Zanim
zdołała otworzyć oczy poczuła paraliżujący chłód przeszywający całe jej ciało.
Potem przybył ból i odrętwienie. Z trudem rozchyliła powieki w miarę jak
docierały do niej wspomnienia. Dała się zaskoczyć i teraz płaciła za to cenę. Łapiąc
się za głowę starała się ocenić sytuacje. Leżała na lodowatej, kamiennej
podłodze. Jej nadgarstki były zakute w ciężkie, żelazne kajdany i umocowane
gdzieś w ścianie za nią. Resztkami sił zmusiła się by usiąść. To była ta sama
cela, w której znajdowali się ostatnio, ale jak to było możliwe? Potworne
zamczysko zawaliło się od razu jak tylko z niego wybiegli. Widziała jak ruiny
spadają z klifu do oceanu. Niemożliwe, że znów była w tym samym miejscu.
W celi było prawie całkowicie
ciemno. Niewielka smuga słonecznego światła wpadała przez zakratowaną wnękę
znajdującą się pod sufitem. Alison była pewna, że nie było jej tutaj kiedy
wtedy ich porwano.
Jak ostatnio stała na nogach było
już po zmroku, co oznaczało, że straciła przytomność na całą noc. Ktokolwiek ją
uderzył, wymierzył solidny cios. Jego skutki odczuwała nawet teraz, kiedy
choćby na milimetr przekręcała głowę.
Nadgarstki piekły ją od za mocno
zaciśniętego żelaza. Odruchowo szarpnęła łańcuchem sprawdzając jego
wytrzymałość. Niestety był dosyć solidnie przymocowany, a jego ciężar sam w
sobie stanowił przeszkodę. Alison wiedziała, że to było coś więcej. Nie miała w
sobie tyle sił ile powinna, jakby ją czymś odurzyli, czego w cale nie
wykluczała.
Gdzieś w górze usłyszała dźwięk
otwieranych drzwi, a następnie ciężkie kroki. Ktoś schodził do piwnicy. Starała
się wytężyć wzrok by cokolwiek dostrzec. Odgłosy stały się coraz bliższe, aż w
końcu ujrzała wampira, który przekręcając zamek otworzył drzwi od celi. Tuż za
nim stał kolejny, który coś za sobą ciągnął. Dopiero po chwili Alison
zorientowała się, że prowadzi ledwie przytomnego Raina, który podobnie jak
Alison był zakuty w łańcuchy. Popchnęli go w stronę przeciwnej ściany z taką
siłą, że bezradnie opadł na podłogę. Nie miał na sobie koszulki, a w momencie,
w którym ujrzała jego plecy wiedziała dlaczego. Blizny na jego ciele, które już
wcześniej wyglądały paskudnie teraz były jakby na nowo otwarte. Skórę wokół
nich miał mocno zaczerwienioną i pokrytą pęcherzami, z których ciekła zarówno
krew jak i ropa.
Wampir niezbyt delikatnie
przymocował jego łańcuch do kamiennego muru celi, po czym nawet nie patrząc na
Alison wyszedł na zewnątrz. Coś szepnął do towarzysza, po czym oboje zniknęli w
korytarzu.
- Co oni ci zrobili? – spytała
zszokowana, widząc jak Rain z trudem podnosi się by oprzeć plecy o ścianę.
Odchylił głowę do tyłu i przymknął
oczy. Jego klatka piersiowa nierównomiernie oddychała jakby właśnie przebiegł
maraton. Włosy miał mokre i posklejane od potu, a twarz posiniaczoną i
zapadniętą. Jego brzuch również znaczyły fioletowe sińce, tak wielkie, że nie
mogła na nie patrzeć.
Po kilku minutach ponownie
usłyszała zbliżające się kroki. Wampir, który wcześniej wprowadził tutaj Raina,
tym razem skierował się w stronę Alison. W dłoni trzymał strzykawkę o wielkości
jakiej Alison jeszcze wcześniej nie
widziała. Cała była pomalowana na czarno w taki sposób, że nie było widać jej
zawartości. Alison odruchowo cofnęła się pod ścianę na tyle daleko na ile
pozwalały jej łańcuchy.
- Będzie łatwiej jak nie będziesz
się wiercić. – stwierdził obojętnie wampir
- Co to jest? – spytała przerażona
Nie odpowiedział sięgając po jej
rękę. Wyrwała się mu przytulając do ściany. Podszedł bliżej i szarpnął ją za
ramię. Nie myśląc za wiele podkuliła nogi i wymierzyła mu solidnego kopniaka w
brzuch. Odsunął się zaskoczony i wściekły.
- Powiedziałem żebyś się nie
wierciła. – warknął po czym zawołał towarzysza – Ramirez!
Po chwili w celi pojawił się
ciemnoskóry wampir, który wcześniej otwierał celę. Podszedł do Alison i
chwytając ją za ramiona podniósł do pionu. Uwięził ją w stalowym uścisku
unieruchamiając jej ręce. Nie zdołała się uwolnić pomimo licznych prób.
Towarzysz Ramireza pochylił się do niej, po czym poczuła nieprzyjemne ukłucie w
przedramieniu, które było niczym w porównaniu z pieczeniem, które poczuła
potem. Jakby wstrzykiwali do jej żył lawę. Starała się uwolnić, ale wampir
dobrze ją trzymał. Z gardła wyrwał jej się krzyk. Cokolwiek to było wypalało ją
od środka, tak, że kiedy w końcu wyciągnął strzykawkę była zlana potem i
odrętwiała, a żar, który nadal wypełniał jej żyły torturował ją od wewnątrz,
jednak nie potrafiła już na niego zareagować. Była jak sparaliżowana, mimo że
nie pragnęła nic innego niż wydrapać sobie wnętrzności. Rzucili nią o kamienną
posadzkę, przyprawiając o jeszcze mocniejszy ból głowy.
- Co to jest? – wydyszała słabo w
miarę jak wzrok jej się zamglił.
Widziała zamazane postury
wampirów, które powoli znikały w ciemności.
* * *
Już
nie pamiętał kiedy ostatnio był tak wściekły i przerażony. Zawsze starał się
trzymać w ryzach, pokazać innym, że żadna sytuacja nie jest bez wyjścia, a
spokój i opanowanie to najlepszy sposób by jakoś wybrnąć z nawet najgłębszego
bagna. Jednak kiedy przybył do baru z torbami jedzenia, zastając jedynie
Drake’a i Rusty’iego ledwie przytomnych na podłodze poczuł ukłucie strachu,
które z czasem zaczęło narastać. Starał się być opanowany, kiedy słuchał co się
stało, nawet podsunął im, żeby wrócili z powrotem do Rognera, dla którego małe
zaklęcie lokalizujące na pewno nie będzie problemem. Kiedy wrócili czarownik
oświadczył, że najłatwiej będzie jeśli mieliby jej krew, albo chociaż osoby
spokrewnionej. Drake od razu wykonał telefon do Chrisa, a następnie do Darrena, ale żadne z nich nie odbierało. Nie
mieli czasu do stracenia, zaczęli więc przeszukiwać pokój Alison licząc, że znajdą chociażby jej
włos, gdzieś na poduszce. Stracili na to ponad godzinę, a drugie tyle zajęło
wykonanie zaklęcia. Wtedy właśnie Kevin stracił nad sobą kontrolę. Ręce trzęsły
mu się ze strachu, kiedy czarownik oświadczył, że nie jest w stanie jej
zlokalizować. Ponieważ Rogner był starym i potężnym czarownikiem nikt nie
zamierzał kwestionować jego umiejętności posługiwania się magią. Mimo, że nikt
nie powiedział tego na głos, wszyscy wiedzieli, co może to oznaczać. Nie da się
zlokalizować osoby, która już nie żyje.
Ten fakt spadł na Kevina niczym
pięciotonowy blok. Zrównał go z ziemią i zostawił by umarł w męczarniach.
Panika spowodowana faktem, że zawiódł Alison, że stracił ją na zawsze nie
pozwalała mu oddychać. Drżąc ze strachu wyszedł do własnego pokoju, by tam dać
ujście emocjom. Na początku myślał, że da radę, że wytrzyma i się uspokoi, ale
wszędzie widział jej twarz. Jej pozbawione życia ciało leżące gdzieś w ciemnym
zaułku, nieruchome i pozbawione blasku oczy, pełen rozczarowania wyraz twarzy.
Jak mógł ją zostawić? Gdyby nie wyszedł po jedzenie, może wszystko potoczyłoby
się inaczej. Poczucie winy zżerało go od środka. Musiał coś zrobić by wyrzucić
to z własnej głowy. Przesycona furią destrukcja pokoju pomogła jedynie na kilka
sekund. Nie pamiętał już nawet co robił do czasu, aż Rusty znalazł go stojącego
pod prysznicem. Lodowata woda ściekała po jego ciele i ubraniach, nie
pozostawiając na nim suchej nitki. Chłopak bez słowa zakręcił kurek i
wyprowadził go z kabiny. Kevin pozwolił się pokierować do pokoju, bezwiednie
szurając bosymi stopami po podłodze.
- Wiesz, jeszcze nikt nie zdołał
utopić się pod prysznicem. – Rusty silił się na żarty.
Posadził Kevina na odłamkach,
które jeszcze niedawno były łóżkiem, a następnie zaczął przeszukiwać podłogę,
licząc że ostały się jakieś ubrania.
- Widzę, że podobnie do Alison
radzisz sobie ze stresem.
Kevin wzdrygnął się na wzmiankę o
niej. Za każdym razem gdy o niej myślał, czuł jakby prąd przechodził przez jego
ciało.
- Shilla zadzwoniła dzisiaj do
Rognera. Będzie tutaj za kilkanaście minut. Wiesz, że od początku waszego
pobytu tutaj była na obrzeżach Aberdeen w poszukiwaniu przejścia do krainy
elfów? To brzmi jak jakaś misja w grze. Serio? Elfy? To już lekka przesada. Mój
umysł nigdy nie był przesadnie ograniczony, ale nigdy nie myślałem, że spotkam
elfa. Te istoty podobno żyją w innym wymiarze. W świecie, w którym czas płynie
zupełnie inaczej. Jeszcze niedawno pamiętałem jak się to miejsce nazywa…
Kevin całkowicie się wyłączył.
Nie słyszał słów Rusty’iego i nie zwracał uwagi na jego krzątanie się po
pokoju. Siedział sparaliżowany na pozostałościach materaca w głowie mając tylko
jedno. Alison. Wspomnienia jej rozradowanej twarzy, kiedy udało mu się ją
rozśmieszyć, jej determinacji kiedy razem bawili się jako dzieci, a ona nigdy
nie należała do tych co łatwo się poddają, spojrzenia jej szarych oczu, kiedy
bez słów dawała mu znać, że potrzebuje jego pomocy. Alison była w jego życiu
odkąd pamiętał, jak mógł teraz bez niej funkcjonować.
Po raz pierwszy od bardzo dawna
obudził w sobie głód, głód którego już nigdy nie chciałby poczuć. Pragnienie,
które odpychał od siebie właśnie dla niej, wiedząc, że było jedynym co go od
niej oddalało. Zrobiłby wszystko by odpłynąć w błogi stan, w którym nie
istniały problemy, w którym zapomniałby o bólu i poczuciu winy.
- …także istnieje spora szansa,
że ona nadal żyje.
Wyłapanie tych słów nie było dla
niego łatwe, ale natychmiast sprawiło, że powrócił do rzeczywistości.
- O czym ty mówisz? – zapytał
zachrypniętym głosem
Rusty zatrzymał się i spojrzał na
niego przekrzywiając głowę. W ręku trzymał koszulkę w kolorze wyblakłej
zieleni. Kevin przypomniał sobie, jak Alison odradzała mu jej kupno, a kiedy ją
nałożył uznała, że będzie idealnie komponował się w zgniłej trawie. Nie
wiedział dlaczego, ale na przekór nosił ją bardzo często. Z biegiem czasu
straciła swój kolor wyglądając jeszcze gorzej, a powstałych w niej dziur przestał
liczyć dawno temu.
- Wcale mnie nie słuchałeś,
prawda? – westchnął rzucając w jego stronę koszulką – Mówiłem, że Shilla
przyprowadzi ze sobą elfa, a elfy z tego co twierdzi Rogner stworzyły Łowców.
Kevin zrzucił z siebie mokre
ubranie i przebrał się w suche rzeczy.
- Co to ma wspólnego z… - urwał.
Nie był w stanie tego powiedzieć.
- To, że dowiemy się więcej o
tym, kto planuje to zaklęcie, do którego potrzebna mu jest Alison. Gdyby Łowca
już je wykonał Rogner byłby w stanie to wyczuć, bo jak wiesz potrzebne do niego
były aż trzy nietuzinkowe masakry. Takie coś jest dla czarownika jak bomba
nuklearna. Nie da się tego przeoczyć.
- To o niczym nie świadczy. –
stwierdził całkowicie pozbawiony nadziei – Łowca mógł jeszcze nie wykonać
zaklęcia, ale spełnić warunek, który wymaga śmierci Alison.
Przełknął ogromną gulę w gardle.
Głowa go bolała, a ciało przechodziły dreszcze. Suche i ciepłe ubranie nieco mu
pomogło. Fizycznie czuł się nieco lepiej, ale jego psychika leżała w kawałkach
na podłodze jak reszta zawartości pokoju.
- Przestań być pesymistą. Alison
żyje. Gdybyś zachowywał się normalnie też byś to wiedział.
- Tak jak ty i Drake zachowujecie
się normalnie. To, że nie obchodzi was los Alison nie świadczy o normalnym
zachowaniu. – warknął
- Teraz to już dramatyzujesz.
Oczywiście, że obchodzi nas los Alison, ale potrafimy odstawić strach na bok i
działać.
- I co takiego zrobiliście? Drake
nie robi nic, tylko wydzwania do Chrisa. To o niego teraz się najbardziej
martwi, a ty… Cóż, tobie nigdy na nikim nie zależało. Nawet nie wiem, co ty
tutaj w ogóle robisz.
- Słyszałem gorsze słowa
skierowane w moją stronę by mnie urazić. – stwierdził neutralnie – Jak ma ci to
jakoś pomóc i sprawi, że się ogarniesz, proszę bardzo. Zwyzywaj mnie i resztę
świata.
Kevin spojrzał na niego spode
łba. Dlaczego z pośród wszystkich ludzi na świecie ma za towarzysza chłopaka,
którego nawet nie da się obrazić. Rusty może i bywał denerwujący, a jego życie
nie było pokryte złotem, ale Kevin nie jeden raz zazdrościł mu podejścia do
życia. Gościu mógłby stać na czele ludzi, którzy twierdzą, że mają wszystko
gdzieś. Był tego czystą definicją. Możesz go obrażać, pluć w twarz, krzywdzić w
każdy możliwy sposób, ale on nadal będzie tam gdzie chce i w takim nastroju w
jakim mu się podoba. Ciężko było to zrozumieć, ale taki już był Rusty. Zależnie
od nastroju, był dla ciebie najlepszym
kumplem, albo traktował cię jak powietrze którego nawet nie warto wdychać.
Kevin głęboko odetchnął, wiedząc
że kłótnie nie są konieczne. Rusty miał rację, musiał się ogarnąć. Może
faktycznie trzeba łapać się każdej możliwej nadziei by całkowicie nie zatonąć. Jeśli
istniała chociażby niewielka szansa, że Alison żyje nie powinien stać
bezczynnie i machać jej na do widzenia. Nie było czasu by opłakiwać
najważniejszą osobę w życiu, jeśli naprawdę mogła jeszcze żyć. Nie potrafił w
to uwierzyć, mimo że bardzo tego pragnął. Cała ta sytuacja jawiła się mu w czarnych
barwach, a zmęczenie dodawało do tego swoje trzy grosze. Ignorując sen, który
niemal się do niego uśmiechał, włożył buty i wskazując drzwi podążył za
Rusty’im do salonu.
Rogner siedział już przy stole,
trzymając w dłoniach kubek parującej herbaty. Wyglądał na zdenerwowanego, co
jak na czarownika, który nie jedno widział było dosyć nietypowe.
- Shilla powinna tutaj być lada
moment. – powiedział nerwowo stukając palcami
Rusty zajął swoje miejsce na
fotelu w samym rogu, jak najdalej od drzwi wejściowych.
- Skąd to wiszące w powietrzu
napięcie? – spytał obojętnie Kevin opierając się o jedną ze ścian.
Rozejrzał się szukając wzrokiem
po pomieszczeniu. Drake’a oczywiście nie było. Nawet w salonie słyszał jak
maltretuje telefon w swoim pokoju. Zaczynał nie na żarty się denerwować. Jedno
z nich mogło nie odbierać telefonu, ale oboje to już nie był przypadek. Coś
było nie w porządku. Póki jednak nie odnajdą Alison, Kevin nie zamierzał nawet
myśleć o tym, co mogło dziać się z Chrisem lub
Darrenem.
- Nie wiadomo kogo przyprowadzi
ze sobą. – burknął Rogner. W jego głosie dało się usłyszeć nutę niechęci – Elfy
to bardzo dumne i stare stworzenia. Potrafią wywołać wojnę przez krzywe
spojrzenie. Poznanie ich etykiety zajmuje lata. Lepiej nie czyńmy niczego pochopnie
i nie odzywajmy się jeśli to nie będzie konieczne.
- Shilla zna ich etykietę? –
zainteresował się Rusty
- Na pewno lepiej niż ktokolwiek
z nas. – stwierdził Rogner chyląc głowę ku herbacie, jakby szukał w niej
ratunku.
Żadne z nich nie odezwało się przez
następne kilkanaście minut. Pogrążeni we własnych myślach czekali w spokoju na
gościa z odległej krainy. W końcu do ich uszu dobiegł ledwie słyszalny szelest.
Jakby wiatr zerwał liście z drzew, tylko, że bardziej szorstki i nieprzyjemny.
Chwilę później drzwi wejściowe otworzyły się, a do salonu dumnym krokiem weszła
wysoka dziewczyna. Elfka, co można było stwierdzić od razu. Wyglądała jakby
wyrwała się z jakiegoś zlotu maniaków fantasy, po drodze zaliczając Amazonię.
Przy czym jej wygląd przyprawiał o dreszcze, a Kevin niemal od razu zrozumiał
co miał na myśli Rogner i dlaczego tak się stresował. Otaczającą ją prastarą
energię można było niemal dostrzec w powietrzu. Jej ciemne włosy były splecione
w cienkie warkocze i spięte gdzieś wysoko z tyłu głowy. Skórę natomiast
pokrywały ciemne, wojenne malunki. Ubrana głównie w skórę bardzo przypominającą
strój bojowy z czymś co wyglądało jak kunsztowna maczeta włożona za pas. Nie
można było odmówić jej przy tym piękna. Wyglądała jak wojownicza bogini śmierci
jadąca by stoczyć z tobą ostateczną walkę. Dzikość jej złotych oczu i równie
jarzącej się skóry onieśmielała i sprawiała, że rwał się oddech.
Rogner wstał od stołu w momencie,
w którym przekroczyła próg. Chwilę mu zajęło by jakoś zebrać się w sobie i
cokolwiek powiedzieć. Kevin natomiast dostrzegł pewien brak, który nie pozwolił
mu milczeć.
- Gdzie jest Shilla?
Usłyszał jak czarownik nerwowo
nabiera powietrza za jego plecami. Prawie słyszał jego niemy krzyk „Uważaj! Nie
możesz jej znieważyć!”.
Elfka spojrzała na Kevina
wzrokiem mówiącym, że nie powinien się odzywać, ale mimo dumy, odpowiedziała.
- Wasza przyjaciółka zostanie w
Alatriz do mojego powrotu, w ten sposób zapewniając mi bezpieczeństwo. Nazywam
się Nessa i na prośbę niejakiej Shilli mam udzielić niezbędnych informacji,
których pod przysięgą nie można nikomu wyjawić.
- A co się stanie jak powiemy? –
spytał Rusty
Rogner jednak wyrwał się na przód
i stanął przed Nessą chcąc zasłonić siedzącego za nim Rusty’iego.
- Jestem Rogner, a to Kevin.
Oczywiście złożymy przysięgę.
Nessa przejechała po nim
oceniającym spojrzeniem, analizując w nim każdy szczegół. Jej złote oczy przypominały
Kevinowi dzikie zwierzę, które za długo było trzymane w klatce.
- Przysięga obowiązuje tylko
jedną osobę i tylko ta jedna dostanie potrzebne odpowiedzi.
Odwróciła głowę znacząco patrząc
na Kevina. Ciężar jej spojrzenia, sprawił, że nagle zabrakło mu powietrza. Nie
wierzył w to jak mały się przy niej czuł. Miał wrażenie, że jest nędznym
robakiem, który w każdej chwili może zostać zgnieciony. Nessa nie musiała nic
udowadniać, ani pokazywać własnej siły. Otaczająca ją energia mówiła sama za
siebie.
- Czy aby na pewno, tylko Kevin…
- Tak zostało postanowione. –
przerwała mu surowym tonem – Nie masz prawa podważać tej decyzji.
Czarownik niemal od razu odsunął
się w cień na poważnie traktując jej słowa. Wysunął ręce do przodu dając znak
Kevinowi. Ten zrobił niepewny krok w jej stronę. Zanim zdążył cokolwiek
powiedzieć sięgnęła po jego rękę i czymś co wyglądało jak pióro ze świecącą
stalówką wypaliła niewielki znak na jego skórze. Ból był mniejszy niż się
spodziewał, ale niemal od razu zakręciło mu się w głowie. Już myślał, że zaraz
zemdleje, kiedy obraz przed nim jakby został wsiąknięty i została tylko stojąca
przed nim Nessa, która skończywszy wypalać znak, ręką szarpnęła za jego
koszulkę rozrywając ją przy szyi. Już chciał na nią krzyknąć, ale w ostatniej
chwili się powstrzymał i w milczeniu obserwował co robi. Uniosła dłoń, w której
trzymała dziwne pióro i zaczęła wypalać kolejny znak tym razem tuż pod
obojczykiem.
- Ten symbol zwiąże cię przysięgą
milczenia. Jeśli kiedykolwiek powiesz komuś to co ci przekazałam znak się
otworzy i wypali twoje wnętrzności.
Powaga z jaką to powiedziała
upewniła go, że to wcale nie jest żart. Dlaczego elfy miałyby żartować? Istoty,
które spojrzeniem sprawiały, że miało się ochotę uciekać jak najdalej to
możliwe.
- Wy elfy zawsze wchodzicie i
rozstawiacie wszystkich po kątach? – wymsknęło mu się zanim zdążył ugryźć się w
język
Ku jego zdziwieniu usta Nessy
lekko się wygięły. Nie wyglądało to na uśmiech, ale zdecydowanie coś się w niej
ruszyło, dając znak, że nie jest aż tak straszna jak się wydaje.
- Przysięga obowiązuje tak samo
ciebie jak i mnie. – wyjaśniła chowając pióro do kieszeni
Jej ruchy były tak pewne siebie,
a jednocześnie pełne gracji, że Kevin mógłby patrzeć się na nią godzinami.
Jednak dobrze wiedział, że wcale nie ma tyle czasu. Rozejrzał się dookoła.
Salon, w którym jeszcze niedawno stał gdzieś zniknął zastąpiony bezkresną
ciemnością. Jedynym punktem zaczepienia była stojąca przed nim elfka.
- Jesteśmy w jakimś innym
wymiarze?
Nessa spojrzała najpierw w lewo,
a potem w prawo, jakby nie wiedziała o co mu chodzi. Najwyraźniej dla niej
odpowiedź była oczywista.
- Podobno macie jakiś problem z
Łowcą? – nasunęła go na ścieżkę, którą powinien się kierować ze swoimi
pytaniami
- Właściwie nie bardzo rozumiemy
pewną przepowiednię. „Zrodzeni z
jedności. Połączeni kontrastem. Równi wobec życia i śmierci. Przepadną
poróżnieni, by wznowić chwałę upadłych.” Podejrzewamy, że moja przyjaciółka
może być jednym ze składników.
- Praktycznie każdy może nim być.
– odpowiedziała wprost – To zaklęcie zostało stworzone razem z pierwszymi
Łowcami. To chyba najbardziej elastyczny rytuał jaki kiedykolwiek powstał.
Ponieważ Kevin nie wiele zyskał z
tej odpowiedzi, postarał się nie odrywać od niej wzroku dając znać by mówiła
dalej. Jej złote oczy przyprawiały go o ciarki, dlatego potrzebował całej
swojej determinacji, by nie odwrócić się i uciec.
- Pierwsi Łowcy zostali stworzeni
przez rasę elfów, które miały dbać o wasz wymiar, który nieustannie był
niszczony przez demony. Jak zapewne wiesz elfy są stworzeniami, które żyją
zgodnie z naturą, a każde wynaturzenie jest dla nich zagrożeniem, dlatego też
sami Łowcy musieli pozostać tak naturalni jak to tylko możliwe. Są śmiertelni,
a każde obrażenie jest dla nich tak samo niebezpieczne jak dla ludzi. Jedyną
ich przewagą są wzmocnione cechy fizyczne, takie jak siła, czy szybkość, ale
nawet w tym nie górują nad żadną istotą nadprzyrodzoną. Ponieważ są wojownikami
stworzonymi do walki, zawsze pozostają młodzi, by móc walczyć aż do kresu swych
dni. Ich umiejętności są przekazywane z pokolenia na pokolenie, ale każdy nowy
Łowca, który się narodzi jest słabszy od poprzednika, ponieważ jest jedynie
dzieckiem, które musi dorosnąć. Zaklęcie, które mylnie nazywasz przepowiednią
zostało stworzone, by w czasach, w których szeregi Łowców osłabną, można było
je odbudować.
To brzmiało dość sensownie. Z
tego co mówiła Nessa, Łowcy nie mieli łatwo. Całe życie mierzyć się z istotami
silniejszymi od siebie wiedząc, że pewnego dnia napotkają na przeciwnika, który
zakończy ich walkę.
- Co jest potrzebne by powstał
nowy Łowca?
- Najprostszym sposobem na to by
powstał jeden Łowca jest znalezienie ludzkiego rodzeństwa i przemiana jednego z
nich w istotę nadprzyrodzoną. Jednak najprostszy sposób zawsze jest najmniej
efektowny. Powstały w ten sposób wojownik będzie słaby i raczej nie na długo
przyda się w walce. Zaklęcie jest bardzo elastyczne, a chodzi w nim o to, by
związane ze sobą w jakikolwiek istoty, czy to gatunkowo, czy po przez więzy
krwi przemienić w coś zupełnie innego. Kiedy wykonywano to zaklęcie po raz
pierwszy wykorzystano dwa demony czystej krwi i jednego z nich próbowano
oczyścić. Niestety zakończyło się to jego śmiercią, co za tym idzie porażką.
- Oczyścić? – zdziwił się Kevin.
W dosłownym wyobrażeniu nie
brzmiało to zbyt strasznie, ale skoro zakończyło się tak tragicznie, na pewno
nie należało tego traktować dosłownie.
- Wiesz jak powstają czarownicy?
– zapytała, na co skinął głową w odpowiedzi
- Z dobrej, albo złej energii.
- Zła energia wywodzi się od
demonów, a jej przeciwwagą jest ta dobra. Wy ludzie nazywacie je aniołami.
- Aniołami?! – Kevin wybałuszył
oczy, jakby ktoś przed chwilą dał mu porządny cios w twarz – Nie mówisz
poważnie.
Nessa przekręciła oczami, co było
chyba najbardziej ludzkim gestem, jaki w niej dostrzegł.
- Wcale nie wyglądają tak jak je
sobie wyobrażasz. To po prostu dobre duchy, które nie występują w tym wymiarze,
a ich głównym zadaniem jest tworzenie. Są nudne i naprawdę ciężko się z nimi
dogadać. W każdym razie, próbowano oczyścić demona i zmienić jego złą energię w
dobrą, ponieważ się to nie powiodło znaleziono inny sposób i wykorzystano dwa
demony nieczystej krwi. Po długich męczarniach udało się oczyścić jednego z
nich i w ten sposób powstała setka Łowców. To największa liczba, która jak
dotąd powstała przy jednorazowym zaklęciu.
- Czyli to samo czeka Alison i
Raina. – myślał na głos Kevin – Alison została ugryziona przez Potępionego,
więc nie jest demonem czystej krwi, a Rain, kto tak naprawdę wie kim on jest?
Nie można zaprzeczyć, że jakiś demon przy nim majstrował. Skoro zaklęcie ma na
celu przeistoczenie, to żadne z nich nie zginie, tak?
- Jeśli rytuał zostanie odpowiednio przeprowadzony, to nie.
Jednak przemienione istoty po wypełnieniu zaklęcia nie muszą pozostać żywe.
Jest to potrzebne jedynie w trakcie. Jeśli Łowca uwięził dwa z demonów to jest
pewne, że jak już będzie po wszystkim zabije tego, który nim pozostał. Takie
jest jego zadanie.
- To zależy kogo wybierze. – szepnął Kevin.
Jeśli przez moment łudził się, że Alison faktycznie może
jeszcze żyć, to teraz całkowicie oprzytomniał. Raina nie próbowali odnaleźć, a
z Alison nie było to możliwe. To może oznaczać tylko jedno.
- Czy jesteś w stanie mi powiedzieć, czy ten rytuał się już
odbył? Jesteś w stanie to jakoś wyczuć?
- Wiem tyle o Łowcach, bo należę do jednostki elfów, która
ma je kontrolować. Lista aktywnych w tym czasie wojowników jest krótka. Jeśli
rytuał się odbył to bez efektu.
Kevin właściwie nie wiedział, czy to dobra, czy zła
wiadomość.
- A czy jesteś w stanie namierzyć danego Łowcę?
Spojrzał na nią jednocześnie szukając w sobie sił by się nie
poddawać. Ile by dał, by mieć obok siebie kogoś, kto mógłby go wesprzeć.
Niestety jedyną do tego zdolną osobą, była dziewczyna, którą znał od dziecka, i
która potrzebowała ratunku.
Odpowiedź Nessy decydowała być może o życiu i śmierci,
dlatego byłby w stanie nawet przejść przez piekło, byle tylko ją usłyszeć.