czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 10


- Widzieliście co się z nią stało?
- Nie znamy jej tak jak ty Kevin. – odpowiedziała opanowanie Shilla
- Ten wzrok, zachowanie, wszystko! Jak to możliwe, że wszystko tak szybko nastąpiło. Zniknęła na ponad dzień i wraca zupełnie inna. RANA! Zagoiła się. Tak po prostu? To podobno miało być trudniejsze!
- Krzyki na Rognera nic ci nie dadzą. – starała się go uspokoić
- Niech coś zrobi! Miał nam pomóc!
Rogner przez cały czas siedział w ciszy i wydawał się w ogóle nie słuchać burzliwej rozmowy. W końcu jednak przemówił.
- Po pierwsze, trzeba porozmawiać  z Alison. Najważniejsze jest to, co siedzi w jej wnętrzu. Jak ona się czuje i czy jej to przeszkadza, bo jeśli nie, to wszelkie działania będą bezcelowe.
- Czyli twierdzisz, że coś da się zrobić.
Mierzyli się wzrokiem przez dłuższy czas. Kevin z cichą nadzieją wypatrywał rozwiązania w jego oczach. Na twarzy Rognera pojawił się dziwny wyraz, jak u rodzica, który licytuje się argumentami z dziesięciolatkiem.
- Kevin, musisz wiedzieć, że Rogner, jako nieliczny z czarowników spędził większość swojego długiego życia analizując demoniczne przypadki. Próbował naprawiać najgorszych, sprowadzać ich na właściwą ścieżkę lub uczył jak w dobry sposób mogą wykorzystać własne umiejętności.
- To prawda.- potwierdził, ale w jego głosie nie było dumy. Czyste stwierdzenie faktu. – Większość z nich tak jak twoja przyjaciółka zostało ugryzione przez demona i za wszelką cenę chcieli naprawić zło jakie wyrządzili. To wypływało z ich woli. Chcieli powrócić na właściwy tor.
-No dobrze, a co z tymi, którzy nie chcieli? – spekulował
- Z takim męczę się do dziś. – westchnął
Kevin rozdziawił usta ze zdziwienia.
- Ten nawiedzony metalowiec to demon? I to taki zły? On przez cały czas był z Alison!
- Nie panikuj, proszę. – Shila nie ustępowała, próbując uspokoić wzburzonego Kevina. Rozumiała, że ziemia waliła mu się pod nogami, ale nie mógł aż tak emocjonalnie do tego podchodzić.
- Jego historia jest nieco skomplikowana, ale wbrew pozorom ta dwójka ma ze sobą wiele wspólnego. Zwłaszcza teraz. Według mnie powinni trzymać się razem.
Kevin jeszcze szerzej otworzył oczy.
- N I E  M A  M O W Y!  Po moim, kuźwa trupie! Wiesz co? Na nic się nam nie przydałeś, specu od demonów. Jutro zabieram stąd Alison i razem wracamy do Jacksonville. Przynajmniej dowiemy się, co naprawdę dzieje lub działo się z Drake’iem.
- Obawiam się, że nie do ciebie należy ta decyzja. – Rogner znacząco uniósł brew
- Alison nie jest pełnoletnia, a jej rodzice nie żyją. Jestem jej najbliższą osobą.
- Z tego co wiem, ma brata.
- A widzisz go gdzieś tutaj!? Bo ja nie.
- Dobra, chyba zaczynacie przesadzać. – stwierdził wchodzący do salonu Rusty – W całym domu was słychać, a niektórzy próbują się wyspać. Dziwne, że tylko ja się obudziłem. Robi się późno, ale Kevin – skinął na niego głową – musisz nieco odetchnąć. Świeże powietrze dobrze ci zrobi. Proponuję by każdy nieco się uspokoił. Jutro bez krzyków porozmawiacie. Bez pochopnych decyzji, ok?
Z Kevina zeszło powietrze, a napięcie powoli opuszczało jego ciało. Westchnął głęboko i pozwolił się wyprowadzić na zewnątrz. Na dworze z każdą minutą robiło się coraz chłodniej, ale właśnie takiego orzeźwienia potrzebował. Już pierwszy podmuch wiatru oczyścił jego umysł i pozwolił się wyciszyć.
Odeszli kilka kroków od domu i usiedli na wilgotnym chodniku. Rusty wyciągnął papierosa po czym zaproponował drugiego towarzyszowi. Kevin zrezygnowany zaprzeczył głową. Starał się ograniczać wszystkie używki, by teraz przy tak tragicznym obrocie wydarzeń znowu nie wpaść w śmiercionośny wir.
- Nie mogę tak nic nie robić, widząc jak ją tracę. Bałem się tego jak cholera, ale nie sądziłem, że będzie aż tak cężko. Jedno jej spojrzenie, rozumiesz? J E D N O i  już wiedziałem jak jest źle. Jej oczy były takie puste.
Przetarł twarz dłońmi, starając trzymać się kupy i nie rozklejać.
- Wiesz co jest najgorsze? Będę próbował jej pomóc, ale mam przeczucie, że ona nie będzie chciała jej przyjąć. Już mnie nienawidzi.
- Nie nazwałbym tego nienawiścią. – stwierdził szczerze Rusty – Nie jestem specem w piekielnych naukach, ale znam się na ludziach. Myślę, że Alison jest przede wszystkim zagubiona. Dla niej to też jest nowa sytuacja. Traci wszystkie odczucia i staje się obojętna, ale oboje wiemy, kto może temu zapobiec.
- Drake? – skrzywił się Kevin
Rusty nie potwierdził.

*  * *

               Godzinami wierciła się na pozostałościach z materaca, co jakiś czas zapadając w krótki sen. Potrzebowała odpoczynku, ale w ogóle nie czuła się zmęczona. Jej powieki opadały, a ciemność już prawie otulała jej umysł, ale potem zupełnie jakby ktoś ją z tego wyciągał siłą. Serce jej przyspieszało napędzając do działania. Czas mijał, a za oknem robiło się coraz ciemniej. Alison nie miała pojęcia która jest godzina. Nigdzie nie było zegarka, a jeśli kiedykolwiek istniał to został przez nią zniszczony jak cała reszta pokoju.
               W końcu zaprzestała daremnych prób i długo się przeciągając, w końcu wstała. Podeszła do okna, otwierając je na oścież. Świeże powietrze wtargnęło do środka, zrywając z podłogi walające się śmieci oraz pierza z pościeli. Coś zaszeleściło pod jej palcami. Schyliła głowę odklejając niezgrabnie przyklejoną kopertę. Wyciągnęła niewielkie zawiniątko oraz złożoną na pół kartkę.

Taki nowy mix. Testowany i uznany za potencjalnie niebezpieczny.
Miłej zabawy. Podziękujesz później.
Rusty

Połowicznie domyślając się zawartości, odwinęła papier. Na podłogę upadły dwie białe kapsułki. Przez moment na nie patrzyła rozważając, czy by jednak ich nie wyrzucić. Coś w środku jednak hamowało ją przed tym słusznym aktem. Nie mogła przecież tak sponiewierać prezentu. Znała przeszłość Rusty’iego i wiedziała, że to nie tabletki na wzmocnienie odporności. Chłopak był w pewnym sensie dilerem i miał dostęp do różnych mieszanek. Po tak strasznym dniu, była gotowa je wypróbować. Jednym ruchem podniosła kapsułki i bez trudu połknęła. Miały gorzki, nieprzyjemny smak, ale starała się o tym nie myśleć.
Nie wiedząc czego ma się spodziewać, oraz kiedy to nastąpi, postanowiła nieco ogarnąć bałagan jakiego narobiła. Meble nie nadawały się już dłużej do użytku, więc tylko przeniosła ich szczątki w jeden kąt. Ubrania poskładała i położyła na materacu. Zamiotła pierze i zawinęła je w porwane zasłony. Po wszystkim pokój nie wyglądał już tak źle, chociaż do ideału sporo mu brakowało. Nie miała jednak ochoty na dokładne czyszczenie wszystkiego, więc postanowiła chociaż trochę zająć się sobą. Wzięła szybki prysznic i dwa razy umyła włosy. Następnie włożyła na siebie parę czarnych jeansów, jakiś ciemny top oraz naciągnęła zużyte trampki.
Trzymając się okna weszła na parapet. Spojrzała do góry. Światło w pokoju Raina było zgaszone. Wspięła się na dach, a następnie zerknęła przez okno do środka. Leżał na łóżku i głęboko spał. Nie obudził się nawet kiedy wtargnęła do pomieszczena, omal nie przewracając się przez okiennicę.
Zerknęła na niego, rozważając czy go nie obudzić. Nie chciała dłużej siedzieć w tym domu. Była ciekawa jak toczą się sprawy na hali, a wolałaby nie iść tam sama. Ostatnio nie za dobrze się to skończyło. W końcu umarła, nie? Widząc jak potulnie wtula się w poduszkę postanowiła dać mu jeszcze kilka minut, a sama rozejrzała się trochę po jego czterech kątach. Pokój nie był duży, ale przez ciemne ściany, miała wrażenie, że się nie kończy, a ona znajduje się w próżni. Meble o jeden odcień jaśniejsze, dawały jej pewność, że to jednak nie prawda. Poza ciemnymi barwami nie znajdowało się tutaj nic szczególnego, co trochę ją rozczarowało. Właściwie to nie wiedziała czego tak dokładnie się spodziewała, ale sądząc po jego ubraniach, wystój pokoju powinien być bardziej przerażający. Niemal od razu podeszła do szafy, otwierając ją na oścież. Nie było to grzeczne tak mu grzebać, ale ciekawość zwyczajnie przeżerała jej skórę. Czerń, tylko tyle się w niej znajdowało. Mnóstwo ciuchów, a wszystkie w jednym kolorze. Może odcień momentami się zmieniał, ale to raczej z powodu zużycia. Koszulki i spodnie w większości były albo podarte, albo poprzecierane. Kamizelki i kurtki zazwyczaj w skórze lub w jeansie. Zrezygnowała z dalszych obserwacji i otworzyła pierwszą lepszą szufladę. Nie wiedziała, czy była bardziej zdziwiona czy rozbawiona kiedy zauważyła parę idealnie wyszlifowanych noży, wręcz przeznaczonych do rzucania. Sama miała w swoim pokoju kilka podobnych, ale nie były aż tak idealne i przerażające jak te. Tak, czasy kiedy musiała bronić się przy pomocy noży już minęły. Teraz… Właściwie to nie wiedziała czym była i czy nadal umiała przybrać postać zwierzęcia. Może też powinna mieć przy sobie jakąś broń.
Z westchnięciem zamknęła szufladę. Już wystarczyło, że penetruje jego rzeczy osobiste, nie będzie go przecież okradać. Odwróciła się, nadal kuszona przez błyszczącą stal. Znudzona przeszukiwaniem usiadła na łóżko obok nadal śpiącego Raina. Znów towarzyszyło jej to dziwne uczucie chłodu. Leżał na brzuchu do połowy przykryty kołdrą, przez co jego dwie blizny były doskonale widoczne. Ciarki ją przeszły na samą myśl o paskudnie poszarpanej ranie, po której zostały. Ostrożnie wyciągnęła dłoń w ich kierunku. Jego gładka skóra została zbezczeszczona przez nierówną powierzchnię blizn.
Świst powietrza i nagle znalazła się na podłodze. Rain w mgnieniu oka zacisnął ręce na jej nadgarstkach i rozpłaszczył ją na podłodze, siadając okrakiem na jej nogach.
- Co tutaj robisz, kobieto?
- Aktualnie? Leżę na podłodze. To całkiem zabawne. – zaśmiała się
Wbrew woli jej wzrok zjechał niżej na jego klatkę, a potem brzuch. Miał na sobie spodnie od dresu, ale brak koszulki i tak odsłaniał tyle ile trzeba. Rain nie należał do specjalnie umięśnionych, ale też nie miał się czego wstydzić. Smukła i wychudzona sylwetka mogła odrzucać, ale dziwnie pasowała do jego mrocznej aury. Był jak męska wersja kostuchy. Równie przerażający i tajemniczy, ale w pewien mroczny sposób pociągający.
- Czego chcesz? – pytanie przywróciło jej wzrok na jego twarz.
Kryształowe oczy wwiercały się w nią, jakby chciały dosięgnąć duszy. Rozczochrane i ciemne niczym smoła włosy okalały jego twarz z każdej strony, dodając mu buntowniczego uroku.
Uśmiechnęła się. Jego twarz zaczęła powoli wirować. Zamknęła oczy i uniosła się na rękach.
- Wyjść stąd. – szepnęła tuż przy jego uchu – Potrzebuję oderwania się od tej rzeczywistości.
- To chyba masz już za sobą, co? - Opadła z powrotem na podłogę, a on puścił jej nadgarstki. Głęboko westchnął po czym rzucił jej telefon. – Zadzwoń do Jake’a. On da ci to czego potrzebujesz. To imprezowa bestia.
Spojrzała na niego nieco zszokowana, ale bez wahania wybrała numer, na co on wydał się nieco zaskoczony. Zdążyła pokazać mu język, kiedy głos po drugiej stronie przemówił.
- Właśnie miałem do ciebie dzwonić. Mam nowe informacje o…
- Tutaj Alison. Rain najwyraźniej nie chce z tobą gadać.
Nie przestając się śmiać, przeturlała się na brzuch, niczym mała dziewczynka.
- Alison? Witaj, kochana. Czego dusza potrzebuje?
- Wyjścia z tego ponurego domu. Zaproponowałam to panu „ja się nie bawię”, ale kazał mi zadzwonić do ciebie.
- Idealnie się składa. – Alison niemal słyszała jak zaklaskał w dłonie – Ugotujemy dwie zupy w jednym, piekielnym kotle.
- To chyba tak się nie mówi.
- Nieważne. Daj mi Raina, a ja ci gwarantuje, że zabierze cię do najlepszego klubu w Aberdeen.
- Stoi. – uśmiechnęła się zwycięsko, po czym oddała telefon właścicielowi.
- Jake, naprawdę nie mam ochoty na…
Nie dokończył zdania. Przez dłuższą chwile wsłuchiwał się w słowa dobiegające z drugiej strony. Alison była zbyt rozkojarzona i szczęśliwa by móc się na czymkolwiek skupić. Bez celu turlała się po podłodze jak w amoku, cicho nucąc.
Po kilku minutach Rain zakończył rozmowę i cicho zaklął. Marszcząc czoło spojrzał na nie do końca trzeźwą Alison po czym powiedział.
- Wygląda na to, że wyszłaś na swoje. Zbieraj się.
- Mówisz do siebie? Bo to ty jesteś w piżamie. – stwierdziła podnosząc się na łokciach, mierząc go wzrokiem od stóp do głów – Chociaż jak dla mnie, możesz iść w takim stroju. Trochę jest zimno, ale z takim nastawieniem do świata, to chyba jesteś przyzwyczajony do braku ciepła w swoim życiu.
- Jakaś ty dzisiaj zabawna. Ja przynajmniej nie obmacuje po kryjomu.
- Wypraszam sobie. – oburzyła się – Prawie cię nie dotknęłam. Zresztą na pewno nie bardziej niż ta gadzina z Hali.
-  Czy to zazdrość? – zaśmiał się
- Raczej stwierdzenie, że masz okropny gust. Była paskudna i jakbym była facetem to nawet za miliony dolarów bym się z nią nie przespała.
- Jakbyś była facetem, to byś tak nie mówiła. – przyznał, ubierając jedną ze swoich ciemnych koszulek, która właściwie odsłaniała więcej niż zakrywała.
- Skoro byłeś aż tak zdesperowany… - mruknęła
Zarzucił kurtkę na ramiona i ukucnął tuż przy niej. Pochylił się do przodu w stronę jej twarzy.
- Nie tak jak ona. – szepnął. Następnie wstał na równe nogi i ruszył w stronę okna. Zerknął przez ramię na nadal leżącą na podłodze Alison. – Mówiłaś coś o oderwaniu od rzeczywistości?
Machnął głową, po czym wyskoczył na zewnątrz. Alison nie czekając na zaproszenie zerwała się z ziemi i pobiegła za nim. 

2 komentarze:

  1. Naćpana Alison...Już drugi raz... Ciekawe co wydarzy się tym razem.
    Czekam na kolejny, jak zawsze.

    ~Pozdrawiam, Pomylona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem idiotką , praktycznie cały czas szczerze się do twojego bloga i nie mogę przestać to jest zajebiste a jak on zareagował jak chciała go dotknąć ha ha ha no nie wytrzymam z czekaniem na następny no i powtarzam się ale ja naprawdę czekam na tą książkę ;)
    ~ Agata

    OdpowiedzUsuń