piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 1

Słońce powoli chowało się daleko za horyzontem w momencie, w którym przylecieli na lotnisko w Aberdeen. Miasteczko tak bardzo różniło się od potężnego Jacksonville. Alison polubiła to miejsce w momencie, w którym zaczęli kierować się do centrum. Właściwie nie było dużej różnicy między obrzeżami, a środkową częścią. Im głębiej wjeżdżało się do miasta tym zabudowy były gęstsze, ale nic poza tym. Dom na domie, a większość z nich to zwyczajne parterówki. Nie było potężnych wieżowców, ani drapaczy chmur. Nie widziało się tej nowoczesności, wypolerowanych na błysk szklanych gigantów, równo wystrzyżonych krzaków i czystych chodników. Brakowało też najzwyklejszych korków i zatłoczonych miejsc. Aberdeen nie należało do małych miast, ale nie odczuwało się tak jego rozmiarów. Miejsce miało swoją duszę i nie było zapchane przez centra handlowe, czy banki. Wijące się kilometrami alejki, okrążały budowle mieszkalne niczym drugi płot. Alison czuła się jakby kręcili się w kółko, chociaż taksówkarz, zapewniał, że jedzie prawidłowo i, że  należy się do tego zwyczajnie przyzwyczaić. Jako z nowoprzybyłymi podzielił się również z nimi kawałkami z historii miasta, ale Alison niezbyt wsłuchiwała się w jego słowa. Rana na przedramieniu nie dawała jej chwili wytchnienia. Nie bolała tak bardzo jakby można było się tego spodziewać, ale niemiłosiernie swędziała. Zupełnie jakby jakieś robaki krążyły po jej skórze i co jakiś czas wgryzały się w jej tkankę. Miała nie ściągać opatrunku dopóki nie dotrą na miejsce, ale jej samokontrola była na wyczerpaniu. Na szczęście często odbiegała myślami daleko stąd, przynajmniej na moment zapominając o nieprzyjemnym pieczeniu. Martwiła się o tych, których zostawiła w Jacksonville. Bała się o Drake’a, a fakt, że nie mogła go nawet zobaczyć, przyprawiał ją o dziwne ukłucie w brzuchu. Obecność Kevina dodawała jej otuchy, a jego nietypowa fryzura całkowicie ją rozpraszała. Obiecała, że powstrzyma się od komentarzy, ale czasami zwyczajnie nie potrafiła się powstrzymać.
 - Teraz zmienisz swój styl i staniesz się punkiem?
 - To… - zaczął energicznie machać dłonią dookoła głowy – …nie jest na zawsze. Blizny zapewne zostaną, ale włosy muszą odrosnąć. Prawda? – skierował się do Shili, która milczała od samego wyjazdu z lotniska.
 - Zapewne. – mruknęła wymijająco
 - Zapewne? – wydał się zszokowany – Obiecałaś, że odzyskam je całkowicie.
- Nie zgodziłbyś się na znaki gdybym powiedziała inaczej. – stwierdziła
- To prawda. – zgodziła się Alison – Spokojnie, na pewno odrosną.
Lekko szturchnęła jego ramię by poprawić mu humor. Nie do końca przyniosło to zamierzony rezultat. Najwyraźniej ryzyko, że już nie odzyska swojej złotej grzywy było dla niego poważnym problemem. Z jednej strony Alison cieszyła się, że nic poważniejszego nie zaprząta jego głowy. Obydwoje nie mieli łatwo przez ostatnie miesiące. Alison wiedziała, że po sprawie z Juanem, Kevinowi nie udało się skontaktować z rodzicami. Nadal przekonywał się, że na pewno wyjechali daleko poza granice kraju, do dziadków i do tej pory nie mieli możliwości by dać po sobie znak, co też niosłoby ze sobą pewne ryzyko. W głębi duszy jednak, oboje wiedzieli jak okrutna może być prawda. Z południowego stada nie znaleziono ocalałych. Alison nie miała nawet informacji o Olivii. Ostatni raz widziała ją w mieszkaniu Kevina, kiedy ten jeszcze nic nie pamiętał. Istniała spora szansa, że udało jej się wydostać, ale nie można było mieć całkowitej pewności. Po przylocie, kiedy Alison mogła wreszcie włączyć telefon, odczytała kilka SMS-ów od jej brata o tym, że garstka niedobitków ze stad przeżyła i teraz wszyscy jednoczą się w odnalezieniu innych ocalałych. Wśród nich był między innymi Rayley oraz dwójka wilkołaków, którzy jako pierwsi przedstawili się Alison, kiedy ta wygrała pojedynek. Udało im się wyprowadzić trochę osób podczas zamieszania w starych magazynach. Wśród nich były głównie dzieci. To była niezwykle dobra wiadomość, która niemal od razu poprawiła jej humor. Teraz pozostawało mieć nadzieję, że odnajdą więcej ocalałych i trzy stada być może wreszcie połączą się w jedno, tak jak zawsze marzył jej ojciec. Alison pomyślała, że Chris byłby idealnym alfą. Miał w sobie wszystko, co powinien takowy posiadać. Cierpliwość, siłę, wyrozumiałość oraz niezwykłe zaangażowanie. Pytanie, czy inni zaakceptowaliby jego naturę. To, że nie był wilkołakiem nie miało większego znaczenia, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie podjudzał innych.
- Jesteśmy na miejscu. – oznajmiła Shila, wyciągając pieniądze by zapłacić taksówkarzowi
Alison spojrzała przez okno i wybałuszyła oczy. Samochód stanął przy niewysokim budynku, który wyglądał jak zminimalizowana wersja bloku mieszkalnego. Miał zaledwie cztery piętra i zajmował powierzchnię nie większą, niż dawny dom Alison.
- To nie jest coś, czego można by się spodziewać po tak starym czarowniku, co? – zagadał Kevin
- Do Rognera należy cały budynek. Wynajął go by mieć spokój oraz oszczędzić sobie natarczywych sąsiadów, którzy mogliby się skarżyć na hałasy. – wyjaśniła Shila
- Skąd to wiesz? – zdziwiła się Alison, nadal lekko zszokowana patrząc na budynek
Shila nie odpowiedziała tylko ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Kevin wzruszył ramionami i chwytając ich bagaże podążył za nią. Jak na nieokreślony czas pobytu nie mieli ich zbyt wiele, zaledwie kilka toreb i jeden większy plecak. To był dla Alison nikły znak, że nie zostaną tu na długo. Być może Darren to przewidział, kto wie? – łudziła się.
- Nie przejmujcie się, jeśli wyda się wam zbyt bezpośredni lub grubiański. Żyje już setki lat i zdaje mu się, że już wszystko widział. Nasza w tym głowa by przekonać, go, że twój przypadek nie należy do codziennych.
- Fajnie, że tak to nazywasz. – mruknęła pod nosem Alison, w momencie, kiedy Shila nacisnęła przycisk domofonu.
Po kilku sygnałach odezwał się szorstki, męski głos.
- Nie jestem zainteresowany żadnymi środkami czystości. Mam wszystko, czego potrzeba.
- Tu Shila Ravenwood. Przybywamy od Darrena…
- Och! No tak! Wchodźcie.
Krótki zgrzyt, a potem głos otwieranego zamka. Shila nieco zmieszana sięgnęła po klamkę i weszła do środka. Zaraz za nią Alison i Kevin. Cała trójka stanęła w krótkim korytarzu, na końcu, którego znajdowały się tylko jedne drzwi. Bez wahania skierowali się w ich stronę. Zanim weszli do środka, Shila nabrała powietrza i przez sekundę spojrzała na Alison. Na jej twarzy widniał lekki uśmiech, który mimo jej wdzięku wyglądał na wymuszony. Nacisnęła na klamkę i otworzyła drzwi. Nikt nie przywitał ich w progu. Z daleka dochodziły do nich odgłosy krzątania. Przed sobą mieli strome schody, solidnie obłożone czerwoną wykładziną. Po lewej widniała seria zamkniętych drzwi, natomiast po przeciwnej otwarta przestrzeń salonu, który wąskim przejściem łączył się z kuchnią, z której dochodziły hałasy. Niepewnie weszli do pokoju, szukając gospodarza.
- Siadajcie przy stole, albo coś. – zawołał z sąsiedniego pomieszczenia – Ktoś coś chce? Zapomniałem kupić herbaty, ale mam wodę.
Alison usłyszała stłumione prychnięcie Kevina i mimo woli sama się uśmiechnęła.
- Wystarczy nam woda. –zapewniła Shila mierząc ich wzrokiem. Oczywiście nie było w niej złości. Raczej dyskretny znak by nad sobą zapanowali.
Zanim zdążyli zająć miejsca, na stole pojawiły się trzy szklanki całkowicie wypełnione krystalicznym płynem. Spragnieni upili kilka łyków. Zanim Alison zdążyła dobrze przełknąć tuż przed nią zmaterializował się średniej postury mężczyzna, z zaciekawieniem ją obserwując. Z zaskoczenia niemal na niego napluła. Zdążyła się jednak powstrzymać i z trudem połknęła wodę. Przez dłuższą chwilę nie spuszczał z niej oka. Wydawało się, że nie miał więcej niż trzydzieści pięć lat, ale to była jedynie zewnętrzna powłoka, pod którą namacalna była niezwykła moc. Alison czuła jak potężna była jego aura, zupełnie jakby powietrze wokół niego zostało naładowane.
Jakby wciąż na coś czekał, wyciągnął rękę w jej stronę.
- Rogner Ruinerweel do usług.
- Alison Stevenson.
Uścisnęła jego dłoń, nieco zdeprymowana jego nieustępliwym spojrzeniem. W końcu jednak skupił swoją uwagę na pozostałych, przedstawiając się również im, po czym rozsiadł się na czwartym krześle, wyjaśniając.
- Wybaczcie mi to nietypowe zachowanie. Woda, którą wypiliście jest święcona. Byłem ciekaw twojej reakcji, Alison. Jeśli oczywiście chcecie, możecie dostać cokolwiek zapragniecie do picia.
- Nawet jakbym poprosił o czerwone wino dokladnie z roku 1435? – zaciekawił się Kevin
Alison zauważyła jak Shila napina plecy z obawy na reakcję czarownika. Ten jednak jedynie się roześmiał. Na drewnianym blacie ni stąd ni zowąd pojawiła się smukła butelka, wypełniona winem. Kevin zaskoczony spojrzał na nalepkę.
- Nie wierzę.
- Po świecie łażą stwory, których nie pojmuje ludzka wyobraźnia, a ty nie możesz uwierzyć w butelkę starego wina? – Zakrył usta dłonią i dokończył szeptem. – Między nami, to naprawdę rzadki okaz, więc zachowaj je na wyjątkową okazję.
Kevin nadal oszołomiony, przytaknął głową.
- Jesteśmy wdzięczni, że zgodziłeś się nam pomóc. – Shila przejęła inicjatywę. – To dla nas wiele znaczy.
- Domyślam się, ale osobiście nie mogę wam niczego zagwarantować. Nie spotkałem się z przypadkiem ugryzienia zmiennokształtnego przez jednego z Potępionych, chociaż wiem jak plugawą są zarazą. Ile czasu minęło od ugryzienia?
- Niecała doba. – odpowiedziała Shila
- To niezwykle dużo. Mogę zobaczyć?
Alison spojrzała na przedramię. Bandaż zdążył już przesiąknąć czarnym płynem. Wyciągnęła rękę w jego stronę i zaczęła odwijać opatrunek. Wszyscy w skupieniu obserwowali jej ruchy. Nawet Shila wyciągnęła szyję, by lepiej widzieć. Rana okazała się paskudna i równie paskudnie śmierdziała. Tkanka wokół ugryzienia sczerniała jakby ktoś ją przypalił, a z rany sączył się gęsty płyn, który konsystencją i barwą przypominał smołę.
- Wygląda normalnie tak jak powinno. – westchnął – Jednak twój organizm nie pozwala przenosić się truciźnie w takim tempie jak zazwyczaj.
- To dobrze, czy źle? – spytała Alison
- Zależy jak na to spojrzeć. - Podparł brodę ręką, nadal obserwując jej ranę. - Niestety nie istnieje droga ratunku od tego jadu. Nie da się go w żaden sposób usunąć, co więcej takowa próba definitywnie zakończyłaby się śmiercią. Demoniczne substancje to paskudna sprawa.
- Co więc nam pozostaje? – Kevin dołączył się do dyskusji
Czarownik nabrał powietrza i zaczął się zastanawiać. Skupienie było intensywnie widoczne na jego twarzy. Alison wykorzystała moment ciszy by rozejrzeć się dookoła. Salon nie należał do dużych i nie był jakoś nowocześnie urządzony, podobnie zresztą jak kuchnia. Meble były czysto drewniane, niepolakierowane, o chropowatej powierzchni i ciemnej barwie. Pod ich stopami rozłożony był masywny, bordowy dywan, którego krawędź sięgała korytarza. Zero elektronicznego sprzętu, jedynie niewielkie radio ustawione na komodzie. Wszystko w ciepłych, przyjaznych odcieniach. Alison czuła się trochę jak w domu gdzie mogliby mieszkać jej dziadkowie. Osobiście nigdy ich nie poznała, ale gdyby miałaby kiedyś ich odwiedzić to właśnie tak wyobrażałaby sobie wnętrze ich domu.
- Widzę jedynie jedną opcję, która mogłaby cię zainteresować. – powiedział w końcu – Zaakceptowanie tego.
- Co? – pytanie jednocześnie rozległo się z trzech stron
- Nie do końca w ten sposób, jaki myślicie. Gdybyś była wilkołakiem koniec byłby tylko jeden-przemiana. Organizm zmiennokształtnych jest inny, wyjątkowy. Pochłaniacie każdy rodzaj magii jak gąbki i przystosowujecie się do tego. Przy odrobinie pomocy mogłabyś funkcjonować z tą trucizną prawie normalnie.
- Co oznacza to „prawie”? – zwątpił Kevin
- Przeżyłabyś, ale to może cię przerosnąć. Psychicznie.
- Alison jest silna. – zapewnił
- Nie śmiem wątpić, ale to rodzaj ciemności, która nigdy nie da ci odpocząć. Jeśli ją zaakceptujesz, będzie towarzyszyła ci na każdym kroku, będziesz ją odczuwać, coś jak twoja zła strona. Niewiele osób jest w stanie to znieść.
- Jak bardzo to na mnie wpłynie?
- Całkowicie. – odpowiedział wprost. – Może wpłynąć na twoje zachowanie, osobowość, a nawet na wygląd.
Alison potrzebowała chwili by odetchnąć i wszystko przemyśleć. Nie wiedziała jakiej pomocy lub słów oczekiwała od potężnego czarownika, kiedy do niego jechała. Może łudziła się o lepszy scenariusz, na całkowite ozdrowienie. Niestety świat nie był aż tak piękny, przynajmniej nie jej. Życie często wbijało jej nóż w plecy i pozbawiało sił. Musiała być zdeterminowana, by mimo tylu przeszkód nadal brnąć naprzód.
- Powiedzmy, że bym to zaakceptowała. Co bym musiała zrobić?
- To trochę skomplikowane, ale najłatwiej będzie wspomóc te działanie zaklęciem. Można powiedzieć, że w momencie, w którym się ze mną skontaktowano w twojej sprawie już począłem do niego przygotowania, ale ostatecznie decyzja i tak należy do ciebie.
Kevin ujął jej dłoń i spojrzał głęboko w oczy.
- Nie musisz podejmować jej dzisiaj. – uspokoił ją
- Szczerze to czas jest ograniczony. – wtrącił czarownik. Widząc piorunujący wzrok Kevina, dodał. – Ale jeden dzień nas nie zbawi. Wszyscy powinniście odpocząć. Może pokaże wam pokoje? – zaproponował.
- Wy idźcie. – poleciła Alison
Bez słowa oboje kiwnęli głowami i wstali od stołu.
- Traficie bez problemu. – stwierdził czarownik, pokazując palcem na przeciwległe drzwi. – Rozpakujecie się i najlepiej odświeżcie.
Kevin lekko się skrzywił i zmarszczył nos. Po chwili jednak zdecydował odpuścić dalsze komentarze i chwytając za torby razem z Shilą wyszedł do innego pomieszczenia. Alison została sama z Rognerem, skubiąc rękaw bluzy.
- Spotkał się pan kiedyś z podobnym przypadkiem? – spytała nieśmiało
- Nie panuj mi tutaj. – zaśmiał się – Może i jestem stary, ale wcale nie muszę się tak przez was czuć. Wracając do pytania… - Poklepał się palcem po brodzie, przeszukując własne wspomnienia – Może nie z identycznym, ale znam kilka osób, które…
Na korytarzu rozniósł się głuchy stukot, po czym ktoś z góry zaczął zbiegać po schodach. Przez korytarz przemknęła ciemna postać i zniknęła gdzieś za ścianą przy frontowych drzwiach.
- Wychodzę. – rozbrzmiał intensywnie głęboki głos
- Masz pierścień? – spytał czarownik, nawet się nie odwracając w jego stronę.
Rozległo się zduszone burknięcie, które brzmiało trochę jak potwierdzenie. Czarownik nabrał powietrza i spojrzał gdzieś poza ramieniem Alison, jakby na coś czekał. Za ścianą rozległ się stukot i wyraźne szarpanie się z klamką. Rogner wyciągnął do góry dłoń, na której spoczywał okrągły, srebrny pierścień. Osoba za ścianą stłumiła przekleństwo i lekko uderzyła w drzwi. Alison wyciągnęła w jego stronę szyję, by móc go wreszcie ujrzeć. W końcu wszedł do salonu i nawet przez sekundę nie zwracając na nią uwagi, zrezygnowany spojrzał na pierścień. Alison nie mogła powiedzieć, że nie zaskoczył jej jego wygląd. Był tak specyficzny, że aż przerażająco przyciągający. Grafitowo czarne włosy, wygolone z jednej strony miał zaczesane na bok. Były na tyle długie, że ich końcówki znikały gdzieś za karkiem. W jego ubraniu nie było, ani jednego kolorowego akcentu. Smukła, wysoka sylwetka i niezwykle długie nogi, a wszystko odziane w skórę niczym u najwierniejszego fana hard rocka. Kurtka z ćwiekami, rękawiczki bez palców, obcisłe spodnie, potężne buciory i liczne bransolety. Jednak nie ubranie wywarło na Alison największe wrażenie. To twarz przyciągnęła całą jej uwagę. Kryształowo iskrzące się oczy miał pokryte czarną kredką, a może nawet farbą. Nie był to lekki akcent, ale prawdziwie okryte ciemnością oczy. Alison zdążyła jeszcze zerknąć na przekutą dolną wargę oraz kawałek tatuażu, który wydostał się spod kołnierza kurtki, zanim chłopak zgarnął pierścień, odwrócił się i bez słowa wyszedł. To było doprawdy niezwykłe. Rogner musiał zauważyć jej zdumienie, które w pewnym sensie mieszało się z podziwem.
- Tak, wspominałem coś o podobnych przypadkach. Życie z demonicznymi środkami jest możliwe…
Jego słowa przestały docierać do jej uszu. Zupełnie się wyłączyła, analizując jeszcze raz w myślach wygląd nieznajomego. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat, ale prezentował się niezwykle dojrzale pomimo całej tej mrocznej aury. A jego kości policzkowe? Cóż nie widziała jeszcze piękniej wyrzeźbionej twarzy. Kiedy jej myśli i wyobrażenia zaczęły biec w niebezpiecznym kierunku, szybko się opamiętała.
-  Przepraszam, ale ja chyba też powinnam odpocząć.
Niemal wyskoczyła z krzesła i biegiem ruszyła w stronę drzwi, za którymi zniknął Kevin z Shilą. 

2 komentarze:

  1. ŁAŁ ! Niezła jesteś, jak zwykle jestem pod WIELKIM wrażeniem. Pisz dalej gdyż nie mogę się doczekać dalszych losów Alison. NAprawdę super rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co mnie bardziej zastanawia ten chłopak no bo kto to jest do tego jego specyficzny wygląd ale to nie znaczy że nie interesuje mnie historia Alison a i mam do ciebie jedną proźbę Drake musi żyć czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń