownie go
zaatakować, ale ktoś był silniejszy. Mocno zacisnął ramiona wokół jej talii.
Rozpoznała tatuaże na jego skórze i się roześmiała.
- Już nie śpiewasz? – spytała nie
przestając się śmiać – Miałeś tyle fanek.
- Zamknij się. – nakazał
Ona jednak nie potrafiła.
Wszystko wydawało się dla niej takie zabawne. Tańce, muzyka, zasadzka na
wampira i nawet poparzony facet. Jej skóra nadal płonęła, chociaż już coraz słabiej.
- Ale ze mnie gorąca laska, co?
Dosłownie rozpalam innych mężczyzn.
Ze śmiechu łzy napłynęły do jej
oczu, co nie miało znaczenia bo świat i tak wirował. Jedyne co była wstanie
zauważyć to nagła zmiana temperatury i coraz cichsza muzyka. Przetarła oczy i
zorientowała się, że już dłużej nie są w klubie.
- Puść mnie w końcu. – rozkazała
Dobry nastrój wyparował tak
szybko jak się pojawił. Czuła się przeciętnie, ani wesoła, ani smutna, za to
kompletnie pijana. Rain zgodził się postawić ją na ziemi, ale od razu tego
pożałował, bo niemal nie upadła. Przytrzymał ją i spojrzał w jej oczy. Alison
czuła, że wbija w nią wzrok. Oparła głowę o jego klatkę piersiową i starała się
opanować oddech. Było jej zimno i ciepło jednocześnie. Do tego zawroty głowy i
mdłości.
- Co tak śmierdzi? – spytała
rejestrując nieprzyjemny zapach
- Moja kurtka. Spaliłaś ją.
Prychnęła, rozbawiona jego
słowami. Po chwili jednak spoważniała. Kurtka rzeczywiście była stopiona i
dziwnie dymiła. Podniosła głowę. Cała jego szyja była zaczerwieniona, podobnie
jak dłonie i nadgarstki.
- Przepraszam, że cię spaliłam. –
znowu się roześmiała
- Kobieto! – potrząsnął jej ramionami
– Coś ty brała i gdzie jest Jake?
- Załatwiliśmy go. Dorwaliśmy
drania bez twojej pomocy. Teraz to ja jestem ta fajna i groźna. – dumna wskazała
na siebie kciukiem – Do tego potrafię palić ludzi.
- Doprawdy niezwykłe. – burknął
- Co się wściekasz? Kelnerka
jednak się z tobą nie przespała? Bardzo mi przykro. – chichotała
- Jesteś durna, a w dodatku
pijana. Jutro będziesz tego wszystkiego żałować.
Uśmiech zszedł z jej twarzy, w
miarę jak dotarły do niej jego słowa.
- Nawet bym tego chciała. – przyznała
– Oznaczałoby to, że nie jestem bezdusznym potworem bez serca.
Nastała krótka cisza. Znajdowali
się w jakiejś zaciemnionej uliczce. Alison już w ogóle nie słyszała muzyki. Na
zewnątrz było zimno, a ona nie miała na sobie nic poza cienką koszulką i
spodniami.
- Nawet najwięksi potępieńcy
zasługują na szczęście. – powiedział w końcu – Ale nie gwarantuje się go
poprzez tanie używki.
Uniosła głowę by na niego
spojrzeć. Te słowa chociaż tak proste, napawały ją nadzieją. Jego twarz była
bez wyrazu, ale ton jego głosu świadczył, że szczerze w to wierzył. Nie było to
puste pocieszenie, jakie sprzedałby zwykły kumpel. Rain był taki jak ona.
Wiedział dokładnie przez co przechodzi, bo najprawdopodobniej sam musiał się
kiedyś z tym uporać. Nie była pewna, czy ona da radę. Mimo to była mu
wdzięczna. Patrzył na nią z góry z pewnego rodzaju rodzicielską wrogością, co w
jakimś stopniu dodawało je otuchy. Pod wpływem chwili uniosła głowę i lekko
musnęła jego usta.
- Dziękuję. – szepnęła