środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 11



               Albo czas tak strasznie jej się dłużył, albo wycieczka do klubu naprawdę trwała wieki. Nie miała pojęcia jak długo szli, ale wydawało jej się, że minęły lata, aż w końcu Rain się zatrzymał, mówiąc, że tutaj powinni spotkać się z Jake’iem. W oddali było słychać stłumione uderzenia basów oraz głośne rozmowy imprezowiczów. Najwyraźniej dobrze się bawili, podczas gdy Alison była zmuszona stać na zimnie i czekać. Na szczęście Jake zjawił się lada moment. W swoich długich i starannie uformowanych, prostych włosach oraz ciemnym stroju. Jego skóra tak jak wcześniej była naznaczona czarnymi szramami, jakby wyszedł z kotłowni. Czy oni wszyscy musieli się tak brudzić? Jaki był tego sens? I jakim cudem w ogóle chciało im się to wszystko nakładać? Co dziwniejsze jak utrzymywali to nienaruszone? Spoceni, czy po wstaniu z łóżka, zawsze byli idealni. Alison zaczęła przyglądać się własnym dłoniom, a później ramionom. Czy ona też powinna umazać się błotem, aby do nich pasować? Jake spojrzał na nią lekko zdziwiony, jakby nie wiedział co ona w ogóle tutaj robi.
- Nie pytaj. – stwierdził Rain, zrezygnowanie kręcąc głową – Proszę, nie pytaj.
Jake tylko się uśmiechnął, rozumiejąc co ma na myśli przyjaciel.
- Wszystko z grubsza już ci wyjaśniłem. Jak gościa namierzę to dam znać.
- Ale ja nic nie wiem. – stwierdziła Alison, odrywając się od obserwacji własnej skóry – To znaczy, mnie nie wtajemniczyłeś.
- Załatwię nam wejście od tyłu. – westchnął Rain, zostawiając ich samych
Alison nie przejęta zachowaniem towarzysza, nadal wyczekująco przypatrywała się Jake’owi.
- W klubie zjawi się pewien osobnik, który może nam pomóc w sprawach tych zniknięć. Zanim to jednak nastąpi… - zagarnął ją ramieniem – …mamy czas by poszaleć. Gwarantuję ci, że na lepszej imprezie nie byłaś. Nie jest łatwo się tutaj dostać, ale my mamy swoje wejścia. – mrugnął i podprowadził ją w kierunku zaułka, w którym zniknął Rain.
Alison coraz mocniej kręciło się w głowie, a obrazy coraz częściej stawały się zamazane. Zignorowała jednak nieprzyjemne objawy i pozwoliła się zaprowadzić do klubu. Muzyka powoli stawała się coraz głośniejsza. W końcu stanęli przed metalowymi drzwiami. Jake wyszedł na przód i zabił kilka razy pięścią. Wkrótce potem wrota się otworzyły, a zza nich wychylił się Rain.  Nic nie powiedział tylko kiwnął głową by weszli.
- Nie ma ochroniarzy? – spytała zdziwiona
- Już nie. – odpowiedział Jake
- A więc tak się załatwia wejściówki. Zapamiętam. – zaśmiała się
Szli ciemnym korytarzem, co jakiś czas mijając chwiejących się ludzi i nieludzi. Alison już nauczyła się rozpoznawać swój własny gatunek. Nie tylko poprzez cechy zewnętrzne, ale również po zapachu. Nagle stał się on dla niej charakterystyczny i wyraźny.  Gorzki, a zarazem orzeźwiający.
Jak tylko znaleźli się w większym, chociaż przez to też bardziej tłocznym pomieszczeniu, Rain od razu zniknął gdzieś w tłumie. Alison stanęła jak wryta, kiedy w pełni ujrzała ogrom sali. Wielki parkiet, zapełniony setkami wijących się tancerzy. Co najmniej cztery potężnie rozbudowane bary pilnowały każdej ze ścian. Poza tym w dali znajdował się przedział dla siedzących z rozległymi lożami. Drażniącą bębenki muzykę podkręcały kłęby dymu i setki świateł. Jake miał rację, Alison jeszcze nigdy nie była w takim miejscu. Bary, które odwiedzała w Jacksonville były przy tym zaśmieconymi spelunami.
- Witaj w Harpunie. – powiedział Jake tuż przy jej uchu, by przedrzeć się przez muzykę – Coś do picia?
Alison nie zdążyła odpowiedzieć, nadal onieśmielona klubem. Jake złapał ją za rękę i pociągnął w stronę baru. Jak się okazało to właśnie tam zniknął Rain. Siedział już na jednym ze stołków i chyba zarezerwował miejsca również im. Alison nie mogła nie zauważyć trójki stojących obok naburmuszonych nastolatków. Mierzyli spokojnie siedzącego Raina nienawistnym spojrzeniem. Jednak jak tylko Jake z Alison zajęli odebrane im miejsca, zrezygnowali i zniknęli gdzieś na parkiecie. Pojawiła się za to kelnerka z pustą tacą, która niemal od razu spojrzała w stronę Raina.
- Co podać? – uśmiechnęła się zalotnie
- Tobie to chyba wody, co? – skierował się do Alison
- Och, daj spokój. Jak chce odlecieć, to niech odlatuje. Nie możemy pozbawiać jej skrzydeł. – Jake stanął w jej obronie
- No właśnie.
Rain przez moment dziwnie spoglądał na kumpla. Alison nie do końca była w stanie rozszyfrować jego spojrzenie. Krył się w nich niewypowiedziany ból, co przywróciło ją do pionu.
- To ja może na razie zrezygnuję.
- Ale ty chyba się czegoś napijesz, co?
Wysoka brunetka, w ciemnym uniformie sięgnęła delikatną dłonią do ramienia Raina.
- Przynieś jakieś dobre wino, kelnerko. – odpowiedział zupełnie nią niezainteresowany – I mocną whisky dla niego.
- Już się robi.
Kobieta szeroko się uśmiechnęła, nie przejmując faktem, że została zignorowana i kołysząc biodrami odmaszerowała.
- To wiecie kiedy on się zjawi? – zagadała Alison, próbując rozładować napięcie, które nagle przesyciło powietrze między nimi.
-Oby jak najszybciej. – burknął Rain i zsunął się ze stołka.
Już miał odejść, kiedy podbiegł do niego jakiś niewysoki chłopak. Włosy miał mokre i rozczochrane,  zresztą jego ubranie wyglądało podobnie. Było widać, że spędził tu już jakiś czas i najwyraźniej dobrze się bawił, bo uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Normalnie nie wierzę, że cię widzę.  – wykrzyczał głosem pełnym entuzjazmu – Stary, wiesz ile jest tutaj twoich fanów. Uczynisz nam ten zaszczyt?  DJ już zaczął przynudzać. To całe techno rozwala nam mózg.
- Nie tym razem, młody. – bezprecedensowo go wyminął, ale chłopak nie rezygnował i ruszył za nim, dalej na coś go namawiając
- O co chodzi? – spytała Alison
- To nic takiego. – odpowiedział wymijająco i sięgnął po świeżo postawioną przed nim szklankę whisky
- W porządku, a to wcześniej? Co go tak nagle ugryzło?
- To Rain. Nie próbuj go rozgryźć. Ma większe humory niż kobieta w ciąży. Choć, nie będziemy tutaj siedzieć.
Ponownie pociągnął ją za rękę, ale tym razem ruszył w stronę parkietu. Zaczął przepychać się pomiędzy skaczącymi osobami i zatrzymał się dopiero w centrum tłumu.
- Tutaj nie ma ograniczeń. – krzyknął w jej stronę – Możesz dać z siebie wszystko.
Wyciągnął do góry ręce i zaczął bujać się w rytm muzyki. Zaśmiała się widząc jak dobrze się przy tym bawił. Już wcześniej wyglądał jej na lekko zwariowanego i pełnego energii, ale dopiero tutaj mogła zobaczyć jak bardzo go nie doceniła. Był na swoim miejscu i czuł się jak ryba w wodzie. Nie tylko Alison była zachwycona jego wyczuciem rytmu. Tańczący obok również zwrócili na niego uwagę i zaczęli go naśladować. Niektórzy nawet krzyczeli jego imię, co było znakiem, że był tutaj częstym bywalcem. Z głośników zaczęła lecieć jakaś żywsza piosenka i wszyscy jak jedna fala wyskakiwali do góry z wysoko uniesionymi rękoma.  Było słychać gwizdy podziwu i krzyki dziewczyn. Alison szybko złapała rytm. Jake to zauważył i przyciągnął ją bliżej w swoim kierunku. Uśmiechał się do niej jak dziecko w parku rozrywki. Tak, to zdecydowanie był świat, do którego należał. Jego twarz niemal promieniowała szczęściem. Emanował pozytywną energią, która szybko udzieliła się również Alison. To było jak piękny sen. Wszyscy uśmiechnięci i połączeni muzyką. Alison nie czuła upływu czasu. Utwory zlewały się w jeden, a ona nie traciła sił. Na parkiecie pojawiały się coraz to nowsze osoby. Alison jak w transie przeskakiwała od jednego do drugiego krzycząc i śmiejąc się. Czasami była zmuszona zatrzymać się przy kimś dłużej, ale jakoś specjalnie jej to nie przeszkadzało. Nie zwracała uwagi na żadnego z facetów. Liczył się tylko taniec i dobra zabawa, a że przy tym ktoś mocniej ją objął nie miało znaczenia. Poruszała się tak szybko, że po jakimś czasie nieudanych zalotów tracili nią zainteresowanie, co również jej nie obchodziło. Wpadła w radosny wir i nic nie mogło jej z tego wyrwać.
W końcu jednak muzyka ucichła i wszyscy zaprzestali swoich dzikich pokazówek. Gdzieś w oddali rozległy się krzyki zadowolenia i aplauzu. Aliosn nie zwracała na nie uwagi, bo dopiero gdy się zatrzymała uderzyła w nią fala zmęczenia. Serce biło jej jak szalone, a nogi niemal jej się ugięły. Wszystko było w porządku dopóki się nie zatrzymała. Potrzebowała kilka chwil by odetchnąć. Potem nie wiedząc co działo się na przodach sceny, starała się odnaleźć Jake’a, który w całym tym szaleństwie gdzieś jej zniknął.
Kolorowe światła przygasły, a na scenie wybuchły kłęby pary, co jeszcze mocniej rozweseliło publikę. Niemal wszyscy stanęli, wpatrzeni w miejsce gdzie jeszcze niedawno urzędował DJ. Cisza się przedłużała, co podkręcało cały tłum. Alison wykorzystała moment spokoju by się rozejrzeć. Dostrzegła Jake’a stojącego bardziej na uboczu z szklanką pełną whisky. Zaczęła się do niego powoli przepychać. Zatrzymała się dopiero, kiedy usłyszała potężny ryk gdzieś na scenie,  jakby ktoś obdzierał kota żywcem ze skóry. Ławice iskier wyskoczyły do góry i zapaliły się reflektory. Alison od razu rozpoznała głęboki głos. Na scenie szalał Rain z poobdzieranym mikrofonem i śpiewał. Niemal rozszerzyła usta ze zdziwienia. Ciężkie brzmienia gitary i mocne uderzenia perkusji wypełniły salę. Nie była w stanie rozpoznać żadnego ze słów. Nie była pewna czy śpiewał w innym języku, czy to może aplauz publiki wszystko zniekształcał. Wpatrywała się przez chwilę jak wrzeszczy do mikrofonu wydobywając z własnego gardła głośne krzyki, które w pewien sposób łączyły się w melodie. Ciężką dla ucha, ale jednak melodię.
Trochę jej zajęło zanim się otrząsnęła i z powrotem zaczęła przedzierać się do Jake’a, który już kończył swojego drinka i zamawiał następnego.
- Tutaj jesteś. – uśmiechnął się kiedy przy nim stanęła
- Cudownie się czuję. – wydyszała – Miałeś całkowitą rację. To najlepsza impreza na jakiej kiedykolwiek byłam. 
- Dla mnie niestety już się skończyła. Nasz cel się zjawił.
- No to idziemy z nim pogadać. Gdzie jest? – zaczęła się rozglądać, ale od razu ją powstrzymał
- To nie jest nasz kumpel, Alison. Musimy, jakby to powiedzieć… Uprowadzić go.
- O! – załapała – Ok, to jaki jest plan?
- Był taki, że razem z Rainem uprzejmie go stąd wyprowadzimy, ale jak widać, klimat mu się udzielił.
Wskazał szklanką w stronę sceny, po czym jednym duszkiem wypił całą jej zawartość.
- W takim razie zdaj się na mnie. Kto jest naszym celem?
Zrezygnowany przechylił głowę w stronę jednego z mniej zatłoczonych kątów sali.
- Ten śnieżnobiały, wypicowany wampirek.  – burknął napełniając szklankę.
- Nic prostszego. – stwierdziła Alison zabierając mu alkohol sprzed nosa. Wypiła kilka porządnych łyków, które ugasiły jej pragnienie, a jednocześnie rozpaliły przełyk, na tyle, że musiała odchrząknąć kilka razy zanim odzyskała głos. – Przyprowadzę go do korytarza, którym tutaj weszliśmy.
Nie wyjaśniając nic więcej ruszyła w stronę celu. Sama do końca nie wiedziała co zamierza, ale miała obmyśloną pewną strategię, która ostatnim razem nie za dobrze się dla niej skończyła. Teraz jednak nie była już tylko Zmiennokształtnym, liczyła, że wiąże się z tym pewna przewaga, która pozwoli jej wyjść z tego cało.
W drodze do jasnowłosego wampira zdała sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, albo nabierała odwagi, albo była bardzo głupia, żeby drugi raz dać się zwieść wampirowi. Po drugie, zawroty głowy zaczęły do niej wracać i to z podwojoną siłą. Przetarła twarz dłonią i opanowała bijące serce. Odetchnęła kilka razy, uważnie obserwując oparty o ścianę cel, który wzrokiem penetrował parkiet. Nagle ktoś złapał ją za rękę i odwrócił. Już miała się zamachnąć by uderzyć nachalnego gościa, ale powstrzymała się widząc Jake’a.
- Ok. Już rozpracowałem twój plan. Wiem, trochę to trwało. – zaśmiał się
- To dobry plan. Nie próbuj mnie powstrzymać.
- Żartujesz? Chce go podrasować. Choć tutaj.
Przyciągnął ją bliżej i złapał za policzki. Jego palce powędrowały w stronę jej oczu. Odruchowo zamknęła powieki, czując przeszywające ciepło pod jego dotykiem. Przejechał opuszkami aż do jej skroni. Następnie trzema palcami przesunął po jej policzkach, aż do szyi.
- To jakiś rytuał przynoszący szczęście? – prychnęła widząc jego skupienie
- Można tak powiedzieć. Będę czekał w korytarzu. – mrugnął po czym odwrócił się i odszedł.
Nie bardzo rozumiejąc co się przed chwilą wydarzyło, powróciła do swojego celu. Wampir nadal tkwił w tym samym miejscu.
- Zdecydowanie, jesteś głupia Alison. – powiedziała sama do siebie.
Sięgnęła po butelkę jakiegoś alkoholu stojącego na zalanym stoliku i upijając kolejny łyk ruszyła w jego stronę. Starała się wyglądać pewnie, ale w środku aż krzyczała. Czymkolwiek teraz była, wampiry nadal przyprawiały ją o ciarki. To niebezpieczny gatunek, o czym zdążyła się niejednokrotnie przekonać.
Zauważył ją kiedy była kilka kroków od niego. Jak to wampir nie oszczędzał wzrokowej oceny. Zanim do niego dotarła kilkakrotnie zdążył zmierzyć ją wzrokiem z góry na dół.
- Szukasz ofiary? – zagadała podając mu butelkę
Włosy miał niemal tak jasne jak jej brat, ale oczy czarne jak dusza, której zapewne nie posiadał. Jego wygląd nie był przeciętny, zresztą jak u każdego przedstawiciela tego gatunku. Alison nie była pewna czy to jakiś urok, czy nabyta cecha, że wszystkie wampiry z góry były piękne. To zapewne ułatwiało im kuszenie posiłków.
Zignorował wyciągnięty w jego stronę alkohol i przelotnie spojrzał na jej szyję.
- Nie lubuję w takich trunkach.
- Domyślam się, ale on przełamuje lody. Nic nie złapiesz tak tutaj czatując z ponurą miną.
- Ty jakoś przyszłaś.
- Kto powiedział, że pozwolę ci czegokolwiek spróbować?
Delikatnie sięgnęła do kołnierza jego koszuli, poprawiając kant. Złapał jej nadgarstek, odwracając wzrok w jego stronę. Alison widziała głód jaki krył się w jego oczach. Nie wyszarpnęła ręki, wiedząc jak to na niego działa. Wyczuwał na palcach jej puls, mimo hałasu był w stanie usłyszeć szum jej krwi.
- Kto powiedział, że potrzebuję pozwolenia.
- To samo powiedziałam dwóm dziewczynom z łazienki. – przekrzywiła głowę. Spojrzał w jej oczy. Uśmiechnęła się, widząc jak wpadł w pułapkę. Drapieżnik, pozostanie drapieżnikiem. A ten tutaj był strasznie głodny. – Obserwowały cię od dłuższego czasu, ale nie odważyły się podejść.
- Co sugerujesz?
- Oferuję cię dwie młode dziewczyny, które nie są świadome tego czym naprawdę jesteś i będą strasznie przerażone kiedy się dowiedzą. Myślę, że będą krzyczeć i uciekać na sam widok twoich kłów.
Przysunęła się do niego, kołysząc ciałem. Nigdy nie była dobra w takim przekonywaniu, ale postanowiła zaryzykować.
- Co jeśli nie jestem nimi zainteresowany?
Odsunął się od ściany pochylając w jej stronę. Wyciągnął dłoń w kierunku jej twarzy, zjechał niżej na szyję i na niej się zatrzymał. Alison dokładnie wiedziała, które miejsce interesuje go najbardziej. Musiała tylko odpowiednio mu je podać. Wyciągnęła się w jego kierunku, przesuwając szyją nieopodal jego ust.
- Zawsze możesz je nastraszyć. Myślę, że to będzie dobra zabawa. – szepnęła
Wtulił głowę w jej włosy, głośno nabierając powietrza. Alison szybko, ale nie gwałtownie odsunęła się, zanim zdążył dosięgnąć ją zębami. Spojrzała na niego spode łba, szeroko otwierając oczy po czym odwróciła się i ruszyła w stronę korytarza. Niemal od razu podążył za nią, niczym uwiązany na smyczy pies. Czuła jego zapach za sobą, ale nie była w stanie go usłyszeć. Miałaby z tym problem nawet gdyby nie było muzyki. Wampiry potrafiły poruszać się niezwykle cicho, co w połączeniu z gracją dawało przerażający efekt.
Jak tylko skręciła w ciemny i nieco odseparowany od krzykliwych dźwięków korytarz, szarpnął ją do tyłu i pchnął na ścianę. Nie zdążyła zareagować kiedy wbił kły w jej szyję. Jeśli czegoś się spodziewała to zdecydowanie jakiejś interwencji ze strony Jake’a. Ta jednak nie nastąpiła. Ku jej zaskoczeniu wampir sam się odsunął trzymając za gardło. Upadł i zaczął kaszleć, plując przy tym krwią. W krótce pojawił się spóźniony Jake i jednym kopniakiem pozbawił go przytomności.
- Co to miało być, do cholery? – krzyknęła łapiąc się za krwawiącą od ugryzienia szyję. O dziwo jeszcze nie czuła wiążącego się z tym bólu.
- Co? – zdziwił się
- Dlaczego pozwoliłeś mu mnie ugryźć?!
- Taki był plan, tak? Krew demonów jest dla wampirów toksyczna, bardziej niż święcona woda. To w pewnym sensie dosyć zabawne.
- Myślałam, że przejmiesz inicjatywę jak tylko tutaj wejdzie.
- Wybacz, ale nie ustaliliśmy szczegółów.
Westchnęła, darując sobie kłótnię.
- Nieważne. Grunt, że go dorwaliśmy. Spadajmy stąd.
Nagle dobry humor ją opuścił. Nie miała już ochoty na dzikie tańce. Zawroty się nasilały, a do tego doszedł potworny ból głowy. Miała wrażenie, że prawdziwa fala nieprzyjemności dopiero nadchodzi. Co gorsza czuła się coraz bardziej nieprzytomna i pijana.
- Zaniosę go do furgonetki, a ty idź po Raina. Chyba już zlazł ze sceny, bo nie słyszę jego ryków. – zaśmiał się i zarzucił na plecy nieprzytomnego wampira.
Pokiwała głową i wróciła do sali. Odpuściła sobie zaciskanie szyi, sądząc, że i tak zaraz powinna się zagoić. Nie zrobiła nawet kilka kroków, a przed oczami zaczęły jej się pojawiać czarne plamy. Przystanęła przy jednym z barów i odetchnęła kilka razy. Chciało jej się śmiać. Miała jakieś dziwne wahania nastrojów i już nie wiedziała czy jest szczęśliwa, czy zła. Usiadła na stołku zaatakowana przez histeryczny napad śmiechu. Widziała jak inni dziwnie się na nią patrzą, ale zignorowała fakt, że pewnie uważają ją za szurniętą. Świat jej wirował i w pewien sposób jej się to podobało. W końcu udało jej się opanować. Kątem oka dostrzegła znajomą twarz.
- Nathaniel?
Zeskoczyła ze stołka i ruszyła za postacią. Wydawało jej się, że widzi jego twarz, kiedy jednak dotarła na miejsce, w którym myślała, że stał, napotkała pustkę i kolejny korytarz.
- Nathaniel! – zawołała
Nikt nie odpowiedział.
- Teraz masz halucynacje. – zaśmiała się do siebie
Rozpłaszczyła się na ścianie i spojrzała na ciemny sufit, nadal chichocząc.
- Szukasz kogoś? – usłyszała męski głos
Opanowała się i zerknęła w kierunku, z którego dochodził. Z ciemności wyłonił się jakiś mężczyzna. Wysoki i ciemnowłosy, w standardowym imprezowym stroju.
- Śledzę swoje omamy. – zażartowała
- Mogę ci pomóc.
Powiedział to tak podejrzanym tonem, że nie mogła tego zignorować. Odsunęła się na kilka kroków, uważnie go obserwując. Nadal kręciło jej się w głowie, co utrudniało jej jasne myślenie.
- Chyba podziękuję. – zaczęła, niezgrabnie się cofając
- Nalegam.
Odwróciła się by uciec, ale nogi jej się poplątały. Złapał ją zanim upadła i przyciągnął do siebie.
- Zostaw mnie! – krzyknęła wyrywając się
Mężczyzna nie ustępował i zaczął ciągnąć ją z powrotem w stronę korytarza.
- Ktoś bardzo cię potrzebuje. – syknął
- Puszczaj!
Nagle coś się wydarzyło, a ona upadła na ziemię. Spojrzała na własne dłonie, które stanęły w ogniu. Przerażenie wdarło się do jej umysłu, ale nieco zmalało, kiedy zorientowała się, że wcale jej nie parzą. Wstała nadal zszokowana i spojrzała w stronę mężczyzny. Patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami, na co zareagowała śmiechem. Odwrócił się gotowy do ucieczki, ale zdążyła go dopaść zanim zrobił choćby krok. Powaliła go na ziemię i zaczęła okładać pięściami. Zaczął krzyczeć, próbując osłonić się przed ogniem. Alison wpadła w szał, napędzany jego głosem. W każdy cios wkładała cały swój gniew. Nie słyszała nic poza okrzykami bólu i prośbami by przestała.
Ktoś gwałtownie szarpnął ją do tyłu ściągając z jęczącego mężczyzny. Chciała się wyrwać by ponownie go zaatakować, ale ktoś był silniejszy. Mocno zacisnął ramiona wokół jej talii. Rozpoznała tatuaże na jego skórze i się roześmiała.
- Już nie śpiewasz? – spytała nie przestając się śmiać – Miałeś tyle fanek.
- Zamknij się. – nakazał
Ona jednak nie potrafiła. Wszystko wydawało się dla niej takie zabawne. Tańce, muzyka, zasadzka na wampira i nawet poparzony facet. Jej skóra nadal płonęła, chociaż już coraz słabiej.
- Ale ze mnie gorąca laska, co? Dosłownie rozpalam innych mężczyzn.
Ze śmiechu łzy napłynęły do jej oczu, co nie miało znaczenia bo świat i tak wirował. Jedyne co była wstanie zauważyć to nagła zmiana temperatury i coraz cichsza muzyka. Przetarła oczy i zorientowała się, że już dłużej nie są w klubie.
- Puść mnie w końcu. – rozkazała
Dobry nastrój wyparował tak szybko jak się pojawił. Czuła się przeciętnie, ani wesoła, ani smutna, za to kompletnie pijana. Rain zgodził się postawić ją na ziemi, ale od razu tego pożałował, bo niemal nie upadła. Przytrzymał ją i spojrzał w jej oczy. Alison czuła, że wbija w nią wzrok. Oparła głowę o jego klatkę piersiową i starała się opanować oddech. Było jej zimno i ciepło jednocześnie. Do tego zawroty głowy i mdłości.
- Co tak śmierdzi? – spytała rejestrując nieprzyjemny zapach
- Moja kurtka. Spaliłaś ją.
Prychnęła, rozbawiona jego słowami. Po chwili jednak spoważniała. Kurtka rzeczywiście była stopiona i dziwnie dymiła. Podniosła głowę. Cała jego szyja była zaczerwieniona, podobnie jak dłonie i nadgarstki.
- Przepraszam, że cię spaliłam. – znowu się roześmiała
- Kobieto! – potrząsnął jej ramionami – Coś ty brała i gdzie jest Jake?
- Załatwiliśmy go. Dorwaliśmy drania bez twojej pomocy. Teraz to ja jestem ta fajna i groźna. – dumna wskazała na siebie kciukiem – Do tego potrafię palić ludzi.
- Doprawdy niezwykłe. – burknął
- Co się wściekasz? Kelnerka jednak się z tobą nie przespała? Bardzo mi przykro. – chichotała
- Jesteś durna, a w dodatku pijana. Jutro będziesz tego wszystkiego żałować.
Uśmiech zszedł z jej twarzy, w miarę jak dotarły do niej jego słowa.
- Nawet bym tego chciała. – przyznała – Oznaczałoby to, że nie jestem bezdusznym potworem bez serca.
Nastała krótka cisza. Znajdowali się w jakiejś zaciemnionej uliczce. Alison już w ogóle nie słyszała muzyki. Na zewnątrz było zimno, a ona nie miała na sobie nic poza cienką koszulką i spodniami.
- Nawet najwięksi potępieńcy zasługują na szczęście. – powiedział w końcu – Ale nie gwarantuje się go poprzez tanie używki.
Uniosła głowę by na niego spojrzeć. Te słowa chociaż tak proste, napawały ją nadzieją. Jego twarz była bez wyrazu, ale ton jego głosu świadczył, że szczerze w to wierzył. Nie było to puste pocieszenie, jakie sprzedałby zwykły kumpel. Rain był taki jak ona. Wiedział dokładnie przez co przechodzi, bo najprawdopodobniej sam musiał się kiedyś z tym uporać. Nie była pewna, czy ona da radę. Mimo to była mu wdzięczna. Patrzył na nią z góry z pewnego rodzaju rodzicielską wrogością, co w jakimś stopniu dodawało je otuchy. Pod wpływem chwili uniosła głowę i lekko musnęła jego usta.
- Dziękuję. – szepnęła 

2 komentarze:

  1. WOW WOW WOW !!! Genialny rozdział ! Czekam na kolejny więc pisz jak najszybciej :P
    Z góry przepraszam za moją nieobecność ( problemy z kompem ) I gdzie jest pierwsza część ?? Hmm ?? Miała być już na sklepowych pułkach i co ??

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko czekam na kolejny rozdział.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń